poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Krótka informacja

Z przykrością muszę was poinformować, że wszelkie rozdziały pojawią się dopiero w czwartek. Teraz nie mam nawet czasu wejść na komputer, tę krótką notkę pisze z komórki na której mam ograniczenie słów... 

Przez weekend byłam uziemiona poza domem, a dzisiaj jak i najprawdopodobniej jutro i pojutrze wszelki czas wolny przeznaczyć musze na naukę i bieganie. Dopiero wróciłam z dwugodzinnego biegu wokół jeziora i jestem padnięta. Więc nawet gdybym chciała, nie byłabym zdolna nic napisać. Zmusiłam się jednak aby wyklikać coś na komórce, zebyście nie myśleli, że was olałam. 

Tak więc do czwartku!!!

środa, 23 kwietnia 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 11

Najpierw odpowiem na kilka pytań:)

Do Anonima - Jeśli chodzi o kontynuacje BrxBr planuje zacząć ją od maja. Rozdział PoH właściwie mam już zaczęty, ale jakoś cały czas mam wrażenie, że na razie nie jestem gotowa go napisać. Chwilowo naprawdę całą wenę wsadzam w JmŚ. Postaram się to zmienić, ale myślę, że na PoH trzeba bd jednak poczekać do końca tego miesiąca. 

Co do pytania w sprawie Dont piss me off.. Jest w przygotowaniu. Możliwe, że pojawi się do 10 Maja.

__________________________
XAVIER

Nie wiem jak długo stałem przed domem zastanawiając się, do czego właściwie doszło. Otrząsnąłem się dopiero w chwili, w której poczułem, że całe moje ciało zdrętwiało z zimna. Sytuacji wcale nie polepszał fakt, że moje ubrania były doszczętnie przemoczone.

Szybko wszedłem do domu, od razu kierując się w stronę swojego pokoju. Musiałem jak najszybciej zmienić ciuchy, jeśli nie chciałem się pochorować. Starałem się nie myśleć o Nathanielu, który najprawdopodobniej siedział teraz we własnym pokoju, tuż za ścianą. Zaczynałem bać się swoich własnych odruchów... To stawało się naprawdę przerażające. Na dodatek, nie miałem pojęcia, czym było spowodowane.

Zbierając ubrania i bieliznę na zmianę, ruszyłem  do łazienki, próbując się uspokoić. Rozebrałem się i szybko wskoczyłem pod prysznic odkręcając kurek z gorącą wodą. Stanąłem twarzą w stronę kafelek, opierając dłonie na ścianie przede mną. Delikatnie odchyliłem głowę do tyłu, pozwalając aby strumienie wody bez przeszkód opadały na moją klatkę piersiową. Stałem w lekkim rozkroku rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po moim ciele. Gdy tylko reszta odrętwienia wyparowała z mojego ciała, powolnymi ruchami począłem namydlać klatkę piersiową i ramiona, zastanawiając się, co właściwie strzeliło mi wtedy do głowy.

Bez wątpienia, gdybym nie zmusił się do zerwania z Nathaniela, nie skończyłoby się tylko na leżeniu w śniegu. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale byłem pewny, że jeszcze chwila a straciłbym panowanie nad sobą i po prostu go pocałował. Ale dlaczego? Przecież to nie tak, że on w jakiś sposób mi się podoba... Wiedziałbym gdyby tak było, prawda?

Z głębokim westchnieniem pozwoliłem, aby woda zmyła całą pianę z mojego ciała. Nie byłem bliżej rozwiązania nawet wtedy, gdy starałem się wyjaśnić wszystko racjonalnie. Zupełnie tak, jakby część mózgu w której kryła się odpowiedź, specjalnie się ode mnie odcięła. Nie dając mi możliwości dowiedzenia się o co chodzi, i dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej. Miałem wrażenie, że jeśli to potrwa dłużej, po prostu zwariuje.

________________________________

NATHANIEL

Gdy tylko wbiegłem do swojego pokoju, zatrzasnąłem drzwi i oparłem się o nie plecami starając się uspokoić szaleńczo bijące serce. Oddychając głęboko położyłem swoją dłoń na klatce piersiowej. Naprawdę miałem wrażenie jakby lada chwila serce miało mi wyskoczyć na zewnątrz. Na dodatek nie mogłem też odgonić sprzed twarzy obrazu pochylającego się nade mną Xaviera.. I przeraźliwie zielonych oczu wpatrzonych wprost we mnie. 

Wzdrygnąłem się gwałtownie potrząsając głową. To mój kuzyn, osoba która uratowała mnie z opresji, to jemu zawdzięczam swoją wolność, zacząłem powtarzać to sobie jak mantrę. Nie powinienem czuć się tak w jego obecności.

Gdy tylko moje serce uspokoiło się wystarczająco. Powoli odszedłem od drzwi w pośpiechu zrywając z siebie mokre ubrania i padłem na łóżko.

Nie słyszałem, żeby Xavier wszedł do domu za mną, ale właściwie biorąc pod uwagę stan w którym się znajdowałem, nie byłbym w stanie zauważyć nawet stada słoni biegnących ulicą. 

Jak to musiało wyglądać, gdy tak zerwałem się nagle, ni z gruchy ni z pietruchy uciekając do domu bez słowa. Jakby bynajmniej goniło mnie stado głodnych wilków...Co on sobie musiał pomyśleć? Przecież tak naprawdę nic takiego nie zrobił. To moja chora wyobraźnia nakarmiła mnie dziwnymi obrazami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. 

To było takie wkurzające. Czy naprawdę zbawiłoby mój mózg gdyby przestał przesyłać mi te dziwne obrazy? Naprawdę nie chciałem wyobrażać sobie, że Xavier pokonuje te kilka ostatnich centymetrów dzielących nasze twarze i składa na moich wargach delikatny pocałunek.  Miałem ochotę krzyczeć, żeby tylko wyrzucić te absurdalne myśli z mojej głowy.

Czemu akurat teraz moja wybujała wyobraźnia musiała dać o sobie znać? Naprawdę.. to wszystko przez te hormony.. Tak, to one musiały być temu winne. To z pewnością przez nie, zachowuje się tak irracjonalnie. Mam przecież jedynie dziewiętnaście lat. Dziwne jest tylko to, że dotychczas moje życie trwało nieprzerwanie bez takich ekscesów.. Czemu więc właśnie teraz to się zmieniło?

Wzdychając z bezsilności, podniosłem się powoli i przebrałem w coś wygodnego. Postanowiłem, że wykąpie się jutro. Nie miałem zamiaru dzisiaj opuszczać mojego pokoju. Byliśmy już po kolacji, więc to będzie całkowicie zrozumiałe jeśli po prostu położę się teraz spać. Oczywiście wiedziałem, że nie mogę wiecznie uciekać. Nie chciałem, żeby zauważył w moim zachowaniu coś dziwnego. Chyba naprawdę powinienem zacząć przebywać w towarzystwie kogoś innego. Choćby nawet tej Mito... Możliwe, że to właśnie przez fakt, że cały wolny czas spędzam z nim, mój mózg powoli świruje. Dobrze, że niedługo będę miał okazję się rozerwać. To powinno pomóc...

A teraz spać, pomyślałem, lecz jak na złość poczułem wzbierającą we mnie poptrzebę. Zły na swój zdradziecki pęcherz, po cichu otworzyłem drzwi swojego pokoju i nie widząc nigdzie śladu Xaviera, z ulgą podbiegłem do łazienki wchodząc od razu do środka. 

W jednym momencie stanąłem jak wryty , nie mogąc oderwać spojrzenia od przeciwległej ściany. Odwrócony do mnie tyłem w kabinie prysznica stał... Xavier. Strumienie wody spływały po jego rozbudowanych ramionach, przez plecy, pośladki, smukłe nogi, aby skończyć w odpływie prysznica. Głowę miał lekko odchyloną do tyłu, a ręce opierał na ścianie przed sobą. Nie mogłem oderwać od niego spojrzenia. Miałem wrażenie, że czas zatrzymał się w momencie w którym mojje oczy napotkały jego osobę... 

Jego czarne włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze, o ile to w ogóle możliwe .. i w seksowny sposób przyklejały się do jego karku. Przełykając ślinę starałem się odzyskać kontrolę nad moim ciałem i powoli się wycofać, lecz nie mogłem nic zrobić. Nic, poza obserwowaniem przeźroczystej cieczy spływającej po jego ciele.

Dziwiłem się, że jeszcze nie zauważył mojej obecności. Zmusiłem się do oderwania od niego spojrzenia zerkając na kafelki pod moimi stopami. Aż nazbyt widoczny namiot w moich bokserkach całkowicie rozwiał ślady mojego otępienia i cofając się szybko wyszedłem z łazienki niemal biegiem wracając do swojego pokoju. 

Potrzeba opróżnienia pęcherza stanowczo wyparowała z mojego mózgu zastąpiona inną, bardziej drażniącą. 

Kompletnie skołowany rzuciłem się na łóżko ignorując stan w którym się znalazłem. 

Ja właśnie...

Ja właśnie podnieciłem się patrząc na chłopaka! Na Xaviera! Jak.. ja... przecież... Teraz kompletnie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. 

Do tego pojawił się następny problem... Prawdopodobnie byłem gejem. Moje wcześniejsze przypuszczenia zostały wyjątkowo brutalnie rozwiane. Naprawdę nie wiedziałem już, co było gorsze. To, że okazało się, że jestem homoseksualistą, czy sytuacja w której doszło do tego odkrycia.. Z osobą która to spowodowała włącznie. 

Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?

Jedynym plusem, był fakt, że do jutrzejszego poranka miałem czas tylko dla siebie. I nie musiałem na razie stawać twarzą w twarz z osobą odpowiedzialną za moje przyszłe koszmary.

____________________________

XAVIER

Jedyną decyzją jaką podjąłem było, żeby poczekać i samemu zobaczyć jak się to wszystko ułoży. Skoro po nieprzespaniu całej nocy, nie wyciągnąłem żadnych zadowalających wniosków, równie dobrze mogłem po prostu poczekać, aż wszystko samo się jakoś potoczy.

Z zamiarem zrobienia śniadania, wolnym krokiem wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. Zdziwiło mnie, że nie byłem w niej pierwszy. Przy stole siedział Nathaniel w jednej dłoni trzymając kanapkę, a w drugiej filiżankę kawy. 

