czwartek, 21 lutego 2013

Pan od Historii - Rozdział 03


Pan od Historii 

Rozdział 3





DAMIAN



-Dobra, w takim razie jedziemy do mnie- powiedział mężczyzna wyjeżdżając na główną drogę koło szkoły.

Nie odpowiedziałem. Po prostu lekko kiwnąłem głową wdzięczny, że mnie posłuchał. Nawet bałem się myśleć co mogłoby się stać gdyby w szpitalu zauważyli te wszystkie blizny i ślady które miałem po każdym napadzie złości mego ojca.A było ich dość sporo...

Z cichym sykiem złapałem się za klatkę piersiową czując przeraźliwy pod w żebrami. Byłem niemal pewien, że przynajmniej jedno z nich zostało połamane. Ale nie zamierzałem jak na razie mówić o tym Sebastianowi. Teraz miałby szansę się rozmyślić i zawrócić do szpitala. Nie mogłem na to pozwolić. Postanowiłem więc, że powiem mu dopiero w domu, na razie pozostawało po prostu zagryźć zęby i przeboleć.

Gdy wreszcie dojechaliśmy na miejsce, zatrzymując się na żwirowym podjeździe przed piętrowym domem. Sebastian zgasił silnik i wyszedł z samochodu otwierając drzwi z mojej strony.

-Dasz radę iść?-zapytał.

Na co ja skinąłem potwierdzająco głową i spróbowałem wstać jedną ręką podpierając się oparcia fotela. Niestety chyba poważnie się przeliczyłem licząc na to iż utrzymam się na nogach, gdyż gdy tylko udało mi się wstać. Przeszywający ból objął cały mój brzuch i żebra zapierając mi dech w piersi. Nogi się pode mną ugięły i gdyby nie silne dłonie mężczyzny które w tym momencie mnie złapały. Prawdopodobnie upadłbym na ziemię.

-Boże, wystarczyło powiedzieć, że nie dasz rady po co się upierać- warknął zdenerwowany i jednym ruchem wziął mnie w ramiona niosąc do domu.

Wiedziałem, że zrobił to z konieczności ale i tak moje serce szybciej zabiło gdy zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy jestem tak blisko niego. Przyciśnięty do jego klatki piersiowej z jego ramionami wokół mojego ciała. Nawet jeśli dla niego to nic nie znaczyło, czułem się szczęśliwy, że przynajmniej przez chwilę mogę czuć jego ciepło.

Po niecałej minucie znaleźliśmy się w środku. Powoli wszedł ze mną na schody prowadzące na piętro. Po czym otworzył pierwsze drzwi z brzegu i wkroczył ze mną do obszernej sypialni.

-Lepiej żebyś się na razie położył- stwierdził delikatnie kładąc mnie na dużym miękkim łóżku.-Pójdę po jakąś maść i opatrunki.

 Obserwowałem go jak krzątał się po pokoju zaglądając do każdej półki dopóki nie znalazł wszystkiego czego szukał. Wtedy podszedł do mnie i poprosił mnie abym zdjął koszulkę i spokojnie leżał a on tymczasem wszystko opatrzy.

Niechętnie zrobiłem to co kazał wiedząc już co może ujrzeć. 


**************************************************
SEBASTIAN


Gdy tylko zdjął koszulkę moim oczom ukazała się wielka połać skóry ozdobionej siniakami, krwiakami, zadrapaniami i próżno by się w niej można było doszukać kawałka nie zmaltretowanej skóry. Wiedząc iż mnie obserwuje, nie skomentowałem jego wyglądu tylko najzwyczajniej w świecie zacząłem wcierać w jego skórę maść rozgrzewajacą pomagającą na regeneracje się siniaków. 

Gdy dotarłem do okolic żeber z niepokojem zauważyłem, że skóra jest dziwnie napięta i bardzo mocno zaczerwieniona. 

-Walnęli cię tutaj?- zapytałem dotykając tego miejsca i słysząc nagły syk bólu ze strony chłopaka. 
Najprawdopodobniej miał złamane żebro podziwiałem to, że nadal jako tako się trzyma jeśli okazałoby się to prawdą. Niestety nie jestem lekarzem więc nie mogę mieć pewności. Kazałem mu się lekko unieść i obwiązałem dokładnie jego klatkę piersiową starając się za mocno nie ściskać bandażu.

Gdy skończyłem delikatnie położyłem go z powrotem na plecach i nie zważając na zadziorne spojrzenie które mi wysłał gdy dla sprawdzenia przejechałem jeszcze raz po przykrytych żebrach w razie znalezienia jakiejś anomalii. Sięgnąłem ponownie po maść spokojnie rozsmarowując ją na dalszych rejonach jego ciała. Czyli między innymi na jego brzuchu. 

Dopiero gdy miałem pewność, że każdy siniak i krwiak był wysmarowany, ponownie zerknąłem na jego twarz. 

Z niewiadomych powodów był kompletnie czerwony. Doprawdy śmieszny widok. 


************************************************************************

DAMIAN 

Dziwnie sie czułem jak tak dotykał mojego ciała, nawet jeśli było to tylko smarowanie ran. Kurde, no nie powiem troszkę sie wstydziłem...  Mimowolnie czułem jak się czerwienie gdy z uwagą przyglądał sie mojemu ciału. Nie byłem do tego przyzwyczajony. Lecz właśnie w tym momencie jego oczy podniosły się na moją twarz a palce zniknęły z mojego brzucha.

Zawstydzony odwróciłem głowę nie mogąc znieść jego spojrzenia. 

-Coś się stało?-zapytał i gdy nie otrzymał odpowiedzi spojrzał na mnie jeszcze uważniej. Ziemio otwórz się i mnie pochłoń, pomyślałem kompletnie zażenowany gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się a do środka wpadła mała blond włosa istotka z misiem w ręku. 

Zaskoczony wlepiłem wzrok w biegnącego chłopczyka o niesamowicie błękitnych oczkach który podbiegł do Sebastiana i z cichym okrzykiem zawiesił mu się na nogawce. 

-Kto to jest?-zapytałem zszokowany kompletnie zapominając o scenie z przed chwili.

 -Mój syn- odpowiedział mi zimny głos Sebastiana który z lekkim uśmiechem podnosił właśnie brzdąca do góry.

