czwartek, 24 stycznia 2013

Jesteś moim swiatłem cz.1

*******************************************************************
NATHANIEL

Wigilia czas miłości i prezentów.. Pięknie brzmi nieprawdaż? Kolędowanie, ubieranie choinki, czekanie na pierwszą gwiazdkę. Rzeczy bez których nie można się obyć w każdej rodzinie. W każdej oprócz mojej.

Wyobraźcie sobie przez chwilę, że zamiast prezentów dostajecie świąteczne lanie po którym boli was całe ciało już i tak pokryte siniakami, i leżycie na podłodze w salonie nie mogąc się ruszyć. Miłe uczucie, w szczególności gdy po chwili ojciec kopniakiem zbiera cię z podłogi i krzyczy, że masz się ogarnąć bo zaraz przyjdą goście. A ty nie mogąc nic zrobić postępujesz tak jak ci kazał. Widzicie, nie chcielibyście być na moim miejscu.

Ale wracając do mnie, pozbierałem się i przebrałem niemal płacząc gdy materiał dotykał mojego ciała. I już po chwili byłem na dole otwierając drzwi przybyłym gością. Ciotka a za nią wój ze swoim zawsze pochmurnym synem wkroczyli szybko do salonu ledwo zaszczycając mnie spojrzeniem. I dobrze, tak było lepiej. Wolałem żeby mnie ingnorowali niż żeby przesadnie się mną interesowali. I tak mój ojciec uraczył ich takimi historyjkami na mój temat, że wątpie żeby chcieli sie mną kiedykolwiek zainteresować. Tym lepiej dla mnie.

Gdy już wszyscy zasiedli przy stole w salonie, niechętnie zająłem jedyne wolne miejsce koło kuzyna i patrzyłem w spokoju jak wszyscy dzielą się opłatkiem starannie wymijając moje krzesło. Żadna nowość, ale i tak serce lekko mi się ścisnęło : przypominając o mojej własnej beznadziejności.

No więc cierpliwie czekałem aż wreszcie skończą składać sobie życzenia przy okazji wpatrując się w kawałek kurczaka leżący na stole, gdy czyjaś dłoń zasłoniła mi pole widzenia. Uniosłem wzrok i zaskoczony spojrzałem na swojego kuzyna wyciągającego w moją stronę opłatek. Niepewnie uniosłem dłoń i odłamałem sobie kawałek mechanicznie składając życzenia i aż za dobrze zdając sobie sprawę z lodowatych spojrzeń utkwionych w moich plecach. Na szczęście nie trwało to zbyt długo. Ponieważ już po chwili wszyscy zajęli się jedzeniem.


I tu też było tak samo jak zawsze. Gdy tylko ojciec zauważył, że patrze na kurczaka, z głupim uśmieszkiem nałożył po udku dla każdego po kolei (oprócz mnie oczywiście) a pusty talerz położył tuż przede mną. Niby nic takiego, w końcu to tylko kurczak. Ale gdybyście mieli tą świadomość, że robi to tylko po to żeby mi dokuczyć. Skutecznie odechciałoby się wam patrzeć na cokolwiek innego. A przynajmniej mi się odechciało.

Siedziałem więc jak jakiś debil czekając aż wreszcie skończą jeść, pożegnają się i wyjdą. Gdy nagle zdarzyło się coś co nigdy dotychczas nie miało miejsca. Ojciec zwrócił się bezpośrednio do mnie.

- Xavier śpi dzisiaj u ciebie- powiedział wskazując na mojego kuzyna i patrząc na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.

-A ja gdzie mam spać? Przecież jest tylko jedne łóżko.- zapytałem niemal od razu kuląc się pod jego wzburzonym spojrzeniem.

Prawda. Zapomniałem, że nie mam prawa mówić do niego cokolwiek poza potwierdzeniem jego poleceń. Pierdolony ojczulek.

-Albo śpisz z Xavierem albo na podłodze, gówno mnie to obchodzi. -warknął i nie zawracając sobie głowy grzecznościami wyszedł z pomieszczenia razem z ciotką i wujem, dosyć efektownie trzaskając drzwiami.

Stłamsiłem w sobie chęć wykrzyknięcia za nim paru ciekawych epitetów i zrezygnowany odwróciłem się w stronę kuzyna. Wspominałem już, jak wyglądał? Niezbyt krótkie zmierzchwione czarne włosy, przeszywające zielone spojrzenie, wysoki, zgrabny. W sumie całkowite moje przeciwieństwo. Ja jestem blondynem, niebieskookim, średniego wzrostu, co prawda Xavierowi sięgam tylko do ramienia, ale cóż nie można mieć wszystkiego. A teraz nawet wydawałem się chyba jeszcze niższy niż zazwyczaj.

