niedziela, 5 maja 2013

Przyrzeczenie One Shot- Niespodzianka




*********************************************************************************************
Przyrzeczenie

Kilka lat wcześniej

-Tokaru?

-Co Aki?

-Obiecasz, że mnie nie zostawisz?- mały czarnowłosy chłopiec lekko zdenerwowany miął w swych maleńkich rączkach kolorową czapeczkę.

Drugi chłopiec w tym samym wieku z włosami koloru piaskowego blondu, uśmiechnął się delikatnie do Akiego i rozczochrał dłonią jego włosy.

-Obiecuję- pokiwał lekko jasną grzywką i przytulił do siebie chłopca.

Aki westchnął cichutko i zadowolony wtulił się w ciało swojego najlepszego przyjaciela. Wierzył, że dotrzyma słowa. A zresztą wierzył we wszystko co mu mówił blond włosy. Bo w końcu komu innemu miałby wierzyć, jak nie swojemu przyjacielowi.


                                                                  §
(Teraz)  AKI

Zdenerwowany wpatrywałem się w rękę nauczyciela oddającego zaległe kartkówki. Byłem niemal pewny, że dostanę złą ocenę. W dniu w którym ją pisaliśmy wbiegłem do klasy parę minut po dzwonku i za karę, musiałem zrobić jeszcze dwa dodatkowe zadania. Cholernie trudne zadania...

No więc z zapartym tchem spojrzałem na lądującą przede mną kartkę, zastanawiając się co teraz zrobić. Wystarczyłoby ją przewrócić i zerknąć w róg kartki.

„Dobra, albo teraz albo nigdy” pomyślałem i jednym szybkim ruchem odwróciłem kartkę.

Czwórka, triumfujący uśmiech rozświetlił moją twarz a ręce uniosły się w geście zwycięstwa.

-Yghmm- chrząknął nauczyciel.- Mógłby pan wyjaśnić co pan właśnie robi?

Zawstydzony szybko opuściłem dłonie, próbując nie patrzeć na utkwione we mnie spojrzenia większości klasy. Chyba zbyt często mi się to zdarza, westchnąłem.


                                                                     §
TOKARU
Przyglądałem mu się z delikatnym uśmiechem, gdy lekko zażenowany spuścił wzrok na swoją ławkę bawiąc się trzymanym w dłoni długopisem.

Westchnąłem i oparłem podbródek na dłoni. Zbyt często ostatnio przyłapywałem się na myśleniu o tym jaki jest słodki. Eh...ale  co się stało to się nie odstanie, choćbym nie wiem jak bardzo starał się tłumić te myśli, powracają do mnie niczym bumerang.

Przyglądałem się jak zakłopotany przygryza końcówkę długopisu, przeliczając punkty na kartce. Na jego czarną grzywkę opadającą miękko na czoło, niesamowite błękitne oczy i znowu na usta. Te pełne brzoskwiniowe wargi teraz ciągle obejmujące te cholerną końcówkę od długopisu.

Zacisnąłem zęby i zmusiłem się do odwrócenia wzroku.

Jak tak dalej pójdzie, zrobię coś czego później będę bardzo żałował, pomyślałem i zrezygnowany spuściłem wzrok na swoje zaciśnięte dłonie. „To za trudne”...


                                                                      §
AKI

„Ciekawe co dostał Tokaru” pomyślałem i odwróciłem się aby zerknąć na niego. Sprawę ułatwiało mi to, że siedziałem z nim w tej samej ławce.

Zdziwiony podniosłem brwi, gdy zobaczyłem w jakim jest stanie. Widać było, że intensywnie nad czymś myśli. Miał lekko zamglony wzrok i mocno zaciśnięte dłonie. Zaniepokojony pomachałem mu lekko dłonią przed twarzą, ale nie zareagował.

-Tokaru?- szepnąłem, żeby nauczyciel mnie nie usłyszał, ponownie nie zyskując żadnej reakcji. Pochyliłem się więc, klepiąc go w ramię i mimowolnie łaskocząc grzywką jego policzek.

-Tokaru??- wreszcie się odwrócił.

