środa, 11 grudnia 2013

Uwaga!

Mam nadzieję, że nie będziecie mieli mi za złe ale rozdział JmŚ jednak wstawię dzisiaj wieczorem.. Mój złośliwy telefon wykasował mi pół rozdziału a nie mam siły teraz tego nadrabiać ehh... Muszę pomyśleć na spokojnie po szkole, o nowa coś nabazgrze.

Pan od Historii - Rozdział 8


DAMIAN

Odskoczyłem w bok zwiększając trochę odległość pomiędzy mną, a gorylem mojego ojca. 

-O czym tak bardzo chcesz porozmawiać?- prychnąłem starając się zyskać na czasie. 

-Nie tyle co porozmawiać, a pokazać ci gdzie twoje miejsce- stwierdził ze złowrogim błyskiem w oku.

Wydawał się być taki spokojny. Zaniepokoiłem się.. Nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób, zupełnie jakby tym razem miał plan. Jaki? Tego nie wiem i tym bardziej zaczynałem się bać..

-Wiem gdzie moje miejsce- warknąłem stawiając jeszcze kilka kroków do tyłu.- Ale wygląda na to, że ty już nie koniecznie...


*

SEBASTIAN

Już miałem nakrywać do stołu, gdy usłyszałem cichy dzwonek mojej leżącej na szafce nieopodal komórki. Zdjęty złym przeczuciem szybko chwyciłem w dłoń aparat i zerknąłem na wyświetlający się kontakt. 

Damian.. Czułem jak moje serce zatrzymuję się gwałtownie, a oddech więzi w płucach. Szybko odebrałem połączenie i przyłożyłem komórkę do ucha.

-Ach tak, a ja jestem innego zdania- usłyszałem jakby stłumiony głos Damiana.

-Damian?! Damian?!-krzyknąłem przestraszony do słuchawki, słysząc w tle dziwnie znajomy głos.

- O czym tak  bardzo chcesz porozmawiać?-usłyszałem, jak zwraca się do towarzyszącej mu osoby.

-Nie tyle, co porozmawiać, a pokazać ci gdzie twoje miejsce...- odparł nieznajomy, a mnie zmroziło się serce.

Już wiedziałem skąd znałem ten głos. Szybko zerwałem się z miejsca i zakładając buty krzyknąłem Kamilkowi, że ma zostać w pokoju i że zaraz wrócę, po czym jak goniony przez stado rozszalałych byków wybiegłem z domu kierując się w stronę sklepu, do którego prawdopodobnie poszedł Damian.

*
DAMIAN

- Co, nagle straciłeś mowę?- zadrwiłem, gdy przez dłuższą chwilę nie odzywał się jedynie wpatrując w moją sylwetkę.

Tylko lekkie drgnięcie powieki zdradziło, że wcale nie jest taki spokojny na jakiego starał się wyglądać.

-Uuu... widzę zrobiło się bardzo pyskatym.. Twój kochaś widocznie dużo cię nauczył- zawarczał patrząc na mnie z największą dozą obrzydzenia jakie może ukazać się w ludzkich oczach.- Jak poprawnie dawać dupy, też cię nauczył pedale?

Poczułem się jakby wymierzył mi cios prosto w serce. Nie dość, że wspominał o mojej orientacji, to jeszcze trafił w obiekt westchnień.. Tylko z jedną rzeczą nie trafił..

- Nie masz prawa mówić tak o Sebastianie!- krzyknąłem wyprowadzony z równowagi.- On jest tylko moim opiekunem, nie masz prawa go obrażać!- stanąłem w jego obronie wiedząc, że moimi słowami tylko jeszcze bardziej go rozzłoszczę. 

Z drugiej strony, miałem nadzieję, że zanim zdąży cokolwiek zrobić, Sebastian zorientuję się w sytuacji i  mnie znajdzie.

-Ty mi nie będziesz mówił co mogę robić, a co nie gówniarzu- wysyczał wyraźnie wkurzony, nerwowo zaciskając pięści.- Po tym jak skończę z tobą, zajmę się też twoim kochasiem, więc nie musisz zawracać sobie głowy kryciem go.. I tak skończy tak samo jak ty..- powiedział uśmiechając się chytrze i niepostrzeżenie kiwając głową. 

W jednym momencie poczułem jak czyjeś silne ręce łapią mnie od tyłu i unieruchamiają moje ramiona. Zerknąłem wstecz dostrzegając szczerzącego swoje krzywe zębiska towarzysza mojego ojca, którego nierozważnie chwilę temu spuściłem z oczu. Jego cuchnący oddech owiewał moją twarz sprawiając, że miałem ochotę puścić pawia. Szybko odwróciłem głowę na powrót patrząc w twarz mojego ojca.

-Jeśli cokolwiek mi zrobisz Sebastian dopilnuje żebyś od razu wylądował w pierdlu- warknąłem starając się wyszarpnąć z kleszczowego uścisku.

Mój staruszek jedynie roześmiał się głośno, jakbym właśnie opowiedział mu jakiś przezabawny dowcip.

-Nie będzie miał kiedy mnie zgłosić, jak tylko z tobą skończymy od razu pójdziemy do niego do domu, w pojedynkę i po straceniu swojego małego pedałka z pewnością nie będzie taki waleczny..

-Mówiłem już przecież, nic Go ze mną nie łączy!!!- wrzasnąłem rozwścieczony samą myślą, że mogliby mu zrobić krzywdę przeze mnie. 

-Zamilcz!- krzyknął tylko w kilku krokach stając tuż przede mną.- Nie mam zamiaru słuchać już żadnych słów wydobywających się z twoich oślizgłych ust śmieciu- zasyczał powoli unosząc dłoń.

Wiedziałem co to oznacza. Spiąłem wszystkie mięśnie gotując się na zbliżający cios i ze strachu zamykając oczy. Już nic mnie nie mogło uratować.. 

-To ty tu jesteś jedynym śmieciem- usłyszałem nagle znajomy głos i poczułem jak potężny uścisk na moich ramionach delikatnie się zmniejszył. 

Niewiele myśląc skorzystałem z okazji i wyrwałem się odskakując na bezpieczną odległość. Lecz chwilowo nie miałem czego się bać, bo z tego co widziałem wyrostek w tej chwili bardziej był zajęty odciąganiem wyprowadzonego z równowagi Sebastiana, niż ponownym złapaniem mojej osoby. 

Nie wiedziałem co robić.. Stałem tylko wpatrując się w nich i trzęsąc się jak osika, podczas gdy Sebastian okładał leżącego pod nim mężczyznę. Szczerze musiałem przyznać, że w tej sytuacji mój ojciec nie miał z nim najmniejszych szans.. Dzika furia wręcz wylewała się z Sebastiana znajdując swoje ujście w każdym kolejnym ciosie. 

Towarzysz mego ojca orientując się w zaistniałej sytuacji, chyba pierwszy raz podjął mądrą decyzję ukradkiem uciekając z miejsca walki. A ja nadal nie potrafiłem zrobić nawet jednego kroku w kierunku okładających się mężczyzn. 

-Nigdy.. więcej.. nie.. waż.. się .. go ..tknąć- warczał Sebastian po każdym słowie nagradzając mego ojca kolejnym ciosem. 

Zaniepokojony zauważyłem, że ten powoli przestaje się ruszać ledwie kryjąc twarz przed jego pięściami. 

-Przestań!!- krzyknąłem po chwili spanikowany, gdy ciało mojego ojca zastygło w bezruchu. 

Jak za sprawą czarodziejskiej różdżki odzyskałem władzę w nogach i szybko podbiegłem o Sebastiana łapiąc jego uniesioną dłoń. 

-Proszę, przestań.. Nie bądź taki jak on..- jęknąłem czując jak moja twarz zalewa się łzami. 


*

SEBASTIAN

Kompletnie straciłem panowanie nad sobą, gdy zobaczyłem jak ten sadysta podnosi rękę na mojego Damiana. Nawet nie zarejestrowałem momentu w którym wylądowałem na nim okładając go pięściami. Nie szczędziłem siły, nie interesowało mnie czy coś mu się stanie.. Musiał pożałować tego co zrobił. Dopiero delikatny uścisk na mojej uniesionej dłoni zwrócił moją uwagę.

-Proszę, przestań... Nie bądź taki jak on..- usłyszałem słowa wychodzące z ust Damiana i zobaczyłem jak jego twarz zalewa się łzami. 

Czy w jego oczach naprawdę wyglądałem teraz na potwora? Dopiero teraz dostrzegając, że moja ofiara straciła przytomność wyprostowałem się szybko gwałtownie przytulając drobne ciało Damiana do siebie. 

-Nigdy więcej, nie puszczę cię nigdzie samego- wyszeptałem dopiero teraz zdając sobie sprawę, że przez cały ten czas moje serce biło szybko ogarnięte przerażeniem iż może być za późno.. Że coś mu się stanie, a ja nie zdążę na czas. 

To było najgorsze przeżycie w moim życiu... Nigdy wcześniej nie czułem się tak bezsilny i przerażony. 

-Boże.. myślałem, że nie zdążę. Że zanim przyjdę on...- nie potrafiłem wykrztusić z siebie nic więcej. Jedynie mocniej przycisnąłem do siebie jego drżące ciało zanurzając nos w jego pachnących jaśminem włosach.

