środa, 14 maja 2014

Liebster Award

Dostałam nominację od Mito, za co bardzo dziękuję. Nie mam jednak możliwości napisania zbyt długiego postu, ze względu na to, że pisze z komórki. Osoby nominowane dopiszę pod moimi odpowiedziami jutro na komputerze. Tak więc zacznijmy... Miałam napisać 10 rzeczy których nie lubię, albo 10 ulubionych piosenek. Wybieram to pierwsze, bo łatwiejsze xD
1. Nie lubię przemądrzałych osób.
2. Nie lubię brukselki i fasoli w każdej postaci. Chociaż resztę warzyw ubóstwiam.
3. Nie lubię pierwiastków w matematyce i liczenia z liczbą"pi".
4. Nie lubię rosołu, wręcz nienawidzę jeśli mam być szczera.
5. Nie lubię wysokości.
6. Nie lubię słodzić herbaty.
7. Nie lubię, gdy ktoś cały czas ignoruje co się do niego mówi.
8. Kurde prościej by było napisać co lubię xD
Hmmm, co by tu jeszcze? Nie lubię swojej wymowy. Strasznie zmiękczam wyrazy i gdy za szybko mówię, a robię to cały czas, przejęzyczam się.
9. Nie lubię języka niemieckiego. O wiele bardziej preferuje angielski, francuski i japoński.
10.  Nie lubię nie mieć weny :/ I to jest chyba najgorsze.

Nominuje:
http://yaoi-milosc-piekna.blogspot.com/
http://zawszetydrarry.blogspot.com/
http://opowiadania-yaoi-by-hoshi.blogspot.com/

Pozwólcie fanom was poznać :D
Oto zadania do wyboru:
1. Napiszcie 10 zdań na swój temat.(Co lubisz, jaka jesteś itp.)
2. Zdradźcie swoje 3 największe marzenia.
3. Wyznajcie dwie najśmieszniejsze wpadki ze swojego życia.

poniedziałek, 12 maja 2014

Wróg z dzieciństwa 07

HARUKA

Okazało się, że zwykłe przejście na koleżeństwo nie było takie łatwe jakie na początku mi się wydawało. Trudno było się przyzwyczaić do ciągłej obecności Kyojiego, i wcale nie polepszał tego fakt, że zaczął się zachowywać przy mnie jeszcze bardziej wylewnie.

Czasami miałem wręcz ogromną ochotę, aby cofnąć się w czasie i poprawić swój niewybaczalny błąd, którym było danie mu szansy. Jednak kiedy indziej, naprawdę pasowało mi jego towarzystwo. Przerażające, ale jednak prawdziwe. 

Najgorsze jednak było to, że Kyoji naprawdę nie potrafił czasami powstrzymać swoich wybuchów radości. Nie raz, musiałem na niego niemal nawrzeszczeć, gdy w akcie szczęścia rzucał się na mnie z łapami. Czasami dochodziłem do wniosku, że przez te lata ktoś wyprał mu mózg, a jego ciało tak naprawdę oddano w posiadanie jakiemuś kosmicie. Nie sądziłem, że ktoś może się tak diametralnie zmienić. 

Zachowywał się, jak szczeniak. Gdy coś przeskrobał chodził " z podkulonym ogonem" posyłając smutne spojrzenie, i w wkurzający sposób się przymilając. A innym razem latał w tą i z powrotem wiecznie czymś podniecony. Doprawdy nie rozumiałem jego sposobu bycia. 

Wzdychając cierpiętniczo dopisałem jeszcze kilka zdań na temat Mikołaja Reja do swojej rozprawki, i odwróciłem kartkę wierzchem do dołu czekając na dzwonek zwiastujący koniec lekcji. 

Mimowolnie zerknąłem na siedzącego koło mnie blondyna. Nie wiedząc dlaczego, uśmiechnąłem się. Miło było mieć przy sobie kogokolwiek, nawet jeśli ten ktoś był całkowicie irytującym dupkiem. 

Jakby przeczuwając, że ktoś się na niego patrzy, powoli uniósł głowę krzyżując nasze spojrzenia. Nie wiedzieć czemu, nie odwróciłem wzroku tak jak to miałem w zwyczaju, tylko przytrzymałem je jeszcze chwilę z zaciekawieniem wpatrując się w jego czekoladowe tęczówki. Był jedyną osobą, którą znałem, a która miała tak ładną barwę tęczówek. Jak gęsta, roztopiona czekolada. Idealna, bez żadnej skazy, ani jednej kropki jakiegokolwiek innego koloru. 

Słysząc głośne chrząknięcie od strony nauczyciela szybko odwróciłem głowę wyrywając się z otępienia.

-Kończymy pisanie, kartki proszę zostawić na swojej ławce. Możecie wyjść- powiedział nauczyciel i zaraz usłyszałem dźwięk dzwonka. 

Szybko zgarnąłem swoją torbę na ramię i skierowałem się do drzwi przystając na zewnątrz, aby zaczekać na Kyojiego. Gdy tylko pojawił się obok mnie, wolnym krokiem ruszyliśmy ku następnej sali w której miała odbyć się kolejna lekcja. 

-Masz na dzisiaj jakieś plany?- Zapytał nagle z lekkim uśmiechem błąkającym się na twarzy. 

Przecząco pokręciłem głową.

-Myślałem nad tym, aby się trochę pouczyć...

Kyoji teatralnie przewrócił oczami.

-Daj spokój. Nawet nam jeszcze nic nie zadali.- Stwierdził spoglądając na mnie z rozbawieniem.

-Co w takim razie proponujesz?- Zapytałem zrezygnowany wiedząc, że za jego pytaniem na pewno stał jakiś ukryty motyw. 

-Pomyślałem, że moglibyśmy pójść do moich znajomych. W sumie trochę im o tobie opowiadałem, i naprawdę chcą cię poznać- przyznał z lekkim zawstydzeniem. 

Momentalnie zaciekawiłem się co takiego im powiedział. W sumie... Mogłem iść, i tak minął już tydzień szkoły, a ja jeszcze nikogo nie poznałem. No może za wyjątkiem Kyojiego, z którym ciągle się szlajam.

-Możemy iść- zgodziłem się wywołując tym ogromny uśmiech na jego twarzy. 

Reszta lekcji minęła naprawdę szybko. Zanim się spostrzegłem zdjedliśmy obiad i skierowaliśmy się w stronę dziedzińca. Już w oddali zauważyłem małą grupkę osób stłoczoną przy jednej z ławek stojących wśród drzewek. 

-Cześć wszystkim!-Krzyknął Kyoji zanim jeszcze zdążyliśmy do nich podejść. 

Poczułem się dziwnie pod ostrzałem tylu spojrzeń. Kilka osób przywitało się z nim klępiąc po plecach, albo przytulając, a inni tylko skinęli mu głową większą uwagę skupiając na mnie. Nie dając po sobie poznać, że czuję się niezręcznie przyjrzałem się otaczającym mnie ludziom. 

Najbliżej Kyojiego stała niziutka dziewczyna o włosach koloru soczystej zieleni. Z pewnością użyła jakiegoś dobrego tonera, aby uzyskać tą barwę. Tego samego koloru oczy wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. Co do prawdziwości ich koloru nie byłem pewny, ale równie dobrze mogły to być soczewki. Wyglądała na miłą osobę.

Na prawo od niej stał niesamowicie wysoki chłopak o włosach koloru czystej bieli. Błękitne tęczówki śledziły badawczo moją postać... Mimowolnie poczułem dreszcz strachu, było w nim coś takiego... dziwnego. Tuż za nim, na rogu ławki siedział czerwonowłosy chłopak trzymający na kolanach blondwłosą dziewczynę. Nie wydawali się być jacyś tam wredni, może tylko trochę zbyt zajęci sobą. Uśmiechnąłem się mimowolnie i podjąłem przerwaną czynność spoglądając na następną osobę. Wysoka, długonoga dziewczyna z brązowymi kręconymi włosami związanymi w kucyk. Podobnie jak szarowłosy wpatrywała się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Miałem przeczucie, że skądś ją znam, odwróciłem jednak wzrok do ostatniej osoby z grupy. Był to chłopak mniej więcej mojego wzrostu. Nie wyglądał jakoś specjalnie. Brązowe krótkie włosy, lekko przystrzyżone na bokach,  umięśniona sylwetka. Jedyną rzeczą, która przyciągnęła moją uwagę były jego oczy... Oczy  koloru bezdennej czerni. 

-Opowiadałem wam już o Haruce. Haruka poznaj moich przyjaciół.-Powiedział Kyoji sprawiając, że oderwałem spojrzenie od czarnookiego skupiając się na moim towarzyszu.-To jest Fumi.-Ręką wskazał w kierunku zielonowłosej.-Dalej stoi Tae Kung, Sumiko z Joshem, Yurika i Choichi.

Wraz z przedstawieniem, każdemu po kolei podawałem rękę w geście przywitania. Nie umknęło mojej uwadze, że Choichi trochę za długo nie puszczał mojej dłoni. Poczułem się niezręcznie i po prostu wyrwałem ją szybko, zauważając lekki uśmieszek, który przemknął po jego twarzy. 

-Czy my się przypadkiem nie znamy?- Z zaciekawieniem zwróciłem się w stronę brązowowłosej dziewczyny. Gdy tylko Kyoji wymienił jej imię, moje przeczucie się pogłębiło. Na pewno gdzieś już ją widziałem.  

Dziewczyna spojrzała na mnie bez wyrazu. Już myślałem, że w ogóle się nie odezwie, gdy uśmiechnęła się trochę ironicznie i powiedziała:

-Dobrą masz pamięć Haruka. Dwa lata temu chodziliśmy do tej samej klasy. Mieszkałam wtedy w Tokio ze swoimi  rodzicami. 

A więc wszystko jasne...  Wygląda na to, że nie tylko ja zaliczam przeprowadzki skoro teraz wylądowaliśmy tutaj.  Co prawda, akurat w moim przypadku przez te dwa lata zdążyłem przynajmniej pięć razy zmienić szkołę i miejsce zamieszkania. Ale na szczęście teraz się nigdzie nie ruszam. Mogę wreszcie bez obaw osiedlić się w jednym miejscu. O ile mój "ojciec" nie przeniesie firmy, a to jest raczej wątpliwe. 