Uśmiechnąłem się do niego, lecz po chwili znieruchomiałem jakby złapany w sieć jego spojrzenia. Patrzył na mnie jak na.. Nie wiem.. Ale jego wzrok był taki... taki.. Wciągnąłem nosem powietrze i otworzyłem usta, aby coś powiedzieć, gdy nagle wszystko zniknęło... Całe dziwne napięcie wyparowało, jak za sprawą zwykłej magicznej różdżki.

-Coś się stało?- zapytał uśmiechając się lekko i mimowolnie tarmosząc moje włosy.

Przez chwilę zastanawiałem się, właśnie Aki czy coś się stało? Lecz po chwili także się uśmiechnąłem i pokazałem palcem jego kartkę.

-Chciałem się spytać co dostałeś- wyjaśniłem, biorąc w niepamięć wydarzenie sprzed chwili.

Tokaru zerknął na kartkę krzywiąc się nieznacznie.

-Pałę..


                                                                       §
TOKARU
Przygnębiony zacząłem myśleć, co zrobię w takiej sytuacji... W sytuacji w której ani nie mogę wyznać swoich uczuć, ani nie mogę za długo ich ukrywać. Kurwa, żeby to było choć trochę łatwiejsze..

Zajęty swoimi myślami nawet nie zauważyłem, jak Aki odwrócił się w moim kierunku i już od dłuższego czasu próbował  zwrócić na siebie moją uwagę.

-Tokaru??- usłyszałem go dopiero za drugim razem i odwróciłem się patrząc prosto w jego szaro błękitne oczy.

Widziałem jak uśmiecha się do mnie, lecz nie miałem siły tego odwzajemnić. Wpatrywałem się w niego, a jedyną moją myślą w tej chwili, było.. Jakby to dobrze byłoby przycisnąć swoje usta do jego pełnych warg? Jakby to było wpleść swoje palce w jego włosy wymuszając na nim bardziej namiętny pocałunek? Jakby to było bawić się z jego językiem w niekończące się potyczki?

NIE !!!

Nie mogę o tym teraz myśleć, nie mogę go zawieść. Nie mogę zawieść naszej przyjaźni.  Gwałtownie powstrzymałem potok myśli w mojej głowie i z trudem uśmiechnąłem się delikatnie.

-Coś się stało?- zapytałem unosząc rękę i delikatnie tarmosząc jego włosy. Tak jak to już robiłem od kilkunastu lat.

Aki przez chwilę wpatrywał się we mnie jakby nad czymś się zastanawiając. Mimowolnie moje serce lekko zadrgało ze strachu. A jeśli domyślił się o czym przed chwilą myślałem? Nie to raczej niemożliwe, pocieszyłem się w myślach.

-Chciałem się spytać co dostałeś- powiedział po chwili wskazując palcem moją kartkę.

Kompletnie o tym zapomniałem. Zerknąłem na kartkę i niemal od razu skrzywiłem się widząc widniejącą na niej ocenę.

-Pałę- stwierdziłem.

-Ale przeciez uczyłeś się do tego- wymamrotał zaskoczony.- Wszystko umiałeś, sam cię przecież dzień wcześniej pytałem. Więc jakim cudem...?

-Wszystko mi się pomieszało, za bardzo się zestresowałem- skłamałem opuszczając wzrok w udawanym zakłopotaniu.

Przecież nie powiem mu, że zapomniałem wszystko dokładnie w momencie, gdy przestał mnie pytać.  
A dlaczego? Dlatego, że cały czas bardziej skupiłem się właśnie na nim. A już szczególnie w dniu sprawdzianu, gdy nie zdawał sobie sprawy, że delikatnie dotknął swoją nogą mojej, a dłonią z nieuwagi musnął moją rękę. Jeśli to się jeszcze kilka razy powtórzy, prawdopodobnie będę zagrożony z większości przedmiotów, pomyślałem krzywiąc się lekko. Czemu? Czemu zainteresowałem się akurat nim? Czemu nie mogłem sobie wybrać kogokolwiek innego? STOP.. Nie będę rozpaczał nad rozlanym mlekiem. Stało się, to się stało, trudno.. Chwilowo jeszcze nie jest tak źle, więc jakoś dam radę. Najważniejsze żeby o tym nie myśleć.