-Chodź- powiedziałem i skierowałem się na piętro do swojego pokoju.

Otworzyłem drzwi i spokojnie weszliśmy do środka,

-Tu będziesz spał- powiedziałem wskazując na duże łóżko stojące w centrum pokoju.

-A ty gdzie?

Zaskoczony uniosłem wzrok zastanawiając się czy mi się nie przesłyszało. Nie przypominam sobie aby kiedykolwiek wcześniej się do mnie odezwał. A teraz najzwyczajniej w świecie pyta się gdzie ja będę spał, prawie mógłym uwierzyć że się marwi. Prawie....

-Na podłodze- odparłem z udawaną nonszalancją i jakby to była dla mnie drobnostka, nie zwracając już na niego uwagi podszedłem do szafy i zdjąłem koszulkę żeby nałożyć piżamę. Szybko ją nałożyłem udając że nie słyszę zdziwionego sapnięcia na widok mojego posiniaczonego ciała. I nie patrząc w żadnym konkretnym kierunku podszedłem do łóżka żeby wziąść dla siebie przynajmniej jakiś koc.

Lecz zanim choćby zdążyłem skierować się w stronę przeciwną od łóżka, jakaś dłoń złapała mnie za łokieć wywołując tym mój przeciągły syk.

-Co ty robisz?- warknąłem , gdy zamiast mnie puścić pociągnął mnie na łóżko.

-Nie ma mowy żebyś spał na podłodze w takim stanie.-powiedział i najspokojniej w świecie przykrył mnie kołdrą kładąc się tuż koło mnie, a jednak w minimalnej odległości.

Poczułem chęć zaprotestowaia, w końcu to wyglądało tak jakby się nade mną litował, a ja nienawidze litości. Lecz miękkość łóżka okazała się dla mnie ważniejsza.

-Dzięki- szepnąłem i zażenowany odwróciłem się twarzą w przeciwną stronę.

***************************************************************************************
 XAVIER

Nienawidziłem tej corocznej tradycji. Dzielenie się opłatkiem, siedzenie przy stole i wieczne udawanie przesadnej radości. Na chuj komuś takie coś?

Raczej nie napawało mnie optymizmem ponowne przyjście do domu mojego wujka. Czasami jak patrzyłem na te ich sztuczne grzeczności, miałem ochotę wydłubać sobie oczy. Ale nie... moi rodzice i tak uparcie musieli do nich non stop przychodzić.

I tym razem nie miałem nic do powiedzenia w tej sprawie, westchnąłem stojąc u boku swego ojca i matki przed drzwiami znienawidzonego domu. Matka zapukała i już po chwili drzwi otworzyły się ukazując mi mojego kuzyna. A tak .....o nim nie wspominałem. W sumie można powiedzieć, że w mojej rodzinie ma złą opinie. Nie wiem dokładnie o co chodzi, ale to i tak nie moja sprawa. Z tego towarzystwa to on jak na razie wydaje mi się najnormalniejszy.

No więc wkroczyłem do środka i od razu skierowałem swoje kroki do zakrytego już stołu. A już po chwili miejsce obok zajął Nathaniel. Wujek wstał wziął do ręki opłatek i podzielił go pomiędzy wszystkich nie omieszkając pominąć własnego syna i jak gdyby nigdy nic zaczął składać sobie z moi ojcem życzenia.
A ja przyglądałem się temu z rosnącą irytacją. Jak można być tak złośliwym w stosunku do własnego dziecka? Zerknąłem na Nathaniela i przestraszyłem się nagłej pustki w jego oczach. On chyba sam nie zdaje sobie sprawy z tego że powoli to go wykańcza. Przedzieliłem swój opłatek i wyciągnąłem w jego stronę rękę z jednym kawałkiem. A on jakby dopiero po chwili załapując co ma przed oczami, podniósł wzrok i spojrzał na mnie zaskoczony, przyjmując ode mnie opłatek. Złożyliśmy sobie nic nie znaczące mechaniczne życzenia ale z jakiegoś powodu tym razem nie miałem nic przeciwko.

Później wszystko zleciało bardzo szybko, zjadłem kolację i zaskoczony przysłuchałem się cichej rozmowie moich starych z wujkiem. Chcieli zostać tutaj na noc. No pięknie.....
Wolałbym wrocić do domu i klepnąć się na swoje łóżko ale cóż, nie będę z nimi zaczynał, jeszcze by chcieli na złość przeciągnąć tę wizytę na dłużej niż jeden wieczór.

Po chwili ojciec Nathaniela podniósł wzrok i oznajmił synowi iż dzisiejszą noc spędzę w jego pokoju. Widziałem wzburzone spojrzenie Nathaniela i przyglądałem się w spokoju jak próbuje zaprotestować. Oczywiście ojciec nie miał zamiaru tego słuchać i wyszedł z pomieszczenia razem z moimi starymi.