-Dzień dobry- powiedziałem uprzejmie z ciekawością zauważając nagły dreszcz przebiegający po jego ciele.

-Dobry..- mruknął w odpowiedzi nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. 

Starając się zignorować fakt iż mnie ignoruje, podszedłem do blatu i przygotowałem sobie kilka kanapek ( każda z czymś innym) po czym skierowałem się do stołu i umyślnie zająłem miejsce naprzeciwko niego. 

-Masz już na dzisiaj jakieś plany?- zapytałem z ciekawością. 

W sumie moglibyśmy się gdzieś razem przejść, we dwójkę. Nie powiedziałem tego na głos, lecz w razie gdyby nic nie planował, chciałem to zaproponować. W końcu co innego miałby chcieć robić. 

-Myślałem nad tym, żeby porozglądać się samemu gdzieś po okolicy..

Miałem wrażenie jakby specjalnie dodał te " samemu", ale przecież nie mógł wiedzieć, że chciałem mu to zaproponować. 

-Aha- skomentowałem jedynie, skubiąc niechętnie własną kanapkę. 

Jakoś tak straciłem apetyt. Z zamyśleniem wpatrzyłem się w jego twarz przeżuwając powoli. 
Wydawało mi się, czy unikał mojego spojrzenia? Dobra Xavier, nie przesadzaj, niby czemu miałby to robić... Za dużo sobie wyobrażasz, zbeształem się w duchu. 

-A ty co będziesz robił?

Po dłuższej chwili usłyszałem jego pytanie. W sumie to sam wcześniej o tym nie myślałem.. Z góry zakładałem, że spędzimy ten czas razem, więc..

-Może przejdę się gdzieś z Mito- wypaliłem po chwili.

Nawet nie zauważyłem, że po raz pierwszy dzisiejszego poranka spojrzał na mnie ze zdziwionym  wyrazem twarzy. Gdy spowrotem wróciłem wzrokiem do jego osoby, patrzył się tak jak dotychczas w swoja filiżankę. 

Naprawdę nie spodziewałem się, że nasze stosunki się tak drastycznie zmienią w ciągu kilku dni. Wcześniej szukał u mnie pocieszenia, mówił mi jak się czuję.. Czasami wręcz kleił się do mnie w poszukiwaniu otuchy.. a teraz.. Teraz nie potrzebował tego wszystkiego. W końcu czuł się bezpiecznie. I może tak właśnie powinno być? W końcu co on sobie wyobrażał, że wiecznie będzie musiał go pocieszać? 

Niezbyt entuzjastycznie dokończyłem swoje kanapki, starając się złapać choć jedno spojrzenie Nathaniela. W tej sprawie jednak poległem całkowicie.. Uparcie wpatrywał się w blat przed sobą, bądź w trzymane w ręku przedmioty. 

Jak sobie chcesz, pomyślałem i wstając od stołu, podszedłem do telefonu który zostawiłem wcześniej w salonie, po czym napisałem sms-a do Mito. Miałem nadzieję, że nie będzie miała żadnych planów. 

___________________________

NATHANIEL

Całą swoją siłą woli starałem się nie zerkać na siedzącego naprzeciwko mnie Xaviera. Miałem dziwne wrażenie, że gdybym spróbował na niego spojrzeć, nie mógłbym oderwać wzroku, a co bardziej pewne, z pewnością przypomniałby mi się jego widok pod prysznicem.

Niemalże odetchnąłem z ulgą, gdy przestał wwiercać we mnie swoje spojrzenie wychodząc z salonu. W ciszy skończyłem swoje śniadanie, po czym nie bardzo wiedząc co z sobą począć.. Ubrałem się i tak jak wcześniej powiedziałem Xavierowi, wyszedłem z domu żegnając się zdawkowo.

Nienawidziłem go ignorować, ale jeszcze bardziej nienawidziłem czuć się tak dziwnie w jego obecności. Ze złości zazgrzytałem zębami kopiąc w przypadkowy kamień. Powolnym krokiem ruszyłem przed siebie, nie za bardzo zwracając uwagę w jakim kierunku idę. 


Zbyt zajęty przemyśleniami nawet nie zauważyłem, gdy znalazłem się w kompletnie nieznanym mi otoczeniu. Machinalnie skręcałem raz w prawo, raz w lewo i gdy po dłuższym czasie zrobiłem mały postój rozglądając się dokoła, z przerażeniem stwierdziłem, że nie mam pojęcia gdzie się znajduje.  Poklepałem się po kieszeniach, nagle zdając sobie sprawę, że nie wziąłem ze sobą telefonu. 

No pięknie.... Nie dość, że nie wiedziałem ile czasu minęło od mojego wyjścia, to jeszcze nie miałem możliwość skontaktowania się z kimkolwiek, aby dowiedzieć się gdzie jestem, czy chociażby poinformować, że się zgubiłem.

-O... a kogóż my tu mamy?

Zaskoczony odwróciłem się gwałtownie słysząc za plecami znajomy głos. 

Samuel.. Stwierdziłem po chwili spojrzeniem omiatając czarnowłosego chłopaka. 

-Cześć- przywitałem się kulturalnie obdarzając go mimowolnie małym uśmiechem. 

Przynajmniej teraz miałem większą szansę wrócić do domu. 

-A co ty tutaj robisz?- zapytał zaciekawiony wskazując dłonią dokoła. 

Niedbale wzruszyłem ramionami.

-Wyszedłem za spacer, zamyśliłem się i nagle znalazłem się tutaj- powiedziałem pokrótce.

Chłopak zaśmiał się najwyraźniej czymś rozbawiony.

-Musiałeś w takim razie nieźle się zamyślić. Żeby tu trafić z waszego domu trzeba iść piechotą przynajmniej dwie godziny. 

Dziwnie się czułem gawędząc z nim jak gdyby nic, zwłaszcza gdy wymieniłem z nim wcześniej zaledwie kilka monosylabowych słówek.

-Najwyraźniej- burknąłem pod nosem. 

Czarnowłosy przyglądał mi się przez chwilę, po czym ponownie się uśmiechnął, lecz tym razem w jakiś dziwniejszy sposób. Poczułem się dziwnie speszony. 

-A gdzie podziałeś Xaviera?- zapytał po chwili kompletnie mnie zaskakując.

-Pewnie siedzi z Mito- odparłem przypominając sobie, co powiedział mi przy śniadaniu.

-Aha..

Samuel wyglądał na zamyślonego. 

-Co powiedziałbyś w takim razie na małą przejażdżkę?

Zaskoczony spojrzałem na niego unosząc brwi w domniemanym zdumieniu. Dopiero po chwili dostrzegłem stojący za nim motor. 

-Ja.. nie wiem..

Chłopak żartobliwie poruszył brwiami. 

-No chyba nie powiesz mi, że jesteś zajęty. Z tego co widzę to nawet nie wiedziałbyś jak wrócić do domu.. 

Niechętnie musiałem przyznać mu rację.

-Poza tym akurat jadę w twoim kierunku, mógłbym cię podrzucić- dodał po chwili zapraszająco klepiąc swoją maszynę. 

Wzdychając pokiwałem głową na zgodę i zrobiłem kilka kroków w jego kierunku. Niemal natychmiast wsadził mi w dłonie dodatkowy kask, który z niemałym trudem udało mi się założyć na głowę. Zanim się obejrzałem siedziałem już z tyłu, możliwie jak najdelikatniej trzymając się jego bioder, żeby nie spaść.  Dopeiro gdy znalazłem się na motorze, dotarło do mnie jak bardzo zły był ten pomysł. Gdy tylko wystartowaliśmy osunąłem się na siedzeniu do przodu, nie mogąc nic poradzić na to, że właściwie całą klatką piersiową przylgnąłem do jego pleców. Do tego jego sposób jazdy wcale, a wcale nic mi nie ułatwiał. Ze strachu, że w którymś momencie wreszcie mnie zrzuci, walcząc z samym sobą mocniej objąłem go w pasie. 

Nie podobało mi się to. Miałem nadzieję, że szybko dotrzemy do domu i będę mógł wreszcie zejść z motoru. Do tego przy takim pędzie z przykrością musiałem przyznać, że moja kurtka nie stanowi zbyt dużej ochrony przed zimnem.

Starając się nie myśleć o lodowatym wietrze smagającym moje plecy, próbowałem skupić się jedynie na utrzymaniu na motorze.

Po przynajmniej trzydziestu minutach zacząłem rozpoznawać otaczające nas budynki i z niemałą ulgą przywitałem fakt, że zatrzymaliśmy się przed domem moim i Xaviera.

Niemal natychmiast zeskoczyłem z motoru chwaląc w myślach stały grunt pod moimi stopami.

-Naprawdę dzięki za podwózkę- powiedziałem powoli zdejmując kask i obdarzając go wdzięcznym uśmiechem.

-No problem- stwierdził jedynie z niewiadomego powodu puszczając do mnie oczko.

-W czymś przeszkadzamy chłopcy?- rozbawiony dziewczęcy głos rozległ się z niedalekiej odległości.

Pełen obaw odwróciłem się w jego kierunku i tak jak się spodziewałem, zobaczyłem Mito u której boku stał Xavier. Zapominając o swoim postanowieniu nieumyślnie zerknąłem w jego kierunku.

Nie wiedzieć czemu wzdrygnąłem się na widok jego spojrzenia. Niemal płonęło przesuwając się ode mnie do Samuela.

Jakby dopiero teraz przypominając sobie o trzymanym przeze mnie nadal przedmiocie, szybko odwróciłem się zwracając kask właścicielowi.

-Niezupełnie- odezwał się po chwili Samuel.- Właśnie podrzuciłem wam waszą małą zgubę... Trochę za daleko sobie zaspacerował.

Pod wpływem jego  następnego uśmiechu mimowolnie zaczerwieniłem się z zażenowania. Czy on naprawdę musiał na mnie patrzeć w taki dziwny sposób? I to na dodatek przy Xavierze..

-Jeszcze raz dzięki- burknąłem ledwo słyszalnie, po czym machnąwszy wszystkim na pożegnanie szybko skierowałem się do domu nieświadomy wbitego w moje plecy wkurzonego spojrzenia.