Ponownie zmusiłem się, aby moje myśli przeszły na inny tor i  w spokoju słuchałem długiej tyrady Akiego na temat, jakie to niesprawiedliwe, że musi istnieć coś takiego jak stres. Który tylko czyha w ukryciu, aby nagle wyskoczyć i pozbawić osobę trzeźwego myślenia. Ha ha mój mały Aki w obronie moich myśli, potrafi nawet stres zwyzywać. Mimowolnie zaśmiałem się, gdy zaczął mamrotać pod nosem jakieś niecenzuralne słowa. Od razu polepszył mi się humor.

-Dobra już dobra, nie musisz się o to martwić. Przebłagam tego starego piernika, żeby pozwolił mi to jeszcze raz napisać na dodatkowych- powiedziałem.

-Yghmm- dosyć głośne chrząknięcie za moimi plecami chwilowo odwróciło moją uwagę.- Pan stary piernik Panie Miyuushi informuję pana, że nie ma pan co szukać na dodatkowych- zbiorowy chichot przebiegł po całej klasie.

-Ale..

-Żadnych "ale"... nie musi pan już przychodzić na dodatkowe.. do końca roku szkolnego- wysyczał następnie spowrotem kierując się do swojego biurka.

Z niedowierzeniem wpatrywałem się w jego plecy, po czym w akcie depresji oparłem się czołem o ławkę.

-No po prostu bosko...

                                                                       §
AKI

Widząc jak kładzie się na ławce mamrocząc coś pod nosem, mimowolnie zachichotałem.

-Co cię tak śmieszy?

-Ty mnie śmieszysz- uśmiechnąłem się.- Ale jak widać nie tylko mnie- stwierdziłem, gdy rozglądając się po klasie dostrzegłem kilka dziewczyn wpatrujących się w niego i chichoczących pod nosem.- Wiesz, niezbyt często można zobaczyć jak ktoś nazywa pana Fukuyę starym piernikiem i na dodatek tak, żeby on to usłyszał.

-Nie zrobiłem tego umyślnie- jęknął, patrząc na mnie pokrzywdzonym wzrokiem.- No i do tego nie będę mógł chodzić na poprawki. Kurde przecież ja jestem beznadziejny z tego przedmiotu, bez poprawek.. Bez poprawek prawie na sto procent nie zdam!

-Oj daj spokój, przecież mogę cię trochę poduczyć- zaproponowałem ze dziwieniem zauważając jak spiął się lekko na te słowa.

                                                                       §
TOKARU

-Nie trzeba, jakoś sobie poradzę- stwierdziłem próbując zabrzmieć przekonująco.

Ja i on, sam na sam, ucząc się... Nie to stanowczo zły pomysł.

-Przestań, to i tak nic wielkiego. Masz przyjść do mnie dzisiaj o piętnastej. I nawet nie chce słyszeć słowa sprzeciwu.

-O piętnastej, przecież to od razu po szkole- zauważyłem.

Aki uśmiechnął się chytrze.

-Och naprawdę ? W takim razie pójdziemy do mnie razem.

Podejrzliwie zmrużyłem oczy patrząc na jego uśmiechniętą twarzyczkę.

-Specjalnie chcesz iść razem ze mną, żeby mnie pilnować i żebym nie mógł się z tego później wymigać.

-Och, jak ty mnie dobrze znasz- westchnął szczerząc do mnie swoje białe zęby.

„Czasami myślę, że aż za dobrze”, pomyślałem ze smutkiem, przy okazji zastanawiając się co zrobić w tej sytuacji. Będę musiał iść z nim do jego domu..

Nie martw się, wszystko masz pod kontrolą, pocieszałem samego siebie. Na pewno nic głupiego nie odwalisz, wsparłem się w myślach i z uśmiechem spakowałem książki do torby, wychodząc z klasy równo z dzwonkiem.