Pierwszy raz w życiu byłem pewien jednej rzeczy. To właśnie Damian jest tą osobą, której nigdy nie chce stracić. To właśnie on jest jedynym którego chce.

-Ćś.. wszystko będzie dobrze. Wracajmy do domu- uspokoiłem go, powoli prowadząc nas w stronę domu. 

To nie był czas abym mógł wyznać mu, że niekoniecznie zależy mi na nim tylko jak opiekunowi na podopiecznym. Musiałem uszanować to, że nie jest to zbyt odpowiednia chwila. A i sam miałem jeszcze kilka rzeczy do przemyślenia. Na razie postarałem się aby zasnął spokojnie w swoim pokoju, po czym sam udałem się do własnego. 

Jutro czeka mnie stresujący dzień...

********************************************************

W małym sercu Sebastiana wreszcie coś się ruszyło. Tylko czy będzie miał szansę wyznać to Damianowi? Czy może jednak będzie omijał się z celem?

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Info :)

Z tego co zauważyłam robi się was coraz więcej. :) Dziennie około 1500 wejść co mnie niezmiernie cieszy. Obiecuję, że w miarę czasu poprawię trochę niektóre historie.. A teraz inna sprawa :D Chciałabym wiedzieć, czy są tutaj osoby, które chciałyby poznać moją tożsamość, w sensie.. Mój wygląd.. XD Ostatnio troszkę się nad tym zastanawiałam i stwierdziłam, że zanim wstawię zdjęcie spytam się was o zdanie. To jak ?

niedziela, 8 grudnia 2013

Prawda czy wyzwanie - Rozdział 5

cPrzepraszam, że tak późno. Lecz właśnie pobiegłam do nocnego po doładowanie. Wykupiłam Internet bo na kompie mi padł i właśnie wstawiłam ten rozdział. PoH bd pojutrze i Jmś też.Teraz nie mam jak przerzucić ich na komórkę.. :( Prawdę za to pisałam już Na telefonie, dlatego mogę ją opublikować.. Minusem pisania na telefonie jest jednak fakt, że nie wiem jak długi tekst mi wyszedł. Pół dnia męczyłam się z upartym laptopem, który jak na złość zepsuł się akurat dzisiaj... :( Przepraszam,że nie dotrzymałam słowa. Pojutrze wieczorem przerzucę rozdziały na telefon i wstawię..

................................
Dobra, koniec tego słodzenia- stwierdził Kail odrywając mnie od mojego chłopaka.

Boże, jak to dziwnie brzmi, pomyślałem mimowolnie się uśmiechając.

-Siadajcie i częstujcie się- powiedział, a ja dopiero teraz zauważyłem pachnące potrawy rozłożone na stole.

Była chińszczyzna, spaghetti, naleśniki w czekoladzie, ramen i nawet zwykłe kanapki. Dla każdego coś dobrego, podsumowałem nakładając na talerz kilka naleśników i wzrokiem szukając jakiegoś wolnego miejsca do siedzenia.

Przy głównym stole wszystkie były zajęte.

-Kotuś! Tu jest wolne...

Czyżbym dobrze słyszał?! Kotuś...

Starając się opanować emocje, zacisnąłem  swoje dłonie w pięści i powoli odwróciłem się w stronę, z której pochodziło źródło głosu.

Kotuś pff..tak to się można zwracać do dziewczyny, a nie do mnie..

Z wymuszonym uśmieszkiem ruszyłem w jego stronę, powoli kładąc swój talerz na blacie. Jak gdyby nigdy nic, zawiesiłem się na jego szyi usta zbliżając do jego ucha.

-Jeszcze raz powiedz do mnie kotuś... A gorzko pożałujesz- wysyczałem,  cofając się i z niewinną minką zabierając się za swoje jedzenie. Starałem się nie patrzec w kierunku podejrzanie uśmiechniętej twarzy Eisakiego, który po chwili także zabrał się za swoje.

Mhmm naleśniki były wprost przepyszne. Z każdym kolejnym kęsem mój humor się poprawiał i już prawie zapomniałem o incydencie sprzed chwili.

Nie lubiłem gdy ktoś używał zdrobnień zwracając się do mnie. Szczególnie, że i tak miałem budowę ciała pasującą bardziej do dziewczyny. Brakowałoby mi tylko żeby mnie jeszcze tak traktowano...

Z rozkoszą zjadłem ostatni kawałek naleśnika obficie polanego słodką czekoladą i zaniosłem talerz do zlewu.

-Dzięki, było przepyszne- uśmiechnąłem się do opartego obok Kaila.- Zastanawia mnie tylko fakt, kto to wszystko przygotował.. Tylko nie mów, że ty. Raczej nie wyobrażam sobie ciebie przy garach- uśmiechnąłem się do niego serdecznie, ignorując wbijające się w moje plecy spojrzenie.

Kail spojrzał na mnie oburzony.

-Czemu sobie nie wyobrażasz? Sam to wszystko przygotowałem..

Zaskoczony przyjrzałem mu się nadal lekko powątpiewając.

-Nie wierzysz mi?- zapytał spoglądając na mnie groźnie przymkniętymi oczami.

-Nie to, że nie wierzę..-zaprzeczyłem pospiesznie-...bardziej zastanawia mnie fakt, kiedy miałeś na to czas i jakim cudem chciało ci się to w ogóle wszystko robić.

-W przeciwieństwie do ciebie, kiedy zabawiałeś się w moim pokoju, ja skrupulatnie zajmowałem się sprzątaniem domu, co zajęło mi dość sporo czasu. Następnie stwierdziłem, że jest już zbyt późno, aby iść spać, więc dla zajęcia czymś czasu począłem przygotowywać śniadanie dla moich biednych prawdopodobnie skacowanych przyjaciół- wyjaśnił jak zwykle wyniosłym głosem, próbując ukryć uśmiech satysfakcji który wypłynął mu na twarz, gdy z podziwem poklepałem go po plecach.

-Jestem z ciebie dumny- powiedziałem głosem pełnym powagi, z iskierkami wesołości skrywającymi się  w moich błękitnych oczach.
Dzielnie przemilczałem jego pierwsze zdanie, starając skierować temat na inne tory.

-A co się stało z tą dziewczyną, którą wczoraj wyrwałeś? Niezła była.

Kail skrzywił się nieznacznie, jakby samo wspomnienie napawało go obrzydzeniem.

-Może i niezła, ale bardziej tępa już być nie mogła... Znasz mnie, nie gustuje w pustakach- westchnął wyciągając z półki butelkę soku pomarańczowego i nalewając go do dwóch kubków, podał mi jeden z nich.

-Dzięki-kiwnąłem głową i upiłem trochę, nawet smaczne..- Tak w ogóle, która godzina -zapytałem po chwili zamyślony.

Chłopak uniósł nadgarstek ozdobiony dużym firmowym zegarkiem i zerknął na tarczę.

-Wpół do dziesiątej..

Zaskoczony rozejrzałem się dokoła dopiero teraz zauważając, że większość ludzi już się zwinęła. Sam miałem być w domu najpóźniej o dziewiątej. Obiecałem to dzień wcześniej rodzicom, w zamian za puszczenie mnie na imprezę.

-Kurde muszę się zwijać- oznajmiłem odstawiając swój kubek na blat i podając mu rękę na pożegnanie, rozejrzałem sie dokoła. - Widziałeś gdzieś Eisaku, jeszcze chwilę temu tu był?- zapytałem zaniepokojony.

Kail wzruszył ramionami.

-Przez dłuższy czas się nam przyglądał, ale później zerwał się nagle i wyszedł. Może poszedł do łazienki, albo zostawił na górze komórkę?

Zaniepokojony opuściłem kuchnię kierując się w stronę salonu.

Jak mogłem nie zauważyć, że wyszedł, pomyślałem zdenerwowany zaglądając po kolei do każdego pomieszczenia, lecz nigdzie go nie było.

-Naomi!- zatrzymałem stojącą w przedpokoju dziewczynę.- Widziałaś może Eisaku?

Dziewczyna przyjrzała mi się badawczo.

-Wyszedł jakieś dziesięć minut temu...

No pięknie, pomyślałem. Dopiero pierwszy dzień naszego rozejmu, a ja już zdążyłem go olać. Co prawda nieumyślnie, ale jednak..
Pełny wyrzutów sumienia wyciągnąłem komórkę chcąc przynajmniej do niego zadzwonić, gdy wtem zdałem sobie sprawę, że nawet nie mam jego numeru telefonu.

Wcześniej nie był mi potrzebny z oczywistych powodów. A z tego wszystkiego kompletnie zapomniałem o niego zapytać.

Załamany potarłem palcami skronie próbując wysilić mózg, aby wymyślić co teraz zrobić.

-Naomi..

Dziewczyna zwróciła głowę w moim kierunku znad wiązanych sznurowadeł.

-Hmm?

-Masz może jego numer?- spytałem kompletnie zażenowany, starając się udawać, że nie widzę jej pełnego dezaprobaty spojrzenia.

-Mam, tylko nie rozumiem czemu Ty go nie masz..-odpowiedziała podając mi swoją komórkę z wyświetlonym juz kontaktem.

Nie skomentowałem. Podziękowałem jedynie wręczając jej po chwili telefon.