-To co robimy?-Czarnooki zwrócił się w naszym kierunku niedbale machając ręką.-Czekaliśmy tutaj na was trochę.. Może poszlibyśmy gdzie indziej?


~o~

KYOJI

Spojrzałem pytająco na Harukę. 

-Miałbyś ochotę przejść się na miasto?

Ciemnowłosy w zaskoczeniu zmarszczył brwi.

-To my możemy wychodzić poza teren szkoły?

Uśmiechnąłem się szeroko słysząc zdumienie w jego głosie. 

-Jasne, że możemy. Przecież powiariowalibyśmy tutaj, gdyby zamknęli nas na całe miesiące w jednym miejscu, i w dodatku bez możliwości wyjścia. Trzeba tylko zapytać o zgodę wychowawcę, i poprosić o napisanie przepustki żeby dozorca się nie czepiał, jak będziemy wracać. No więc jak?

Haruka uśmiechnął się nieznacznie.

-W sumie... To dobry pomysł.

Czując dziwne zadowolenie z powodu jego uśmiechu powoli odwróciłem się do reszty i ustalając, że spotkamy się za dziesięć minut przy głównym wejściu, każdy ruszył w swoją stronę, aby zdobyć przepustkę.

Wychowawcę znaleźliśmy niemal od razu, bez problemu napisał nam przepustkę i życząc miłej zabawy wrócił do swoich obowiązków. Szybko skierowaliśmy się ku głównemu wyjściu zauważając stojących już tam, moich przyjaciół. 

-No to w drogę!-Zaśmiałem się prowadząc wszystkich na zewnątrz. 

Sumiko z Joshem szli na samym końcu, co wcale nie było zaskoczeniem zważywszy na to, że dzisiejszego dnia mieli dzień mizdrzenia się do siebie. Ich chodzenie ze sobą można było porównać do pór roku. Wcale nie żartuję... Ciągle powtarzający się cykl. Około dwa tygodnie chodzą z głowami w chmurach non stop obdarzając się czułymi słówkami i nieśmiałymi gestami. Następny tydzień wyrażają sobą wprost dziką namiętność i wcale nie chce wiedzieć, co robią w przerwie między lekcjami, gdy kryją się w nieużywanym schowku na miotły. Kolejne dwa tygodnie zaczynają się kłócić o każdą najdrobniejszą błahostkę, aż w końcu przez ponad tydzień w ogóle się do siebie nie odzywają, aby później wrócić do początku. I tak dalej, i tak dalej... Ma to swego rodzaju urok. 

Tuż przed nimi szli Fumi, Tae Kung i Yurika. Z czego ostatnia dwójka była pogrążona w dość żywej rozmowie. Najbardziej zaskakujące jednak było to, że Chuichi zamiast jak zwykle gawędzić ze swoją zielonowłosą przyjaciółką, stanął przy Haruce raz za razem próbując wciągnąć go w rozmowę.  

Mimowolnie zbliżyłem się do niego chcąc mieć pewność, że wszystko w porządku. Może przecież poczuć się niepewnie.. W końcu po raz pierwszy od jego przyjazdu przebywa w większej grupie. Nie chciałem, żeby w jakikolwiek sposób poczuł się przytłoczony. 

-To gdzie najpierw zajdziemy?- Głos Fumi przebił się ponad wszystkimi. 

Hmm...Zamyślony rozejrzałem się dokoła, zupełnie przypadkowo zauważając kolorową ulotkę przyklejoną do jednej z latarni.

-Już wiem.-Powiedziałem, gdy w mojej głowie wykwitł pewien pomysł.- Chodźcie to będzie niespodzianka.

Szczerząc się niemiłosiernie poprowadziłem ich pomiędzy licznymi uliczkami, po niecałych dwudziestu minutach docierając na miejsce.

-Lunapark?-Głos Yuriki brzmiał dość pesymistycznie.

-No nie gadajcie, że nie lubicie parków rozrywki.-Powiedziałem starając się zaciągnąć ich przed jedną z większych atrakcji. 






~o~

HARUKA

Gdy tylko ujrzałem na co miał zamiar poprowadzić nas Kyoji moje serce gwałtownie przyśpieszyło, a ciało spięło się nieznacznie. Może i nie bałem się w dzieciństwie wspinać na drzewa, ani nic w tym stylu. Ale zawsze była ta pewność, że ma się coś pod nogami. Karuzele to całkowicie inna sprawa. 

Tylko jeden raz zdarzyło mi się wejść na coś podobnego. Zeszłego roku moi przybrani rodzice zabrali mnie do parku rozrywki razem z moim młodszym kuzynem, który przyjechał do nas na chwilkę. Oczywiście tak naprawdę nie łączyły nas żadne więzy krwi.  Ale tak czy inaczej, zmusił mnie abym razem z nim wszedł na taką właśnie karuzelę, czy jak to tam nazwać... Gdy tylko zamknęły się trzymające nas pasy bezpieczeństwa poczułem się strasznie. Nic jednak nie mogło równać się z tym co poczułem, gdy wszystko ruszyło. 

Najpierw powoli, później coraz szybciej maszyna nabierała rozpędu... Za każdym razem, gdy gwałtownie opadała w dół, aby znowu wzbić się w górę, czułem jakby miał mi pęknąć kark. Po początkowym krzyku zostało tylko słabe skomplenie i błaganie w myślach, aby to wszystko się skończyło. Do tego ciągle miałem wrażenie, że zaraz wypadnę i umrę. 

Głośno przełykając ślinę rozejrzałem się po towarzyszach. Jedynie Yuriki wyglądała na niezadowoloną, reszta z zafascynowaniem wpatrywała się w maszynę i wiedziałem już, że z pewnością będą chcieli mnie zmusić, abym wszedł na nią razem  z nimi. 

Kyoji odwrócił się spoglądając na mnie i z uśmiechem wskazując na "potwora".

-I jak się podoba?-Zapytał, na co ja jedynie spojrzałem się na niego ponuro.

-Dalej, nie rób takiej grobowej miny. W ogóle nie umiesz się bawić.

Zirytowany przewróciłem oczami ponownie przypominając sobie, dlaczego czasami mam dość jego towarzystwa. 

-Chcesz to idź, ja tu poczekam.-Powiedziałem wskazując głową na zajmujących już miejsca przyjaciół. 

Kyoji spojrzał na mnie z niedowierzeniem, które szybko zmieniło się w podstępny uśmiech, aż nazbyt przypominający mi jego starsze oblicze. Nim zdążyłem zaprotestować pochylił się w moim kierunku i owiewając mój policzek swoim gorącym oddechem wyszeptał mi do ucha. 

-Chyba nie powiesz, że się boisz?

Oburzony wciągnąłem gwałtownie powietrze z dość bliskiej odległości wpatrując się w jego brązowe tęczówki.

-Nie boję się, po prostu nie mam nastroju na takie zabawy.- Powiedziałem obrzucając maszynę krytycznym spojrzeniem.

-Ach tak?-Kyoji zmierzył mnie badawczym spojrzeniem sprawiając, że po moim ciele przeszedł dziwny dreszcz.-A ja nadal myślę, że się boisz...

Nie miałem zamiaru się z nim sprzeczać. Niech sobie myśli co chce. Nie obchodzi mnie to. 

-Wracam do szkoły.-Powiedziałem odwracając się w stronę z której przyszliśmy, lecz jego ręka skutecznie uniemożliwiła mi poruszenie się chociażby o krok. 

Starając się panować nad wyrazem twarzy powoli odwróciłem się z powrotem w jego kierunku. 

-Puść mnie.

Kyoji tylko mocniej zacisnął dłoń na moim nadgarstku. 

-Nie. 

Wdech, wydech. Haruka uspokój się, nie chcesz robić scen. 

-Powtórzę jeszcze raz. Puść-moją-rękę...

Kyoji ponownie nie posłuchał unosząc brew i zapewne  w zamierzeniu starając się  wyglądać na rozbawionego. 

-A to niby czemu?

Noż naprawdę!

-Bo mam zamiar wracać.-Wyjaśniłem z całej siły starając się na niego nie warknąć. 

-Ale ja nie chce żebyś wracał.

-A od kiedy to ja mam robić to co ty chcesz?-Naprawdę zaczynał działać mi na nerwy. 

Blondwłosy milczał przez chwilę, nie odrywając jednak spojrzenia od mojej twarzy. Zirytowany zgromiłem go wzrokiem. Niespodziewanie poczułem, jak jego dłoń się cofa i wreszcie byłem wolny. No, przynajmniej raz się posłuchał, pomyślałem od razu chcąc odejść. Jednak jedno spojrzenie na jego twarz spowodowało, że pomimo chęci ucieczki, zostałem w miejscu. 

-Nigdy nie miałem na myśli, że chce abyś robił co Ci każe.-Powiedział po chwili zwieszając głowę i dziwnie smutnymi oczami wpatrując się w swoje buty. 

Poczułem się trochę głupio. Tylko trochę..

-Ja po prostu miałem nadzieję, że będziesz chciał zrobić coś ciekawego. Chyba właśnie to robią przyjaciele?

No może trochę bardziej głupio.

-Ale skoro naprawdę nie chcesz...

O boże..Nie wierzę, że to robię. 

-W porządku.-Warknąłem.-Wejdę na tego potwora, ale zaraz potem wracam do szkoły.

Może jeśli od razu zamknę oczy, i pomyślę o czym innym jakoś uda mi się przeżyć? Kyoji momentalnie uniósł głowę i spojrzał  na mnie błyszczącymi oczami. Naprawdę przypominał szczeniaka. Tylko merdającego ogona mu brakowało. 

-Wchodzicie, czy nie?-Niski mężczyzna z dość pokaźnym brzuszkiem, prześwitującym przez białą koszulkę w zniecierpliwieniu wskazał na nas ręką. Przyjaciele Kyojiego już siedzieli na swoich miejscach machając do nas rękoma zachęcająco. 

-Wchodzimy, wchodzimy!-Wykrzyknął blondwłosy i łapiąc mnie za rękę, pociągnąl w stronę nie za wysokiego podestu. 

Siedzenia ułożone były w koło, a pasażerowie zwróceni byli do siebie twarzami. Starając się powstrzymać atak przerażenia szybko zająłem miejsce tuż obok Kyojiego i Chuichiego. Niecałe kilka sekund później wszystkie zapięcia opadły i zatrzasnęły się złowrogo. Z przerażeniem rozejrzałem się dokoła łapiąc spojrzenie Kyojiego. 