                                                             §

AKI

Od początku wiedziałem, że da się przekonać. W końcu zawsze zgadzał się na moją pomoc, a jak o coś go prosiłem, robił wszystko, aby spełnić moje życzenie. Lecz jedna rzecz mnie niepokoiła. Już od jakiegoś czasu zauważyłem,że Tokaru stał się jakby bardziej smutny i zamyślony. 

Obserwowałem go prawie codziennie i choć wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie miałem odwagi spytać się go,o co chodzi. Właśnie dlatego też wymyśliłem dzisiejsze spotkanie u mnie, aby się pouczyć. Chciałem wreszcie dowiedzieć się co jest grane.

Od razu po szkole więc ruszyliśmy prosto do mojego domu, który znajdował się tylko kilka przecznic dalej. Po drodze bez przerwy żartowaliśmy i spoglądaliśmy ze śmiechem na kłócące się z okien babcie. Ale to i tak nie zamydliło mi oczu. Wiedziałem, że po części zmusza się aby być uśmiechnięty i pogodny. I najbardziej na całym świecie nienawidziłem myśli, że nie wiem dlaczego. Dlaczego ukrywa przede mną, że coś jest nie tak. A może tylko mi się wydaje?

Nie, na razie nie będę o tym myśleć. Na początku skupię się na tym aby wybrać dogodny moment do tej rozmowy. A cóż w tej chwili, raczej go nie ma.

Gdy dotarliśmy już przed furtkę jednopiętrowego pastelowego domku, wyjąłem z kieszeni klucze i już kilka sekund później drzwi do domu stały dla nas otworem. Wkroczyliśmy do środka, zdjęliśmy buty i kurtki, po czym wolnym ruchem skierowałem się do kuchni, a Tokaru powoli człapał za mną.

-Chcesz coś do picia?- zapytałem przygotowując równocześnie dla siebie lemoniadę.
-Jasne, możesz mi zrobić to samo co sobie- odpowiedział bez skrępowania zaglądając mi do lodówki.

Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc jak bez pytania wyciąga coś z lodówki i po chwili stawia koło mnie mój ulubiony jogurt, dla siebie przywłaszczając waniliowego rożka.

-Miło, że pytasz czy możesz grzebać mi w lodówce- stwierdziłem niby dokuczliwie.

Choć oczywiście mówiłem to już tak często, że w sumie totalnie to zignorował.

-I tak nie masz w niej prawie nic dobrego- burknął tylko,przyjmując ode mnie swoją szklankę z lemoniadą.

Złapawszy w łapę jogurt, własną szklankę i słomkę do napoju, powoli skierowałem się za nim na pierwsze piętro do swojego pokoju. Nogą zamknąłem za sobą drzwi i z ulgą usiadłem na podłodze koło swojego łóżka.

-Dobra, robimy chwilową przerwę, najpierw zjem jogurt a ty tego swojego loda, i dopiero wtedy będziemy mogli się zabrać za lekcję, okej ?-oświadczyłem i nie czekając na jego odpowiedź zacząłem delektować się moim ulubionym Monte.

                                                                        §
TOKARU

Starałem się nie patrzeć jak z lubością oblizuje łyżkę z pozostałości jogurtu skupiając się tylko i wyłącznie na szybkim wchłonięciu swojego loda. Z ulgą zauważyłem moment w którym skończył jeść, samemu łykając ostatni kęs loda. 

- No to jak, zaczynamy?- zapytał się po chwili patrząc na mnie swoimi dużymi błyszczącymi oczyma.

- W sumie możemy- odparłem obojętnie, ześlizgując się z łóżka na podłogę tuż koło Akiego i wyciągając z leżącego obok plecaka książkę od fizyki.

-No dobra zacznijmy od strony dziwięćdziesiątej szóstej... Odbicia promieni w soczewce wypukłej i wklęsłej...

No i zaczeliśmy. W skupieniu starałem się wpatrywać tylko i wyłącznie w leżący przede mną podręcznik. W sumie te zadania nie były aż takie trudne, gdy skupiło się na ich zrozumieniu a nie na gapieniu się na drugą osobę. 