Trochę bałem się zadzwonić biorąc pod uwagę fakt, że pewnie odrobinę go wkurzyłem. Nie chciałem nawet sobie wyobrażać jak musiał się czuć , gdy stałem sobie gawędząc w najlepsze z Kailem i nawet nie zwróciłem uwagi na jego zniknięcie. 

Biorąc głęboki wdech i wydech nacisnąłem wreszcie zieloną słuchawkę i przystawiłem telefon do ucha. Po pięciu sygnałach włączyła się poczta głosowa. Spróbowałem jeszcze raz,lecz z takim samym skutkiem.

W sumie nie ma mojego numeru, być może nie odbiera od nieznajomych numerów, próbowałem się pocieszyć. Przynajmniej napisze wiadomość.. Szybko wystukałem kilka słów i wcisnąłem przycisk wyślij. Mam nadzieję, że to przeczyta..

Powoli ubrałem buty i kurtkę, po czym krzyknąłem w głąb domu, że wychodzę. Lodowaty wiatr uderzył we mnie całą swoją siłą, gdy tylko przekroczyłem próg domu.

Może i w środku było ciepło, lecz temperatura na zewnątrz już od kilkunastu dni nie przekraczała mniej niż dziesięć stopni na minusie. W tym roku zima zaczynała się o wiele mroźniej niż w latach poprzednich. Do tego jeszcze ta wszechstronna biel.. Gdziekolwiek nie spojrzysz, razi cię po oczach swoją jasnością, jak i także skrytą tajemnicą. Drżysz na samą myśl zimna,które by cię opanowało gdybyś uległ jej pokusie i zanurzył się w jej pięknych płatkach, a jednak nie możesz powstrzymać fascynacji na myśl, że każdy jej płatek jest inny, całkowicie boski i unikalny.

Zaciągając na marznące uszy kaptur, wolnym krokiem ruszyłem do domu. Miałem przynajmniej te szczęście, że mieszkałem ledwie ulicę dalej. A biorąc pod uwagę tnący w policzki śnieg, zamarzłbym gdybym mieszkał w jakiejś większej odległości, tak jak na przykład Eisaku, którego dom znajdował się prawie na obrzeżach miasta.

Moje policzki na same wspomnienie o nim spłonęły gorącą czerwienią. Zrobiłem to.. oddałem mu swój pierwszy raz. Choć biorąc pod uwagę fakt jego długoletniego zadurzenia, on pewnie także był prawiczkiem. Do tego chciał ze mną być..nie chwilka.. On już ze mną jest, poprawiłem się w myślach wspominając jego dzisiejsze słowa. Albo i nie.. Dodałem po chwili przypominając sobie, że w sumie to nawet nie wiem na czym stoję. Gdyby nie to, że go rano nieumyślnie olałem, być może teraz siedziałby ze mną w moim pokoju i w spokoju przytulał moje stęsknione jego osoby ciało.

Wzdychając zatrzymałem się tuż przed bramą mego domu jeszcze raz wyciągając z kieszeni komórkę i wybierając jego numer. Może tym razem odbierze..

Jakież było moje zdziwienie, gdy po dwóch sygnałach usłyszałem jego zmęczony głos w słuchawce.

-Słucham..

-Ei?- upewniłem się drżącym głosem.

-A któżby inny..

Taka odpowiedź trochę zbiła mnie z tropu.

-Wszystko w porządku?- zapytałem po chwili przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę.

-W jak najlepszym, już dawno nie czułem się lepiej- powiedział, a jego głos jakby ocieplił się, gdy wypowiadał te słowa. 

Poczułem lekką ulgę, gdy to usłyszałem lecz nadal pozostawała ostatnia kwestia.

-Kiedy wyszedłeś od Kaila?

-Coś koło dziewiątej dziesięć, może dwadzieścia.. Ojciec zadzwonił do mnie, żebym jak najszybciej przyjechał, potrzebował mojej pomocy w sprawie remontu..

-Czemu mi tego nie powiedziałeś, wyszedłbym z tobą- odparłem zasmucony.

-Nie chciałem ci przeszkadzać.. Byłeś dość.. zajęty.

Czując się jak kompletny palant westchnąłem prosto w słuchawkę próbując dobrać odpowiednie słowa.

-Przepraszam.. Ja zagadałem się, z góry założyłem, że zaczekasz na mnie i.. Kurde jestem idiotą- warknąłem sam na siebie, z bezsilności zaciskając swoje dłonie w pięści.- Naprawdę przepraszam- dodałem czekając na to co on powie. 

Przedłużająca się cisza po drugiej stronie, chyba jednak nie znaczyła nic dobrego. Już zaczynała ogarniać mnie fala paniki, gdy nagle się odezwał.

-Masz dzisiaj czas?

Serce podskoczyło mi gwałtownie i nie mogłem powstrzymać nie zdrowego  podniecenia, na myśl, że będę mógł z nim porozmawiać, przytulić bądź pocałować.

-Jasne- odpowiedziałem szybko.

-Spotkajmy się o siódmej na Berlinkton koło Santako*...

-Okej- potwierdziłem brzmiąc nadzwyczaj entuzjastycznie.-To do zobaczenia.

-Czekaj!


Zdziwiony uniosłem delikatnie brwi.

-Coś się stało?

-Nic.. Ja tylko... Nie mogę się doczekać- wyszeptał czułym głosem, przyprawiając mnie o szkarłatne rumieńce.

-Ja też- odszepnąłem równie czule i nie mogąc znieść dłużej nieznośnego napięcia pożegnałem się szybko kończąc połączenie.

Czemu akurat przy nim czułem tak dużo sprzecznych emocji na raz?    

............

* wymyślona nazwa sklepu

sobota, 7 grudnia 2013

uwaga





Rozdziały już prawie gotowe jutro wstawię PoH i Jesteś moim światłem... Ale to wieczorem, rano za to wstawię prawde czy wyzwanie..


A teraz małe pytanko do was :) Czy u was wszystkich miasto przykryła już śnieżna czapa ?

Bo u mnie jest tak :



niedziela, 1 grudnia 2013

JUż jestem

Dziękuję za wsparcie <3 Teraz już jest w porządku.. Postaram się niedługo coś napisać :) 

Jakiej historii rozdział chcecie najpierw ?>

poniedziałek, 25 listopada 2013

uwaga !

Najbliższy rozdział pojawi się dopiero w tym tygodniu ale na pewno nie dzisiaj ani nie jutro.. Moja kuzynka trafiła w ciężkim stanie do szpitala, gdy dowiedziała się, że jej chłopak który wyjechał za granicę, zginął w wypadku. Popełniła próbę samobójczą i teraz nie można jej wybudzić, od pół tygodnia jest w śpiączce, dopiero dzisiaj mi powiedzieli, bd teraz z nią siedzieć przez najbliższe kilka dni w szpitalu. Mam nadzieję, że wszystko bd dobrze... ;c Dlatego z góry przepraszam, ale teraz na bloga zajrzę pewnie dopiero w czwartek...

niedziela, 24 listopada 2013

hejka!

Nie wiem czemu  ale niektóre komentarze mój blog zalicza jako spam, właśnie je odblokowałam ;o

Co do pytania, czemu Kamilek który ma 2 latka gada tak dorośle.. Sama nie wiem... Jest to po prostu bardzo mądre dziecko.. W sumie zauważyłam, że nie tylko ja tak robię. Ja np. wzoruje się na mojej siostrzenicy, ma niecałe trzy latka, a potrafi naprawdę mądrze rozmawiać. Wiadomo, może nie aż tak jak w tym opowiadaniu.. Ale to jest opowiadanie, nie musi być całkowicie realistyczne :)

Hmmm.. Druga sprawa.
Okej, osobiście irytują mnie wymyślne japońskie imiona w tekstach, ale to tylko moje zdanie. Natomiast niesamowicie razi mnie ten kontrast, najpierw japońskie "urusai", które zresztą ma znacznie słabszy wydźwięk niż zaraz potem użyte rodzime słowo "kurwa".
I czasem mądre słowa po prostu nie pasują, hej xD Padłam przy "obitym w bokserki kroczu", co oni go, tłukli tymi bokserkami? Et cetera, et cetera. Jak już się pisze takie teksty, to nie staraj się dawać "mądrych słów". Takie tam parę uwag. Ale jest coś obrazowego w tych opowiadaniach, facepalm jeden za drugim, ale się wraca. Trzymam kciuki ^^ Pozdrawiam~

Na ten komentarz postanowiłam odpowiedzieć tutaj :D  


Hmm w moich opowiadaniach można napotkać też normalne imiona typu Sebastian, Damian, Nathaniel itp.. W sumie dla mnie imiona nie mają różnicy xD Daje takie jakie sobie życzą fani...

Co do przeplatanki japońskiego z polskim, sama nie wiem.. Nawet nie zastanawiałam się co pisałam i w sumie jak tak popatrzeć to serio wgl nie współgra ze sobą. Dzięki za uwagę :) Na przyszłość bd uważać.  Każdy swój tekst pisze na spontanie, zero przygotowania, po prostu spisuje to co przyjdzie mi do głowy.. Dlatego często sama nie wiem jak zakończy się historia.. Do tego nie za bardzo mam czas na sprawdzanie tekstu, wstawiam po prostu jak leci.. Mądre słowa? W sumie nie za bardzo rozumiem xD 

Możliwe, że mój styl może być postrzegany jakbym na przymus wciskała " coś mądrego" ale ja serio nawet tego nie zauważam. Pisze bo pisze, czasem coś popieprzę, bo zanim zdążę skończyć myśleć o jednym, zaczynam już o drugim. Postaram się poprawić i bardziej uważnie pisać...