-A..ale przeciez wszyscy mówią, że nie masz żony- stwierdziłem zdezorientowany wpatrując się w małego aniołka. 

-Bo nie mam- odpowiedział mi dziwnie nieprzyjemnym głosem.- Zmarła zaraz po jego urodzeniu.
Dziwnie nieprzyjemne uczucie ścisnęło mi żołądek gdy usłyszałem jego obojętny ton jakby informował mnie o pogodzie. Kurde mogłem nic nie mówić, pomyślałem z współczuciem wpatrując się w małego chłopca który właśnie przyglądał mi się z zainteresowaniem.

-Tato, a kim jest ten pan ? 

cdn.   


środa, 20 lutego 2013

Zachód Słońca cz.2 END


Oto druga i ostatnia część tej historii mam nadzieję, że końcówka was nie rozczaruje.

*********************************************************************************************************
-Coś się stało?-zapytał, gdy przez dłuższy czas siedziałem w ciszy wpatrując się w swoje dłonie.

"Muszę to zrobić" przekonywałem samego siebie."Muszę mu powiedzieć". Powoli wypuszcając z płuc, wcześniej wciągnięte powietrze, podniosłem głowę i z bólem utkwiłem spojrzenie w jego oczach.

-Muszę ci coś powiedzieć.

"Błagam tylko nie zostawiaj mnie po tym samego" pomyślałem zanim złapałem go za rękę zmuszając aby uważnie się na mnie patrzył.

-Przepraszam, że nie powiedziałem tego wcześniej. Ale nie przewidziałem takiego obrotu wydarzeń...Nie przewidziałem, że poznam kogoś w kim się zakocham... Ja...-następny głęboki oddech- ...ja umieram...-widząc jego nic nie rozumiejące spojrzenie mocniej zacisnąłem palce na jego dłoni i ignorując łzy spływające po mojej twarzy, jeszcze raz otworzyłem usta.- Mam raka...Zostało mi najwyżej dziewięć miesięcy życia.
Widziałem jak jego ciało zastyga w kompletnym szoku. Z rozpaczą obserwowałem jego oczy widząc w nich mnóstwo uczuć któe same w sobie sprawiały mi ból. Niedowierzenie, ból, winę, oskarżenie, jeszcze więcej bólu....cierpienie. To wszystko po kolei odbijało się w jego oczach, a ja nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem go przytulić, nie mogłem go pocałować... Tylko czekałem aż wreszcie coś powie. Coś, cokolwiek... Czekałem aby dowiedzieć się czy mi przebaczy?
Lecz na pewno nie spodziewałem się tego, że powoli zabierze swoje dłonie które tak kurczowo trzymałem i wstanie nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?-przeraźliwie ciche zdanie dobiegło do moich uszu.- Czy ty ...- jego głos załamał się a ja nawet z boku mogłem zauważyć spływajace po jego twarzy łzy.- ... wogóle masz pojęcie jak bardzo ważną rzecz przede mną ukryłeś?!- tym razem krzyk wydostał się z jego ust a jego błękitne jak niebo oczy wbiły się w moje z gniewem.
-Przepraszam..- to było jedyne na co było mnie stać.- Nie chciałem już na początku sprawić abyś patrzył na mnie przez aspekt choroby. Ja... ja chciałem żyć normalnie przynajmniej przez te kilka miesięcy ostatni raz poczuć, że żyję jak każda inna osoba. Proszę zrozum mnie- błagałem wstając z piasku aby móc go dotknąć. Aby móc stanąć koło niego i złapać go za rękę.
-Ja..- widziałem jak miotał się jakby próbujac coś powiedzieć ale nie móć dobrać tego w słowa. I te łzy które nadal ciurkiem leciały po jego twarzy.- Ja musze iść..- powiedział po chwili, bez pożegnania odwracając się i odchodząc.
Po prostu odchodząc...
Z niedowierzeniem wpatrywałem się w jego powoli znikającą postać, czując jak moje serce eksploduje na miliony kawałeczków. Nie powiedział do zobaczenia jutro.. nic nie powiedział.. Po prostu odszedł....
Pamiętam nadal ten ból gdy zdałem sobie sprawę z tego iż on moze już nigdy nie wrócić. Że to mogło być nasze ostatnie spotkanie. Ostatni raz gdy widziałem go i miałem szansę dotknąć. Ostatni raz gdy miałem okazję patrzeć w te jego błękitne oczy. Ostatni raz...
Czułem się jakbym już umierał. Łkając z rozpaczy niemal biegiem skierowałem się do swojego domu, wpadając do swojego pokoju i kładąc się na łóżko z twarzą schowaną w poduszkę. Jeszcze nigdy nie czułem sie tak źle. Jeszcze nigdy nie czułem się jakby ktoś gołą ręką wyrwał mi serce prosto z piersi. Jeszcze nigdy nie płakałem tak rozpaczliwie. Nawet nie pamiętam ile czasu minęło gdy pierwszy raz usłyszałem pukanie do drzwi.
Tata wrócił z pracy. Szybko zrywając się z łóżka podbiegłem do drzwi i otworzyłem je przytulając się do niego jak za czasów dzieciństwa. Nadal płakałem choć moje oczy były już tak mocno spuchnięte, że ledwo mogłem je otworzyć a gardło bolało od ciągłego łkania.
Tata nieporadnie odwzajemnił uścisk i zaniepokojony pogłaskał mnie po głowie. W tym momencie miałem tylko jego. Pragnąłem aby ktoś zrozumiał więc powiedziałem mu. Powiedziałem mu wszystko.. Od momentu w którym po raz pierwszy spotkałem Gabriela.. Aż do momentu w którym powiedziałem mu prawdę. Powiedziałem mu jak bardzo go kocham.. Powiedziałem mu, że nie mogę nawet wyobrazić sobie tego aby dalej żyć bez niego. A on zrozumiał.. On zrozumiał ponieważ już kiedyś kochał w taki sam sposób. Kochał moją matkę, nadal kocha i raczej nigdy nie przestanie.
Przytulił mnie do siebie i gdy poczułem, ze brak mi na dzisiaj sił aby dalej płakać. Powoli zaprowadził do łóżka, troskliwie przykrywając mnie kołdrą.
-Tato dziękuje za to, ze jesteś- szepnąłem zasypiajac i jedynie podświadomością odnotowując smutny uśmiech który ukazał się na jego twarzy.
 Następnego dnia nie wstałem rano aby iść na plaże. Nie miałem siły sprawdzić czy czeka tam na mnie, czy może zniknął na zawsze. Leżałem tylko w łóżku próbując przekonać swoje głupie serce aby ponownie zaczęło funkcjonować.. aby przeraźliwa pustka znikła a oczy przestały wylewać fale łez. 
Do dzisiaj moje serce kłuje lekko gdy wspominam tamten ból. Jednak koło południa zdarzyło się coś dziwnego. Akurat, gdy tata przyszedł przynosząc mi rumianek na bolące gardło, domofon rozdzwonił się po całym domu przerywając zalegającą w nim cisze.
-Zobaczę kto to..- powiedział tata i stawiając kubek na szafce ruszył do drzwi.
Nie obchodziło mnie kto przyszedł. Jedyna osoba którą chciałem właśnie mnie opuściła. Nie miałem więc zamiaru zawracać sobie głowy resztą. Zwinąłem się więc w kłębek chowając twarz w miękką kołdrę i odwracając się do drzwi plecami.
-To do ciebie..- cichy głos taty rozległ się tuż w progu drzwi lecz ja nawet się nie odwróciłem.
-Nie mam ochoty z nikim rozmawiać-powiedziałem dając tym do zrozumienia, aby ta osoba sobie poszła.
-Chris- moje ciało zesztywniało słysząc tak dobrze znajomy głos, który miałem okazję słuchać przez ostatnie dwa miesiące prawie codziennie.
-Gabriel?- niedowierzający szept wyrwał się z moich ust a ciało wyrwało się do góry samoistnie odwracając w stronę źródła tego głosu. Tego pięknego głosu, który mógł należeć tylko do niego.
Stał tu w progu mojego pokoju ze zdenerwowania zaciskając dłoń na małej paczuszce, którą trzymał w dłoni. A w jego oczach tym razem odbijała się tylko tęsknota i ciepło.
-Ja przepraszam, że tak nagle odszedłem.. Ja musiałem wszystko przemyśleć i ja wiem, że może już być za późno, ale.... Kocham Cię i obiecuję, że już nigdy nie odejdę- powiedział z szybkością karabinu wyrzucajac z siebie słowa i słodko rumieniąc się pod wpływem spojrzenia, które posłał mu mój ojciec.
"Kocham Cię" tylko tyle usłyszałem z całego tego potoku słów. Właśnie powiedział, że mnie kocha!! Czułem jak moje serce budzi się do życia, bijąc na nowo szaleńczym rytmem, a oczy wilgotnieją pod wpływem łez. Nie zostawił mnie.. Nie zostawił mnie wiedząc, że tak naprawdę niedługo mnie straci...
Nie mogę ująć w słowach uczucia które zakwitło w moim sercu gdy podbiegłem do niego niemal rzucając mu się na szyję. Nie mogę opisać szczęścia, które mnie ogarnęło, gdy jego silne ramiona objęły mnie tak mocno jakby już nigdy nie miały mnie puścić. Kochałem. Po raz pierwszy tak mocno kochałem i do tego najwidoczniej ten ktoś czuł dokładnie to samo. Bez względu na wszystko także darzył mnie uczuciem. Chyba nie mógłbym być bardziej szczęsliwy, właśnie tak myślałem w tamtym momencie, lecz później okazało się, że jednak mogę.
Przez następne miesiące każdy dzień spędzałem razem z nim. Gdy wstawałem widziałem nad sobą jego oczy. Gdy zasypiałem czułem jego delikatne ramiona obejmujące moje ciało. Codziennie zabierał mnie w różne miejsca a ja cieszyłem się jak głupi nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Dumnie unosząc głowę trzymałem go za rękę spacerując wśród miejskich uliczek.