Powoli rozpracowałem pierwsze zadanie, lecz w drugim miałem już lekki problem. Zagryzłem końcówkę długopisa i wpatrywałem się w polecenie próbując po raz dziesiąty przeczytać je, aby zrozumieć o co w nim chodzi. I właśnie wtedy poczułem delikatny dotyk na moim ramieniu. 

-Pokaż to- usłyszałem głos tuż przy moim uchu i zadrżałem z powodu jego bliskości.

Prawie mnie objął próbując dosięgnąć przeze mnie, mój długopis i kreśląc na kartce kilka wzorów. Wstrzymałem oddech gdy policzkiem delikatnie musnął moją twarz, w momencie gdy za mocno pochylił się w moją stronę.

-No i gotowe. Teraz rozumiesz?

Ze zdziwieniem zerknąłem na kartkę na której widniało już rozwiązane zadanie. Kurde, kiedy on je zrobił? 

-Jako tako- stwierdziłem dużo mijając się z prawdą i ledwo dostrzegalnie odsuwając się trochę poza jego zasięg. 

Musiałem się uspokoić i to zaraz.

Zerknąłem na niego próbując stwierdzić czy zauważył moje dziwne zachowanie lecz niestety wybrałem sobie chyba jeden z najgorszych momentów. 

Z przymróżonymi z przyjemności oczami, delikatnie obejmując ustami kolorową słomkę, powoli sączył orzeźwiającą lemoniadę. NIe  było by w tym nic złego, gdyby nie wyglądał w tym momencie tak cholernie seksownie. Wzrokiem przejechałem po jego ruszającym się rytmicznie jabłku Adama po czym skierowałem swe spojrzenie na wyższe rejony. Wprost na kuszące usta obejmujące sobą plastikowe coś. 

Proszę niech mnie ktoś teraz uszczypnie, pomyślałem nie mogąc oderwać wzroku.A on własnie w tym momencie, westchnął i położył pusta szklankę na biurku zerkając na mnie z błądzącym na ustach uśmiechem. 

-I jak tam następne zadanie?- zapytał lecz ja nadal siedziałem jak sparaliżowany wpatrując się w jego wolno poruszające się, wilgotne usta.

Pełne, lekko zaróżowione, miękkie i mokre od wypitego przed chwilą napoju. Nawet nie zauważyłem momentu w którym powoli przysunąłem się do niego. Nie słyszałem też co do mnie mówi. Słowa po prostu przelatywały dookoła mnie, jakby odbijając się od niewidzialnej tarczy. Miałem tylko jedną myśl i jedno pragnienie do spełnienia w tej chwili. 

Chciałem po prostu dotknąć tych kuszących ust, chciałem  choć przez chwilę ich posmakować. Zbyt długo tłumiłem to w sobie aby teraz tak po prostu to zdusić. Nie dałbym już rady tego zrobić. Nie teraz.

Jęknąłem i usiłując nie patrzeć na jego zdziwione, nic nierozumiejące spojrzenie. Dotknąłem dłonią jego policzka i powoli złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach. Gdy tylko poczułem  te miękkie wargi pod moimi, świat zawirował mi niebezpiecznie a moje usta same wymusiły głębszy pocałunek. Delikatnie wślizngąłem sie językiem do jego ust, lecz wtedy Aki wreszcie wyszedł z początkowego szoku i odepchnął mnie stanowczo od siebie. 

Dopiero wtedy dotarło do mnie co właśnie zrobiłem. Właśnie, całkowicie bez jego zgody, pocałowałem go. Co więcej gdyby mi nie przerwał, prawdopodobnie nie skończyłoby sie tylko na pocałunku. Chciałem więcej... I pewnie wziąłbym więcej gdyby jeszcze przez chwilę nie odepchnął mnie od siebie. 

Spojrzałem w jego rozszerzone w szoku oczy, na jego zaczerwienione przeze mnie usta i nie mogłem uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że właśnie zniszczyłem kilka lat kontroli. Kilkanaście lat przyjaźni i zaufania.