I dziękuje za słowa krytyki, są dla mnie bardzo cenne, ponieważ wiem co robię źle. Czasami nawet bardziej doceniam to niż zwykłe : ułaaaa ale boskie !! . ;p

Stworzyłam bloga, ponieważ chce się rozwijać.. Jak na razie wolno mi idzie, ale już i tak zaszła znaczna poprawa w moim stylu. Dzięki takim komentarzom jak twój, mam nadzieję, że zajdzie jeszcze większa :D Dziękuje <3 

Obiecuję, że będę się bardziej starać.

czwartek, 21 listopada 2013

Don't piss me off - Part 1/2

Prześladowco mógłbyś podać mi jeszcze raz swój e-mail ?:D I tak, mogę opublikować coś twojego :D Tylko wyślij mi w załączniku sweetelizabeth@prokonto.pl

******************************************************************************************

-Wiedziałem, że to ty- powoli odwróciłem się spoglądając na stojącego w pobliżu chłopaka.

Tsuri...Jak zawsze musiał się za mną pałętać. Odkąd jego ojciec ożenił się z moją matką co miało miejsce niecały rok temu, jego syn zauważył, że moja mamusia martwi się, gdy co wieczór wychodzę z domu, więc wspaniałomyślnie stwierdził, że będzie mnie miał na oku. Zazwyczaj kończyło się to moim powrotem. Ale nie dzisiaj...

-A któżby inny?-uśmiechnął się kpiąco przyprawiając mnie o gęsią skórkę.

-Właśnie... kto inny zajmuje się łażeniem za mną krok w krok zamiast kiszeniem dupy w domu?- zapytałem ironicznie spoglądając na niego spod przymróżonych powiek.

-Taka moja rola- odpowiedział niezrażony, na co ja zgrzytnąłem zębami z irytacji.

-Czemu przynajmniej dzisiaj nie możesz mi dać spokoju?- zapytałem zrezygnowany, gdy po próbie odwrotu, złapał mnie za rękę i siłą postawił w poprzednim miejscu.

-Bronię cię przed złodziejami cnoty- wyszeptał z dziwnym błyskiem w oku. Przemilczałem to doskonale wiedząc, że mówi to tylko po to aby wyprowadzić mnie z równowagi.- A poza tym twoja matka by mnie zabiła....

-Za co?! Za wyjście z domu?!

-Taaa bo ty na pewno poszedłeś tylko na spacerek.

Dobra tego nie skomentuje. I tak by nie uwierzył w żadną wymówkę. W końcu staliśmy przed klubem do którego jeszcze chwilę temu miałem zamiar wejść. I nadal mam zamiar to zrobić...

-Boże, nie możesz wyluzować? Zawsze musisz być takim sztywniakiem? Nigdy nie miałeś ochoty pogibać się z jakąś dupeczką, no wiesz wypić kilka drinków, przelecieć jakąś pannę?

-Raczej wątpię żebym kiedykolwiek o tym myślał.

Jego spokojny głos tylko bardziej mnie wkurzył.

-Pierdolisz- stwierdziłem i szybkim ruchem wyrwałem się z jego łap robiąc kilka kroków  w tył i z uwagą wpatrując się w jego postać.

W sumie nie brzydki. Na pewno jakieś panny za nim ganiały. Ciemne prawie kruczoczarne włosy, błękitne oczy, dosyć wysportowane ciało. Tylko ta zapięta pod szyję koszula, nie za bardzo pasowała.

Niewiele myśląc podszedłem do niego i szybkim ruchem rozpiąłem kilka górnych guzików. Cofnąłem się i jeszcze raz przejechałem po nim wzrokiem.

-No teraz trochę bardziej przypominasz człowieka- stwierdziłem nieświadomy jego dziwnie ciemnego spojrzenia utkwionego w mojej postaci.

-Zawsze wyglądam jak człowiek-warknął unosząc rękę aby zapiąć koszulę.

-Nie.. Zawsze wyglądasz jak kujonowaty pizduś plastuś- warknąłem odtrącając jego rękę od guzików.- Zostaw to tak jak jest, wiem co robię. A teraz chodź- pociągnąłem go w kierunku klubu, w myślach układając już chytry plan.

-Zaraz, zaraz... Chyba nie masz zamiaru tam iść- palcem wskazał na rosłych ochroniarzy stojących przy wyjściu.-Już coś kiedyś, mówiłem ci na ten temat. Nigdzie nie idziesz- warknął ciągnąc mnie w przeciwną stronę.

-Nie zabronisz mi. Dotychczas potulnie wracałem do domu żebyś przestał marudzić, ze moja matka umiera ze zmartwienia. Ale nie dzisiaj... Dzisiaj mam zamiar iść tam, upić się, potańczyć i nic nie możesz zrobić. Wybieraj albo idziesz ze mną i będziesz pilnował swojego "braciszka" w środku, albo zmykaj do domciu- wyszeptałem z kpiącym uśmieszkiem pstrykając go w klatę.- A więc pa pa- stwierdziłem, gdy po dłuższej chwili nadal się nie odzywał i odwróciłem się do niego plecami z zamiarem odejścia.
1..
2..
-Czekaj idę z tobą!

Haha, wiedziałem. Uśmiechnąłem się w myślach i znudzonym gestem przywołałem go do siebie. Akcja, czas zdemoralizować starszego braciszka START!

-Tylko mi siepy nie narób- parsknąłem i wmaszerowałem z nim do środka.

Już od wejścia ogłuszyła nas przepełniająca cały klub muzyka. Światła stroboskopowe oślepiały nas oświetlając przy okazji masę ciał tańczących na parkiecie, ruchliwych jak stado pacynek.

O tak...Jak mi tego brakowało, pomyślałem z szerokim uśmiechem wpatrując się w gibiące pupkami dziewczyny, które zauważywszy mój wzrok zaczęły tańczyć przybierając dosyć seksowne pozycje.

Mmm...ładny widoczek. Niestety zepsuło mi go mocne szturchnięcie ze strony Tsuriego.

-Co znowu?- warknąłem.

-Długo chcesz tu siedzieć?- zapytał nawet kątem oka nie zerkając w stronę dziewczyn na parkiecie. Zupełnie jakby nie był nimi całkowicie zainteresowany. Dziwak..

-Tyle ile będzie mi się chciało- stwierdziłem i zostawiając go samemu sobie ruszyłem na parkiet.

Przez cały czas czułem na sobie jego spojrzenie, próbowałem to ignorować lecz w którymś momencie doszedłem do wniosku, że to i tak nic nie daje. Wkurzony odwróciłem się więc i wlepiłem w niego poirytowane spojrzenie. Jak można zarywać do tańczących nieopodal dziewczyn, gdy zbyt zaaferowany jestem jego wciąż pełzającym po mnie wzrokiem. Dość tego, pomyślałem ruszając w jego kierunku.

-Nie masz nic ciekawego do roboty? Nie mógłbyś choć przez chwilę przestać mnie pilnować?

-Chyba właśnie po to tu przyszedłem, o ile się nie mylę- stwierdził rozkładając się wygodnie w fotelu.

-Przestań- warknąłem.- Mógłbyś sobie ten jeden raz darować, w końcu co mi się może stać, podczas tańczenia z dziewczyną. Zluzuj...- poirytowany posłałem mu mordercze spojrzenie.

-Och nie, nic się nie stanie.Tak po prostu sobie patrzę, możesz już iść śmiało, skoro tak bardzo chce ci się tańczyć..

Jego głos wręcz ociekał sztucznością.

-Dobra- warknąłem ponownie i z zaciśniętymi ustami skierowałem się na parkiet.

Kompletnie ignorując ciążące na mnie spojrzenie, przylgnąłem do pierwszej lepszej ślicznotki, kusząco ocierającą się dupcią o przód moich spodni. Kręciłem biodrami dłońmi trzymając dziewczynę w pasie, na co ona wykonywała coraz śmielsze ruchy w moim kierunku.

Nie mogłem narzekać na brak powodzenia. Kasztanowe zmierzwione włosy, zielone oczy, smukłe ciało i nie byłem też za niski. Może z trzy centymetry niższy o tego gbura Tsuriego.

(Ten kawałek pisałam z piosenką : AVICII- You make me  włączcie ją teraz ! Wgra się w klimat :p)

Kompletnie zatraciłem się w tańcu, wsłuchując w bombardującą mnie z każdej strony muzykę. Przymknąłem oczy i z uśmiechem okręciłem dziewczynę, przyciskając ją do swojej klatki piersiowej. Już miałem złożyć na jej chętnych ustach pocałunek, gdy czyjaś ręka stanowczo mnie od niej odciągnęła.

-Czego?- warknąłem odwracając się i spoglądając na upierdliwego osobnika.

-Odbijany- wyszczerzył się i bez słowa wyjaśnień porwał moją pannę, która uradowana poleciała za nim bez słowa. 