-Wszystko będzie dobrze.-Wyszeptał uśmiechając się do mnie uspokajająco. 

I wtedy właśnie poczułem, że maszyna rusza. Niemal natychmiast wcisnąłem się w siedzenie zaciskając oczy. Poczułem, jak unoszę się w górę i nagle wszystko stanęło. Zaskoczony uchyliłem powieki zapominając o najważniejszej zasadzie. Jak coś wzniosło się do góry, to musi też spaść na dół. Maszyna puściła szarpiąc gwałtownie naszymi głowami i jedyne co mogłem zrobić to krzyknąć z przerażenia, gdy spadaliśmy w dół. Wiatr wciskał mi się w oczy uniemożliwiając ich zamknięcie, a palce kurczowo zacisnęły się na pierwszej rzeczy którą dosięgnęły. 

W zaskoczeniu stwierdziłem, że to coś także odwzajemniło uścisk uspokajająco gładząc wnętrze mojej dłoni. Panicznie próbując złapać oddech zerknąłem w swoją lewą stronę dostrzegając wpatrującego się we mnie blondyna. Jego włosy unosiły się wokół jego twarzy na tle błękitnego nieba. Usta ułożyły się w znajome słowa. "Wszystko w porządku?"

Nie, nic nie jest w porządku, pomyślałem. Ściskając jedynie jego rękę w odpowiedzi. Bo to właśnie jej, tak panicznie się złapałem.  Kyoji uśmiechnął się pocieszająco i nic więcej nie mówiąc skupił się na łagodnym masowaniu mojej dłoni. Postanowiłem wpatrywać się tylko i wyłącznie w jego długie palce oplatające moją dłoń i delikatnie głaszczące moją skórę.  Próbowałem nie zwracać uwagi na wszystko co działo się wokół. Stopniowo mój strach zmniejszał się i byłem w stanie normalnie oddychać. Właśnie wtedy zauważyłem, że maszyna zwalnia delikatnie stawiając nas z powrotem na ziemi. 

Wstrzymałem oddech, gdy zapięcia uniosły się wreszcie uwalniając z pułapki. Nie wstałem jednak, bojąc się, że mógłbym nie być zdolny utrzymać się na własnych nogach. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że nadal trzymam rękę Kyojiego. A przynajmniej do momentu w którym stanął przede mną delikatnie ciągnąc mnie do przodu. 

-Jesteś w stanie ustać?-Zapytał, a ja momentalnie poczułem się zażenowany i szybko puszczając jego rękę zerwałem się z siedzenia. 

-Dam sobie radę.-Powiedziałem z przekonaniem, którego nie posiadałem i jak najszybciej rzuciłem się w stronę zejścia z podestu. 

Najwidoczniej jednak się przeliczyłem ponieważ nie zdążyłem zrobić nawet dwóch kroków, gdy poczułem, jak nogi uginają się pode mną, i gdyby nie ręka, która owinęła się wokół mojego pasa, z pewnością wylądowałbym na ziemi. 

-Dzięki.-Wymamrotałem odwracając głowę w stronę swojego wybawiciela. Spodziewałem się, że zobaczę Kyojiego w końcu stał tuż przy mnie. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że oplatająca mnie ręka należy do Chuichiego. 

Teraz już potwornie zażenowany, szybko wycofałem się z jego uścisku zerkając na stojącego koło niego blondyna. Wyglądał dziwnie.. Z przerażającym wprost wyrazem twarzy, wpatrywał się w stojącego koło siebie chłopaka. 

-Nie ma za co.-Odpowiedział jedynie i posyłając mi dziwny uśmiech odszedł do reszty, która czekała na nas kilka metrów dalej. 

-Idziemy jeszcze na tamto!- Krzyknęli wskazując pobliską atrakcję. Na sam widok kręcących się w szybkim tempie wagoników poczułem, że robi mi się słabo.

-My już chyba będziemy wracać!-Odkrzyknął Kyoji, a ja spojrzałem się na niego z wdzięcznością. 

Nie miałem najmniejszej ochoty zostawać w tym miejscu. Nie, gdy wydawało mi się, że w każdej chwili stracę przytomność, albo przynajmniej zwymiotuję.

Przyjaciele Kyojiego pomachali nam na pożegnanie i zawrócili w stronę pozostałych atrakcji. Powoli postawiłem mały kroczek do przodu niemal od razu zataczając się na bok. Czułem się jakbym był pijany... 


~o~

KYOJI

Przypatrywałem się przez chwilę jego bezowocnym próbom zachowania równowagi, po czym po prostu objąłem go jedną ręką w tali, powoli sprowadzając z podestu. 

-Ej! Co ty wyprawiasz?!- Jego oburzone okrzyki tylko jeszcze bardziej mnie rozbawiły.

Doprawdy, potrafił być uroczy. 

-Pomagam.. Wątpię, żebyś miał siły samodzielnie się poruszać.

-Puszczaj!

Widziałem jak stara się uwolnić z mojego uścisku, ale nie miałem zamiaru mu w tym pomóc. 

-Daj spokój.- Powiedziałem wzdychając.-Bez mojej pomocy dojdziesz do szkoły za rok.

Chłopak uniósł głowę i spojrzał na mnie z niewielkiej odległości, dzięki czemu mogłem bliżej przyjrzeć się jego oczom. 

-Trudno.-Wysyczał.- Puszczaj bo ludzie się patrzą!

Mimowolnie przewróciłem oczami. 

-I co w związku z tym? 

Haruka jedynie otworzył usta nie wiedząc co powiedzieć, albo nie chcąc powiedzieć tego głośno. 

-Ach...Rozumiem..- Powiedziałem uśmiechając się do niego lekko ironicznie. 

Powoli zniżyłem głowę, aby wyglądało to jeszcze bardziej perwersyjnie, szepcząc mu do ucha.

-Nie chcesz, żeby wzięli nas za pedziów.

Haruka odepchnął mnie lekko odwracając wzrok w drugą stronę. 

-Teraz to już na pewno tak wyglądamy.- Wymamrotał obdarzając mnie wkurzonym spojrzeniem.- Czemu musisz być taki...? Urgggh..Po prostu przestań mnie wkurzać i dojdźmy szybko do tej szkoły. 

Zacząłem prowadzić nas uliczkami, które mijaliśmy wcześniej. Chcąc go jeszcze bardziej zdenerwować, raz po raz przyciągałem go do siebie bliżej a, gdy mieliśmy jakiś widzów, odgarniałem mu na bok włosy z rozbawieniem słuchając jego oburzonych prychnięć. W końcu najwidoczniej doprowadziłem go do granicy bo w pewnym momencie zatrzymał się, i bez uprzedzenia odepchnął mnie przez co udało mu się chwilowo uwolnić z moich ramion. 

~o~

HARUKA

Nic nie miałem przeciwko zwykłemu prowadzeniu mnie za rękę. W szczególności, gdy byłem w takim stanie. Ale takie perfidne obejmowanie mnie ramieniem, wcale mi się nie podobało. Jakby specjalnie się ze mnie nabijał.  Szczególnie, gdy po chwili zaczął robić wszystko, abyśmy  wyglądali jak najbardziej dwuznacznie. Wiedziałem, że stroi sobie żarty, ale muszą mieć gdzieś swój umiar! On myślał, że co robi? Wystawia mnie po prostu na pośmiewisko... Coraz bardziej zaczynało mi się przypominać jego wcześniejsze zachowanie. Czy naprawdę musiały minąć aż dwa tygodnie zanim znowu zaczął się tak zachowywać? 

Mimowolnie zaczynała mi się przypominać sytuacja z porwania.. Czy on robił to specjalnie, żeby mi to przypomnieć? 

Kompletnie wyprowadzony z równowagi jego kolejnym dotknięciem moich włosów, po prostu zatrzymałem się i odepchnąłem go, nie panując nad sobą. 

-Przestań mnie dotykać!-Wrzasnąłem już nie na żarty wkurzony.

Kyoji spojrzał się na mnie z robawieniem, które wcale mi się nie udzielało.

-Boże, to tylko zabawa. Naprawdę nie potrafisz się wyluzować.- Powiedział szczerząc do mnie swoje śnieżnobiałe zęby. 

-Może i byłoby to śmieszne, gdybyś nie przesadzał.-Wywarczałem.

-Robisz z igły widły.. Nigdy nie wygłupiałeś się tak ze swoimi przyjaciółmi?

Jego ironiczny ton głosu tylko jeszcze bardziej mnie rozwścieczył. 

-Dzięki pewnej osobie tu obecnej, nie posiadałem w dzieciństwie żadnych przyjaciół.- Powiedziałem świadomie uderzając w jego czuły punkt. Nie lubił, gdy wracaliśmy do tego tematu. Momentalnie spąsowiał. 

-Przecież przepraszałem już. 

-To dlaczego znowu zachowujesz się jak dupek? Czemu znowu chcesz mnie skompromitować?

Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie miałem tego na myśli. 

-Ach tak, to co miałeś?- Zapytałem unosząc brwi.- Może powiesz mi, że twoje żarciki wcale nie miały mi przypominać TAMTEJ sytuacji?

Kyoji spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. Po krótkiej chwili przez jego oczy przebiegł błysk zrozumienia, a następnie jego twarz zalała się czerwienią. 

-Nigdy nie miałbym tego na myśli!- Odkrzyknął wpatrując się na mnie z szokiem.- Tamta sytuacja pogrąża tylko i wyłącznie mnie, dlaczego miałbym dobrowolnie o niej wspominać?

-NO NIE WIEM, MOŻE ŻEBY MI DOKUCZYĆ?!

Blondyn wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę nic nie mówiąc. 

-Nadal myślisz, że mam zamiar cię dręczyć? Czy nie powiedziałem wcześniej, że możesz mi ufać?

Prychnąłem spoglądając na niego z niedowierzeniem. 

-Myślisz, że tak po prostu rzucę wszystko w niepamięć i  zaufam Ci na ślepo? Powiedziałem tylko, że dam ci szansę. Nie, że jesteśmy przyjaciółmi na wieki... Nie udawaj, że jesteś aż tak głupi, ze nie rozumiesz różnicy. 