Po raz pierwszy czerpałem radość z pójścia do kina, wesołego miasteczka czy może zwykłego powolnego spaceru ze splecionymi dłońmi. Odkrywałem się na nowo, przy nim. Godzinami opowiadaliśmy sobie jakieś ciekawe historie, denne żarty, które swoją głupotą doprowadzały do łez, albo po prostu siedziałem na jego kolanach przyjmując delikatne pocałunki. Nie posunęliśmy się dalej, nie było potrzeby.

Gdy z czasem stawałem sie coraz słabszy, on udawał, że wszystko w porządku chcąc mnie pocieszyć abym do konca nie myślał o chorobie. Czasami widziałem łzy w jego oczach gdy musiał mnie na rękach wnosić do domu z braku sił. Ostatni miesiąc spędziliśmy we trzech. Ja, Gabriel i mój tata który zrobił sobie jakis czas wcześniej dwa miesiące urlopu. Praktycznie nie ruszałem się w łóżka więc większość czasu spędzaliśmy na siedzeniu w moim pokoju.

I wtedy tydzień tuż przed terminem poczułem się znacznie gorzej. Paskudna gorączka nie chciała opuścić mojego ciała a ból głowy praktycznie rozsadzał mi czaszkę. Trafiłem do szpitala.. Znowu leżałem na tej samej sali w tym samym łóżku, a obok stał ten sam lekarz. Jedyną różnicą były dwie postacie koło mojego łóżka. Mój tata i Gabriel.

Lekarz dał mi leki przeciwbólowe i coś na gorączkę po czym wyszedł zostawiając nas samych. Byłem szczęśliwy, że mogli być tu ze mną. Tak bardzo szczęśliwy.. Tylko jedna rzecz mnie martwiła. Czułem, że to właśnie dzisiaj nastąpi koniec. Nie wiem skąd to wiedziałem lecz każda komórka mego ciała mówiła mi, że nastąpi to niedługo. Choć niby został mi jeszcze ten tydzień, wiedziałem, że to właśnie dzisiaj odejdę.

Nie chciałem ich martwić choć pewnie zauważyli, że coś jest nie tak.. Byłem im wdzięczny, że o to nie pytali siedzieli tylko trzymając mnie delikatnie za ręce a mnie mimowolnie przypomniał się dzień śmierci matki. Wszystko wyglądało niemal identycznie. Ukochana osoba i rodzina tuż przy boku.

-Tato..- odezwałem się niepewnie lekko ściskajšc jego dłoń.- Możesz mi coś obiecać?