Stałem w miejscu z opuszczoną szczeną nie dowierzając temu co właśnie się stało. Tsuri, ten walony sztywniak odbił mi dziewczynę! Spojrzałem w ich kierunku i zszokowany musiałem zgodzić się z tym, że ten drań jednak potrafi nawet dobrze tańczyć. 

Jedyne co mnie wkurzało to fakt iż zamiast patrzeć na nią i choć udawać zainteresowanego wijącym się przed nim ciałem, on wpatrywał się prosto we mnie. Mierząc mnie pełnym kpiny spojrzeniem, gdy jego dłonie przejeżdżały niby od niechcenia po jej ciele. Zachciało się rywalizować, tak? Dobra, to zobaczymy, czy tylko w tańcu jesteś takim chojrakiem. 

Nie odrywając od niego spojrzenia kiwnąłem głową i zszedłem z parkietu ruszając wolnym krokiem do baru. 

Kilka sekund później już stał za mną z założonymi rękoma przyglądając się mojej postaci.

-Zachciało ci się ze mną pogrywać?- spytałem mierząc go kpiącym spojrzeniem.

Tsuri jedynie wykrzywił kącik ust w parodii uśmiechu.

-A bo co?

-Nic, nic- odpowiedziałem machając w stronę barmana.- Chciałem ci zaproponować bardziej męski pojedynek- uśmiechnąłem się chytrze.- Butelkę Tequili i dwa kieliszki- powiedziałem barmanowi, na co Tsuri uniósł brwi.

-Wiesz w ogóle jak się to pije?- zapytał z powątpieniem.

Przemilczałem to obserwując jak dość barman stawia przed nami kieliszki, półmisek z limonkami, butelkę i solniczkę. Zapłaciłem za wszystko, dopiero po chwili zerkając na siedzącego koło mnie drania.

-Skoro jesteś taki mocny, to może zobaczymy jak sobie poradzisz teraz- uniosłem brwi wpatrując się w niego z wyzwaniem.- Ciekawy jestem kto dłużej wytrzyma- powiedziałem po czym bez słowa sięgnąłem po solniczkę, nasypałem sobie trochę soli na wierzch dłonie, następnie jednym szybkim ruchem wypiłem znajdujący się w kieliszku alkohol i zlizałem sól następnie zatapiając zęby w limonce.

Tsuri przez cały ten czas wpatrywał się we mnie badawczym wzrokiem, nawet palcem nie kiwnąwszy w stronę swojego kieliszka. 

-Dygasz?- spytałem unosząc brwi.

-Chyba śnisz- stwierdził i bez słowa powtórzył moje czynności, także po wszystkim zatapiając zęby w limonce.- Zastanawiałem się tylko jakim dziwnym sposobem, ty to pijesz- stwierdził.- Zazwyczaj robi się to inaczej- uśmiechnął się trochę tajemniczo.

Spojrzałem na niego lekko zaskoczony.

-Dziwne, że w ogóle wiesz jak to się pije. Nie wnikam skąd...- stwierdziłem pozbywając się zawartości drugiego kieliszka. Nie wyglądał na imprezowicza.- To jakie ty znasz inne sposoby?- zapytałem w końcu zaciekawiony. 

Tsuri uśmiechnął się jedynie podnosząc limonkę i przyciskając ją do mojej szyi. Wzdrygnąłem się lecz nie miałem zamiaru ruszać się z miejsca i wyjść na tchórza. Cierpliwie siedziałem obserwując co robi. 

Wysypał sól na rękę, duszkiem wypił kieliszek szybko zlizując sól i zanim zdążyłem się spostrzec dostrzegłem jak pochyla się w moim kierunku, następnie poczułem jego wilgotny język na mojej szyi. 

Poczułem jak przechodzą mnie dreszcze i odskoczyłem jak oparzony wpatrując się w niego płonącym  wzrokiem.

-Co to miało być kurwa?- warknąłem mrużąc oczy. 

-Zaprezentowałem ci tylko, jak się pije tequilę w towarzystwie dziewczyn. Tak na przyszłość...- stwierdził machając lekceważąco ręką. Po jego oczach zaś można było poznać, że nie tylko o to mu chodziło. Postanowiłem jednak nie udzielać się na ten temat i puścić to w niepamięć. 

Szybko wróciłem na swoje miejsce pocierając w zamyśleniu piekące miejsce na szyi, jednym szybkim ruchem wypiłem kolejne dwa kieliszki. 

Teguilia miała jednak to do siebie, że szybko waliła po głowie. Kilka kieliszków później już nawet nie zwracałem uwagi na to czy Tsuri pije ze mną, czy po prostu siedzi wpatrując się we mnie swoimi błękitnymi oczami. 

-Myślę, że powinniśmy już wracać- powiedział po pewnym czasie, gdy ledwo siedząc na miejscu starałem się sięgnąć po leżącą w półmisku limonkę, lecz ręką machałem w kompletnie innym kierunku.

-Nie, dobsze się czuję, nie ma poczeby- wymamrotałem próbując skupić wzrok na jego twarzy, co jednak okazało się zbyt trudne, gdy widziałem ich kilka.

Tsuri wywrócił tylko oczami i podniósł się z miejsca łapiąc mnie pod pachę.

-Właśnie widzę - stwierdził i gdy chybocząc się, udało mi się wstać z miejsca, dla pewności objął mnie w pasie, powoli wyprowadzając na zewnątrz.

Nie ułatwiałem mu jednak roboty, wieszając się na nim całym ciężarem mojego ciała. 

-Mógłbyś wykazać trochę własnej inicjatywy- wysapał starając się mnie nie wypuścić, gdy zahaczyłem stopą o wystający krawężnik.

Jego wypowiedź w moich myślach zabrzmiała dość dwuznacznie.

-Chyba śnisz- wymamrotałem mając na tyle siły aby skrzywić usta w szyderczym uśmiechu.

Od świeżego powietrza które delikatnie ochładzało moje rozgrzane ciało trochę mi pojaśniało w głowie. Przynajmniej nie miałem problemów z wymową. Iść o własnych siłach też bym pewnie dał sobie radę, ale na dłuższą metę taki sposób był wygodniejszy. 

Chciał mnie pilnować, to niech teraz robi za tragarza, zachichotałem w myślach. 

-A żebyś wiedział, że śnie- odpowiedział patrząc się na mnie dziwnie płonącym wzrokiem. 

Uniosłem jedynie brwi, dając sygnał, że mało mnie to śmieszy i ponownie spojrzałem przed siebie, zdając sobie sprawę, że znaleźliśmy się już pod domem.

-Prowadź braciszku- wyszczerzyłem się i opadłem na niego jak worek kartofli. W ostatniej chwili udało mu się mocniej mnie objąć abym nie upadł na ziemię.- Ciekawy jestem co powiedzą jak zobaczą do jakiego stanu mnie doprowadziłeś- wyszeptałem i zamknąłem oczy udając schlanego do nieprzytomności. 

-Przestań odpierdalać- syknął po chwili, szamocząc mną żebym stanął normalnie. 

Próżne jego prośby, zdecydowałem już go pogrążyć, więc słowa dotrzymam. Rozluźniając kompletnie mięśnie pozwoliłem, aby moje ciało zawisło mu w rękach jak jeden wielki flak. Zobaczymy jak się z tego wybronisz starszy braciszku. Tym bardziej, że od ciebie też czuć alkohol. 

Już wyobraziłem sobie jak wwleka moje ciało po ziemi do środka, a moja mama patrzy na to ze zgrozą. Lecz nagle ni stąd ni zowąd poczułem jak wkłada ramię pod moje nogi i unosi mnie do góry. Miałem ochotę otworzyć oczy i mu nagadać, lecz powstrzymałem się tylko ze względu na mój misterny plan. 

Nie ważne czy mnie tam wwlecze, czy zaniesie. Ważne, że rodzice to zobaczą.. 

-Jeszcze tego pożałujesz- usłyszałem szept tuż przy moim uchu i poczułem ciepły oddech owiewający moją szyję. 

Zobaczymy, pomyślałem z niecierpliwością wsłuchując się w odgłosy otwieranego zamka. 

Wiedziałem, że wkroczyliśmy do środka niemal od razu. Nie musiałem nawet otwierać oczu, jedyne co mnie zastanawiało to kompletna cisza po naszym wejściu.  Zaskoczony w końcu uchyliłem powieki i niemal od razu dostrzegłem wiszącą na lustrze kartkę.

"Wyszliśmy z Markiem do kina na całonocny seans. Wrócimy o 9... Całuski. Mama"

- No pięknie- westchnąłem i momentalnie odzyskałem wszystkie siły. Nie miałem już po co udawać skoro i tak nie narypie mu przypału.

-Puść mnie już- warknąłem lekko wkurwiony z powodu nie wypalonego planu. 

Do tego byłem skazany na jego sztywniackie towarzystwo.

-A bo co?- zapytał unosząc brwi i po raz pierwszy zaskakując mnie swoim zachowaniem. 

-Bo tak, mam kurwa nogi. Umiem chodzić..- warknąłem czując się niekomfortowo a tej sytuacji.

-Jakoś tego nie zauważyłem przez ostatnie pół godziny- stwierdził i nic sobie nie robiąc z mojego rozkazu, zaczął wspinać się po schodach na pierwsze piętro. 