Kyoji spojrzał na mnie nagle twardym wzrokiem. Nie wiedzieć czemu znowu poczułem się dziwnie, a żołądek ścisnął mi się boleśnie. 

-Najwidoczniej jestem.-Powiedział ledwie słyszalnym szeptem, po czym mierząc mnie zimnym spojrzeniem ruszył w stronę migoczącej w oddali szkoły.- Nie bój się, nie mam zamiaru ponownie ci się narzucać. Nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą. 

Przecież nie miałem tego na myśli! Wzdychając postanowiłem nic więcej nie mówić. Wyczerpany usiadłem na pobliskiej ławce obserwując jego oddalającą się postać. Może naprawdę przesadziłem? 

Przynajmniej przestało mi się kręcić w głowie. 

-Mała sprzeczka?

Zaskoczony oderwałem spojrzenie od znikającej już postaci dostrzegając stojącego koło mnie chłopaka. 

-Chuichi?- Powiedziałem odruchowo. 

Chłopak zamrugał z rozbawieniem zajmując miejsce tuż obok mnie. 

-Mówią, że tak mam na imię.- Roześmiał się wpatrując badawczo w moją twarz.-O co wam poszło?

Nie miałem zamiaru o tym mówić. 

-O nic ważnego.-Wymamrotałem. 

Chłopak ponownie zaśmiał się bez powodu. 

-Odniosłem inne wrażenie..

-Słuchaj nie chce o tym gadać..-Powiedziałem wstając z miejsca i decydując się na powrót do szkoły. Chłopak naprawdę wydawał się miły, ale daleko było mi do radosnego nastroju na pogawędki. 

-Wiesz, że Kyoji gadał o tobie zanim pojawiłeś się w tej szkole?

To jedno pytanie skutecznie mnie zatrzymało. Zdziwiony odwróciłem się zastanawiając, czy przypadkiem się nie przesłyszałem. Dlaczego miałby im o mnie opowiadać? Przecież z pewnością wiedział, że nigdy więcej mnie nie spotka.. Poza tym widzieliśmy się dziesięć lat temu.. Co takiego miałby im opowiadać?

I wtedy doznałem olśnienia. Doprawdy.... Pewnie opowiadał, jak to się znęcał kiedyś nad słabszym kolegą. A co innego mógłby mówić... Pewnie dobrze się bawił opowiadając o tym.

-Domyślam się co mówił.- Stwierdziłem z gorzkim uśmieszkiem.-Lubił się na mnie wyżywać, najwidoczniej zapragnął o tym opowiedzieć..

Chuichi spojrzał na mnie z niezrozumieniem. 

-Wyżywać? Nic takiego nam nie opowiadał..

Teraz to ja spojrzałem na niego. 

-To co mówił?

-Zawsze wspominał nam o chłopaku, z którym chciał się strasznie zakolegować, ale nigdy nie miał ku temu okazji. Podobno przez ojca musiał udawać, że go nie lubi.. Ale tak naprawdę bardzo chciał się z nim zaprzyjaźnić.

Tylko udawać, że nie lubi? To nie było tylko udawanie! On wyżywał się na mnie, ośmieszał, wyzywał.. Nie miałem zamiaru wierzyć w te brednie. 

-Po co mi to mówisz?-Zapytałem nie kryjąc złości. 

Chuichi uśmiechnął się jedynie podchodząc i delikatnie odgarniając z moich oczu zbłąkany kosmyk włosów. Odruchowo cofnąłem się spod jego ręki. 

-Tak naprawdę nie wiem.. Można powiedzieć, że po prostu poczułem taki kaprys.-Wyszeptał ponownie wpatrując się we mnie tym dziwnym wzrokiem.- Powinniśmy już wracać do szkoły.- Dodał po chwili przerywając niezręczną ciszę.

-Masz rację.- Przytaknąłem i chcąc jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, ruszyłem przodem. 

Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Nie miałem zamiaru przepraszać Kyojiego. Nawet po takiej łzawej historyjce, którą jego kolega z pewnością wymyślił przysłuchując się naszej kłótni. Do tego Chuichi naprawdę dziwnie się zachowywał... Nie wiedziałem dlaczego, ale czułem się strasznie niezręcznie w jego towarzystwie. A te jego czarne oczy... Jakby przewiercały mi duszę. Bałem się nawet myśleć, gdy wpatrywały się we mnie tak badawczo. 

Nawet nie zauważyłem, gdy doszliśmy do wejścia. 

-Jeszcze się spotkamy.- Usłyszałem na odchodnym, lecz nie odwróciłem się, aby się pożegnać. Machnąłem tylko ręką wiedząc, że jego oczy nadal śledzą moją postać. 

Wszystko się skomplikowało. Naprawdę czasami dochodziłem do wniosku, że lepiej mi się żyło, gdy nie miałem żadnych znajomości. 

______________________________________________

Chciałabym powiedzieć na wstępie, że rozdział moim zdaniem wyszedł badziewny i od razu przepraszam... Nie wiedziałam, że na weekend wyjadę do ostródy, tak więc nie miałam czasu wysłać do bety. Na szybkiego dokończyłam i stwierdziłam, że wstawię go takiego jaki jest, a później poprawię.  Tak więc, przepraszam także za błędy. 

Jmś poszło mi jeszcze gorzej, więc po namyśle skasowałam cały rozdział i napisze go jeszcze raz. Poh  postaram się wstawić do piątku.   Dziękuję za to, że jesteście i czytacie te wypociny. :D





wtorek, 6 maja 2014

KOMUNIKAT


Dop.aut. (09 maja)- Możliwe, że rozdział pojawi się jeszcze szybciej niż przypuszczałam. Gotową mam już praktycznie połowę rozdziału " Wróg z dzieciństwa" i zaczęty "PoH". To tak, żeby was podnieść na duchu.


Jakikolwiek rozdział pojawi się do poniedziałku. Postaram się go napisać dwa dni wcześniej, i od razu wysłać do bety.Będzie to jeszcze jeden rozdział JMŚ. Chciałabym jednak zapytać się was, jakiej opowieści będziecie chcieli rozdział w następnej kolejności. Postaram się spełnić wasze życzenie. 

Przy okazji chciałabym poinformować was, że niedługo startuje mój drugi blog. Tym razem o tematyce Drarry. Pierwszy rozdział już opublikowany. W miarę zakończenia niektórych historii na tym blogu, zacznę publikować nowe na tamtym. 


TUTAJ LINK DO STRONY


czwartek, 1 maja 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 12


Mam do was małą prośbę. Mój stary kolega wraz z koleżanką założył bloga :) Chciałabym was poprosić abyście w wolnej chwili zajrzeli i skomentowali ich twórczość. Myślę, że wam się spodoba. Strasznie zależy mi też abyście pozostawili choć kilka komentarzy :D  Przeczytałam wszystkie opowieści i są naprawdę ciekawe, choć szczerze mówiąc stanowczo nie moje klimaty, ale wiem, że większości z was mogą się spodobać. Tak więc...

Klikajcie    TUTAJ
xD
_______________________

XAVIER

Bez pukania wkroczyłem do jego pokoju stojąc w odległości kilku kroków od jego łóżka. Zauważyłem moment w którym zaskoczony podniósł na mnie swoje spojrzenie, po czym niemal natychmiast uciekł wzrokiem.


-Mam do Ciebie jedno małe pytanko...-Powiedziałem starając się opanować wzbierającą we mnie falę irytacji.


Nathaniel kiwnął tylko głową całą swoją uwagę skupiając na trzymanym w dłoni zeszycie. Urażony, że nawet w tej chwili nie zwraca na mnie uwagi, postąpiłem kilka kroków do przodu.


-Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego mnie ignorujesz?-Wypaliłem próbując ukryć urazę z pewnością brzmiącą w moim głosie.


Jakby z przymusu zerknął w moim kierunku, udając zaskoczenie.


-Nie rozumiem, o co ci chodzi...


Zacisnąłem szczękę wpatrując się w niego w skupieniu i tak jak się spodziewałem, po chwili ponownie odwrócił wzrok.


-Zrobiłem coś złego?- zapytałem zdesperowany aby poznać odpowiedź.


-Nic nie zrobiłeś- odpowiedział po chwili trochę rozdrażnionym tonem głosu.- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś... Wcale Cię nie ignoruje...


Przecież to widać gołym okiem, miałem ochotę krzyknąć lecz powstrzymałem się. Skoro ma zamiar brnąć w to dalej, niech będzie. Jego wybór... Nie miałem zamiaru się mu naprzykrzać skoro najwyraźniej nie miał ochoty na moje towarzystwo. Mimowolnie poczułem jak mój żołądek zaciska się w supeł, a nieprzyjemne uczucie temu towarzyszące powoli podchodzi mi pod gardło.


Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Że zaczęliśmy nimi być. Najwyraźniej się myliłem.


-W porządku- wymamrotałem przywołując na twarz nieprzeniknioną maskę.-Mam nadzieję, że nie rozmyśliłeś się co do jutra?


Nie chciałem iść sam, nawet jeśli byliśmy tak jakby pokłóceni.. To byłoby równoznaczne z... nie wiem... Miałem wrażenie, że jeśli jutro pokaże się bez niego przed Samuelem,w jakiś sposób przegram.. Ale co? Tego nie wiedziałem, miałem po prostu dziwne przeczucie.


Nathaniel nie spojrzał na mnie, lecz niepewnie pokiwał głową.


-Nie.. Chcę iść jutro. Dobrze byłoby się trochę rozerwać-powiedział, a ja miałem wrażenie, że dzisiejszego dnia to najdłuższe zdanie jakie z niego wyciągnąłem.


Pewnie chce iść ze względu na nowego znajomego, pomyślałem kąśliwie, lecz kiwnąwszy jedynie głową na znak, że zrozumiałem. Szybko wycofałem się z pokoju.


Nie wiedząc co z sobą zrobić, bez celu błąkałem się po domu, po jakimś czasie kładąc się na kanapie w salonie. Moje myśli dryfowały daleko, a apetyt całkowicie mnie opuścił. Nie zjadłem więc kolacji próbując znaleźć coś ciekawego w telewizji.  Nawet nie zauważyłem momentu w którym moje powieki się zamknęły i powoli zapadłem w głęboki sen. Pilot delikatnie wysunął się spomiędzy moich rozluźnionych palców, z głuchym "pum" opadając na podłogę. 