__________________________________________________

XAVIER

Nie mogłem uwierzyć, że po całym dniu ignorowania mnie..Właśnie MNIE... Uśmiecha się do ledwo poznanego chłopaka i oględniej rzecz mówiąc, większą uwagę poświęca na jego osobę niż na mnie. Poczułem niemalże irracjonalny gniew przyglądając się w milczeniu jak oddaje Samuelowi kask i zaczerwieniony szybko wraca do domu.

Jeszcze gorzej się wkurzyłem, gdy zauważyłem wzrok którym chłopak go odprowadzał.

-Do zobaczenia na imprezie- powiedział na odchodnym uśmiechając się do mnie lekko wyzywająco.-O ile zechcesz przyjść..

-Nie martw się, na pewno razem z Nathanielem znajdziemy trochę czasu- odparłem mierząc go kpiącym spojrzeniem.

O ile wcześniej wydawał mi się fajny, o tyle teraz stanowczo wkurwiał mnie swoją osobą. I tym bardziej nie pasował mi sposób w jaki wpatrywał się w Nathaniela.

Miałem zamiar mieć go na oku i nie dopuścić aby jutro nawet na chwilę został sam na sam z moim kuzynem. Lepiej żeby trzymał łapy przy sobie, pomyślałem nie do końca zdając sobie sprawę, czemu reagowałem na niego tak gwałtownie.

Przepraszając Mito odmówiłem pójścia do jej domu, wymawiając się, że zapomniałem zrobić w domu coś ważnego. Powoli skierowałem się na ganek, wiedząc, że nie jest na tyle głupia by mi uwierzyć i z pewnością później mnie o to wypyta.

Teraz miałem do zrobienia coś naprawdę ważnego. Musiałem porozmawiać z Nathanielem, czy to się mu podoba czy nie.. I dowiedzieć się z jakiego powodu zachowuje się wobec mnie w ten sposób...

_________________________________________________

Postanowiłam, że jednak skrócę rozdział i najważniejsze łącznie z imprezą upchnę w następnym. Mam nadzieję,  że się nie zdenerwujecie.



wtorek, 22 kwietnia 2014

Coś do rozdziału

 Niestety, ale musze opóźnić dodanie rozdziału jeszcze o jeden dzień. Nie spodziewałam się, że tyle to mi zajmie. Lecz postanowiłam, że chce w tym rozdziale trochę popędzić akcję, więc  oczywiście musiałam go wydłużyć :D Minusem jest fakt, że dwa tygodnie nie było mnie w szkole i musiałam się dzisiaj także uczyć na jutrzejszy sprawdzian z fizyki i polskiego... Więc nie wyrobiłam się. Przepraszam... Możecie się spodziewać rozdziału jutro. Dziękuję  za cierpliwość.

sobota, 19 kwietnia 2014

Uwaga !!!

Moja wierna koleżanka Mito postanowiła spróbować swoich sił w pisaniu. Specjalnie dla nas napisała prolog do pewnej historii. To do was zależy, czy założy bloga. Mam nadzieję, że przeczytacie poniżej zawarty prolog i wyczerpująco go skomentujecie. Moim zdaniem historia straaaasznie ciekawa i chce się dowiedzieć co bd dalej. Czytajcie i komentujcie, a może pojawi się następna interesująca blogerka. :) 

_______________________________

KRĄG OGNIA



PROLOG



-Mamo dokąd idziemy ?-spytał siedmioletni biało włosy chłopczyk. Kobieta o ciemno brązowych włosach odwróciła się i popatrzyła w stalowoszare tęczówki dziecka, tak różne od jej ciemnożółtych.

-Idziemy na festiwal, skarbie -odpowiedziała z powrotem spoglądając przed siebie. 

Właśnie dochodzili do wielkiej dębowej bramy umieszczonej w litej skale. Dookoła był tylko gęsty las liściasty, co jakiś czas dało się słyszeć odgłosy nocnego życia. Do wrót prowadziła niczym nie oznaczona leśna ścieżka. Tylko osoba będąca częstym bywalcem tego miejsca mogła ją znaleźć. Kobieta puściła rączkę chłopca i podeszła do małych metalowych drzwi znajdujących się koło bramy. Zastukała pięć razy otwartą ręką, podczas gdy chłopczyk przyglądał się jej z zainteresowaniem. Drzwi otworzył starszy mężczyzna z długą do ziemi brodą.

-Słucham?-zapytał ochrypłym głosem spoglądając bacznie na kobietę.

-Przyszliśmy na Festiwal Ognia.-Odparła kobieta z powrotem chwytając synka za rączkę.

-Frakcja?

-Ogień.

-Ród?

Kobieta zawahała się przez chwilę lecz po paru sekundach odpowiedziała:

-Nie należymy do żadnego.

-Imię ?

-Ninea.

Mężczyzna spojrzał na chłopca który grzebał sobie w nosie.''Zero kultury'' pomyślał starzec i siłą woli powstrzymał się od parsknięcia kobiecie w twarz. Ponieważ nie była rodowitym Wizardem, nie musiał mieć do niej takiego szacunku jak do innych,a przynajmniej do jej małego i nie wychowanego gówniarza.

-Możemy przejść ?-spytała w miarę cierpliwie kobieta.

-Yyy....Co ?-spojrzał na nią wyrwany z zamyślenia staruszek -Aa...Tak tak, proszę mości pani.-Odpowiedział i przepuścił kobietę razem z chłopcem, który zaraz przy wejściu zliczył mega glebę obijając sobie obydwa kolana ,ręce oraz łokcie. Brodaty widząc niezdarność małego parsknął cichym śmiechem.

Ninea zgromiła go wzrokiem. Pomogła dziecku wstać i ruszyli dalej kamiennym korytarzem oświetlanym jedynie przez wiszące pod sufitem jasne żółto-pomarańczowe kulki ognia. Chłopiec ciągnięty przez matkę rozglądał się ciekawskim wzrokiem. Uwielbiał każdy rodzaj ognia. Ten spokojny, który posiadała jego mama, jak i również ten dziki i nieokrzesany o którym opowiadał mu ojciec. 
Mówił, że każdy ma swój własny unikalny charakter płomienia. Chłopiec nigdy jeszcze nie widział, a tym bardziej nie określił swojego płomienia, za każdym razem kiedy chciał go chociaż zobaczyć mama kategorycznie mu tego zabraniała. Kiedy pytał dlaczego, zawsze odpowiadała jedynie „Jeszcze nie czas”.

Szli już dosyć długo, małego zaczynały już boleć nogi.

-Mamoooooooooo.....

-Tak, kochanie?

-Daleko jeszcze?

-Nie, prawie jesteśmy.

Chłopiec z każdym kolejnym krokiem słyszał coraz to głośniejszą muzykę i rozmowy, okrzyki oraz śmiech. Rozglądał się i szukał źródła tego wielkiego harmideru. Kiedy byli już w niewielkiej odległości od źródła zgiełku, usłyszeli głośny i donośny męski głos.

-Ninea!!! Ninea!!!- wołana kobieta odwróciła się do właściciela głosu i posłała mu lekki uśmiech.

-Witaj Eryku.

Chłopiec również się obrócił i zobaczył wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę o włosach koloru zgniłej zieleni, morskich oczach i wielkim wyszczerzem na przystojnej twarzy. 

Za nim stała dziewczynka mniej-więcej  w jego wieku, miała długie aż do pasa blond włosy zaplecione w gruby warkocz, niebiesko-zielone oczy oraz zieloną sukienkę na ramiączkach z sandałami.

-Oraz Ty piękna młoda damo.-Brązowowłosa zwróciła się także do lekko speszonej dziewczynki, chowającej się teraz za nogą swojego taty.-Jest bardzo podobna do Karin. A właśnie gdzie Ona jest?

-Ah..Karin została w domu bo się źle czuła-odparł Eryk.

-A cóż to za przystojny młodzieniec– zwrócił się po chwili do lekko zdziwionego chłopca.

-Nie jestem żaden młodzieniec tylko Shiro - odparł oburzony. Matka popatrzyła na niego rozbawionym wzrokim.

-Ah.. tak przepraszam. Może mi powiesz Shiro, ile masz lat ?-spytał Eryk równocześnie kucając i patrząc dziecku w oczy.

- Siedem i pół.

-Oh. To tyle ile moja córeczka.– Klasnął w ręce szczęśliwy i zrobił mały piruet.– Mam pewien pomysł. Ninea?

-Hmmm..?

-Może by tak puścić nasze dzieciaki razem…

-Same..– Dodał widząc Ni otwierającą usta żeby zaprotestować.–Są już duzi i dadzą sobie radę. Poza tym to dzieci, potrzebują zabawy. My w tym czasie pójdziemy pogadać tak jak za dawnych czasów. 

-Sama nie wiem…

-No weź, Ninea. Dzieci chcą pobawić się same, bez opiekunki, prawda?-zwrócił się do dzieci które zdążyły przez ten czas znaleźć jakiś kamień i na nim  grzecznie przycupnąć.

-Ja jestem za -odparła radośnie dziewczynka, uszczęśliwiała ją wizja zabawy z tym białaskiem (wyglądał na miłego) oraz spędzenia wieczoru bez nadopiekuńczego taty przy boku. 
Kątem oka spojrzała na albinosa. Chłopiec jakby wyczuwając jej spojrzenie podniósł stalowe oczy patrząc wprost na nią obdarzając ją pięknym uśmiechem ''Czuję, że będzie z niej dobra przyjaciółka oraz pierwsza''

-A ty Shi ?-zapytał Eryk.

-Ja również.

-Dobrze czyli postanowione, dzieci idą się bawić a my pogadać.

-TAK!!-krzyknęły równocześnie dzieciaki.

Shiro zeskoczył z kamienia, chwycił koleżankę za rękę i już mieli iść w kierunku tego okropnego hałasu, gdy Ninea chwyciła obydwoje za  rękę i powiedziała:

-Obiecacie mi coś?-Kiwnęli głowami na tak.-Shiro...- Zwróciła się do syna.–Pod żadnym pozorem, rozumiesz... Pod żadnym pozorem nie wolno ci używać swojego płomienia czy chociaż by kontroli, rozumiesz?- spytała bardzo poważnie.

-Tak rozumiem.

-To dobrze -teraz zwróciła się do dziewczynki.–A Ty proszę obiecaj mi, że będziesz go pilnować, dobrze?