Spanikowany uczepiłem się jego ramienia, jednak po wyrazie mojej twarzy mógł bardziej pomyśleć, że chciałem go uderzyć. 

-Natychmiast mnie opuść- warknąłem wymawiając każde słowo z chwilową pauzą. 

Tsuri spojrzał się dziwnym wzrokiem otwierając nogą drzwi od mojego pokoju.

-Dobra, jak sobie życzysz- wyszeptał ze złośliwym uśmieszkiem i postawił mnie na ziemi. Tak po prostu.. To chyba zbyt proste, pomyślałem patrząc na niego podejrzliwie.

-A teraz wypad- warknąłem wskazując na drzwi.

-A to czemu?- zapytał się mrugając niewinnie oczami. 

Zacisnąłem zęby powstrzymując się przed przekleństwem wylewającym mi się na usta.

-Bo chce się przebrać- odpowiedziałem w miarę spokojnym tonem głosu. Nadal lekko kręciło mi się w głowie, więc stanąłem przy kolumnie mojego łóżka opierając się o nią lekko plecami. Nie chciałem pokazać swojej słabości.

-A co może mamy coś innego?- zapytał ironicznie.- Boisz się przebrać przy mnie?

-Chyba sobie kpisz- prychnąłem oburzony. 

Tsuri wymownie uniósł brwi. 

-To do dzieła- powiedział nie odrywając ode mnie wzroku nawet na sekundę. 

Bez słowa złapałem za moją bluzkę i szybkim ruchem zdjąłem ją przez głowę. Czułem na sobie jego dziwnie natarczywe spojrzenie. 

-Musisz się tak gapić?-warknąłem czując się po raz pierwszy dziwnie nieswojo. 

-Muszę- odpowiedział jedynie i patrzył się dalej. 

Olej go, powiedziałem sobie i lekko chwiejnym krokiem podszedłem do szafy, wrzucając do niej bluzkę, następnie szybko rozpiąłem spodnie i pochyliłem się uwalniając nogi z nogawek. Gdy ich los podzielił także los bluzki, starałem się znaleźć jakąś koszulkę do spania i świeże bokserki. Czułem lekki chłód na mojej skórze, ciągnący się od otwartego zapewne okna. Lekka gęsia skórka pokryła mi klatkę piersiową i ramiona. 

-Gdzie jest jakaś cholerna koszulka- mamrotałem pod nosem kompletnie zapominając o wpatrującym się we mnie osobniku. Pochyliłem się ponownie, dostrzegając ją w stercie leżąc na dnie szafy ubrań i z ulgą sięgnąłem po nią, po chwili ponownie się prostując. 

-Możesz już iść do siebie. Ja idę się wykąpać- powiedziałem powoli odwracając się w jego kierunku. Dopiero po chwili dostrzegłem, że nie stał w poprzednim miejscu, lecz teraz dzieliła nas odległość jedynie kilku centymetrów. 

-Coś nie tak?- uniosłem pytająco brwi, lecz nie doczekałem się odpowiedzi. 

Ciepła ręka owinęła się na moim nadgarstku i stanowczym ruchem pociągnęła mnie w lewą stronę. Zanim się zorientowałem, już leżałem na swoim łóżku z pochylającym się nade mną Tsurim. 

-Co ty..?- chciałem zapytać, lecz wtedy poczułem coś twardego na moim udzie.

Zszokowany wytrzeszczyłem na niego oczy kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.

-Co.. jak.. czemu ty...?- udało mi się jedynie wykrztusić, gdy ten uśmiechnął się nagle ironicznie i przeciągnął lekko dłonią po moim policzku. 

-Już nie taki pewny siebie, co?- zapytał złośliwie. A we mnie od nowa rozgorzała chęć do walki. 

-Urusai!- wrzasnąłem kompletnie wyprowadzony z równowagi.- Nie wiem o co ci chodzi, ale natychmiast złaź ze mnie pedale- warknąłem nawet nie zwracając uwagi na obraźliwe słowo którego użyłem. 

Tsuri zmrużył oczy, mocniej zaciskając dłonie na moim nadgarstkach.

-Pedale?- wyszeptał kompletnie wyzutym z emocji głosem. 

-Tak kurwa! Złaź  ze...!- jednym gwałtownym ruchem zamknął moje usta własnymi przerywając tok mojej wypowiedzi.

Kompletnie zaskoczony zesztywniałem jak zaczarowany, zastanawiając się nad tym, co się właściwie dzieje. 

Ocknąłem się dopiero gdy poczułem władczy język Tsuriego wpełzający do wnętrza moich ust.  Stłumiłem jęk, gdy przejechał nim po moim podniebieniu. Kurwa! To było takie dziwne, a równocześnie takie podniecające, że miałem ochotę niemal od razu oddać mu pocałunek. Nie zapominajmy jednak, że jest chłopakiem. Do tego moim przyszywanym bratem i niemal w stu procentach gejem.

Zacząłem szarpać się i wić pod nim, starając się wydostać, gdy te nagle puścił jedną moją rękę i z zaskoczenia ścisnął moje obite jedynie w bokserki krocze. 

Tym razem nie mogłem się powstrzymać od głośnego jęknięcia. Jasna cholera, pomyślałem gdy zaczął masować moje przyrodzenie przez materiał. Niemal od razu stwardniałem, usprawiedliwiając się, że to normalna reakcja. Nieświadomie wypchnąłem lekko biodra i właśnie w tej chwili uwolnił moje usta i podniósł się wpatrując we mnie dziwnie płonącym spojrzeniem.

-A ty to niby kim jesteś?-wyszeptał mocniej ściskając moje krocze, na co jęknąłem szybko zakrywając sobie usta.-Taki zapalony heteryk, a ugina się pod dłońmi pedała..

-Dobra sorry za to co powiedziałem- wysapałem nie rozumiejąc czemu nadal nie cofa swojej ręki, tylko coraz śmielej sobie poczynia.-Przepraszam, przestań już..

Tsuri zamarł na sekundę wpatrując się we mnie badawczo.

-Nie chce przestawać- wyszeptał i zanim się spostrzegłem ponownie przywarł do moich ust, gryząc je pieszcząc delikatnie językiem.

Nie mogłem uwierzyć, w to co właśnie się działo.  Wewnętrzna ochota na odwzajemnienie pieszczot z chwili na chwilę wzbierała we mnie pozbawiając mnie trzeźwych myśli. Tak właściwie to czemu nie miałbym odpowiedzieć na jego dotyk? Przecież wiem, że nie jestem gejem. To po prostu eksperyment.. Każdy próbuje czegoś nowego, stwierdziłem wreszcie się decydując.

Uniosłem dłoń i założyłem ją na kark lekko zdziwionego Tsuriego przyciągając go bliżej i otwierając usta w niemym zaproszeniu. A co mi szkodzi, pomyślałem już po chwili oddając jego namiętne pocałunki. Przeplatając nasze języki i badając jego aksamitne wnętrze. Tymczasem jego ręka nadal sumiennie ugniatała moje genitalia. Jęczałem w jego usta nawet nie próbując się już powstrzymywać. 

Powoli zjechał ustami na moją szyję i zaczął kąsać ją delikatnie i lizać na przemian.Odchyliłem głowę dając mu lepszy dostęp. 

-Ah- wyrwało mi się gdy palcem dłoni zahaczył o jeden z moich sutków. Nie miałem pojęcia, że może być to takie intensywne.

Już po chwili to jego usta zajęły miejsce dłoni, a ja wyginałem się nie mogąc znieść ogarniającej mnie rozkoszy. Nawet nie zwróciłem odwagi gdy uwolnił mnie z moich bokserek i jakimś cudem pozbył się także swoich łącznie ze spodniami. Dostrzegłem to dopiero gdy poczułem jego penisa ocierającego się o mojego i rękę obejmującą obydwa na raz i gwałtownie poruszającą się w górę i w dół. 

Nie mogąc znieść dłużej rozpierających mnie emocji, pochyliłem się gwałtownie przyciągając jego usta i wpijając się w nie z pożądaniem. Kilka minut później roztrzęsiony wyrzuciłem głowę do tyłu i doszedłem oznajmiając to dosyć głośnym krzykiem. Tsuri doszedł zaledwie kilka sekund  po mnie. Zmęczony nawet nie zawróciłem sobie głowy że lepię się od naszej spermy, po prostu niemal natychmiast odlatując w błogi sen.

********

Następnego ranka obudziłem się sam. I bogu dzięki bo nie wiem co bym zrobił gdyby tak nie było. Szybko wstałem zgarniając pierwsze lepsze ciuchy i skierowałem się do łazienki żeby się wykąpać. Czułem się dziwnie, starałem się nie myśleć nad tym co się wczoraj wydarzyło. Poeksperymentować? Pf, co mnie kurwa napadło, walnąłem się otwartą dłonią w czoło schodząc jakiś czas później na dół.

Zapach jajecznicy od bekonu przywitał mnie mile już od progu. 

-Wreszcie wstałeś- mama uśmiechnęła się wskazując mi miejsce koło Tsuriego.

Nie patrząc na niego usiadłem starając się zapanować nad drżącymi dłońmi i dziwnie szybko bijącym sercem. 