Tata spojrzał na mnie zaskoczony lecz szybko skinął głową odwzajemniając uścisk ręki.

-Obiecasz mi, że nawet jeśli umrę zostaniesz taki jaki jesteś teraz? Że nigdy więcej nie zamienisz się w tą zimną osobę którą byłeś po śmierci mamy? Proszę, obiecaj, że będziesz się uśmiechał.. Choćby nie wiem co zawsze się uśmiechaj, nigdy nie wiesz komu ten uśmiech moze pomóc.- powiedziałem patrząc mu z uwagą prosto w oczy.

-Obiecuję- przyrzekł po czym ze łzami w ozach podniósł się z miejsca i wymówiając się przyniesieniem napojów, zostawił mnie sam na sam z Gabrielem.

Tym razem spojrzałem w jego kierunku i ze smutnym uśmiechem wyciągnąłem ręce w niemej prosbie o przytulenie. Niemal od razu czułem jego oplatające mnie ciało.

-Kocham Cię- wyszeptałem mocno wtulając nos w jego obojczyk.- Zawsze o tym pamiętaj.

-Będę- odszepnął przeczesując palcami pasemka moich włosów.- Ale ty też nie zapominaj.

-Nie zapomnę- powiedziałem czując, że oczy zamykają mi się powoli ze zmęczenia.

Ale nie było to zwykłe wyczerpanie. Powoli czułem jak moje ciało opuszcają wszystkie siły i wręcz zwiotczałem w jego ramionach.

-Czas na mnie- wyszeptałem akurat, gdy mój ojciec wkroczył do srodka.

Czułem jak oczy powoli zamykają się i choć próbowałem je otworzyć jeszcze przynajmniej na chwilkę, nie miałem siły. Czułem jak Gabriel zszokowany opuszcza moje ciało na poduszki, próbując mnie ocucić.

-Już czas- szepnąłem ostatni raz zbierając w sobie siły aby cokolwiek powiedzieć.- Tak bardzo was kocham...

Ostatni szept, ostatni uścisk rąk, ostatni oddech, ostatnie puknięcie serca.. I koniec.. Wiedziałem, że umarłem niemal od razu gdy poczułem jakbym powoli unosił sie nad własnym ciałem. Widziałem jak tata podbiega do łóżka chwytajac moje ciało w mocny uścisk, widziałem jak Gabriel rozpaczliwie płacze wtulając twarz w poduszkę tuż koło mojej głowy. Kocham Cię,pomyślałem kładąc rękę na sercu i powoli z uśmiechem patrząc w górę. W te niebiańsko białe światło, które wręcz zapraszało mnie do siebie, do góry.

Żegnajcie, pomyślałem ostatni raz patrząc się na najukochańsze dla mnie osoby, po czym dzielnie uniosłem się do góry.

****

Stałem koło wielkiej błękitnej bramy lecz coś wzbraniało mnie przed przejściem dalej. Jakbym musiał coś zrobić jeszcze przed przekroczeniem progu...

Nie wiedziałem jednak, o co mogło chodzić. Wzdychając oparłem się o te mosiężne drzwi i nagle na horyzoncie coś zamigotało. Jakby cień jakieś osoby.. Czyżby ktoś jeszcze odszedł w tym samym czasie co ja? Czyżby właśnie na tą osobę czekała brama?

Cień zbliżał się w zastraszającym tempie, a czym był bliżej tym bardziej wydawał mi się znajomy. Wreszcie zatrzymał sie, stał tuż przede mną.. Twarzą w twarz..

-Gabriel?!

-Cześć słonko, znowu się widzimy- jego promienny głos sprawił, że nie mogłem się ruszyć. Wpatrywałem się w niego zszokowany, nie mogąc zrozumieć jakim cudem się tu znalazł.

-A..ale..- wyjąkałem gdy zdałem sobie sprawę co musiał zrobić aby być tu gdzie właśnie stał.

-..Cii czyżbym nie mówił ci kiedyś, że zawsze będę z tobą. Choćby nie wiem co? Nie mogłem przecież pozwolić abyś gdziekolwiek ruszył się beze mnie- wyszeptał zblizając się i z czułością przeciągając dłonią po moim policzku.

Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Umarł.. dla mnie. Tylko po to aby zostać ze mną już na zawsze..

-Gabriel- wyjąkałem rzucając mu się na szyje i wyciskając na jego ustach delikatny pocałunek.- Kocham Cię, boże tak bardzo cię kocham.

Te piękne błekitne oczy usmiechajace się do mnie z miłością, te ciepłe dłonie obejmujące moje ciało.. Tylko tyle potrzebne mi było do szczęścia.

-Też cię kocham Chris.. Kocham cię ponad własne życie- wyszeptał odwzajemniając pocałunek.

Śmierć wcale nie jest końcem, pomyślałem przytulajac do siebie jego duże ciepłe ciało. Śmierć jest zaledwie początkiem.. początkiem nieskonczoności..

Błękitna brama powoli otworzyła się z melodyjnym skrzypnięciem, a ja dumnie trzymając go za rękę, wkroczyłem w światłość bijącą zza przejscia.

Zdecydowanie dobrym początkiem...


Każdy ma do przebycia
Swoją podróż życia
Mijamy stacje życiowe
jedne szare
Inne zaś kolorowe
Poznajemy ludzi
Którzy wsiadają i wysiadają
Lub też do końca podróży
Przy nas pozostają
Każdy z nas wybiera
Swój przedział życiowy
Jednym wystarcza zwykły
Innym zaś luksusowy
Lecz nie ważny jest luksus
W życiu człowieka
Bo sensem tej podróży
Jest miłość do drugiego człowieka.


poniedziałek, 18 lutego 2013

Zachód Słońca cz.1


Po głebszym zastanowieniu rozdzielam na dwie częsci następną wstawie za dwa dni.


************************************************

Nie pozwólcie perspektywie śmierci, zniszczyć radość życia. Ja nie pozwoliłem..

****
Zawsze byłem wesoły i swoją osobowością przyciągałem do siebie ludzi. We wszystkim widziałem pozytywy i każdego potrafiłem rozśmieszyć. Właśnie dzięki temu miałem dookoła siebie tyle wspaniałych przyjaciół.