______________________________


NATHANIEL


Od razu po wyjściu Xaviera odrzuciłem w bok trzymany w ręce zeszyt. Tak naprawdę, gdy tylko zauważyłem wcześniej, otwierające się drzwi po prostu chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, aby móc zająć się czymkolwiek, byle nie patrzyć na niego. 


Naprawdę nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy, nie wyobrażając sobie przy tym dziwnych rzeczy. Czasami przeklinałem wręcz mój pęcherz, przez który nie mogłem żyć dalej w błogiej nieświadomości... O ile byłoby to bardziej proste. Do tego, te głupie poczucie winy..


Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja nie mogę zrobić nic prócz unikania go. Oczywiście dla jego dobra, ale on o tym nie wie. Nie chce żeby poczuł się niezręcznie zauważając, że wpływa na mnie w dość niezwykły sposób. I tak ma już dużo zmartwień.. Nie powinien przejmować się jeszcze tym, że pod jego dachem mieszka osobnik nim zainteresowany. Tym bardziej, że takie zainteresowanie raczej nie spotkałoby się z jego aprobatą. 


Z jękiem pocierając lekko skronie, padłem plecami na łóżko. 


Została jeszcze sprawa Samuela. Nie do końca wiedziałem, czy podoba mi się jego zachowanie.. Miałem wrażenie, że coś knuje. I że niekoniecznie mi się to spodoba. Myślałem już nawet o tym aby nie pójść na jego imprezę, ale nie mogłem tego zrobić Xavierowi. Wiedziałem, że chce iść i że beze mnie pewnie z tego zrezygnuje. W końcu stara się być dla mnie miły. Traktuje mnie jak brata, przyjaciela. A przynajmniej traktował dopóki tego nie zjebałem. 


Tępym wzrokiem wpatrywałem sie w sufit nade mną, śledząc ostatnie promienie słońca wpadające przez firankę i zostawiające kwiatowe wzory na białym sklepieniu. 


Może tak będzie lepiej? Powoli oddalamy się od siebie i wtedy te chore wyobrażenia po prostu znikną? On znajdzie sobie kogoś, a ja wynajmę sobie jakąś stancję, gdy tylko znajdę pracę. I nie będzie musiał się mną więcej przejmować. Kiedyś odpłacę mu się za pomoc.. I będziemy kwita.


Nawet nie zauważyłem, gdy ostatni promień słońca zniknął pozostawiając pokój w półmroku. Z letargu wybudziło mnie dopiero nieprzyjemne uczucie w żołądku. Zgłodniałem.. W sumie nie jadłem dzisiaj nic prócz śniadania.  Powoli gramoląc się z wyra, wstałem i wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. 


Szurając po drodze stopami ze zmęczenia, otworzyłem lodówkę przeglądając zawartość. Wyjąłem dwa jajka, zamknąłem drzwiczki i położyłem je na blacie, zdejmując ze ściany patelnię. Włączyłem gaz i wlałem olej na patelnię czekając, aż sie należycie nagrzeje po czym rozbiłem na niej dwa jajka. 


Szybki i pożywny posiłek pomyślałem obserwując ścinające się białko.  Gdy jajka był odpowiednio wysmażone, łopatką zdjąłem je z patelni opuszczając na podsunięty talerz. Posoliłem, popieprzyłem i łapiąc za widelec usiadłem przy stole, aby spałaszować danie. 


W ciszy przerzuwałem kolejne kawałki następnie myjąc talerz i chowając go do szafki. Byłem zmęczony, więc postanowiłem od razu położyć się spać. Gasząc światło w kuchni wolnym krokiem ruszyłem w kierunku schodów, gdy moja uwagę przykuła poświata dochodząca z salonu. Pewnie telewizor... Nie widziałem żeby ktokolwiek przebywał teraz w salonie, więc bez sensu byłoby zostawić go włączonego. Skręcając w stronę salonu zbliżyłem się do stojącej nieopodal kanapy zastygając w bezruchu. 


Myliłem się, ktoś jednak tu był. Badawczym wzrokiem zmierzyłem postać leżącą na kanapie.  Jedna ręka wystawała bezwładnie poza oparcie kanapy, podobnie jak jedna noga. Miałem wrażenie, że w każdej chwili leżąca postać może sturlać się na podłogę. Co z pewnością nie byłoby to zbyt przyjemne. Druga ręka delikatnie zarzucona na twarz zasłaniała oczy     na widok wystawiając jedynie lekko uchylone wargi i podbródek. 


Momentalnie poczułem ochotę dotknięcia tych delikatnych ust palcami. Przełykając ślinę potrząsnąłem głową starając się przegonić nieprzyjemne myśli. Cofnąłem się chcąc po prostu odejść, lecz nagle owładnęły mną wątpliwości. Gdybym to ja był na jego miejscu, z pewnością obudziłby mnie żebym rano nie skarżył się na ból pleców z powodu takiej niewygodnej pozycji. Jeśli po prostu odejdę.. to będzie naprawdę chamskie z mojej strony. 


Wzdychając głęboko postąpiłem kilka kroków do przodu delikatnie łapiąc go za ramię. Starałem się nie patrzyć na jego twarz tylko na moje palce zaciśnięte na jego ramieniu. 


-Xavier?- Lekko nim potrząsnąłem.- Xavier wstawaj. 


Niewyraźny jęk wyrwał się spomiędzy jego ust paraliżując mnie na krótki moment. 


-Xavier, zasnąłeś w salonie. Wstawaj.- Powtórzyłem nieco głośniej i trochę gwałtowniej poruszyłem jego ręką. 


Nie zdążyłem jednak przewidzieć jego reakcji, gdy przestraszony nagle poderwał się do góry.


-AUŁAA- jęknąłem opadając do tyłu na pośladki i z grymasem na twarzy trąc boleśnie pulsujące czoło. 


Xavier rozejrzał się zaskoczony, dopiero po chwili dostrzegając moją postać zalegającą na podłodze. 


-Co ty tu robisz?


Krzywiąc się lekko szybko podniosłem się do góry i powoli ruszyłem ku wyjściu z salonu.


-Postanowiłem cię obudzić, żebyś nie musiał spać całą noc na tym niewygodnym meblu- powiedziałem na odchodnym nawet nie odwracając się w jego kierunku. Nie chciałem żeby rozpraszały mnie jego roztrzepane włosy i zaspane spojrzenie tych intensywnie zielonych oczu.-Jestem zmęczony, idę spać. Dobranoc- dokończyłem znikając za rogiem. 


Szybkim krokiem dostałem się do swojego pokoju i wskakując w piżamę ległem na swoim łóżku, już po chwili słysząc jak drzwi do pokoju obok otwierają i zamykają się za swoim właścicielem.  


Zasypiając nadal zastanawiałem się, co przyniesie jutro.


~o~
Gdzieś po południu Mito napisała do nas wiadomość, że mamy spotkać się o siedemnastej na niedalekim przystanku.  Dzień minął bardzo szybko, w większości na omijaniu Xaviera szerokim łukiem i udawaniu, że nie robię tego specjalnie. Ogólnie rzecz biorąc, starałem się być w ciągłym ruchu. Mniej więcej godzinę przed umówionym spotkaniem zamknąłem się w pokoju, zastanawiając się w co się ubrać. 

Po kilkunastu minutach przebierania tych szmat mających czelność nazywać się moimi ubraniami, wybrałem jeansowy błękitny sweterek z brązowymi podszywkami na łokciach, do tego odziałem się w najzwyklejsze ciemne dżinsy. Wyczesałem swoje blond włosy i postawiłem je lekko. Od razu lepiej, gdy grzywka nie zakrywa mi twarzy, pomyślałem przeglądając się w lustrze. Na odchodnym spryskałem się swoimi perfumami z Bruno Banani, które dostałem od mojej starej przyjaciółki na święta i starając się sprawiać wrażenie zadowolonego zszedłem na dół do czekającego na mnie Xaviera. 

Ledwo udało mi się powstrzymać zaskoczone sapnięcie, gdy omiotłem go wzrokiem. Intensywnie zielona koszulka delikatnie opinała jego nieźle wyrobioną klatkę piersiową, a ja mimowolnie przypomniałem sobie jego ciało pod prysznicem. Na ramiona narzuconą miał czarną skórzaną kurtkę, a nogi opinały mu tego samego koloru spodnie.  Ślicznie harmonizowały z jego włosami i oczami. Wzdrygnąłem się, gdy po chwili podniósł wzrok omiatając mnie spojrzeniem. 

Widziałem jak jego oczy zabłyszczały przez krótki moment, lecz już po chwili najzwyczajniej w świecie podawał mi moją kurtkę, a z jego twarzy nie dało się odczytać nic więcej poza obojętnością. Najwidoczniej zamierzał zachowywać się w stosunku do mnie tak samo jak ja do niego. Nie miałem mu tego za złe. Zasłużyłem... Szybko wziąłem od niego kurtkę i w pośpiechu naciągnąłem ją na ramiona wychodząc przodem. 

_____________

XAVIER

Przez większość dnia moje myśli wędrowały do dzisiejszej imprezy. Odkąd się obudziłem miałem wrażenie, że to zły pomysł. Że powinniśmy zostać w domu. Ale przecież to byłoby głupie... Przejmować się jakimiś chorymi przeczuciami.. Co takiego strasznego mogło się wydarzyć? Mogliśmy się najwyżej za bardzo uchlać... Nic strasznego. 

A jednak.. Miałem złe przeczucia. Idąc obok Nathaniela w stronę migoczącej w oddali postaci, miałem ochotę złapać go za fraki i spowrotem zaciagnąć do domu. Naprawdę chyba zbyt poważnie wziąłem się za opiekowanie nim. Nawet jeśli najwyraźniej mnie unikał i ogólnie rzecz biorąc ignorował, ciągle martwiłem się o niego i napawało mnie lekkim lękiem na myśl, że podczas imprezy stracę go z oczu i odwali coś głupiego. Nie znaliśmy przecież wszystkich osób, które będą tam obecne. Eh.. czas przestać zachowywać się jak rozhisteryzowana matka. 

-Cześć wam!- Wesoły pisk rozległ się tuż koło mojego ucha, gdy mała postać zawisła przez chwilę na mojej szyi. 

-No hejka- uśmiechnąłem się, przyjacielsko klepiąc ją po plecach. 