-Tak, dobrze.

Kobieta popatrzyła na tą dwójkę,uśmiechnęła się i  pocałowała ich w czółko.

-Dobrej zabawy i uważajcie na siebie.-Życzyła, lecz dzieciaki już jej nie słuchały. Zaraz po puszczeniu przez nią, pobiegli w kierunku festiwalu.

Po chwili biegu chłopiec gwałtownie się zatrzymał. Dziewczynka o mało co na niego nie wpadła.

-Co Ty robisz?-spytała wyraźnie zła, że wstrzymali swoją wędrówkę na festiwal.

Shi odwrócił się do niej i uśmiechnął się ciepło.

-Jak masz na imię? Ja ci powiedziałem, a ty mi nie.-Naburmuszył się lekko.

Dziewczynka rozdziawiła buzię ''Prawda, zapomniałam'' lecz w tym samym czasie parsknęła śmiechem widząc jego minę. Ciągle śmiejąc się wyciągnęła rękę do coraz bardziej naburmuszonego chłopczyka i powiedziała:

-Jestem Beth, miło mi cię poznać – uśmiech.

-Mi Ciebie również.

-ZOSTAŃMY PRZYJACIÓŁMI !!-krzyknęli równocześnie, po czym popatrzyli na siebie ze zdziwieniem i wybuchli niepohamowanym śmiechem.

~~#~~#~~#~~
 
Kobieta patrzyła na wielką jaskinie w której odbywał się festyn od przeszło 900 lat.

Wszystko w tym miejscu było wyrzeźbione z litej skały nie licząc oczywiście atrakcji oraz straganów. Po środku znajdowała się potężna arena. To ona była główną atrakcją. Można było na niej robić dosłownie wszystko od dzikich orgii zaczynając na pojedynkach typu „na śmierć i życie„ kończąc. Ninea nienawidziła jej z całego serca.

-Ni, kochana spokojnie, bo za chwilę rozwalisz ten stół i będę musiał go odkupywać... A one są, cholera bardzo drogie... Więc racz się uspokoić i nie patrz na nią.-Rzekł spokojnie Eryk.

Szybko odwróciła głowę i napiła się gorącej malinowej herbaty.

-Nienawidzę jej.

-Wiem, wiem. Ja również.. Przez nią straciłem najlepszego przyjaciela, ty męża, a Shiro ojca.

Kobieta popatrzyła na przyjaciela siadającego naprzeciwko i zaciągającego się cygarem.

-O czym chciałeś porozmawiać?

-O Shiro.

Ninea wyprostowała się i odstawiła filiżankę swojej ulubionej herbaty i patrząc hardo w oczy mężczyzny, rzuciła:

-Nie ma o czym.

-Nie prawda, jest i to dużo.

-No to słucham.

Eryk zgasił cygaro w popielniczce i napił się herbaty z miodem, po chwili zaczynając:

-Krzywdzisz go… Tym, że nie pozwalasz mu zobaczyć czy chociaż poczuć jego własnych płomieni.

-Nie krzywdzę tylko chronię.

-Przed czym?-zapytał zielonowłosy.-Przed nim samym?

-...

-Ty go nie chronisz..-Eryk wskazał palcem jej pierś.–...Ty chronisz siebie jego kosztem. Boisz się, że odkryją kim jesteś ty, kim jest on. Chłopak powinniem nauczyć się chociaż kontrolować swój płomień, bo inaczej wybuchnie i nawet ty go nie powstrzymasz.

W tym momencie nie wiedzieli jak blisko on jest.

-Dobrze wiesz, że wystarczy tylko jeden impuls.-Pstryknął palcami przed nosem Ninei.–I już cała kumulowana od 7 lat moc wytryśnie...

Ninea milczała, lecz wiedziała, że stary przyjaciel ma rację i powinna Shiro nauczyć chociaż tego. Zanim..''Nie, nie wolno mi o tym myśleć'' skarciła się w duchu.

-On...-Zaczęła odrywając uwagę Eryka od karty menu.–On ma jeszcze czas, nie jest teraz gotowy, jest zbyt młody– mówiła.

-Ni, a czy ty byłaś kiedyś gotowa ?

Smutno pokręciła głową. 
-Właśnie, więc On tym bardziej nie będzie… A co do czasu to...-Gwałtownie urwał patrząc w okno z malującym się na twarzy przerażeniem. Ninea zaniepokoił ten wyraz twarzy przyjaciela, więc odwróciła się, żeby zobaczyć co go tak przeraziło...Kiedy tylko to dostrzegła o co chodzi..Zamarła.

Na znajdującej się pośrodku placu arenie zebrał się tłum ludzi podziwiających...Dwa potężne płomienie. Jeden większy krwisto czerwony zataczał koła wokół całej areny i jakby zapraszał  do zabawy. Drugi mniejszy, ciemny jak nocne niebo płomień, nieśmiało zaczął poruszać się i gonić czerwony. Obydwa wyglądały tak żywo, jakby poruszały się bez udziału woli człowieka. Jakby były osobnymi bytami. 

Raz po raz wznosiły się wysoko, tylko po to żeby rozprysnąć jak fajerwerki. Następnie łagodnie opadając na ziemię zaczynały kolejną porcję zabaw. Kobieta nie mogła oderwać oczu od tego zjawiska. Nie była w stanie w to uwierzyć.

-Niemożliwe ...-wyszeptała ,po czym gwałtownie wstała, co oznajmił huk upadającego krzesła.

Ninea z niedowierzaniem wypisanym na twarzy wybiegła z baru. 

-NINEA!! CZEKAJ!!-krzyknął Eryk wybiegając za nią. Miał złe przeczucia nawet bardzo złe. Dogonił Ninee przy skrzyżowaniu uliczek. Chwycił ją za ramię i zapytał głośno oddychając:

-Co jest?

-To on.

-On?-zdziwił się-Kto?

Rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Nagle chwyciła go za przód koszuli i z niewyobrażalną jak na kobietę siła, rzuciła nim o ścianę jakiegoś domku:

-To jest właśnie to, o czym mówiłeś -wysyczała gniewnie. Na jej rękach zaczęły pojawiać się blado-szare cienkie linie oraz napisy w starożytnym języku. Eryk widząc to wciągnął głośno powietrze.-Właśnie zaczyna się to przed czym chciałam go ochronić-zacisnęła rękę na gardle przyjaciela.-To w twoja wina, gdybym go nie puściła to nic by się nie stało.-Zaczęła podduszać Eryka.

Mężczyzna widząc, co się dzieje zaczął działać. Wykręcił jej rękę i odepchnął. Syknął na nagły ból w ręce, którą dotkną Ninea. No tak zapomniałem, teraz jej skóra ma temperatur ok 300 stopni...Co ja głupi jestem czy co, zganił siebie w myślach.

-Słuchaj,możemy go jeszcze zatrzymać. Shiro ma dopiero 7 lat i raczej nie jest AŻ tak potężny, do tego musimy iść po Beth. Założę się, że jest z nim. To jak idziemy ?-spytał otrzepując koszulę i schładzając poparzoną rękę. Młoda kobieta uspokoiła się tym samym sprawiając, że temperatura jej ciała wróciła do normy,a znaki i linie zniknęły bez śladu.

-Jest..-szepnęła cicho,lecz Eryk jej nie usłyszał.-Dobra chodźmy, szybko-dodała normalnym głosem.

Ruszyli biegiem w kierunku areny. Omijali większe grupki ludzi, którzy przyszli popatrzeć na ten piękny spektakl... Nagle coś wybuchło i zamiast pięknych płomieni była tylko wielka chmura dymu. Eryk i Ninea tknięci złymi przeczuciami, jak najszybciej dostali się do podziemi, a stamtąd na główną arenę. Kiedy tam dotarli zauważyli klęczącą na ziemi Beth ,która coś krzyczała. Rodzice obydwojga dzieci prędko do niej podbiegli. Ojciec chwycił ją w ramiona i mocno przytulił. Ninea rozglądała się za Shiro, lecz nigdzie go nie widziała.

-Beth...-uklękła przed dziewczynką.-Kochanie… gdzie jest Shi?

Dziewczynka podniosła na nią załzawione oczka i odpowiedziła drżacym głosem:

-J-J-J-aaaa......hyh..hyh...p-p-p-p-róbo-o-owała-a-a-am ...go z-z-zat-t-trzyma-ć…..T-t-t-a-a-amte-e-e-n c-c-hł-opie-e-ec …..g-g-g-o....p-p-p-dpuś-ś-ścił...i-i-i.......hyhhhyh....P-p-p-p-poooosz-z-z-zli -wyciągnęła swoją małą rączkę i wskazała miejsce po środku areny-t-t-t-tam-m-m-m....-Po czym rozryczała się na dobre w ramionach swojego taty.

Ninea bezzwłocznie udała się we wskazane miejsce. W powietrzu dało się wyczuć zapach prochu oraz ognia. Kobieta rozglądała się uważnie za swoim dzieckiem ...Nagle dostrzegła dwa ciałka leżące koło siebie, z czego jedno miało kruczoczarne włosy do karku,a drugie białe włosy na które opadał teraz pył. 

Z przerażeniem rozpoznała swojego synka i ruszyła biegiem w jego kierunku. Chłopiec na szczęście był przytomny tak samo jak czarnowłosy. Obydwoje trzymali swoje małe rączki 
na piersiach. Ninea wzięła Shiro na ręce.

-Kochanie, nic ci nie jest?

Chłopiec popatrzył na matkę zmęczonym wzrokiem i cichutko wyszeptał wskazując na swoją pierś:

-B-boli-i...bardzo boli...hyhhyh...-Gdy się już podnosili, kobieta usłyszała czyjeś wołanie.<-
-Paniczu !! Gdzie jesteś ?!!!! 
Ze strachem w oczach popatrzyła na drugiego chłopca. Ubrany był w czarne krótkie spodenki, czerwoną bluzkę oraz trampki. Jego duże krwistoczerwone oczy patrzyły wprost na nią i Shiro.
''Patrzy na mnie tak jakbym mu coś zabrała,ukradła...'' pomyślała.
Ninea jeszcze raz przyjrzała się jego oczom..Skądś je znała tylko nie wiedziała skąd...Po kilku sekundach otworzyła szeroko oczy.''No przecież to jest drugi syn jednego z najpotężniejszych ognistych rodów i do tego JEJ syn...cholera...Trzeba uciekać.''