-Przepraszam- wydusiłem i wstałem chwytając w pośpiechu swoją torbę i wybiegając z jego domu.

                                                         §
AKI

Widziałem jak na mnie patrzy lecz nie wiedziałem o co chodzi, dopóki nie zbliżył się i mnie nie pocałował. Byłem w szoku. Przecież .. jak.. czemu on to zrobił? Zastanawiałem się dlaczego, próbując zrozumieć co się właściwie dzieje. Lecz dopiero, gdy poczułem jak jego język delikatnie zagłębia się w moim gardle, oprzytomniałem na tyle, aby odepchnąć go od siebie. Aby spojrzeć mu prosto w oczy i zapytać dlaczego to zrobił. Po co to zrobił. 

I wtedy zobaczyłem. Zobaczyłem w jego przestraszonych oczach wszystkie emocje które do tej pory przede mną ukrywał. Którę maskował za każdym razem kiedy byłem coraz bliżej ich odkrycia. Strach, ból, tęsknota, wina, miłość.. To wszystko odbijało się w jego oczach przeplatając się między sobą. 

I nic nie mogłem wykrztusić. Nawet wtedy gdy przeprosił mnie i wybiegł z mojego pokoju. Po chwili usłyszałem już tylko dźwięk zatrzaskujących się drzwi wejściowych.  A przed moimi oczami nagle ukazało się stare wspomnienie. 

Wspomienie z dzieciństwa gdy strachliwie zapytałem się go, czy nigdy mnie nie zostawi. A wtedy on obiecał. Obiecał mi, że zawsze przy mnie będzie. A teraz, teraz to ja go odepchnąłem. A jeśli on nie wróci? Ta myśl wstrząsnęła mną tak dogłębnie, że już w następnej chwili  poderwałem się do góry i wybiegłem z domu nie zamykając za sobą drzwi.

Musiałem go znaleźć. I nawet chyba wiedziałem gdzie poszedł. W zawrotnym tempie omijając małe uliczki, wbiegłem pomiędzy dwa wąskie bloki i stanąłem po środku starego rozebranego placu zabaw. A w odległości dwóch metrów ode mnie, stał on. 

Tuż koło piaskownicy przy której kiedys obiecał że mnie nie zostawi.

                                                                            §
TOKARU

Sam nie wiem dlaczego przybiegłem w to miejsce. Może dlatego, że to  właśnie wspomienie z tego miejsca do dzisiaj dawało mi nadzieję na to, że Aki mnie zaakceptuje. Że może jednak da mi szansę. To tutaj poprosił mnie abym go nigdy nie opuścił. To tutaj zaczęła się nasza historia. I to tutaj prawdopodobnie się zakończy.

-Zapomniałeś chyba o czymś co mi kiedyś obiecałeś- znajomy głos rozległ się tuż za moimi plecami sprawiając, że odwróciłem się zaskoczony wpatrując w stojącego przede mną chłopaka. 

-Obiecałeś mi, że nigdy mnie nie zostawisz.- kontynuował.- A teraz chyba nadeszła pora abym i ja coś ci obiecał. 

Jak w spowolnionym tempie widziałem, jak jego ciało powoli przybliża się do mnie a usta nieśmiało posyłają mi piękny uśmiech.

-Nigdy nic ode mnie nie wymagałeś. Ale teraz już wiem dlaczego- powiedział cichutko stając kilka centymetrów ode mnie.

-Czemu przyszedłeś za mną?- zapytałem próbując spowolnić mój przyśpieszony oddech.

-Ponieważ ja też muszę ci coś obiecać- wyjaśnił i lekko uniósł swoją dłoń dotykając mojego policzka.- Nie wiem czy cię kocham, nie wiem nawet czy czuję do ciebie coś więcej niż przyjaźń. Ale wiem jedno, choćby nie wiem co nigdy nie pozwolę ci odejść. I choćby nie wiem co, obiecuję, że sam nigdy cię nie opuszczę- ostatnie słowa wyszeptał i delikatnie pocałował mnie prosto w usta. 

                                                                      §

-Tokaru?