Gdy tylko oderwała się ode mnie, z tym samym zapałem wskoczyła na Nathaniela mówiąc, jak to się cieszy, że go widzi. Naprawdę zadziwiała mnie jej pogoda ducha. Zawsze gdy ją widziałem tryskała energią i z każdym swoim znajomym witała się jak z największym przyjacielem. Była naprawdę pozytywną osobą. 

-To którym jedziemy?- zapytałem zerkając na rozkład jazdy. Nazwy ulic nic mi nie mówiły. 

-306- odpowiedziała, wskazując na prawidłowy rozkład.-Na Huber Doller Dr* to trochę na obrzeżu miasta. Będziemy jechać jakieś czterdzieści minut.

W zrozumieniu pokiwałem głową sprawdzając za ile minut będziemy musieli czekać na odpowiedni autobus. Jest 18:15, tak więc przyjedzie za jakieś dwadzieścia minut. Udając, że nie widzę zaskoczonego spojrzenia Mito, stanąłem po jej prawej stronie, aby być jak najdalej Nathaniela. Nie mogłem wytrzymać jego obojętnego spojrzenia postanowiłem więc, odpłacić mu takim samym zachowaniem. Wymagało to ode mnie naprawdę dużego wysiłku. Chcąc zachować przynajmniej pozory normalności wciągnąłem się w przyjemną pogawędkę z nową przyjaciółką, która co kilka minut próbowała wciągnąć do rozmowy także Nathaniela. Jednak gdy po kilku próbach nadal odpowiadał jedynie półsłówkami, poddała się poświęcając całą uwagę naszej rozmowie na temat zwierząt. 

Gdy tylko podjechał nasz autobus, podszedłem do kierowcy i kupiłem nam dwa bilety, następnie je kasując. Zdziwiło mnie, że w wolne od szkoły i na dodatek o tej porze zajęte były praktycznie wszystkie miejsca. Przymierzałem się właśnie do zajęcia miejsca przy starszym panie. Gdy Mito złośliwie mnie wyprzedziła wskazując na ostatnie wolne miejsce po mojej lewej stronie. Miejsce koło Nathaniela.. Nie chcąc stać jak debil w przejściu, bez słowa zająłem miejsce obok niego, zauważając mimochodem, że te przesunął się w bok niemal całkowicie wgniatając w szybę. Czy naprawdę, aż tak bardzo nie mógł znieść mojej obecności? Poczułem się źle. Bardzo źle. Miałem ochotę zatrzymać autobus i uciec spowrotem do domu. 

Wcześniejsze ignorowanie było jeszcze do zniesienia. Ale gdy odsunął się ode mnie jakbym był jakiś trędowaty.. nie.. To nie było już tylko ignorowanie. On naprawdę nie mógł znieść mojej obecności. Starając się opanować gwałtowne pieczenie w oczach, czekałem aż zatrzymamy się na następnym przystanku. Gdy tylko to nastąpiło zerwałem się z miejsca ustępując go starszej pani która właśnie weszła do autobusu. Nie miałem zamiaru dręczyć go swoją obecnością. Jak naprawdę tego chce to mogę zacząć go unikać. Nawet jeśli na samą myśl o tym, dziwnie boli mnie serce.  

____________

NATHANIEL

Nie mogłem powstrzymać odruchu obronnego, gdy Xavier usiadł tak blisko mnie. Czułem ciepło jego ciała tuż obok i przerażony cofnąłem się prawie wgniatając w szybę. On najwyraźniej chyba jednak inaczej to zrozumiał bo, gdy zerknąłem na niego kątem oka, niemal od razu pożałowałem swojej reakcji. Jego zawsze pełne dziwnych emocji spojrzenie, przepełnione było czymś na wzór bólu. Dłonie ciasno zwinął w dwa kłębki i gdy tylko zatrzymaliśmy się na następnym przystanku, wyskoczył z miejsca udostępniając je komuś innemu. 

Chcąc kogoś chronić trzeba czasami go odepchnąć. Czułby się gorzej gdyby wiedział z jakiego powodu się odsunąłem, pomyślałem na powrót zagapiając się w widok za oknem. 

Podróż minęła szybciej niż się spodziewałem, gdy wyszliśmy z autobusu, na przystanku czekał już na nas Samuel. Z uśmiechem podszedł do nas witając się z Mito przyjaznym uściskiem. Miałem dziwne wrażenie, że także mnie chce tak przywitać więc zawczasu wyciągnąłem do siebie rękę w geście przywitania. Nic nie mówiąc uścisnął ją przytrzymując na mój gust trochę za długo, po czym jedynie skinął głową Xavierowi. 

-Będziemy musieli podejść kawałek, mam nadzieję, że to nie problem?- zapytał obdarzając nas jakby przepraszającym uśmieszkiem.

-Żaden- odparł Xavier wskazując ręką, aby prowadził. 

Miałem nadzieję, że Samuel preferuje milczące wycieczki jednak, moje nadzieje okazały się być płonne. Już po chwili zrównał ze mną krok, zerkając na mnie z dziwnym uśmiechem. 

-Jak Ci minął dzień Nathanielu?

Nie wiedząc co odpowiedzieć po prostu wzruszyłem ramionami.

-Jak zwykle.

-Czyli pewnie niezaciekawie- mruknął, a ja poczułem nagłą ochotę aby zaprzeczyć. Nie zrobiłem tego jednak wiedząc, że dziwnie by to wyglądało. 

Starając się nie zauważać jego dziwnych spojrzeń omiatających moją osobę, starałem się usłyszeć o czym rozmawiają idący kilka kroków za nami Mito i Xavier. Jednak spośród wszystkich słów wyłapałem tylko kilka nic nieznaczących typu"naprawdę?" " tak i wtedy" "może" z których nie mogłem złożyć nic zrozumiałego. Wzdychając starałem się zapamiętać drogę którą szliśmy. 

Wokół było naprawdę dużo drzew. Mito miała rację mówiąc, że Samuel mieszka na obrzeżach miasta. Praktycznie nie było tu żadnych zabudowań. Po drodze minęliśmy tylko kilka rozwidleń drogi prowadzących między wysokie, gęste drzewa i krzewy. Szliśmy poboczem pustej asfaltowej drogi coraz bardziej zagłębiając się w  (przynajmniej na mnie to tak wyglądało) las.

-Mieszkasz na środku pustkowia, czy jak?- usłyszałem nagłe pytanie z tyłu. 

Odwróciłem się zerkając na patrzącego w stronę Samuela Xaviera. Nawet jeśli zauważył moje spojrzenie, sam nie spojrzał w moją stronę. Naprawdę zaczynało mi tego brakować. 

-Można tak powiedzieć- stwierdził Samuel skręcając nagle w żwirową drogę prowadzącą gdzieś wgłąb drzew.-To dzielnica willowa. Wszystkie domy położone są w pewnej odległości od drogi, a posesje otoczone są dosyć masywną bramą.- Wyjaśnił nawet nie próbując udawać, że zauważył nasze zaskoczone spojrzenia na wiadomość o tym, że mieszka w willi. 

Już po kilku minutach mogliśmy samodzielnie dowiedzieć się co miał na myśli. Kilka metrów przed nami żwirowa droga kończyła się tuż pod ogromną bramą z kutego żelaza,wzdłuż której ciągnął się wysoki mur ginący gdzieś w ciemności lasu. 

Nawet nie próbowałem ukryć swojego pełnego podziwu spojrzenia, gdy brama  uchyliła się przed nami ukazując przepiękny ogród z przystrzyżonymi żywopłotami i wielką fontanną w centrum. A tuż za nią w oddali widniał wielki budynek w staroangielskim stylu wyglądem przypominający miniaturowy pałac. 

Samuel spojrzał się na mnie zauważając moją reakcję i z lekkim uśmieszkiem poprowadził nas do wejścia. 

-Czujcie się jak u siebie w domu- powiedział, gdy tylko przekroczyliśmy próg stając w wielkim holu którego sklepienie zdobił  monstrualny kryształowy żyrandol.

-To będzie raczej trudne- stwierdziłem wymownie spoglądając wokół.

Samuel roześmiał się jedynie, delikatnie kładąc mi dłoń na ramieniu. 

-Kwestia przyzwyczajenia- mrugnął do mnie okiem na co ja ponownie poczułem się niezręcznie. 

-Wątpię żebym miał czas się przyzwyczaić- powiedziałem starając się zmienił temat i strząsnąć jego dłoń ze swojego ramienia.

-Zawsze możesz przychodzić do mnie częściej. Z pewnością znajdzie się tu dużo ciekawych rzeczy do zrobienia- wyszeptał tuż przy moim uchu, a ja pomyślałem, że nie miał na myśli zbyt niewinnych rzeczy. 

Jeszcze raz spojrzałem na niego badawczo. Wcześniej na to nie wpadłem, ale trochę zbyt często niepotrzebnie mnie dotykał. Kładł rękę na ramieniu, opierał się o mnie niby po koleżeńsku, przejeżdżał palcami po moim nadgarstku gdy chciał zwrócić moją uwagę i do tego patrzył się na mnie tak jak.... Tak jak chłopcy na dziewczyny w mojej klasie, zanim szczęśliwym zbiegiem okoliczności wylądowałem pod opieką Xaviera... Z pożądaniem...

Ale przecież on nie może być... I na dodatek do mnie... Ja mu się... Nawet nie chciałem o tym myśleć. Mimowolnie cofnąłem się niepostrzeżenie, aby zachować między nami trochę większy dystans. Nawet nie wie, czy ja też jestem... A już wziął mnie na celownik. 

-W następne imprezy? Jasne, ja i Xavier mamy dużo czasu- powiedziałem specjalnie udając, że nie pojąłem jego aluzji.

Samuel skrzywił się ledwo zauważalnie, lecz już po chwili ponownie skupił sie na oprowadzaniu nas po domu. 

-Na resztę gości zaczekamy w salonie kilka osób już zdążyło dojść, ale większość zameldowała, że trochę się spóźni- powiedział otwierając przed nami wysokie drzwi prowadzące do ogromnego pomieszczenia w którym przebywało już kilkanaście osób. 