Jedną z rzeczy które kochałem najbardziej były wschody słońca... Potrafiłem wstać codziennie o nieludzkiej porze tylko po to aby zobaczyć jak słońce powoli wynurza się zza błękitnych fal oceanu. Miałem swoje ulubione miejsce. Tuż koło małego drzewka które było jedyną rośliną rosnącą na tym piaszczystym podłożu. Nie wiedziałem jakim cudem trzymało się nadal po każdym przypływie i odpływie. Jakby uparło się, że choćby niewiadomo jak i tak będzie rosnąć właśnie w tym miejscu. Mieszkałem tuż przy plaży w białym domku pomalowanym w delikatne błękitne fale. Matka udekorowała go za nim umarła dlatego też bardzo go kochałem i nigdy nie pozwoliłbym na jego przemalowanie.

Mieszkałem z tatą, wiecznie zajętym biznesmanem w sumie praktycznie z nim nie rozmawiałem. Załamał się po śmierci mamy i stał się człowiekiem pełnym powagi i opanowania. Człowiekiem po prostu zimnym.. Choć wiedziałem, że mnie kocha. Dawno nie widziałem żeby się uśmiechał..

Pamiętam go zanim ona umarła. Był takim samym wesołkiem jak ja, do tego zawsze sprawiał mamie spontanicznie niespodzianki. Nie raz przyniósł jej na tacy śniadanie prosto do łóżka albo zupełnie nie ogarniętą wyciągał na tańce. Wiedziałem, że bardzo się kochali. Za każdym razem jak na nią patrzył jego oczy rozświetlały się blaskiem pełnym szczęścia. Brał mnie wtedy na ręcę i promiennie uśmiechając się podbiegał do niej mocno ją przytulając i wiecznie powtarzając jak bardzo ją kocha.

Ona też była pogodna. Zawsze uśmiechnięta i wesoła. Uwielbiała mnie przytulać i lepić ze mną na plaży piaskowe zamki. Miała piękny uśmiech i wyglądała jak dobra wróżka. Długie do pasa kręcone włosy, duże brązowe oczy i słodko zadarty nosek. I jeszcze te lekkie zmarszczki koło oczu które sprawiały iż wyglądała jeszcze magicznej. Kochałem ją, ale pamiętam, że kazała mi obiecać "Nigdy się zmieniaj Chris, proszę zawsze bądź taki pogodny i wspieraj tatę. Proszę..". Obiecałem sobie, że spełnię jej życzenie i choć było mi trudno. Przez cały czas, gdy powoli odchodziła trzymając nas za dłonie patrzyłem na nią z uśmiechem. Kochającym wspierającym uśmiechem dopóki po raz ostatni nie zamknęła oczu. Łzy nieprzerwanie spływały po mojej twarzy, ale ja nadal się uśmiechałem. W końcu obiecałem, że zawsze będę pogodny. Dotrzymam obietnicy.

Pewnie zastanawiacie się na co umrą. To proste miała raka.. W naszej rodzinie często się to zdarzało moja babcia i prababcia także na to umarły. Ale na szczęście cierpiała dość krótko. Cały czas byliśmy przy niej podczas gdy ona powoli zapadała w sen z którego już nigdy miała się nie obudzić.

Jeszcze nigdy nie widziałem aby mój tata tak rozpaczliwie trzymał jej dłoń. Jeszcze nigdy nie widziałem jak krzycząc woła jej imię. Nigdy nie widziałem jak tak strasznie zalewa się łzami, że nie może nawet normalnie oddychać. Nie mogłem go nawet przytulić, tak rozpaczliwie łapał się jej ciała. Kochałem go dlatego wyszedłem pozwalając mu pobyć z nią jeszcze przez chwilę sam na sam. Nawet jeśli było to już tylko puste ciało.. bez jej duszy.

Usiadłem na krześle tuż przed salą i opierając głowę o ścianę starałem się powstrzymać przed dalszym płaczem. Musiałem być silny. Musiałem na powrót stać się tym kim zawsze byłem.
Nie wiem kiedy tata wyszedł z sali. Lecz gdy tylko go zobaczyłem przeraziłem się pustki widniejącej w jego oczach. Od tamtego czasu już nigdy nie zobaczyłem jego uśmiechu ani łez. Nigdy do dzisiaj.

Do dzisiaj gdy lekarz zadzwonił do niego oznajmiając, że choruje na to samo co matka.
Jak się o tym dowiedziałem? Wiedziałem to już od kilku miesięcy. Tylko po prostu nie mogłem pozwolić aby on się dowiedział. Co i tak niestety stało się teraz. Ale zacznijmy od początku.
Jak zwykle biegałem po boisku szkolnym grajac z kolegami w piłkę gdy nagle poczułem jak świat wiruje mi przed oczami i upadłem na przystrzyżony trawnik tracąc przytomność. Karetką przywieziono mnie od razu na oddział i pobrano mi krew po czym zrobiono też prześwietlenie głowy czy przypadkiem nie uszkodziłem sobie czegoś w trakcie upadku.

Ale to nie krwiaka znaleźli tylko kilku milimetrowy guz w moim mózgu. Na początku nie wiedziałem o co im chodzi. Z uśmiechem pokręciłem głową w niezrozumieniu myśląc że chodzi im o guza powstałego w wyniku upadku. Nie wiedziałem dlaczego w takim razie patrzą na mnie z tak wielkim smutkiem w oczach a jedna z pielęgniarek wyciera ukradkiem twarz w chusteczkę.

-Coś jest nie tak?-zapytałem zaniepokojony.

Łysawy lekarz lekko odchrząknął i spojrzał na mnie poważnym, acz smutnym wzrokiem.

-Ma pan raka.. Zostało panu najwyżej jedenaście miesięcy życia..

Nie wierzyłem w to. No bo jakim cudem? Ja? Przerażony spojrzałem na nich po raz pierwszy od bardzo dawna przestając się uśmiechać.

-Jedenaście miesięcy?- zająkałem się czując jak zaczynają drżeć mi usta a oczy napełniają się łzami.

Lekarz tylko opuścił swoje spojrzenie na papiery i smutno pokręcił głową.

Czyli to prawda? Ja umrę..

-Proszę nie mówcie mojemu tacie- szepnąłem pod wpływem nagłego impulsu i podniosłem na nich zbolały wzrok.- Tylko o to jedno proszę.. Nie mówcie mu on nie może się dowiedzieć- powiedziałem ukrywajac twarz w dłoniach.