-Wcale nie jest tak późno- mruknąłem sięgając ręką po widelec.

Udawałem, że nie widzę natarczywego spojrzenia wbitego w moją postać, co wcale nie było takie proste jak mogłoby się wydawać.

-Zapomnieliśmy wam wczoraj coś powiedzieć- odezwała się po chwili z lekkim wahaniem.

Zaciekawiony uniosłem wzrok znad jajecznicy wpatrując się w nią pytająco.

-Musimy wyjechać z Markiem na dwa dni do ciotki Keyuichi- powiedziała spuszczając wzrok trochę zakłopotana. -Mam nadzieję, że dobrze zajmiecie się domem. Lodówka jest pełna ale w razie czego zostawiliśmy czterdzieści dolarów w kredensie. Myślę, że jesteście na tyle dorośli aby sobie poradzić samemu w domu- dokończyła a mnie zdjęła nagle gęsia skórka. 

-Jasne, że sobie poradzimy mamo- Tsuri uśmiechnął się do niej promiennie, a ja wzdrygnąłem się czując wędrującą po moim udzie rękę.- Zajmę się nim, na pewno nic nie odwali- dodał jeszcze, na co ja miałem ochotę zajebać mu w tą uśmiechniętą mordę. 

-Dobrze, teraz nie będę miała już czym się przejmować- stwierdziła zadowolona wychodząc z kuchni, podczas gdy ja kompletnie zszokowany wpatrywałem się w szeroko uśmiechniętą mordę Tsuriego. 

-Jesteś chory- syknąłem mrużąc wściekle oczy i odtrącając jego macającą mnie rękę. 

-W takim razie uważaj bo się zarazisz- wyszeptał pochylając się nagle i składając szybki pocałunek na moich ustach.- A nie jest to uleczalna choroba- dodał po czy po prostu wyszedł z kuchni, zapewne kierując się do swojego pokoju. 

A ja siedziałem tylko kompletnie skołowany, wiedząc, że te dwa dni będą dla mnie piekłem.

***************************************************

CDN.

piątek, 15 listopada 2013

Pan od Historii - Rozdział 7

Rozdział 7 - Skrywane emocje

DAMIAN


Gdy rano uchyliłem powieki wiedziałem już co robić. Postanowiłem, że nie będę utrudniał życia Sebastianowi, wiec musiałem zacząć od zmiany samego siebie, skoro i moje życie już się zmieniło, teraz czas na mnie we własnej osobie, pomyślałem i wstając z pewnym wysiłkiem skierowałem się do łazienki. 

Musiałem się pozbyć wszystkiego co przypominało mi to co było. Począwszy od własnego wyglądu. Z czułością i pewnym smutkiem, przejechałem palcami po moim długich włosach, bijąc się z myślami. Zapuściłem je tylko dlatego, że kiedyś moja mama zawsze powtarzała jak bardzo je kocha. Myślałem, że jeśli je zapuszczę, tym samym i mnie pokocha jeszcze bardziej. Teraz dziwię się, że wcześniej ich nie ściąłem. W końcu i tak mnie zostawiła..

Myliłem się myśląc, że taka głupia rzecz jak włosy sprawi, że będzie mnie bardziej kochać. Ale podświadomie zostawiłem je mając nadzieję, że może kiedyś... Zobaczy mnie, tak jak kiedyś pogłaska po głowie i wróci. 

Głupia dziecięca mrzonka, skrzywiłem się, z gulą w gardle sięgając do małej szuflady i wyjmujac z niej nożyczki. 

*

SEBASTIAN


Wstałem około godziny ósmej od razu schodząc do kuchni i zaczynając przyrządzać dla wszystkich śniadanie. Przemyślenia wczorajszego wieczoru chyba zbyt mocno mną wstrząsnęły, ponieważ pierwszy raz od dawna przyśniła mi się Maja. 

Uśmiechnięta stała koło mnie, głaskając niewidzącego jej Kamilka i patrząc na mnie z dziwną dumą. 

-Wiedziałam, że dobrze zajmiesz się naszym synem- powiedziała spoglądając na niewidzące jej dziecko.

- Jak on szybko rośnie- dodała drżącym głosem, po czym przejęta stanęła obok i złapała mnie delikatnie za rękę. 

Nawet nie poczułem jej dotyku, jedynie zimne powietrze chłodzące moją skórę. 

-Sebastianie otwórz oczy- szepnęła mi na ucho.- Wreszcie masz szansę być szczęśliwy, czemu z niej nie korzystasz?- zapytała i po chwili rozwiała się, a mój umysł ponownie rozpłynął się w czarnej pustce.

Doprawdy dziwne, że przyśniła mi się akurat teraz, pomyślałem wsypując czekoladowe płatki do trzech półmisków. 

Tak bardzo zaaprobowało mnie przygotowywanie śniadania i własne rozmyślania, że nawet nie zauważyłem, iż ktoś wszedł do kuchni. 

- Dobry..- usłyszałem za plecami z zaskoczenia wylewając trochę mleka na stół. 

- Dobry- odpowiedziałem nie odwracając głowy.- Właśnie miałem iść was obudzić. Dobrze, że wstałeś. Podasz mi łyżki? Trzecia półka na lewo koło zlewu- wytłumaczyłem szybko wycierając ślady  mojego chwilowego rozkojarzenia i jednym ruchem wrzucając ścierkę do zlewu, odwróciłem się wreszcie w kierunku Damiana.

Chłopak bez słowa podał mi sztućce, a ja zszokowany wpatrywałem się w jego postać.

- Co.. co ty zrobiłeś z włosami?- zapytałem próbując oderwać wzrok od jego twarzy. 

Zawsze długie, proste, blond włosy sprawiały, że wyglądał na młodszego niż był w rzeczywistości. Jednak teraz..

Obcięte na krótko, lekko postrzępione u góry, sprawiały, że po raz pierwszy widać było jego twarz w całości. Wyraźnie kości policzkowe, duże błękitne oczy, prosty nos, delikatnie zarysowane usta. Wreszcie wyglądał całkowicie na swój wiek. Nie mogłem oderwać od niego spojrzenia. 

Czułem jak robi mi się gorąco, gdy lekko zakłopotany przeczesał palcami postrzępioną grzywę. 

-Aż tak źle?- spytał niepewny.

Wmurowało mnie.

-Źle ?!- prawie wykrzyknąłem. - Wręcz przeciwnie wyglądasz ..

W ostatniej chwili powstrzymałem się przed powiedzeniem " nieziemsko" i przełykając ślinę zmusiłem się do odwrócenia spojrzenia.

-... naprawdę dobrze- dokończyłem.

Boże, co się ze mną dzieje?   

-Siadaj i jedz- powiedziałem po chwili, kierując się w stronę pokoju mojego syna.- Ja idę w tym czasie obudzić Kamilka. 


*

DAMIAN


Czułem się niepewnie stojąc przed nim, gdy wpatrywał się we mnie tym dziwnym spojrzeniem. Poczułem ulgę gdy wreszcie odwrócił wzrok i poszedł obudzić Kamilka. Jeśli dalej będzie się na mnie tak patrzył, moje postanowienia wezmą w łeb, pomyślałem ponuro. Miałem dać sobie z nim spokój, a tymczasem zaczynam znowu myśleć, co o mnie sądzi. Czy podobam mu się w nowej wersji? STOP.. Wystarczy, że sam sobie się podobam, stwierdziłem. 

Byłem dość zadowolony z mojego wyglądu. Szczerze mówiąc myślałem, że będzie gorzej.

Zamyślony zabrałem się za jedzenie swoich płatków, lecz już po chwili usłyszałem znajomy chichot i zobaczyłem wbiegającego do kuchni Kamilka.  Od razu w lepszym humorze uśmiechnąłem się do niego, na co on stanął w miejscu z uroczo otwartą mordką i zagapił się na mnie wielkimi oczyma. 

-Daamiaan?- zapytał lekko przeciągając samogłoski. - Ale masz fajne włoski! - wykrzyknął i rzucił się na mnie żeby mnie przytulić. 

Ze śmiechem pogłaskałem malca tulącego się do moich nóg i wskazałem na stojące obok krzesełko. 

-Siadaj mały i wcinaj płatki- powiedziałem mrugając do niego porozumiewawczo.- To może niedługo przerośniesz tatę.

-Naprawdę?- jego oczy zalśniły się śmiesznie i już po chwili wciskał się na krzesełko sięgając dłońmi do miski.

Zabawny dzieciak, pomyślałem.


*

SEBASTIAN


Nie potrafiłem, oderwać od niego wzroku, gdy roześmiany beztrosko gadał sobie z wcinającym płatki Kamilkiem. W tym momencie wyglądał, jakby zupełnie zapomniał o tym jakie straszne rzeczy go spotkały i po prostu żył chwilą. A może naprawdę się nie przejmował? Wbrew jego wyglądowi był silną osobą, która nie łamie się z byle powodu. Żył tak kilka lat, może powrót do normalnego stanu rzeczy nie był dla niego tak trudny jak dla innych...

Zamyślony usiadłem przy wolnym miejscu po jego prawej stronie i niemal machinalnie zacząłem jeść płatki, myślami będąc jednak daleko, za murami tego domu.