-Kurde...-zaklęła pod nosem i już po chwili ruszyła z Shi w stronę Eryka i zapłakanej Beth. Shiro otworzył leniwie klejące się ze zmęczenia oczy i obejrzał się na leżącego na ziemi chłopca i szepcząc sennie.

-Dobranoc i do zobaczenia...

Chłopczyk chciał coś odpowiedzieć, lecz nie zdążył… Shi razem z jego mamą zniknęli z pola widzenia.

Ninea po dotarciu i zapewnieniu Eryka, że z jej synem wszystko ''OK'. Postanowiła, że na dziś dzień za dużo atrakcji i trzeba wracać do domu. Poza tym nie chciała spotkać JEJ, a wiedziała że ONA tutaj jest.

Cała czwórka dosyć szybko ewakuowała się z festynu. Przy bramie nie było problemu ze starcem, on również poszedł podziwiać ''niezwykły'' występ na arenie. Kiedy siedzieli już w samochodzie Ninea i Eryk usłyszeli czyjś krzyk. Przy bramie obok Brodacza stała wysoka, ognistowłosa kobieta z oczami koloru świeżej krwi które patrzyły z nienawiścią w żółte oczy Ni.

-Ruszaj.-Mruknęła mama Shiro, odwracając głowę od krwistookiej. 

Po wyjechaniu z lasu kobieta odetchnęła z ulgą.

Spojrzała na swoje szczęście, które teraz leżało zwinięte w kłębek na jej kolanach. Delikatnie odchyliła jego rączki od piersi i spojrzała na czerwoną plamę na kości obojczykowej. Lekko odchyliła materiał by na to spojrzeć, lecz tak szybko na to spojrzała, równie szybko to zasłoniła. Po czym przytuliła go mocniej. Już wiedziała,że życie jej dziecka będzie inne od jej.

Wiedziała też, że na pewno nie dożyje jego osiemnastych urodzin. Po jej policzku spłynęła jedna samotna łza. Postanowiła, że nauczy chłopca podstaw ich kontroli...Przynajmniej tyle może zrobić dla swojego największego szczęścia i skarbu…

Tamto wydarzenie zapoczątkowało życie pełne bólu, cierpienia, samotności, strachu, nienawiści, troski, zazdrości, przyjaźni oraz ognia i miłości. Miłości która nie jednokrotnie zostanie wystawiana na próbę…..... 
Tylko czy ją przetrwa ?


_____________________________________



10 LAT PÓŻNIEJ 


-Shiro, do kurwy nędzy, rusz swoje szanowne cztery litery i wstawaj z wyra!!!!

Na te słowa zerwałem się gwałtownie z łóżka i chciałem coś odkrzyknąć tej idiotce Beth, lecz moja cięta riposta umarła w głuchym krzyku, który towarzyszył mi podczas zaliczania  pierwszej dzisiejszej gleby. Inaczej zwanej poranną. Podczas kiedy ja próbowałem pozbierać moje zwłoki z podłogi razem z pieprzoną kołdrą zabójcą, drzwi do pokoju otworzyły się z cholernie głośnym BUM! ukazując czyjąś postać...


Tamto wydarzenie zapoczątkowało życie pełne bólu, cierpienia, samotności, strachu, nienawiści, troski, zazdrości, przyjaźni oraz ognia i miłości. Miłości która nie jednokrotnie zostanie wystawiana na próbę….....
Tylko czy ją przetrwa ?

piątek, 18 kwietnia 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 10

Na wstępie powiem, że chwilowo straszną wenę mam akurat na te opowiadanie i w obawie, że pisząc na przymus inne zwale akcję. Postanowiłam dodać jeszcze kilka  rozdziałów tego opowiadania.

________________________________


XAVIER

W tym samym momencie w którym przekroczyliśmy próg kawiarenki drobne rączki zawiesiły się na mojej szyi, a ja cofnąłem się zaskoczony dostrzegając burze ciemnoblond kosmyków.

-Mito?!-zawołałem zaskoczony jej zachowaniem i równocześnie lekko speszony przez wzburzone spojrzenie Nathaniela.

-No, a kto inny głuptasie- uśmiechnęła się i zanim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób, odwróciła się w kierunku Nathaniela i tak samo jak uprzednio w moim przypadku, rzuciła mu się na szyję. -Miło mi Cię poznać- wyszczebiotała nieświadoma mojego morderczego spojrzenia.- Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.  Zdecydowaliście już czy idziecie na imprezę?

-Idziemy- odparłem z ulgą zauważając, że wreszcie go puściła. Wyglądał na lekko zaskoczonego.

Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze promienniej,o ile w ogóle jest to możliwe i ręką wskazała na coś z boku. Dopiero po chwili zorientowałem się, o co jej chodzi dostrzegając kilka osób siedzących przy stoliku po naszej lewej stronie. Wydawało mi się, że gdzieś ich wcześniej widziałem. Możliwe, że byli tutaj gdy rano przyszedłem do kawiarenki, w sumie nie za bardzo zwróciłem wtedy na nich uwagę. Ledwie na nich spojrzałem w tamtym momencie. Teraz miałem szansę lepiej im się przyjrzeć. 

-To jest właśnie Samuel- oznajmiła podchodząc do chłopaka siedzącego najbliżej. 

Czarnowłosy młodzieniec uprzejmie skinął nam głową, ręką wskazując dwa wolne krzesła stojące obok. 

-Śmiało, siadajcie do nas.

Spojrzałem na Nathaniela pytająco i gdy pokiwał głową na zgodę, zajęliśmy wskazane miejsca. W sumie nie przypuszczałem, że wypad na kolację potoczy się właśnie w ten sposób. W planach miałem raczej dość inny obraz tej sytuacji, ale nie było na co narzekać, lepiej zaaklimatyzować się w nowym miejscu. 

-Jestem Xavier, a to mój..- spojrzałem na Nathaniela zastanawiając się co powiedzieć. Skoro zaczynaliśmy nowe życie i nie chcieliśmy, aby ktokolwiek, kto chciałby nas znaleźć wpadł na nasz ślad, lepiej byłoby nie wspominać, że jesteśmy rodziną. Nawet jeśli dość daleką.

-..przyjaciel- dokończył za mnie Nathaniel.

-Tak, to mój przyjaciel Nathaniel.

Pięć par oczu wlepiło się w nas podejrzliwie.

-Coś się dziwnie zawahałeś- Samuel zabawnie poruszył brwiami.- Na pewno tylko przyjaciel?

Zmarszczyłem brwi zastanawiając się o co mu chodzi. Gdy wreszcie zrozumiałem, nic nie mogłem poradzić na to, że moją twarz oblał soczysty rumieniec. 

-Nic z tych rzeczy!- zaprzeczyłem niemal od razu gwałtownie machając rękoma. 

Siedząca obok dziewczyna uśmiechnęła się jedynie pod nosem.

-Mniejsza z tym...Wprowadziliście się do domu Dewstonów, prawda?

_________________________


NATHANIEL

Fala irytacji jeszcze nie zdążyła wypłynąć z mojej osoby, gdy zastąpiła ją fala szoku spowodowana przez uścisk obcej dziewczyny. Zdążyłem wywnioskować, że to właśnie ta "sympatyczna" niewiasta o której wcześniej wspominał Xavier. Przyjrzałem się jej badawczo, gdy na niego spojrzała, lecz z ulgą zauważyłem, że nie patrzy na niego w żaden zakazany sposób. Chyba nie miała w planach uwiedzenia go. Tym lepiej dla niej, pomyślałem po czym przyłapując się na tak absurdalnych myślach, poczułem nagłą ochotę na przywalenie głową w ścianę. 

Reszta towarzystwa też nie wyglądała najgorzej. Nie byłem zbytnio przyzwyczajony do większego grona znajomych. Wcześniej jedyną osobą z którą się zadawałem była moja przyjaciółka. Nie miałem zbyt dużo znajomych, nie wychodziłem na żadne wypady, ani tym bardziej nie pisałem z nikim w internecie. Widząc jak wszystkie spojrzenia skupiają się na nas dwóch, poczułem maleńkie ziarnko paniki. A jeśli dojdą do wniosku, że jestem jakiś nienormalny? W końcu siedzę i nie robię nic poza wgapianiem się w nich, podczas gdy Xavier raczy ich zmyśloną historią o naszej przeprowadzce. 

Akurat w tym roku mieliśmy zaczynać naukę na uniwersytecie, więc jeśli chodzi o stworzenie wiarygodnej historyjki, po prostu przeprowadziliśmy się w okolicę bliższą naszemu uniwerkowi. 

O rodzicach nie wspominaliśmy wcale. Według wcześniej obgadanego planu, jesteśmy w złych stosunkach i tyle. Nie chcieliśmy wymyślać jakiejś nieprawdopodobnej historii, albo uśmiercać ich za życia. Zdecydowaliśmy się więc na pół prawdę. 

Wzdychając oparłem głowę na ręce lustrując każdego po kolei wzrokiem. Nadal nie wiedziałem jak nazywa się większość z nich. O ile my się przedstawiliśmy, o tyle kolega i koleżanki tego całego Samuela nawet gęby nie otworzyli. Choć nie wyglądali też na takich którym nie pasuje nasze towarzystwo. Czasami zadawali nawet jakieś pytania, w większości skierowane do Xaviera. 

Tuż koło czarnowłosego chłopaka siedziała dziewczyna o tego samego koloru włosach i zielonych oczach błyszczących figlarnie w przytłumionym świetle jarzeniówek. Raz po raz wędrowała wzrokiem pomiędzy mną a Xavierem, z niewiadomych mi powodów uśmiechając się lekko pod nosem.  Obok niej szczerzył się przyjaźnie wyglądający rudzielec, co rusz zapodając nowy temat rozmowy, a tuż koło wcześniej przedstawionej Mito, stała niziutka blondynka uśmiechająca się dość nieśmiało do reszty. Ech...