Nie chciałem aby znowu się martwił. Nie chciałem aby to sprawiło, że kompletnie się załamie. Jedenaście miesięcy, tak? A ja tak dużo rzeczy jeszcze nie spróbowałem. Pierwszy pocałunek.. pierwsza randka.. pierwsza miłość... Teraz już raczej tego nie spróbuje.. szkoda, pomyślałem lecz po chwili uniosłem głowę i uśmiechnąłem się przypominając sobie swoją obietnicę.

Nigdy choćby nie wiem co nie będę smutny. Nawet jeśli mam umrzeć, umrę z uśmiechem na twarzy. Tak aby nikt się nie martwił o to, że nie byłem szczęśliwy. Choćbym nie wiem jakie miał życie..nawet jeśli właśnie się kończyło. Byłem szczęśliwy że mogłem je przeżyć. Że mogłem poznać tych wszystkich ludzi którzy są dla mnie bliscy.

Powoli wstałem ze szpitalnego łóżka ignorując zdezorientowane spojrzenia lekarza i pielęgniarek po czym sięgnąłem po swoje rzeczy i z uśmiechem podszedłem do nich delikatnie klepiąc płaczącą dziewczyną po ramieniu.

-Skoro zostało mi tylko tyle czasu, nie będę go marnował na leżenie w łóżku.. Muszę zadbać o to aby ten czas był czasem którego nie będę żałować- powiedziałem ze spokojem patrząc na ich twarze.

Jakąś godzinę później byłem już w domu. Na dworzu powoli zalegała już ciemność lecz mój dom był wyraźnie oświetlony. Tata wrócił do domu, pomyślałem i wkroczyłem do środka.
Niemal od razu owinęły się wokół mnie potężne ramiona a głowa mego taty znalazła się tuż przed moją.

-Nic ci się nie stało? Słyszałem, ze zemdlałeś w szkole.. Jak badania?- zapytał a ja zszokowany wpatrywałem się w niego nie mogąc nic zrozumieć.

Już dawno nie okazywał mi żadnych uczuć a teraz stal tuż przede mną kompletnie roztrzęsiony i zmartwiony. Dawno nie widziałem jakiegokolwiek wyrazu na jego twarzy, wykraczającego poza bezemocjonalną maskę.

Czyzby wiedział? Nie.. nie pytałby się mnie w takim razie.

Z całych sił zebrałem w sobie najbardziej pogodny uśmiech i mocno się do niego przytuliłem chichocząc lekko.

-Wszystko dobrze..Mnie nie da się tak łatwo załatwić tato- powiedziałem starając się brzmieć jak najspokojniej po czym pocieszająco dałem się jeszcze raz przytulić.

Muszę zapamiętać ten uścisk. Żeby w każdej chwili odtwarzać go sobie w pamięci na dowód że robię dobrze. Że robię dobrze nie mówiąc mu teraz prawdy..

Wiedziałem, ze się martwi. W końcu choroba mamy zaczynała się w taki sam sposób. Tym bardziej nie mogłem nic mu powiedzieć.

Gdy wreszcie mnie puścił przez chwilę widziałem wyraz ulgi na jego twarzy lecz nie minęło kilka minut a z powrotem wyrażała już tylko pustkę. Najwyżej z oczu możnaby było cos wyczytać, ale nawet się nie trudziłem. W tym momencie chciałem się zając tylko sobą.

Poszedłem więc do mojego pokoju i stajac przed lustrem dotknąłem lekko swojego odbicia.
"Musiałaś się czuć tak samo jak ja" pomyślałem spoglądając na zdjęcie mojej mamy wiszące tuż obok. Szkoda tylko że oboje opuścimy tatę, pomyślałem z żalem wpatrujac się w następną fotkę ukazującą nas wszystkich troje na tarasie przed domem. To były dobre czasy. Czasy pełne radości :D Będę miał co wspominać, pomyślałem i z lekkim uśmiechem położyłem się na łóżku decydując iż od jutra nie będę myślał o mojej chorobie. Będę po prostu żył dalej tak jak dotychczas i cieszył się każdym dniem. A jeśli śmierć nadejdzie trudno, jak na razie mnie to nie obchodzi.

Następnego dnia jak zwykle wstałem wcześnie, jeszcze przed pierwszymi promieniami słońca i ruszyłem na plaże.

Lecz zanim dotarłem w moje miejsce dostrzegłem iż ktoś już tam jest.

Podszedłem bliżej i dostrzegłem że osobą tą jest chłopak mniej więcej w moim wieku. Z blond czupryną powoli rozwiewaną przez wiatr i lekko opaloną skórą. Był przystojny, miał duże błękitne oczy i właśnie uniósł je na mnie szeroko się uśmiechając.

-Co tu robisz?- zapytałem podejrzliwie mrużąc oczy. To było moje miejsce, pomyślałem lecz przemilczałem to w duchu.

-To co ty- powiedział spokojnie klepiąc miejsce tuż obok siebie.- Oglądam wschód słońca.

-Skąd wiesz że..?-chciałem zapytać lecz on tylko przyłożył sobie palec do ust i zasyczał cicho ponownie wskazując miejsce obok siebie.

-Po prostu usiądź- wyszeptał patrząc na mnie z takim dziwnie błagalnym wyrazem twarzy.
Więc usiadłem. Zamyślony wpatrzyłem się w horyzont, w milczeniu obserwując wynurzające się słońce. Instynktownie uśmiechnąłem się delikatnie patrząc jak delikatne promienie powoli oświetlają coraz to większe płaty ziemii. I wtedy nagle odwróciłem się w stronę siedzącego obok mnie chłopaka dostrzegając, że przez cały ten czas zamiast wpatrywać się w słońce.. On przyglądał się mnie. Jego spojrzenie mnie sparaliżowało. Cały czas wpatrywałem się w jego oczy nie mogąc oderwać wzroku i kompletnie nie zwracając uwagi na świat dookoła.

I własnie wtedy.. po dłuższym czasie.. Uśmiechnął się tak pięknym uśmiechem iż moje serce mimowolnie szybciej zabiło na ten widok. Nigdy nie widziałem nikogo tak pięknie wyglądającego z uśmiechem na twarzy. Chciałem się zapytać jak ma na imię. Dowiedzieć się co robi akurat w tym miejscu lecz zanim zdążyłem cokolwiek zrobić. On podniósł się i delikatnie zmierzwił moje włosy palcami odkręcając się w stronę domków.