*

DAMIAN


Nie wiedziałem czy brać jego milczenie za zły znak, na razie postanowiłem się jednak tym nie przejmować. Przynajmniej do momentu w którym nie skończę płatków. Były naprawdę przepyszne. Pakując ostatnią łyżkę do buzi wreszcie ponownie zawiesiłem wzrok na Sebastianie. 

-Jutro szkoła..- powiedziałem wyrywając go  z zamyślenia.

Zielone oczy spojrzały na mnie mrugając gwałtownie.

-Tak, tak. Nie martw się pojedziemy razem, nie będziesz musiał iść piechotą. Nawet bym ci na to nie pozwolił, nie chce ryzykować, że mógłbyś trafić na swojego ojca. Nie teraz, sprawa jeszcze nie ucichła, trzeba uważać...

Pokiwałem głową w geście zrozumienia. 

-Wiesz, że nie mam żadnych rzeczy, ani nawet książek oprócz tych które miałem przy sobie- przypomniałem opuszczając głowę z zażenowania.

Sebastian podrapał się lekko zakłopotany po nosie.

-Myślałem już nad tym. Dzisiaj pojedziemy do centrum kupie ci jakieś koszulki, spodnie i zeszyty.

-Nie.

Sebastian spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie mogę tak bardzo cię wykorzystywać- stwierdziłem ze zdenerwowania przygryzając dolną wargę.- To za dużo... A poza tym nie mam jak oddać ci pieniędzy..

-Głupiutki jesteś- zaśmiał się patrząc na mnie z małymi iskierkami w oczach.- Nie musisz mi nic oddawać, mówiłem ci już kiedyś, że wcale nie zarabiam tak mało.. A nawet gdybym nic nie zarabiał, żyłbym sobie spokojnie przynajmniej przez kilka lat, zanim musiałbym ponownie iść do pracy..

Czyżby był aż tak bogaty? Westchnąłem wiedząc, że cokolwiek bym nie powiedział on i tak postawi na swoim. 

- W porządku- zgodziłem się wreszcie, wstając i wkładając swoją miskę do zlewu.

-Ja też, ja też!

Kamilek szybko zeskoczył z krzesełka i z małą miską w ręku podbiegł do zlewu.

Sebastian patrzył się na to z uniesionymi brwiami. 

-A cóż to się stało malutki, że nie chcesz już żeby tatuś nosił twoje miski?- zapytał z uśmiechem tarmosząc jego blond włoski.

-Bo Damian zanosi sam- odparł jakby to wszystko wyjaśniało i podbiegł do mnie jak zwykle obejmując swoimi małymi rękoma moje nogi.

-Chodźmy juuuuż- wyjęczał ciągnąc mnie lekko do przodu.

-Dobra, dobra- powiedziałem i biorąc go za rękę we trójkę skierowaliśmy się do przedpokoju.

Założyliśmy ciepłe kurtki i buty po czym chwyciwszy malucha za rękę wyszedłem na dwór czekając na Sebastiana zamykającego drzwi. 

-Gdzie najpierw?- zapytałem stając przy samochodzie.

-Zobaczy się- odpowiedział otwierając tylne drzwi i pakując niezadowolonego Kamilka do siedzonka.

-Jak chce tak jak tata..- powiedział naburmuszony patrząc na oplatające go pasy.

-Jak będziesz taki duży jak ja, będziesz mógł- odpowiedział dając mu pstryczka w nos i wpakował się na miejsce kierowcy, przechylając się żeby otworzyć mi drzwi.

-Wskakuj- powiedział gdy jeszcze chwilkę wahałem się przed wejściem, po czym szybko umieściłem się na miejscu, zamykając drzwi. 

-Pasy.

-Co?- zapytałem nieprzytomnie.

-Zapnij pasy- powtórzył uśmiechając się półgębkiem.

-Aaa- w roztargnieniu pociągnąłem za nie, lecz chyba się zablokowały, nie mogłem wyciągnąć ich dalej niż do połowy. Zirytowany pociągnąłem ponownie, niestety z takim samym rezultatem. 

Usłyszałem głębokie westchnienie od strony Sebastiana i nim się spostrzegłem poczułem jak pochyla się nade mną sięgając do moich pasów. 

Momentalnie zesztywniałem zdając sobie sprawę jak blisko mojej twarzy znajduję się jego policzek i niemal wstrzymując oddech wpatrywałem się prosto przed siebie czując, że moje serce w każdej chwili może wyskoczyć mi z piersi. 


*

SEBASTIAN


-Kurde..- stęknąłem szarpiąc niezbyt delikatnie za pasy, które uparcie nie chciały dać za wygraną.

-Nie wiem co się z nimi dzieje- mamrotałem pod nosem, puszczając je w końcu aby chwilę odetchnąć.- Może jak szarpnę delikatniej...

Spojrzałem na niego dopiero teraz zdając sobie sprawę jak blisko niego się znalazłem. Ledwie kilka centymetrów dzieliło odległość naszych twarzy.  Jego duże błękitne oczy wpatrywały się we mnie szeroko otwarte, a z lekko uchylonych ust dobywał się płytki oddech. Przyłapałem się na tym, że nie potrafiłem oderwać od niego wzroku. Powoli przejechałem spojrzeniem po całej jego twarzy próbując opanować odruch przybliżenia się do niego, na co w tej chwili miałem dziwną ochotę. 

Naprawdę nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje. Nie rozumiałem reakcji własnego ciała, nigdy przecież nie patrzyłem na Damiana w jakikolwiek wykraczający poza zwykłe relacje sposób. A teraz... Przyłapuje się na ocenianiu go, w sposób w jaki ocenia się przyszłych partnerów. Nie powinienem...ale gdy zobaczyłem go dzisiaj takiego odmienionego .. Niby tylko głupie włosy, ale tak bardzo go zmieniły. Teraz wychodzę na kogoś próżnego, przejmującego się tylko wyglądem. Cholera.

Głośne kliknięcie paska wyrwało mnie z zamyślenia. 

-Gotowe- powiedział Damian omijając mnie wzrokiem.-Możemy jechać.

-A tak, tak. Właśnie...- wymamrotałem szybko wracając na swoje miejsce i uruchamiając silnik. 

Do centrum dojechaliśmy w dziesięć minut. Wyszliśmy z samochodu i uwolniwszy z siedzenia Kamilka, ruszyliśmy do pierwszego z brzegu sklepu z ubraniami.

-Zacznijmy od jakiś koszulek- powiedziałem na początek i sięgnąłem po pierwsze które rzuciły mi się w oczy. Błękitna koszula doskonale współgrająca z jego oczami i kilka t-shirtów z fajnymi nadrukami. 

-Mogą być?- zapytałem machając mu nimi przed nosem.

-Ujdą - stwierdził uśmiechając się jednak. 

Kupiliśmy później jeszcze kilka par jeansów, dwie pary butów i ciepłą ortalionową kurtkę. Gdy zapłaciliśmy i schowaliśmy zakupy w bagażniku samochodu, skierowaliśmy się do pobliskiej księgarni i kupiliśmy brakujące podręczniki obok w papierniczym kilka zeszytów i wreszcie wróciliśmy do samochodu, wracając z powrotem do domu.

Cały czas bijąc się z myślami pozwoliłem zabrać mu rzeczy do pokoju, a sam zająłem się przyrządzaniem obiadu. Będę musiał jeszcze później zadzwonić do niani, żeby przyjechała jutro zająć się Kamilkiem na te kilka godzin, pomyślałem wrzucając do garnka makaron. Głośny tupot stóp przerwał jednak moje rozmyślania. Odwróciłem się spoglądając na wbiegającego do pomieszczenia Damiana.

-Pożyczyłbyś mi na jogurt?- zapytał wpatrując się we mnie błagalnym wzrokiem.- Kamilek dręczy mnie strasznie odkąd powiedziałem, że moim ulubionym jest Monte. Nalega że też chce spróbować. 

Wysupłałem z kieszeni trochę drobnych i wręczyłem mu do ręki. 

-Do jakiego sklepu idziesz?- zapytałem próbując przełknąć obawę ściskającą mnie w gardle.

-Do jakiegoś najbliższego- odkrzyknął zakładając już buty.

-Uważaj na siebie!- krzyknąłem za nim z powrotem wracając do garów. 

*

DAMIAN


Bałem się sam wychodzić, ale widząc błagalną minę Kamilka nie potrafiłem mu odmówić. Właśnie skręcałem do widocznego z odległości kilku metrów sklepu gdy kątem oka dostrzegłem dziwnie znajomą postać stojącą bokiem metr dalej. Z żołądkiem ściśniętym ze strachu zrobiłem krok w tył próbując zniknąć zanim postać mnie zobaczy, lecz w chwili gdy stałem już tyłem, usłyszałem znienawidzony przeze mnie głos.

-Kogo my tu mamy?- niezbyt miłe warknięcie rozległo się za moimi plecami.- Nie podejdziesz pogadać?

-Nie mamy o czym rozmawiać... tato- odpowiedziałem odwracając się i wybierając w kieszeni kurtki numer do Sebastiana.

-Ach tak? A ja jestem innego zdania- odwarknął i machnął głową na towarzyszącego mu wyrostka.

-Damian?-usłyszałem stłumiony przez głośnik komórki i materiał głos Sebastiana.- Damian?!