A mieliśmy tu przyjść jedynie na kolację, westchnąłem czując nagłe burczenie w brzuchu. Chyba nic z tego nie będzie, stwierdziłem ze smutkiem zerkając na rozentuzjowanego towarzysza.  Mimowolnie poczułem się zawiedziony. W końcu to nie był mój pomysł, tylko jego. A teraz kompletnie o nim zapomniał. Starałem się jak mogłem zagłuszyć wkurzające ssanie w żołądku. Odkąd przebywałem z Xavierem, pierwszy raz od dłuższego czasu jadłem regularne posiłki. Minusem tego był fakt, że teraz gdy jest już trochę po godzinie o której jadłem kolację, zaczynałem się robić paskudnie głodny. Już lepiej chyba było, gdy byłem niedożywiony..

Nie mogę podejść i zamówić nic, już nawet nie ze względu tego, że głupio jeść w towarzystwie w którym nikt inny tego nie robi. Lecz także dlatego, że nie miałem przy sobie nawet gorsza przy duszy. W końcu, to właśnie Xavier za wszystko płaci. Ponownie zdałem sobie sprawę z beznadziejności mojej sytuacji. Pasożyt. Pasożyt. Moja duma ostatnimi czasy oberwała naprawdę dużo solidnych kopniaków. I choć Xavierowi może się to nie spodobać, wiedziałem, że gdy tylko będę na tyle sprawny aby móc wykonywać jakieś fizyczne czynności, znajdę sobie jakąś dorywczą pracę, żeby przynajmniej mieć przy sobie jakieś głupie drobniaki, na głupią kawę. 

Te uczucie jest naprawdę paskudne, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie masz nic. Nawet na głupie chusteczki do nosa pieniądze musiałbym cały czas pożyczać od niego, gdybym miał potrzebę takie kupić. To jest bardzo... dołujące.

Nie zdając sobie sprawy z tego co robię, westchnąłem głośno wbijając wzrok w padający za oknem śnieg. 

Nie powinienem zwracać na niego tak dużo uwagi. Najlepiej zagrzebać te wszystkie chore uczucia zanim zmienią się w coś jeszcze gorszego.

__________________________

XAVIER

Wciągnięty w rozmowę z tyloma ludźmi nawet nie zauważyłem, kiedy zignorowałem obecność Nathaniela dopóki nie usłyszałem jego głębokiego westchnięcia. Przerwałem w pół zdania odwracając się w jego kieruku. Wyglądał na... smutnego? Nie za bardzo potrafiłem odczytywać z jego twarzy emocje. Poza tymi kilkoma razami gdy był szczęśliwy, bądź załamany bardzo trudno było rozczytać jaki ma humor. 

Jedno było jednak pewne. Zabrałem go tutaj żeby zjeść kolację, bo z pewnością zdążył juz zgłodzieć, ale tak naprawdę kompletnie go olałem. Zrobiło mi się niezwykle głupio, więc postanowiłem to odkręcić. Nie wiedząc, że przez cały czas gdy przyglądałem się mu z zamyśleniem reszta przyglądała się mojej osobie w ten sam sposób, odwróciłem się do nich z przepraszającym uśmiechem. 

-Tak właściwie, nie przyszedłem tutaj na pogawędkę, tylko zjeść kolację- powiedziałem dostrzegając nagłe drgnięcie ze strony Nathaniela.- I tak się składa, że jestem naprawdę głodny, tak więc wybaczcie, ale pójdziemy sobie coś zamówić. Pogadamy innym razem- ponownie obdarzyłem wszystkich uśmiechem i powoli podniosłem się od stołu zerkając na spoglądającego na mnie dyskretnie Nathaniela.-Idziesz?

Nathaniel wstał pośpiesznie żegnając się z resztą i razem ze mną ruszył do lady. Podświadomie czułem spojrzenia nadal utkwione w naszych plecach. 

-Przepraszam za tamto, troszkę się zagadałem- wyszeptałem do niego czekając na obsługę.

Nathaniel spojrzał na mnie tajemniczym wzrokiem.

-Niby czemu masz mnie przepraszać? Nie jesteś przecież zmuszony odzywać się tylko do mnie...-odparł po chwili obojętnym tonem głosu. 

Czułem, że coś jest nie tak. Zazwyczaj był bardziej pogodny.. I nigdy nie patrzył się na mnie tak... bez wyrazu.

-Słuchaj, co si...-zacząłem lecz właśnie w tym momencie przy ladzie stanęła znajoma staruszka,   pytając się, czym może służyć.

Pośpiesznie zerknąłem na menu zastanawiając się na co mam ochotę. 

-Naleśniki z jagodami i...- tu zerknąłem na Nathaniela.- Na co masz ochotę?

-Nie mam za bardzo och...-zaczął, lecz ja zmierzyłem go zabójczym spojrzeniem. 

-NA CO masz ochotę?- zapytałem ponownie, stawiając nacisk na pierwsze dwa słowa.

Nathaniel westchnął jedynie odwracając wzrok i z tego co zauważyłem zaciskając zęby. Musiało stać się coś o czym nie wiem.. I to w czasie gdy w najlepsze rozmawiałem sobie z innymi. Tylko co? 

-Obojętne- stwierdził tylko kiwając w zrezygnowaniu głową.- Może być to co ty...

Później to wybadam, pomyślałem dokańczając zamówienie i zaplaciłem, kierując się do stolika najbardziej oddalonego od naszych nowych znajomych. Miałem wrażenie, że nie odwracają od nas wzroku, co zapewne uniemożliwiłoby mi swobodne rozkoszowanie się jedzeniem. 

Korzystając z chwili spokoju przyjrzałem się uważnie siedzącemu naprzeciwko mnie chłopakowi.

-Coś się stało?-zapytałem prosto z mostu oczekując wyjaśnienia jego dziwnego zachowania.

Nathaniel obdarzył mnie jedynie krótkim spojrzeniem.

-A co miało się stać?

-Właśnie się o to pytam. Dziwnie się zachowujesz..

-O przepraszam... To już nawet nie można się po prostu zamyślić?-zapytał uśmiechając się z ironią.

Poczułem się trochę głupio. Czepiałem się tylko dlatego, że nie zwraca na mnie uwagi? Przecież przed chwilą robiłem dokładnie to samo. A może chodziło o coś innego? Nie odpowiedziałem wiedząc, że to wyłącznie retoryczne pytanie.

Miałem ochotę błagać o wybaczenie z powodu zignorowania go, co nawet mnie wydawało się co najmniej dziwne. Może zaczynałem świrować? Tylko dlaczego? Z jego powodu? A co on takiego mi zrobił? Korzystając z faktu, że większą uwagę zwracał na to co dzieję się za szybą niż na mnie, starałem się dostrzec co w jego wyglądzie mogło sprowokować mnie do dziwnego zachowania.

Jego zazwyczaj przepełnione różnymi emocjami oczy, wydawały się dzisiaj jakieś takie.. przygaszone. Kosmyki blond włosów rozsypywały się dokoła twarzy w ten sam chaotyczny sposób, jak zazwyczaj. Siedział trochę zbyt prosto, jakby nie mógł się rozluźnić, albo jakby.. nie chciał tego robić. Do tego jego palce cały czas się czym bawiły. A to plastikowym widelcem, a to solniczką, jakby musiał się czymś zająć, bo inaczej... Właśnie, bo inaczej co? Nie wiedziałem i coraz bardziej mnie to denerwowało, choć przecież miał prawo do tajemnic. To jego życie, nie musi mi się zwierzać ze wszystkiego. 

A jednak.. Chyba właśnie na to liczyłem. Od momentu w którym zająłem się nim, wysłuchałem, pocieszyłem.. Od tego momentu poczułem, że chciałbym aby z każdą nawet najdrobniejszą sprawą zwracał się do mnie. Ale przecież on nie jest dzieckiem. Wygląda na to, że przesadnie się o niego troszczę. Chodź gdyby tak pomyśleć nad tym dłużej możliwe, że dzieje się tak bo to właśnie On jest pierwszą osobą o którą w ogóle chcę się troszczyć. Nigdy wcześniej nie miałem nikogo takiego. Może to właśnie dlatego? 

Nie. 

Nie może chodzić tylko o to, pomyślałem nadal uparcie wpatrując się w jego twarz. Wredny kosmyk osunął się, gdy Nathaniel przechylił głowę i zakrył mi możliwość wpatrywania się badawczo w jego oczy. Zdenerwowalem się i niewiele myśląc uniosłem rękę odgarniając go na bok. Błękitne oczy wlepiły się we mnie zaskoczone i dopiero po chwili ogarnąłem, co właśnie zrobiłem. Szybko cofnąłem rękę z ulgą witając idącą w naszym kierunku kobietę z jedzeniem.

-Proszę bardzo.- Powiedziała stawiając przed nami talerze z kolacją i szklanki z herbatą.-Smaczego.

-Dziękujemy- odpowiedzieliśmy jednocześnie, po czym zabraliśmy się za jedzenie. 

Miałem nadzieję, że nie poruszy kwestii mojego dziwnego zachowania. Boże, co się ze mną dzieje? Co ja  w ogóle sobie myślałem? Starałem się nie zauważać ani jego badawczych spojrzeń, ani dziwnych do zidentyfikowania spojrzeń obecnych w drugiej części sali osób, z których obecności  brutalnie zdałem sobie sprawę po swoim występie.

-Yghm- chrząknąłem dość głośno zerkając w ich kierunku. 

Niemal natychmiastowo wszyscy odwrócili wzrok, a ja w duchu pogratulowałem sobie wygranej. 

W kompletnej ciszy skończyliśmy kolację i starając się unikać swoich spojrzeń, założyliśmy kurtki i machnąwszy pozostałym na pożegnanie, wyszliśmy.

Na zewnątrz nadal padał śnieg, lecz o tej porze wyglądało to w pewien sposób bardziej niesamowicie. Wszystko nocą jest piękniejsze. Moje spojrzenie ponownie zawędrowało w stronę Nathaniela, który szedł kilka kroków przede mną. Nie odzywał się, choć widać było, że ma ochotę coś powiedzieć. Przyglądałem się chwilę opadającym na jego włosy płatkom śniegu bijąc się z myślami. W końcu przygryzłem wargę i wyrównałem nasze kroki wkładając ręce do kieszeni kurtki. 

-Sorry, za tamto wcześniej- wypaliłem chcąc rozładować dziwnie napiętą atmosferę. 

Nathaniel spojrzał się na mnie zaskoczony, najwyrażniej nie sądził, że w ogóle się do niego odezwę. 