Nie było ich wcale tak mało i jeśli naprawdę dla Samuela to było tylko kilka osób, a prawdziwa większość jeszcze nie przyszła, wolałem nie myśleć jak dużo osób tu będzie. Liczyłem raczej na małą imprezę w gronie najbliższych, ale jak widać troszkę się przeliczyłem. Czując na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się w tamtym kierunku przez ułamek sekundy przytrzymując spojrzenie Xaviera. Poczułem jak moje serce gwałtownie przyśpiesza, nie miałem nawet siły odwrócić wzroku, choć wiedziałem, że musze to zrobić. Po prostu czułem się jakbym od wieków nie spojrzał mu prosto w oczy, potrzebowałem tego. Gdy po chwili Xavier odwrócił wzrok ponownie udając, że mnie nie widzi poczułem się zarówno podle, jak i samotnie. Był jedyną osobą która mnie naprawdę rozumiała, którą naprawdę obchodziłem i przez moje bezmyślne uczucia nie mogę się do niego zbliżyć. Nie moge zrobić nic, prócz oddalenia się od niego i zostawienia za sobą jedynej osoby na której mi zależy. 

Wzdychając ciężko nawet nie dostrzegłem badawczego wzroku utkwionego we mnie niemal od kilku minut. 

-Możecie się zapoznać z resztą, ja w tym czasie idę podzwonić po spóźnialskich.- Samuel wskazał nam dłonią rozproszonych po pomieszczeniu ludzi, po czym zerkając na mnie przelotnie skierował się ku wyjściu. 

Nie wiedząc od czego zacząć po prostu stałem w miejscu starając się zachować obojętny wyraz twarzy pod ostrzałem kilkunastu wbitych w moją postać spojrzeń. Kilka osób kojarzyłem. Czarnowłosą dziewczynę i blondynkę stojącą niedaleko widziałem już wcześniej w kawiarence. Rudego chłopaka stojącego teraz w grupie kilku innych dziewczyn i chłopaków, tak samo. Idąc za przykładem Xaviera i Mito skierowałem się właśnie w kierunku tej drugiej grupki.

-Cześć- Rudy pomachał w naszą stronę jednocześnie przytulając na powitanie naszą koleżankę.-Myślałem już, że nie przyjdziecie.

Razem z Xavierem uśmiechnęliśmy się jedynie. Powabna brunetka stojąca z bliskiej odległości z rudzielcem spojrzała znacząco na Xaviera, gdy witaliśmy się z nowymi osobami przy okazji wymieniając się imionami. W życiu nie zapamiętam ich wszystkich, pomyślałem po prostu machinalnie ściskając każdą wyciągniętą w moją stronę rękę i jak robot powtarzając swoje imię. Jedna osoba jednak zapadła mi w pamięć. Gabrielle, wcześniej wspomniana brunetka, która niemal od razu po przestawieniu się, nie opuszczała  Xaviera na krok, trzepocząc w jego kierunku swoimi długimi rzęsami. 

Próbując stłumić w sobie falę zazdrości, wciągnąłem się w rozmowę z przypadkową dziewczyną. Jak się okazało była naprawdę bystra i zabawna. Opowiadała mi właśnie jakąś ciekawą historię, gdy poczułem obejmujące mnie w pasie ramiona. Zaskoczony odwróciłem głowę z dość nieznacznej odległości dostrzegając twarz Samuela, który oparł głowę na moim ramieniu. 

-I jak tam zapoznanie?-zapytał patrząc na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem. 

-Co ty odwalasz?-syknąłem w odpowiedzi chcąc wydostać się z pomiędzy jego ramion. 

Dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie wyglądała na nieźle skonfundowaną. Samuel zaśmiał się jedynie szybko mnie puszczając i stając tuż obok.

-Na żartach się nie znasz?- zapytał tylko, tarmosząc delikatnie moje włosy. 

Powstrzymałem się od strzepnięcia jego ręki, mrucząc jedynie coś pod nosem. Powoli zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie lepiej było zostać w domu. Ten chłopak naprawdę dziwnie się zachowywał, a ja powoli zaczynałem mieć coraz gorsze przeczucia.

_________________

XAVIER

Gdybym wiedział, że niemal na starcie przyczepi się do mnie tyle dziewczyn, wątpię czy kiedykolwiek bym się tu pojawił. Starając się zniechęcić zarywającą teraz do mnie brunetkę odpowiadałem jej jedynie monosylabami, nie reagując także na żadny przejaw podrywu. Nie miałem ochoty na kręcenie z jakąkolwiek dziewczyną, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Wszystko o czym teraz myślałem, to to że straciłem osobę która mogłaby stać się moim naprawdę dobrym przyjacielem. O wilku mowa, jeśli chodzi o niego.. 

Powoli odwróciłem się w jego kierunku dostrzegając, że wciągnął się w rozmowę z jakąś dziewczyną. Korzystając z tego, że nie może mnie teraz zauważyć, obserwowałem jego twarz i oczy ożywione przeprowadzaną właśnie dyskusją. I w tym momencie, dostrzegłem jego.

Szedł powoli w kierunku Nathaniela uśmiechając się podejrzanie i niezbyt grzecznie wlepiając spojrzenie w tył jego spodni. Gdy wtem otoczył go nagle rękoma opierając głowę o jego ramię. W ostatniej chwili powstrzymałem się od ruszenia w ich kierunku i odklejenia go od niego siłą. Co to miało znaczyć? Jak on się w ogóle zachowuje? Czemu dotyka w ten sposób Nathaniela? 

Widziałem jak Nathan zastyga zaskoczony, po czym powoli zerka na wiszącego na nim chłopaka. Ich twarze znalazły się wtedy tak blisko, że mimowolnie wstrzymałem powietrze. Niemal uśmiechnąłem się z ulgą, gdy usłyszałem pełne złości pytanie wychodzące z jego ust i zauważyłem jak próbuje się wycofać spod jego rąk. Samuel potulnie puścił go i uśmiechając się bezczelnie obrócił wszystko w żart. 

Widząc wzburzone spojrzenie Nathaniela, nie miałem wątpliwości czy mu uwierzył. Po tej sytuacji mogłem być trochę spokojniejszy, wiedziałem bowiem, że Nathaniel nie pozwoli aby Samuel sobie na coś pozwolił. Już wcześniej zauważyłem jak na niego patrzy. Teraz nie miałem wątpliwości, co z nim jest nie tak... Ale Nathan da sobie radę, a w razie czego ja będę obserwował go cały wieczór, żeby w razie potrzeby przyjść z pomocą. 

Około dwudziestej pierwszej dotarli już wszyscy goście i wtedy zabawa zaczęła się na dobre. Wszędzie przewijali się jacys ludzie z beczkami piwa lub butelkami wódki. Cały alkohol wylądował na stole w salonie i co chwilę nowi ludzie podchodzili do niego, aby się upić. Powoli sącząc swojego drinka starałem się nie spuszczać z oczu ani Nathaniela, ani kręcącego się w pobliżu Samuela. 

-A co ty tu taki samiuteńki siedzisz, co?

Czyjś przesłodzony głos dotarł do mnie wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę znad zajmowanego przeze mnie fotela dostrzegając stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę.  Długie kręcone blond włosy spięte miała w wysoki kucyk odsłaniając swoją smukłą szyję na światło dzienne. Duże, krągłe piersi niemal wyskakiwały z przyciasnej sukienki w kolorze zmysłowej czerwieni. Oczy miała podkreślone eyeliner'em,a usta w krwistoczerownym kolorze wyglądały jakby ktoś napompował je botoksem. Była seksowna, ale naprawdę nie miałem nastroju na podryw. O ile kiedykolwiek go miałem, zawsze była jakaś kryjówka. W sumie moimi jedynymi wspomnieniami jakiejkolwiek intymności z dziewczyną, były wakacje trzy lata temu. Gdy pijany straciłem swój pierwszy raz z chudą brunetką o prawie zerowym biuście, która wyglądem nie za bardzo przypominała kobietę. 

-Jaki tam sam...Po prostu czekam na koleżankę, właśnie poszła do toalety- powiedziałem starając się ją spławić. 

Dziewczyna nie była jednak taka głupia. Uśmiechając się jedynie, przysiadła na prawym podłokietniku prawie zgniatając moją rękę. Najwyraźniej myślała, że  w tej pozie wygląda naprawdę seksownie, bo zatrzepotała lekko rzęsami pochylając się w moim kierunku, przez co jej biust prawie całkowicie wypadł z sukienki. 

-Mogę zastąpić ci jej towarzystwo w między czasie- wyszeptała dotykając swoim sztucznym szponem mojego ramienia.

Wzdrygnąłem się mimowolnie.

-Nie jestem zainteresowany- powiedziałem jedynie odsuwając się w inną stronę.

Dziewczyna zamrugała oczami zaskoczona.

-Jesteś pedałem?

Zaskoczony otworzyłem usta wpatrując się w nią w kompletnym szoku. 

-Skąd ty w ogóle wzięłaś ten wniosek?- zapytałem marszcząc brwi ze złości.

Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem.

-Praktycznie zaproponowałam ci seks,a ty nie jestes zainteresowany. Jaki normalny chłopak by   mnie olał po takiej propozycji? 

-Najprawdopodobniej taki który bałby się złapać jakiegoś syfa z dziewczyną która najwyraźniej ma już dużo numerków na koncie- odpowiedziałem przyciszonym głosem obserwując jak jej twarz zmienia stopniowo zmienia odcień na purpurowy i jak zrywa się nagle szybko odchodząc tylko w sobie znanym kierunku.

No wreszcie, pomyślałem zerkając w miejsce w którym jeszcze chwilę temu widziałem Nathaniela. Nigdzie go jednak nie dostrzegłem, lekko zaniepokojony wstałem rozglądając się dokoła, lecz nadal nic. Wiedziony jakąś myślą rozejrzałem się za Samuelem. Jego także nie było, szybko wyszedłem z salonu po kolei zaglądając do innych zajętych pomieszczeń. Z każdym kolejnym pomieszczeniem, w którym ich nie było czułem się coraz bardziej rozzłoszczony i zmartwiony. Miałem naprawdę złe przeczucia. Stanąłem pod schodami prowadzącymi do części prywatnej i postąpiłem pierwszy krok do przodu. Miałem nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne, pomyślałem wspinając się na górę. 

_________________________

NATHANIEL

Atmosfera panująca na imprezie była naprawdę przyjazna, wszyscy ludzie byli strasznie mili i rozgadani. Popijając powoli swoje piwo wdałem się w dyskusję z kilkoma osobami starając się nie obserwować Xaviera. Naprawdę trudno mi było opanować niektóre odruchy. Przynajmniej jedno miałem z głowy. Towarzystwo Samuela...