-Chodź- usłyszałem i ruszyłem za nim na piętro.

Weszliśmy do pokoju i gestem wskazał mi łóżko i powiedział że ja będę na nim spać.

Zdziwiony rozejrzałem się dookoła ale nie zauważyłem nic innego co nadawałoby się do spania.

-A ty gdzie będziesz spał?

-Na podłodze- odparł i odwrócił się w kierunku szafy ściągając koszulkę.

Zszokowany wstrzymałem nagle powietrze na widok jego zmaltretowanego ciała. Prościej byłoby na nim znaleźć kawałek pobitego ciała niż takiego bez żadnego śladu. Niemal całe plecy pokryte były wielobarwnymi siniakami i krwiakami. Bałem się jak musi wyglądać w takim razie reszta jego ciala. Niestety nie miałem szansy dłużej sie przyjrzeć ponieważ dość szybko założył na siebie piżamę i podszedł do mnie ściągając w łóżka koc.

Zrobiło mi się go szkoda, dlatego zanim zdążyłem się odwrócić złapałem to za łokieć.

-Co ty robisz?-warknął gdy pociągnąłem go lekko w dół na łóżko.

-Nie ma mowy żebyś spał na podłodze w takim stanie- powiedziałem i przykryłem go kołdrą zostawiając miedzy nami odpowiednią odległość.

Spojrzałem na niego zmartwiony ale dość szybko odwrócił się twarzą w drugą stronę szeptając szybko słowa podziękowania.

Uśmiechnąłem się lekko powstrzymując od pogłaskania go po głowie i wzdychając lekko pomyślałem, przecież nie masz za co dziękować.

*************************************************************************************

Następnego dnia gdy tylko uchyliłem powieki dziwne uczucie zaczęło kiełkować w moim brzuchu. Sięgnąłem dłonią w prawą stronę lecz jedyne co napotkałem to zimne prześcieradło. Ciekawe gdzie mógł pójść Nathaniel o tej porze. Była dopiero siódma rano, na dodatek jeszcze niedziela.

Zmartwiony powoli zwlokłem się z łóżka kierując w kierunku łazienki lecz zanim tam dotarłem dziwny dźwięk dobiegł moich uszu. Zaciekawiony zawróciłem kierując kroki do salonu, miałem jeszcze jakieś dziesięć metrów do drzwi. Lecz gdy nagły krzyk rozdarł jako taką ciszę domu, pokonałem resztę drogi kilkoma wielkimi susami. Jak burza wpadając do środka. Zamurowało mnie.. Po środku pokoju wujek z paskiem w ręku zamachiwał się na klęczącego Nathaniela, który starał się chronić pod sobą obitą do krwi rękę. A tuż obok przy ścianie stali moi rodzice z drwiącymi uśmieszkami przyglądając się tej sytuacji.

-Co wy odpierdalacie? Do reszty wam na mózg padło? -wrzasnąłem przyskakując do Nathaniela i przy okazji obrywając pasem który właśnie był na niego wymierzony.

Syknąłem z bólu i wkurzony nie na żarty, podniosłem Nathaniela który ledwie słaniał się na nogach, stając twarzą w twarz z niezadowolonym wujkiem.

-Kim ty jesteś żeby mi przerywać w karaniu syna?-warknął groźnie ważąc pas w dłoni.

-A ty kim jesteś?-odwarknąłem.- Pierdolonym katem, do tego z grupką chorych psychicznie wyznawców-z obrzydzeniem wskazałem w kierunku moich starych.

-Nie waż się go kurwa nigdy więcej tknąć!-wrzasnąłem wyprowadzając Nathaniela i szybko kierując się do jego pokoju.

-Od kiedy to ty taki waleczny, żal Ci się mnie wreszcie zrobiło?-sarkastyczny szept przepełniony bólem wyrwał się z ust Nathaniela, gdy tylko zamknęliśmy drzwi.

-Nie jest mi ciebie żal, tylko chodzi o sam fakt że takie coś się dzieje. Nie powinno tak być... ojciec nie powinien katować swojego dziecka.To chore.....


-Ty mi nie będziesz mówił co tu jest chore...Wy wszyscy już od dawna dobrze wiedzieliście o tym co mi robił.


-Gdybym o tym wiedział, od razu bym go ukatrupił-warknąłem wkurzony podnosząc głos.-Czy ty myślisz że ja jestem jakimś debilem którego jara patrzenie na czyjeś cierpienie?!


-Twoja rodzina jest, więc może i ty też..Skąd mam to wiedzieć-podejrzliwie zmrużył oczy patrząc na mnie wrednie.


-Czy jeśli byłbym taki jak moja rodzina, pomógłbym ci?-zbulwersowałem się nie wierząc w to co od niego słyszę.