-Nie ma sprawy- stwierdził po chwili ponownie odwracając wzrok.- Po prostu nie wiedziałem co miałeś na myśli zachowując się w ten sposób..

-Nic! Kompletnie nic!- Dodałem szybko machając gwałtownie rękoma.- Tak jakoś odruchowo to zrobiłem, mi zawsze grzywka przeszkadzała, gdy opadała mi na oczy i jakoś tak...

Miałem nadzieję, że brzmi to prawdopodobnie. Mniejsza z tym, że nigdy nie miałem grzywki. 

-W porządku- powtórzył. Jego ton głosu mimowolnie mnie zirytował.

Czy on musi być taki obojętny? Co mu się stało.. Aż normalnie miałem ochotę zrobić cokolwiek, żeby okazał jakąkolwiek emocje. Z tym, że tym razem zrobiłbym coś celowo. Oj Xavier, chyba czas na malutkie leczonko psychiatryczne. Najwyraźniej coś ci się w tym mózgu delikatnie mówiąc "popierdoliło". 

Czemu do cholery aż tak bardzo zależy mi na tym, aby poświęcał mi większą uwagę. Co ja mam, kompleks rodzicielski? 

 Delikatnie poruszyłem zmarzniętymi palcami. Nastepnym razem musze pamiętać o rękawiczkach.. Inaczej skończy się amputacją moich biednych paluszków. Starając się opanować moje głupie myśli nawet nie zauważyłem momentu w którym dotarliśmy do domu. Tuż za Nathanielem zacząłem wchodzić po dwóch schodkach prowadzących na ganek, gdy raptownie poczułem, że tracę grunt pod nogami i zamachałem rękoma łapiąc się pierwszej lepszej rzeczy, którą okazał się sam blondyn we własnej osobie. 

Z cichym okrzykiem poleciałem do tyłu ciągnąc go na siebie. 

__________________

NATHANIEL

Zanim zdałem sobie sprawę z tego co się dzieje, leżałem już w zaspie na ciele Xaviera z dość małej odległości wpatrując się w jego rozszerzone źrenice. Przeraźliwie zielone źrenice.

Zszokowany nawet nie drgnąłem cały czas mierząc się z nim wzrokiem. Zdawałem sobie sprawę, że na mojej twarzy widnieje wyraz zaskoczenia, ale nie miałem siły zastąpić go noszoną cały dzień maską. Chciałem go ignorować i czym się to skończyło? Spotkaniem bliskiego stopnia z podłożem. Ale jak inaczej miałem się zachowywać, gdy za każdym razem jak na niego spoglądałem, widząc jego dobroć i całe te poświęcenie, moja duma podupadała? 
Sytuacja wprost krytyczna. A teraz...

Jakby dopiero uświadamiając się w jakim położeniu się znaleźliśmy, jednocześnie postanowiliśmy podnieść się do góry, co sprawiło tylko, że upadliśmy znajdując się spowrotem w tej samej sytuacji. Starając się nie zwracać uwagi jak blisko mojej, znajduje się jego twarz, próbowałem rozplątać nasze kończyny, aby wyrwać się z tej żenującej sytuacji. 

-Przestań się ruszać- warknąłem gdy on zaczął robić dokładnie to samo, tylko pogarszając naszą sytuację. 

-Czekaj- Xavier złapał mnie za ramiona gwałtownie unieruchamiając.

Posłusznie zatrzymałem się zastanawiając się o co chodzi, gdy wtem popchnął mnie w bok zamieniając nasze miejsce. Teraz to on leżał na mnie całym ciężarem swojego ciała. Zaskoczony wciągnąłem gwałtownie powietrze, czując jak nagłe gorąco ogarnia moje ciało. Lecz w tym właśnie momencie, zerwał się na równe nogi, uwalniając mnie od swojego ciężaru. Błyskawicznie zrobiłem to samo bez słowa wbiegając do domu i z szybko bijącym sercem chowając się w swoim pokoju. Co to miało znaczyć ??

_________________________________________




środa, 16 kwietnia 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 9

XAVIER

Odkąd obudziliśmy się dzisiejszego ranka, niemal cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie niezręczności. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem przebywać w jego towarzystwie nie czując przy tym skrępowania. Obawiając się swoich własnych myśli, postanowiłem zrobić sobie trochę wolnego od jego towarzystwa i tuż po śniadaniu, zostawiając mu klucze, wyszedłem z domu chcąc zapoznać się trochę z okolicą.

Dzisiejszego dnia temperatura na zewnątrz była na wyjątkowo znośna.

Powolnym krokiem skręciłem w boczną uliczkę, z zaciekawieniem rozglądając się po fasadach pobliskich domków. Różniły się od tych przy głównej drodze, które zdążyłem już zobaczyć dzień wcześniej.

Nie były ani podobnych rozmiarów, ani kolorystyki. Każdy miał swój własny charakter nadany z pewnością przez właściciela. Jeden dom sprawiał wrażenie wręcz ubogiego, podczas gdy kawałek dalej drugi świecił przepychem. Inny był utrzymany w pastelowych tonacjach, podczas gdy jeszcze inny w przyprawiających o ból głowy, jaskrawych kolorach.

Nie powiem, że nie.. Miało to w sobie jakiś specyficzny urok.

Już miałem skręcić w boczną przecznice, gdy na końcu ulicy dostrzegłem małą kawiarenkę, a tuż obok kosmetyczny i aptekę.A jednak, wreszcie jakaś cywilizacja, uśmiechnąłem się.

Szybko skierowałem się w tamtą stronę. Już niemal traciłem nadzieję, że po tej stronie miasta jest coś poza spożywczakiem do którego wczoraj zawitaliśmy z Nathanielem. Najwyraźniej jednak troszkę się pomyliłem. Na szczęście... Bo nie wiem co bym zrobił gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nie możność pójścia nigdzie indziej niż do spożywczaka, o zgrozo! Zbyt przerażające, aby choćby o tym pomyśleć.

Z uśmiechem na ustach wkroczyłem do wnętrza przyjaźnie wyglądającej kawiarenki. Bladoróżowe ściany, z tu i ówdzie wiszącymi portretami przedstawiającymi przepysznie wyglądające ciastka i torty dodawały lokalowy przytulności, a ciemnobrązowe meble fajny klimacik. Nawet znośne..

Powoli podszedłem do szklanej lady, dyskretnie rozglądając się dokoła. Dwa z pięciu stolików, zajęte były przez osoby mniej więcej w moim wieku, o ile nie młodsze. Kilka spojrzeń skupiło się na mojej osobie, lecz zręcznie je zignorowałem naciskając okrągły przycisk przywołujący obsługę.

Niecałe kilka sekund później, zza oszklonych drzwi wychynęła serdecznie wyglądająca staruszka z notesem w dłoni.

-Dzień Dobry. W czym mogę służyć?- zapytała obdarzając mnie promiennym uśmiechem.

W zamyśleniu przyjrzałem się wywieszonemu nieopodal menu. Zdziwiłem się zauważając, że nie podawali tu jedynie deserów. Mnogością dań przypominali raczej restaurację. Można było zjeść zarówno porządny obiad, kolację, jak i pizzę, lody. Po chwili zastanowienia zdecydowałem się jednak tylko na ciastko i cappucino, dodatkowo biorąc na wynos kawałek tiramisu. Miałem nadzieję, że Nathanielowi posmakuje. Może jeszcze dzisiaj wybralibyśmy się tutaj na kolację, zamiast cały czas siedzieć w domu, pomyślałem.

Mimowolnie przypomniałem sobie moje wczorajsze rozmyślenia na jego temat. Szybko potrząsając głową, aby pozbyć się niepożądanych myśli skierowałem swoje kroki do stolika stojącego najbliżej drzwi. Powoli przegryzając ciastko, sięgnąłem po leżącą na blacie gazetę. Ukradkiem zerknąłem na zegarek zauważając, ze nie ma mnie w domu zaledwie pół godziny. Ten czas zdecydowanie leci zbyt wolno, burknąłem pod nosem.

Nie uśmiechało mi się błąkanie bez celu po okolicy, a na powrót do domu było o wiele za wcześnie, zdecydowałem więc, że pobędę w kawiarence trochę dłużej. Nawet jeśli miałoby to oznaczać zamówienie drugiego kubka cappucino i ciastka.

Powoli siorbiąc zawartość kubka pobieżnie przejrzałem rubryki towarzyskie zatrzymując się na miejscowych aktualnościach. Kilka biurokratycznych ciekawostek, ale tak poza tym nic godnego uwagi. Już miałem przekręcić na drugą stronę w poszukiwaniu jakichkolwiek fascynujących, bądź nawet mniej fascynujących artykułów, gdy nagłe chrząknięcie odwróciło moją uwagę. Powoli uniosłem wzrok znad czytanego czasopisma pochwycając spojrzenie średniego wzrostu ciemnej blondynki. Gdy po dłuższej chwili nadal stała w miejscu wpatrując się we mnie badawczo bez słowa, uśmiechnąłem się lekko ironicznie machając w jej kierunku głową. 

-Tak?- zapytałem chcąc ułatwić jej sprawę. 

No niech się wreszcie odezwie, nie mam wieczności, pomyślałem. Bynajmniej wcale dziwnie nie wygląda, gdy tak stoi jakby ktoś ją spetryfikował.

Dziewczyna potrząsnęła głową jakby wychodząc z letargu i niemal od razu przyodziała swą twarz w przyjazny uśmiech.

-Jestem Mito- przedstawiła się wyciągając w moim kierunku drobną rączkę. 

Niepewnie uścisnąłem jej dłoń zastanawiając się co z tego wyniknie.

-Xavier.. A przedstawiasz mi się, bo...?

Blondynka bez pytania odsunęła sobie krzesło i ku mojemu ogromnemu zdumieniu, usiadła naprzeciwko mnie zdrowo łyknąwszy sobie mojego cappucino.

-Zobaczyłam was wczoraj, jak się wprowadzaliście- powiedziała zdając się nie zauważać moich ciskających błyskawicami spojrzeń.-Naprawdę cieszę się, że będę miała nowych sąsiadów- uśmiechnęła się promiennie, a mi zrobiło się trochę głupio z powodu mojego wręcz nieuprzejmego zachowania.- Na długo się przeprowadziliście?