-Do zobaczenia jutro- usłyszałem jeszcze na pożegnanie śledząc jego powoli znikającą postać.
Moje serce przepełniło dziwne uczucie gdy zdałem sobie sprawy, że właśnie potwierdził to iż jeszcze się spotkamy. " Do zobaczenia" pomyślałem i także wstałem kierując się do swojego domu.

Pamiętam jak dziś, niezrozumiałe podniecenie które mnie ogarnęło na myśl o następnym poranku. Cały czas nie wiedząc czemu myślałem o oczach i tym pięknym uśmiechu blond włosego nieznajomego. Nigdy wcześniej nie czułem się tak jak w tamtym momencie gdy zadowolony położyłem się spać wiedząc, że tylko pobudka dzieli mnie od spotkania z nim. 

Nawet myśl o chorobie zeszła na bardzo daleki plan. Cały czas czułem się tak samo zdrowy jak kiedyś więc nie widziałem powodu do zamartwiania się tym.

Gdy wreszcie nastał ranek. Jak w skowronkach ubrałem na siebie moją ulubioną koszulkę z logo jakiegoś rockowego zespołu, spodenki i szybko wyszedłem z domu.

Już z daleka widziałem jego siedzącą postać. Dziwne uczucie ścisnęło mój żołądek gdy zobaczyłem jak odwraca się do mnie i z szerokim uśmiechem klepie miejsce koło siebie.
Usiadłem obok i zapatrzyłem się na niebo katem oka zerkając na jego twarz. Tym razem nie zauważyłem jednak jak pierwsze promienie słońca oświetlają połacie wody, ponieważ widziałem je tylko na jego twarzy. Tworzące lekkie cienie na policzkach i oświetlające te pełne iskier oczy. Powoli słońce oblewało całą jego postać a ja już otwarcie wpatrywałem się w niego w myślach porównójąc go do pięknego anioła skąpanego w słońcu.

I właśnie wtedy on także spojrzał na mnie odrywajac wzrok od nieba. Słońce już całkowicie wyłoniło się zza linii horyzontu lecz ja nawet tego nie zauważyłem nie mogąc oderwać od niego wzroku.

Boże czemu czułem się tak dziwnie? Czemu tak bardzo miałem ochotę pogłaskać dłonią jego uśmiechniętą twarz? Czemu każde jego spojrzenie sprawiało, że czułem się tak bardzo szczęśliwy?

Widziałem jak delikatnie unosi rękę i jak w spowolnionym tempie delikatnie głaszcze mnie po policzku ponownie zbierając się do odejścia. Nie wiedząc kompletnie co robię jednym ruchem szybko zerwałem się na różne nogi i złapałem go za rękę.

-Powiesz mi przynajmniej jak masz na imię?- zapytałem kurczowo ściskając jego ciało.

-Gabriel- odpowiedział uśmiechając się ponownie tym swoim pięknym uśmiechem.

-Chris- przedstawiłem się puszczając go aby podać mu rękę w geście poznania.

Gdy tylko ją uścisnął moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz a policzki nie wiedząc czemu przybrały barwę pomidora.

-Czemu wcześniej się nie przedstawiłeś?- wyszeptałem lekko zażenowany.

Kurde te emocje które przy nim się we mnie pojawiały, kompletnie nie mogłem ich ogarnąć. Raz czułem się zawstydzony raz pragnąłem go dotknąć a innym razem marzyłem tylko o tym aby patrzeć na jego uśmiech.

-Nie pytałeś- stwierdził po prostu wzruszając ramionami.

-Czyli jeśli o cokolwiek cię zapytam to odpowiesz?

-Przekonaj się- powiedział i ostatni raz delikatnie dotykając mojego policzka odwrócił się schodząc z plaży.

"Do jutra" pomyślałem i nie wiedząc czemu znowu uradowany z powrotem usiadłem na piasku tym razem patrząc tylko i wyłącznie na słońce.

"Gabriel" a nie mówiłem że wygląda jak anioł ?


****

W sumie to spotykaliśmy się tak codziennie z czasem coraz więcej rozmawiając i non stop wpatrując się sobie w oczy. Nie wiedziałem dlaczego codziennie z upragnieniem wyczekiwałem naszego spotkania. W końcu każde trwało nie więcej niż pół godziny. Ale za każdym razem gdy odchodził zaczynałem tęsknić. Tęsknić za jego uśmiechem, za jego delikatnym spojrzeniem.


Dużo dowiedziałem się w czasie tego całego miesiąca na jego temat. Lubił kolor zielony mówiąc, że kojarzy mu się z moimi oczami. Uwielbiał grać na pianinie co wywołało u mnie niemały szok. Wyglądał bardziej na jakiegoś sportowca niż pianistę. Lubił też oglądać horrory czego ja osobiście nienawidziłem ponieważ strasznie się ich bałem i za każdym razem jak próbował mi jakiś opowiedzieć. Zatykałem uszy i patrzyłem się na niego wkurzonym wzrokiem mrucząc pod nosem coś o zamknięciu twarzy pewnemu blond osobnikowi.

Za każdym razem reagował śmiechem i mierzwiąc mi włosy kładł się na piasku wpatrując w niebo. Nie zapytałem go dlaczego zaczął tu przychodzić. Postanowiłem te jedno pytanie zostawić w spokoju. W końcu nie musiałem znać powodu jego przyjścia. Cieszyłem się że znałem powód zostania.

Lecz nie do końca byłem spokojny gdy w głowie po cichu zegar odliczał czas który mi pozostał. Starałem się nigdy o tym nie myśleć i w sumie wychodziło mi to dopóki nie zauważyłem, że coraz szybciej się męczę.

Po każdym dniu spędzonym w szkole niemal natychmiast kładłem się na sofie aby chwilkę odetchnąć. Co nigdy wcześniej mi się nie zdarzało. Zaniepokoiło mnie to ale i tak nie miałem zamiaru zrezygnować z codziennego spotykania się z Gabrielem.

Minęły jednak dopiero dwa miesiące gdy zdarzył się pierwszy incydent.

Właśnie żegnałem się z Gabrielem na plaży gdy nagle zakręciło mi się w głowie. Poczułem jak uginają się pode mną nogi i chwiejąc się lecę do przodu tracąc równowagę.