-No i jak się podoba impreza?

O wilku mowa....

-Całkiem spoko- odpowiedziałem odwracając się do czarnowłosego chłopaka.- Już nie zajęty zabawianiem gości?-zapytałem uprzejmie. 

Samuel spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem, co u niego stanowiło teraz nawet jakiegoś rodzaju normę, wzruszając ramionami.

-Nie za bardzo- stwierdził posyłając mi tajemnicze spojrzenie.-Jeden z moich znajomych chciałby cię bardzo poznać- dodał po chwili.

Zdziwiłem się lekko, bo skoro naprawdę chciał mnie poznać to czemu nie przyszedł.

-No i co w związku  z tym?- zapytałem po chwili, gdy nie powiedział nic więcej. 

-Nie za bardzo chciało mu się ze mną iść bo nie chciał zostawiać samej swojej dziewczyny, więc powiedziałem mu, że ciebie przyprowadzę- wyznał po chwili spoglądając na mnie przepraszająco. 

Miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. 

-Nie mógł przyjść tu z swoją dziewczyną?-zapytałem.

-Problem w tym, że jak tańczyła złamał jej się obcas i stwierdziła, że kategorycznie nie ruszy się z miejsca. Siedzi tylko na kanapie i narzeka, a że akurat wspomniałem o nowych nabytkach naszego miasteczka, mój kolega pomyślał, że jeśli cię przyprowadzę, przynajmniej na chwile zmieni płytę. 

Nadal nie mając pewności co do prawdziwości jego słów, nerwowo wypiłem łyk swojego piwa.

-To jak idziemy?-zapytał po chwili uśmiechając się podejrzliwie zbyt pogodnie.

-No nie wiem- wymamrotałem starając się znaleźć jakikolwiek powód dzięki któremu nie będę musiał ruszać się z miejsca. 

-Chodź- Samuel złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć ku wyjściu z salonu. 

Poddając się ruszyłem za nim. W końcu ci znajomi nie mogą być tacy źli. 

-Na pewno dobrze idziemy?-zapytałem widząc, że w miarę gdy zbliżamy się do schodów ludzi jest coraz mniej. 

-Tak, tak- powiedział jedynie ciągnąc mnie na górę. 

W momencie w którym przekroczyłem próg najbliższego pokoju, aż nazbyt świadomy zamykających się za mną drzwi, poczułem, że mogłem jednak zostać na dole. W pokoju nie było nikogo więcej, oprócz nas dwóch. 

Rozejrzałem się chcąc mieć pewność, lecz nikogo nie dostrzegłem. Do tego zauważyłem, że nie był to zwykły pokój, lecz sypialnia. 

-Nikogo nie widzę, co tu jest grane?-warknąłem wpatrując się w stojącego tuż przy mnie Samuela.

Chłopak zaśmiał się wprawiając mnie w osłupienie.

-Przecież nie powiesz mi, że nie wiedziałeś od początku po co tu idziemy- powiedział po chwili tylko pogłębiając złe przeczucie kłębiące się w moim brzuchu.- Widziałem jak na mnie patrzysz..

Stałem kompletnie zdębiały. Że niby ja Co?

-Wręcz pożerasz mnie wzrokiem- kontynuował niezrażony postępując kilka kroków w moim kierunku.

Jakby dopiero teraz wyrywając się z otępienia szybko cofnąłem się do tyłu plecami napotykając przeszkodę. Drzwi... Szybko wyciągnąłem za siebie rękę chcąc złapać za klamkę, lecz Samuel okazał się być szybszy doskakując do mnie i jednym ruchem szybko zatrzaskując uchylone drzwi. Drugą ręke położył mi na ramieniu pochylając się nad moją twarzą. 

-Zostaw mnie- warknąłem strząsając jego rękę z ramienia i ponownie chwytając za klamkę. 

Samuel zaśmiał się tylko spoglądając mi prosto w oczy. 

-Nawet o tym nie myśl. Ja zawsze dostaje to czego chce- wyszeptał gwałtownie przybliżając swoją twarz do mojej. Wiedząc co nastąpi odepchnąłem go gwałtownie, aż potknął się i wylądował zadem na podłodze.

-Powiedziałem, żebyś dał mi spokój chory zboczeńcu- powiedziałem już nie za żarty i odwróciłem się chcąc wyjść. Nie przewidziałem jednak, że Samuel podniesie się tak szybko. Już po chwili poczułem gwałtowne szarpnięcie w ramieniu i spowrotem stałem odwrócony do niego twarzą. 

-Jak śmiesz mi się sprzeciwiać?-zapytał kompletnie nowym tonem głosu. Całkowicie chłodnym, wyniosłym, przerażającym tonem głosu. 

Uniosłem ręce żeby odepchnąć go po raz kolejny, gdy moją twarz przecięła nagle fala bólu. Jęknąłem z zaskoczenia przyciskając dłoń do policzka i ze strachem wpatrując się w jego uniesioną rękę. Teraz wcale nie przypominał Samuela. Jego wyraz twarzy i te oczy pełne pogardy.... wyglądał dosłownie jak mój ojciec. Gwałtowna fala strachu ogarnęła moje ciało i zbierając w sobie całą swoją siłę, popchnąłem Go szybko szarpiąc drzwi i wybiegając na zewnątrz. Słyszałem za sobą jego pełen złości warkot, gdy wtem, wpadłem prosto na jakąś osobę.

Nie patrząc, kto to jest starałem się wyrwać z jego rąk dopóki nie dotarł do mnie aż nazbyt znajomy głos. 

-Nathaniel? Nathaniel co się stało?

Wreszcie spojrzałem w górę dostrzegając sylwetkę Xaviera. Nie obchodziło mnie co tu robił, ważne że tu był. Przy nim byłem bezpieczny. Nie panując nad sobą przytuliłem się do jego ciała dając upust swoim emocjom. Słyszałem jak jeszcze jedna osoba wbiega na praktycznie pusty korytarz. Praktycznie pusty, ponieważ nie było na nim nikogo oprócz nas trzech. Mnie, Xaviera i Samuela który właśnie do nas dotarł. 

Mimowolnie mocniej przycisnąłem się do Xaviera nawet nie zerkając za siebie. Bałem się. Bałem się, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. W życiu nie podejrzewałbym, że Samuel okaże się być podobny do mojego ojca. Że uderzy mnie bez powodu, że będzie próbował.... Że będzie patrzył tym samym wzrokiem. Wszystkie wspomnienia gwałtownie do mnie uderzyły pod wpływem bólu w tym przeklętym policzku. 

____________________

XAVIER

Już myślałem, że na tym piętrze nikogo nie ma, gdy poczułem że zderzyłem się z jakąś osobą. Zaskoczony spojrzałem prosto w przerażoną twarz Nathaniel.

-Nathaniel? Nathaniel, co się stało?-zapytałem przestraszony widząc go w takim stanie. 

Chłopak spojrzał na mnie i gdy zobaczyłem, że mnie poznał poczułem jak jego ramiona oplatają się wokół mojej osoby. Aż nazbyt widoczny czerwony ślad na jego policzku sprawił, że moje ciało zapłonęło gwałtowną żądzą mordu. Ten biedny chłopak.. Jeśli dorwę osobę która odważyła się podnieść na niego rękę nie ręczę za siebie.

I właśnie wtedy z pobliskiego pokoju wybiegł Samuel. Spiąłem się gwałtownie widząc jego wzrok utkwiony w Nathanielu. Nie miałem już wątpliwości, kto odważył się go tknąć. Wlepiając w niego swoje nienawiste spojrzenie powoli odsunąłem od siebie Nathaniela starając się złapać jego spojrzenie. 

-Zejdź na dół i poczekaj tam na mnie- powiedziałem popychając go lekko w stronę schodów. 

Nathaniel spojrzał się na mnie spanikowany.

-Ale...

-Zejdź na dół- powtórzyłem bardziej stanowczo.- Zaraz przyjdę. 

Nathan spojrzał na mnie jeszcze raz, po czym szybko zbiegł na dół. Powoli odwróciłem się w stronę czarnowłosego. 

-CO TU SIĘ KURWA STAŁO?-warknąłem wlepiając w niego swoje mordercze spojrzenie.

Samuel uśmiechnął się kpiąco, bezczelnie opierając sie o pobliską ścianę. 

-Po prostu chciałem mu dać to na co z pewnością miał ochotę- odpowiedział nonszalandzko, a ja nie panując nad sobą walnąłem go prosto w szczękę.

-Nigdy więcej nie waż się do niego zbliżyć- wywarczałem mu do ucha, po chwili zawracając w stronę schodów. 

Nie było opcji żebyśmy tutaj zostali. Szybko schodząc ze schodów złapałem za rękę Nathaniela i wyszedłem z nim z domu, przyświecając sobie latarką w telefonie abyśmy mogli dostrzec ścieżkę prowadzącą do uchylonej bramy.  Na razie nie chciałem go o nic pytać. Gdy tylko dostaniemy się do domu, dowiem się co się tam wydarzyło. Na razie liczyło się tylko to aby Nathanielowi nic się więcej nie stało. Gdy tylko doszliśmy do przystanku wezwałem taksówkę i pocieszającą ścisnąłem jego dłoń. Nie powinienem był w ogóle pozwolić, aby zniknął mi z oczu, pomyślałem zerkając na blednący powoli ślad na jego policzku. 

Po kilku minutach czekania zauważyłem, że Nathaniel już trochę się uspokoił i próbował zabrać swoją rękę z mojej dłoni. Nie pozwoliłem mu na to, tylko mocniej ją ściskając. 

-Zostaw-powiedziałem, gdy spróbował jeszcze raz.

Nathaniel nie odpowiedział, ani też nie spojrzał na mnie lecz po chwili rozluźnił rękę, pozwalając mi trzymać swoją dłoń. Jakieś kilka minut później na horyzoncie pojawiła się żółta taksówka. Z ulgą weszliśmy do środka czekając aż dotrzemy do domu. 

___________________ * Ulica autentyczna Bainbridge Stan Georgia Kanada

Naprawdę starałam się żeby ten rozdział był dłuższy, więc proszę nie narzekać na jego długość.