-A może uratowałeś mnie tylko po to żeby dać mi nadzieje, że tak naprawdę tak nie musi być. Że tak naprawdę mogę żyć bez ojca który wiecznie mnie katuje... Że mógłbyś mnie zabrać ze sobą.. A potem gdy bezgranicznie bym ci już uwierzył, kopnąłbyś mnie w dupę mówiąc, że chyba nie liczyłem że mówisz prawdę. A wszystko po to żeby po prostu załatwić mnie do końca. Co ?! Już się znudziło bicie i poniżanie ?! Tak!!! Teraz trzeba skończyć z Nathanielem po co nam taki mały gnojek który niszczy nam życie, pewnie tak myślicie!!-Wyraz twarzy Nathaniela nagle uległ zmianie. Łzy strumieniami poczęły spływać po jego drobnej twarzy a usta drżeć od powstrzymywania szlochu.-Może byśmy tak zabawili sie nim po raz ostatni... Dać mu nadzieję i tak po prostu ją odebrać kiedy będzie miał ochotę dać swoje życie za wolność. To musi być zabawne, nieprawdaż? Wykończyć kogoś tak aby później nie widział już sensu aby isnieć. Bo co po istnieć skoro na każdym kroku czeka tylko ból i ciemność. Nie łatwiej się zabić? Nie trzeba by było już się niczym przejmować. Co to za sztuka popełnić samobójstwo... nic bardziej trudnego, wystarczy tylko...


Głośny plask rozległ sie po pokoju i długi potok słów ze strony Nathaniela szybko się urwał.


-N i g d y   n i e   w a ż  s i ę   mówić o samobójstwie. To wcale nie jest żadne rozwiązanie rozumiesz?!-wrzasnąłem powoli opuszczając rękę, którą wymierzyłem mu porządnego plaskacza.
Nathaniel wpatrywał się we mnie zszokowanym wzrokiem trzymając zakrwawioną rękę tuż przy policzku a jego pełne wiśniowe wargi drżały ze strachu.

 Nie mogąc się powstrzymać szybko zbliżyłem się do niego i objąłem go silnie ramionami aby wreszcie uwierzył mi, że naprawdę nic mu nie zrobię.


-Ja naprawdę nie wiedziałem że on się nad toba znęca. Przysięgam.. gdybym wiedział w życiu bym mu na to nie pozwolił... Wiem, że mi nie wierzysz ale jeśli chcesz to naprawdę mogę ciebie wziąźć ze sobą. Mam własny domek do którego moi rodzice nie mają wstępu, kiedyś dostałem go w spadku po dziadkach, mógłbyś tam zamieszkać dopóki nie wyjdziesz na swoje-powiedziałem delikatnie głaszcząc go po plecach dla uspokojenia.


-Nie w..wierzę ci-wyjąkał próbując lekko się ode mnie odepchnąć.


-Możesz mi nie wierzyć ale zamierzam cię właśnie spakować i wezwać taksówkę żeby zabrać cię ze sobą. A ty siedź tu grzecznie i nigdzie się nie ruszaj- wyszeptałem mu do ucha i wypuszczając go z objęć odmaszerowałem do dużej szafy szukając w niej jakiejś walizki.


Gdy ową rzecz znalazłem wyjąłem po kolei z szafy wszystkie jego ubrania i zapakowałem je do niej nie czekając nawet na słowo komentarza z jego strony.


Po chwili wziąłem jakąś reklamówkę i rzuciłem nią w jego stronę.


-Spakuj reszte swoich rzeczy a jak skończę z tym i wychodzimy.


Nathaniel stał w miejscu w którym go zostawiłem patrząc na mnie kompletnie zagubionym wzrokiem.


-Ty naprawdę nie żartujesz?-zapytał patrząc na mnie z taką nadzieją w oczach, że ledwie powstrzymałem się aby nie podejść do niego ponownie i znów przytulić.


-A chcesz żebym żartował?


-Nie-jego twarz na sekundę rozjaśniła się uśmiechem i szybko spakował potrzebne rzeczy a następnie kazałem mu zejść na dół po drodze zatrzymując się przed jego ojcem i wymierzajac mu porządny cios w szczękę.


-I spróbuj tylko kiedykolwiek jeszcze się do niego odezwać albo upomnieć się o niego, a przyjdę i zabiję cię.. Rozumiemy się ?- wyszeptałem tuz przy jego twarzy i nie spojrzawszy na rodziców wyszedłem z domu kierując się do taksówki i czekającego w niej mojego Nathaniela. 


Już ja zadbam o to aby był bezpieczny.Aby nigdy więcej nie działa się mu krzywda, pomyślałem widząc jego niepewny uśmiech gdy wgramoliłem się do środka.


-No to jedziemy.