czwartek, 14 lutego 2013

Jesteś moim światłem 02

NATHANIEL

Tak trudno było mi uwierzyć w to, że ktoś jednak mnie obronił. Że ktoś jednak mi pomógł.. Nigdy wcześniej nie dopuszczałem do siebie myśli, że cokolwiek może się zmienić. Nigdy nawet nie przypuszczałem żeby ktokolwiek a tym bardziej Xavier, przejął się moim losem na tyle aby wyciągnąć do mnie rękę. 


A teraz stałem tutaj w tym małym domku. Po prawej mając torby a wszystkimi moimi rzeczami których w sumie nie było dość dużo. A po lewej nerwowo chodzącego w kółko Xaviera.

-Musimy zanieść twoje rzeczy do mojego pokoju. Ja będę spał w salonie na kanapie, zwolnię ci też trochę miejsca w szafie... Chodźmy teraz do...-mamrotał i po chwili urwał patrząc się na moją rękę. 

Nadal obejmowałem ją drugą dłonią a krew już zabrudziła większy obszar mojej bluzki.

-Jak mogłem o tym zapomnieć- warknął sam na siebie waląc się ręką w czoło.-Chodź ze mną do łazienki musimy to opatrzyć. Później pomyślimy o reszcie- stwierdził i delikatnie łapiąc mnie za łokieć poprowadził do pobliskiego pomieszczenia sadzając na rogu wanny. 

W milczeniu przyglądałem się jak w wyciąga z apteczki wodę utlenioną, bandaż i gazę. Po czym siada na malutkim taboreciku przede mną i z wahaniem wyciąga dłoń po moją rękę.

Odwróciłem wzrok i zagryzając wargi pozwoliłem mu się nią zająć. Okazało się że materiał bluzki przykleił się do zranionego ciała i aby się go pozbyć, musiał dość mocno go oderwać od mojej skóry przedtem odcinając kawałek nożyczkami. Krzyknąłem z bólu który przeszył moją rękę ale na szczęście nią nie poruszyłem. 

Mocno zacisnąłem oczy starając się głęboko oddychać gdy obficie oblał wodą utlenioną, kilka głębokich ran powstałych od paska. Na szczęście ból był już trochę mniejszy. Xavier powoli przyłożył do najgorszej rany gazę i delikatnie acz szczelnie zawiązał na mojej ręce bandaż. 


**************************************************

XAVIER


Starałem się jak mogłem aby sprawić mu najmniej bólu, ale moje starania w tym przypadku mało dawały. Widząc jego rękę miałem ochotę wrócić się do tamtego domu i zabić tego skurwysyna...I pomyśleć, że przez dłuższy czas takie traktowanie uchodziło mu płazem. Gdybym wiedział wcześniej... 

Powoli zawinąłem bandaż na jego rece po czym koniec przerwałem na dwie części i zawiązałem chowając resztę rzeczy do apteczki.

Zastanawiało mnie czemu od początku naszego przybycia do domu Nathaniel nie odezwał się do mnie ani słowem. Widząc że nadal nie rusza się z miejsca odsunąłem taboret i przykucnąłem koło niego. Od dołu próbując dojrzeć jego twarz.

-Coś się stało?-zapytałem zaniepokojony widząc jego zamknięte oczy i zaciśnięte wargi.

Nathaniel tylko lekko pokręcił głową w odpowiedzi.

-Ej- szepnąłem delikatnie kładąc palce na jego podbródku i podnosząc jego twarz do góry.-Skoro nic nie jest to dlaczego nadal nic nie powiedziałeś. Nawet na mnie nie chcesz spojrzeć. Zrobiłem coś nie tak?

Gdy tylko poczułem palce na swojej twarzy przestraszony uchylił powieki wpatrując się we mnie błyszczącymi od wzbierających łez oczyma.

-Nie..t..tylko ja - wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie poważnie.-Dziękuję.. dziękuje za to co dla mnie robisz..


*********************************************************************

NATHANIEL


Był dla mnie taki łagodny, taki dobry. Dawno nikt się tak o mnie nie troszczył. Ponownie zagryzłem wargi gdy dotarło do mnie w jak bardzo beznadziejnej sytuacji byłem do tej chwili. Jak mało brakowało abym się poddał. 

Słyszałem jego delikatny głos ale nie miałem siły odpowiedzieć. Kiwnąłem niemrawo głową chcąc aby o nic więcej się mnie nie pytał.

Lecz wtedy poczułem jego ciepłe palce na mojej twarzy. Delikatnie uniosły ją do góry a ja przestraszony otworzyłem oczy.

-Skoro nic nie jest to dlaczego nadal nic nie powiedziałeś. Nawet na mnie nie chcesz spojrzeć. Zrobiłem coś nie tak? 

Ty? Ty nic nie zrobiłeś nie tak, chciałem powiedzieć ale nie wiedziałem jak dobrać słowa. Byłem mu tak wdzięczny.. Tak bardzo wdzięczny..

-Nie..t..tylko ja - wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na niego poważnie. Aby zrozumiał że mówię to z głębi serca.-Dziękuję.. dziękuje za to co dla mnie robisz..

Dłużej już nie mogłem się powstrzymywać i wybuchłem niepohamowanym płaczem. Wreszcie wyrzucając z siebie te całe lata cierpienia, nie bojąc się, że jeśli zapłacze za głośno on znowu przyjdzie i mnie uderzy. Już niczego się nie bojąc. Nie w tej chwili... Płakałem więc obejmując się ramionami, gdy jego ciepłe ręce oplotły moje drobne ciało dodając otuchy.


Nigdy ale to nigdy nikt mnie nie objął. Nikt mnie nie pocieszył. A w tej chwili tak bardzo tego potrzebowałem, że nie zwracając uwagi na nadal bolącą rękę. Uniosłem dłonie i oplotłem nimi jego kark starając się zgarnąć tego ciała jak najwięcej. Aby w przyszłości móc odtworzyć w pamięci ten uścisk. Tak aby dodał mi sił. 

-D..dzi..ękuje- wyszlochałem czepiając się z całych sił jego ciała.

-Ćśśśś, już wszystko w porządku-szeptał mi do ucha a ja powoli się uspokajałem.

Dziękuje..


****************************************

XAVIER

Był taki kruchy, taki delikatny.. Z całych sił trzymałem go w swoich ramionach delikatnie kołysząc aż zabrzmiał ostatni szloch. 

Zerknąłem na niego i z zaskoczeniem stwierdziłem, że zasnął.

Delikatnie podniosłem go i zaniosłem do mojego pokoju lekko kładąc na łóżko i przykrywając kołdrą.


-Słodkich snów-szepnąłem i powoli zamknąłem za sobą drzwi.

"Odpoczywaj malutki, odpoczywaj".