-Mam nadzieję, że tak..- mruknąłem momentalnie przypominając sobie z jakiego powodu w ogóle musieliśmy się przeprowadzać. 

Powoli zmierzyłem dziewczynę badawczym spojrzeniem. Na pierwszy rzut oka ciemnoblond włosy okazały się być nie do końca ciemnoblond, tu i ówdzie jasne pasemka nadawały im lekko jaśniejszy odcień. Oczy które na początku wziąłem po prostu za niebieskie, też nie były nimi do końca, bez trudu można było dostrzec w nich też trochę zieleni. Wyglądała na sympatyczną osobę, a skoro od dzisiaj miała być także naszą sąsiadką, wypadałoby się zaprzyjaźnić. 

-Nie ma tu za bardzo co robić, prawda?- westchnąłem wpatrując się w widniejący za oknem śnieżny krajobraz. 

Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie zerkając w tą samą stronę.

-Nie o tej porze roku- przytaknęła stukając delikatnie paznokciami w blat stołu. 

Chwilę jeszcze wpatrywałem się w widok za oknem, by po chwili spojrzeniem wrócić do dziewczyny siedzącej naprzeciwko. 

-Mito to chyba nie jest twoje prawdziwe imię?- odważyłem się zapytać, przy okazji wyciągając rękę i przywłaszczając sobie z powrotem moje cappucino. 

-Śmiesz wątpić w jego prawdziwość?- zapytała unosząc lekko brwi. 

-Skądże- odparłem mając nadzieję, że wyglądam na szczerego. Może i wyglądała na aniołka, ale lepiej nie kusić losu, nie chciałem żeby opacznie mnie zrozumiała i myślała, że nie podoba mi się jej ksywa, bądź imię, jeśli faktycznie jest prawdziwe. Ze wzrokiem utkwionym w suficie pociągnąłem spory łyk zbawiennego napoju. 

Dziewczyna przyglądała mi się jeszcze dłuższą chwilę podejrzliwie, po czym najwyraźniej udobruchana osunęła się na oparcie swojego krzesła z chytrym uśmieszkiem. 

-Jako przeprosiny za te pytanie pozwalam Ci postawić mi szklankę gorącej czekolady- stwierdziła po chwili błyskając do mnie zębami w szerokim uśmiechu.

-Cóż za subtelność- mruknąłem pod nosem, po kilku minutach stawiając przed nią upragniony napój. 

Ma dziewczyna charakterek. 

-W sumie...

-Hmm?- burknąłem widząc, jak zamyślona pociera chwilę podbródek taksując mnie spojrzeniem.

-W sumie to może wykombinowałabym coś ciekawego- odpowiedziała po chwili, a ja nie rozumiejąc o co chodzi zagapiłem się na nią unosząc lekko brwi. 

Dziewczyna przewróciła swoimi niebiesko-zielonymi oczami.

-Niby nie ma co tu robić o tej porze roku, przynajmniej na zewnątrz...-odparła uśmiechając się tajemniczo.- Jednakże z tego co mi wiadomo, pojutrze mój przyjaciel robi imprezę. Nic by się nie stało gdybyś wraz ze swoim przyjacielem do nas wpadli. Samuel, wręcz błagał mnie abym ogarnęła więcej ludzi.. Co ty na to?

-W sumie nie taki zły pomysł-przyznałem.- Zapytam się Nathaniela, i dam ci znać- uśmiechnąłem się, czując do tej dziewczyny coraz większą sympatię. 

-Jasne!- wykrzyknęła zadowolona.- Mieszkam w domu naprzeciwko, jakby co zawsze możecie wpaść na herbatkę czy coś..- uśmiechnęła się zerkając na zegarek.- Będę musiała już spadać, do następnego!

Ledwo mignęła mi, szybko zrywając się z miejsca i wychodząc na zewnątrz. W zadziwiająco dobrym humorze wytarłem usta i delikatnie biorąc w dłoń pudełko z ciastem dla Nathaniela, w ślad za nią opuściłem kawiarnię, powoli kierując się w stronę domu. 

**********************************************

NATHANIEL

Po wyjściu Xaviera nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić, tak więc postanowiłem skupić się na dokładniejszym poukładaniu swoich rzeczy. Dzień wcześniej zaledwie wrzuciłem je po szafkach jak popadnie. 

Dopiero teraz dostrzegając, jaki chaos tym wywołałem, powoli acz metodycznie wziąłem się do porządków.

Starając się nie myśleć o niczym innym prócz własnych rzeczy, posprzątałem wręcz w rekordowym tempie. Gdy skończyłem niemal od razu moje myśli powędrowały do osoby obecnie przebywającej poza domem. O nie. Tak nie będzie, jęknąłem w myślach. Szybko zabierając się za coś innego. Musiałem coś robić, byleby moje myśli nie wracały co rusz do Xaviera. Nie wiedzieć czemu sprawiało to, że zaczynałem się rumienić ilekroć choćby pomyślałem jego imię. Co jest ze mną nie tak?

W następnej kolejności postanowiłem zrobić obiad. Manewrując tak, aby bardziej obciążać zdrową rękę, obrałem i ugotowałem ziemniaki, po czym w piekarniku usmażyłem kurczaka. Następnie wziąłem się za surówkę, gdy wtem usłyszałem odgłos domofonu. 

Zerkając na zegar, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest już zdrowo po południu. Powoli gramoląc się z krzesła, ruszyłem do drzwi otwierając je przed przybyszem, którym okazał się być Xavier we własnej osobie. 

-Nie uwierzysz, ale w okolicy mamy nawet kawiarnie- powiedział na przywitanie i wymijając mnie, wcisnął mi w łapy średniej wielkości pudełko.

-Co to?- zapytałem zaciekawiony czekając, aż zdejmie kurtkę i buty, po czym razem z nim skierowałem się w stronę kuchni. 

-Tiramisu, pomyślałem, że wezmę ci coś smacznego- wyjaśnił uśmiechając się lekko w moją stronę.- A co tu tak pięknie pachnie?- zapytał po chwili, śmiesznie węsząc w powietrzu.

-Zrobiłem obiad.

Xavier spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie musiałeś, mogłeś poczekać na mnie razem byśmy coś upichcili.

Powoli wzruszyłem ramionami.

-I tak nie miałem co robić- stwierdziłem otwierając pudełko i przekładając kawałek ciasta na talerz. 

Wyglądało naprawdę apetycznie. Postanowiłem podać je jako deser. Delikatnie przekroiłem je na dwa kawałki i położyłem na środku stołu, widząc, że Xavier zdążył rozstawić już resztę naczyń. Gdy tylko usiedliśmy przy stole, po raz pierwszy od rana otwarcie na siebie zerkając, skrępowanie natychmiast powróciło i to ze zdwojoną siłą. Kurde, zaczynało mnie to irytować. Niby dlaczego, miałem czuć się tak akurat w jego obecności. Nie chcąc po sobie poznać o czym myślę, w milczeniu zabrałem się za jedzenie z wdzięcznością zauważając, iż Xavier zrobił to samo. 

Gdy po jakimś czasie z pełnymi brzuchami kończyliśmy pałaszować pozostawione na deser tiramisu, Xavier podniósł na mnie wzrok i wyglądał jakby chciał się mnie o coś spytać. 

-Tak?-ponagliłem go, gdy przez dłuższy czas nadal się nie odezwał, a mnie zaczynało już irytować jego zachowanie. 

-Gdy byłem w kawiarni.. poznałem naszą sąsiadkę-powiedział po chwili, a ja nie wiedzieć czemu zacisnąłem palce pod stołem słysząc wzmiankę o jakiejkolwiek dziewczynie.- Widziała jak się wczoraj wprowadzaliśmy i zaproponowała żebyśmy wpadli pojutrze na imprezę jej przyjaciela. Wydawała się być naprawdę sympatyczna.. Chciałbyś iść tam ze mną?

Na wzmiankę o tym, że wydawała się być sympatyczna poczułem jakby żołądek zawiązał mi się na supeł. Już chciałem powiedzieć, że nie.. Nie mam ochoty. Jednak gdyby Xavier postanowił iść sam.. Z niewiadomych mi przyczyn to wydawało się być o wiele gorsze, niż perspektywa oglądania go na własne oczy. W końcu gdybym tam był wiedziałbym co robi. O boże.. Co ja jestem jego matka? Nie powinienem się przejmować z kim rozmawia. To jego sprawa..A jednak..

-W sumie nic się nie stanie jeśli pójdę- powiedziałem po chwili nawet nie zastanawiając się porządnie nad decyzją. Mentalnie walnąłem głową w ścianę. 

Xavier uśmiechnął się promiennie i zgarniając swój talerz ruszył do zlewu niemal w tym samym momencie co ja. Pod wpływem nieuwagi prawie upuściłem swój talerz, w ostatniej chwili podtrzymując go drugą ręką. Uniosłem wzrok z zaskoczeniem stwierdzając, jak bardzo blisko mnie znajdowała się twarz Xaviera. 

-Ummm..-wymamrotałem szybko odskakując do tyłu, gdy poczułem jak moje policzki ponownie zalewa fala czerwieni. Tym razem nie było ciemności, która mogłaby to ukryć. 

-Zostaw talerz na stole. Skoro zrobiłeś obiad, to ja pozmywam- odparł Xavier po dłuższej chwili, zatrzymując wzrok na ścianie za mną, jakby nie mógł patrzeć mi prosto w oczy. 

Szybko zrobiłem kilka kroków w bok wypełniając jego polecenie. 

-Tak sobie pomyślałem...- usłyszałem, gdy właśnie miałem zamiar wyjść z kuchni.- Że na kolację moglibyśmy się przejść do tamtej kawiarenki.. Nie musielibyśmy wtedy cały czas siedzieć w domu i przy okazji pokazałbym Ci gdzie się znajduje.-Nadal nie patrzył mi się prosto w oczy.

-Jasne- stwierdziłem. Naprawdę podobał mi się ten pomysł. Może i on wyszedł dziś z domu, ale ja sterczałem tu przez calutki dzień. Przydałby mi się mały spacer. 

-To fajnie- uśmiechnął się wreszcie patrząc się prosto na mnie.

Szybko pokiwałem głową i ruszyłem do swojego pokoju, starając się opanować cholernego buraka na twarzy. Miałem nadzieję, że nie skompromituje się na kolacji.



>> Rozdział 10 <<