Jednak zanim zdążyłem upaść silne ramiona Gabriela oplotły mnie w talii mocno do siebie przyciągając. Widziałem jego zaniepokojony wzrok wbity prosto w moją twarz jakby chciał się upewnić, że na pewno nic się nie stało.

-Często ci się to zdarza? -zapytał zmartwiony podczas gdy ja z zadowoleniem wtuliłem się mocniej w jego ramiona rozkoszując się faktem iż może to być pierwszy i ostatni raz jak mnie tak ochoczo przytula. W końcu zrobił to tylko dlatego, że zasłabłem.

-Czasami-odparłem unosząc z powrotem wzrok na jego twarz.

Nigdy jeszcze nie widziałem go z tak bliska. Jego rzęsy wydawały się wręcz nieziemsko długie a usta tak perfekcyjnie pełne, że miałem ochotę sprawdzić jakie są w dotyku. Nie mogąc się powstrzymać uniosłem dłoń i przejechałem opuszkami palców po jego wargach. Lecz szybko zdałem sobie sprawę co robię i cofnąłem dłoń z lękiem zerkając na jego reakcje.

Jego oczy wydawały się być takie dziwne.. Patrzał na mnie z takim dziwnym wyrazem twarzy, że miałem wrażenie jakby moje ciało płonęło pod wpływem tego spojrzenia. To było takie dziwne..

Widziałem jak powoli pochyla twarz w moim kierunku i czułem jak jego ramiona oplatają mnie jeszcze mocniej. Następnie jego idealne usta tuż na moich delikatnie muskające moje wargi w parodii pocałunku.

Przymknąłem oczy i odwzajemniłem pieszczotę mocniej przywierając do jego ciała. W głowie kręciło mi się z nadmiaru emocji ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Czułem się tak niebiańsko szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.

Lekko uchyliłem usta i pozwoliłem Gabrielowi pogłębić pocałunek. Czułem jak czule pieścił moje podniebienie językiem, badając całe wnętrze mych ust. Był taki.. taki delikatny, taki kochany. Mimowolnie łzy poleciały mi po policzkach a on czując je od razu odsunął się i z niepokojem starł je z mojej twarzy.

-Co się stało?-zapytał a ja wiedziałem, ze myśli iż płacze przez niego. Nie nie mogłem pozwolić aby tak myślał.

-Nic po prostu jestem szczęśliwy- wyszeptałem i mocno przytuliłem się do niego chowając twarz w jego bluzce.

Pierwszy raz w życiu żałowałem tego iż ta chwila nie będzie mogła trwać wiecznie. Wiedziałem, że niedługo będę musiał mu powiedzieć. Zanim to wszystko zabrnie za daleko.. za nim nie będzie odwrotu.

Nie .. już nie ma odwrotu nie mogę się oszukiwać. Kocham go. Kocham... boże czemu akurat teraz? Czemu nie mogłem poznać go wcześniej? Czując, że łzy ponownie zbierają się w moich oczach. Lekko odsunąłem się od niego i uśmiechając się delikatnie pokazałem w stronę mojego domu.

-Muszę już iść... Do zobaczenia jutro?

-Tak do jutra- powiedział i składając delikatny pocałunek na moich ustach ruszył w swoją stronę.

Czemu to musiało tak bardzo boleć? 

Szybkim krokiem wpadłem do domu i roztrzęsiony zatrzymałem się w progu starając się pozbierać wszystkie myśli. Musiałem mu powiedzieć.. Musiałem mu powiedzieć o tym, że umieram. Nie mogłem znieść myśli, że utrzymując go w niewiedzy sprawiłbym mu większy ból niż nagle odchodząc. Z kilkoma łzami spływającymi po mojej twarzy wkroczyłem do salonu, nagle zatrzymując się w miejscu.

Mój tata stał tuż przy regale w trzęsącej dłoni trzymając słuchawkę telefonu. Tępym wzrokiem wpatrywał się przed siebie nawet nie zauważając mojego pojawienia. On wie, myśl ta uderzyła we mnie sprawiąjąc, że przez ułamek sekundy moje serce zatrzymało się przestraszone. Ale tylko przez ułamek sekundy bo właśnie wtedy jego wzrok wyrwał się z pustki i z bólem spoczął prosto na mnie. 

-Tato- szepnąłem rozpaczliwie  i czując, że nie mogę dłużej ustać. Opadłem na podłogę po raz pierwszy czując, że dłużej udawać nie mogę. Nie mam już siły aby cały czas trzymać się z podniesioną głową i udawać, że jest okej.- Tato..j.ja przepraszam- załkałem zanosząc się głośnym szlochem.- P..przepraszam.

Przez załzawione oczy widziałem jak równie załamany zbliża się do mnie i przytula mnie do siebie rozpaczliwie po raz drugi w życiu zalewając się łzami. 

-Synu..Chris boże.. przepraszam.. Gdybym.. gdybym wcześniej zlecił zrobić ci badania.. gdybym.. Boże moje dziecko.. moje kochane dziecko.. Przepraszam.. przepraszam, ze przez cąły ten czas nie było mnie przy tobie.. przepraszam..

Roztrzęsieni przytulaliśmy a ja po raz pierwszy od dawna czułem jak bardzo mu na mnie zależy. Jak bardzo mnie kocha. Wiedziałem że choć stracił mamę, nadal ma mnie ale w tamtej chwili czułem to tak wyraźnie. Teraz wręcz z rozczuleniem przypominałem sobie tę scenę. Teraz mogłem tylko sobie przypominać. Nie byłem już w stanie stać, ani choćby siedzieć. Leżałem tylko z zamknięty oczami nie mogąc nawet się odezwać do otaczających mnie zrozpaczonych ludzi.

Ale o tym jeszcze nie teraz. 

Następnego dnia rano jak zwykle wyruszyłem na plaże wcześniej zgarniając ze stołu szybko nabazgraną przez tatę kartkę, która informowała mnie o tym, że wróci jak najszybciej z pracy i ze mam być ostrożny i jakby co od razu do niego dzwonić. 

Powoli skierowałem swoje kroki do widocznej z oddali postaci lecz tym razem usiadłem obok niego bez wiecznie wesołego uśmiechu jakim zazwyczaj go darzyłem.

cdn.