-Co Aki?



-Obiecasz, że mnie nie zostawisz?- mały czarnowłosy chłopiec lekko zdenerwowany miął w swych maleńkich rączkach kolorową czapeczkę.



Drugi chłopiec w tym samym wieku z włosami koloru piaskowego blondu, uśmiechnął się delikatnie do Akiego i rozczochrał dłonią jego włosy.



-Obiecuję- pokiwał lekko jasną grzywką i przytulił do siebie chłopca.

- Ja też obiecuję- wyszeptał chłopiec i odwzajemnił uścisk. 

****************************************************************

Aha no i z góry sorry za błędy tak szybko pisałam żeby się wyrobić że nie miałam czasu sprawdzić tekstu. 







czwartek, 2 maja 2013

Przeznaczenie Dusz 05

Przeznaczenie dusz - Rozdział 5



TSUKUME
- Dobrze się spało Tsukume ?- zapytał taksując wzrokiem moje odziane tylko w bokserki ciało. 


Wpatrywałem się w niego nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Jakim cudem? Jakim cudem on ma zamieszkać ze mną w pokoju? Przecież... przecież to nie może być prawda, próbowałem przekonywać samego siebie lecz nic to nie dawało. 

Nawet jeśli przetarłem oczy próbując pozbyć się jego twarzy sprzed widoku, jedynym co osiągnąłem było jego ironiczne spojrzenie.

-Ale.. ale ?- wyjąkałem patrząc na matkę z bezradnością.- Jak przecież...?

-Tak wiem, że nigdy nie pozwalaliśmy aby osoby z wymiany zatrzymywali się w naszym mieszkaniu, ale to jest wyjątkowa sytuacja. W rejestrze wykryto jakiś błąd i okazało się, że w jego przypadku nie załatwiliśmy  żadnego pobytu... Za późno też jest na jakiekolwiek zmiany, także przez najbliższy miesiąc będzie musiał zostać tutaj. Bądź uprzyjmy dla gościa i racz pozwolić mu się rozgościć w swoim pokoju. Za pół godziny masz być ubrany i zejść do kuchni na śniadanie- oświadczyła i nie znosząc żadnych słów sprzeciwu, odwróciła się wychodząc z pokoju.
,
-No no, widzisz jaki ten świat jest mały?- zapytał zamykając drzwi i postępując kilka kroków w moim kierunku.

-Ty..TY! Nawet nie waż się do mnie podchodzić- warknąłem cofając się kilka kroków i nerwowym ruchem zgarniając swoje rzeczy. 

To było niebezpieczne paradować przy nim w samych bokserkach, zważywszy na to, że jeszcze przedwczoraj przystawiał się do mnie w szatni. I najwidoczniej właśnie zamierzał to powtórzyć.. Jego wzrok stał się dziwnie intensywniejszy, oczy pociemniały a usta rozchyliły się delikatnie. Powoli jakby ignorując moje ostrzeżenie, zbliżał się w moim kierunku.

-Mówiłem ci, nie waż się do mnie podchodzić- powtórzyłem wpatrując się w niego z coraz większa złością.

-A bo co mi zrobisz?-zapytał jednym szybkim krokiem stając tuż przede mną.

Nic nie mogłem zrobić.. Wiedziałem to, lecz nadal wpatrywałem się w niego hardo, aby przynajmniej sprawiać wrażenie osoby której nie da się zastraszyć. 

-Coś na pewno i z pewnością ci się to nie spodoba- stwierdziłem.

Widziałem jak przez chwilę lustruje mnie wzrokiem po czym powoli cofnął się i uśmiechnął sarkastycznie.

-Cóż, niedługo się przekonamy... A teraz wybacz, ale chciałbym się rozpakować. Którą szafkę mogę sobie zarekwirować?- zapytał jak gdyby nigdy nic otwierając średniej wielkości walizkę i powoli wypakowując ciuchy na moje łóżko.

-Pierwszą od góry w małej komodzie i środkową półkę w szafie- odparłem starając się być kulturalny, równocześnie niepostrzeżenie kierując się w stronę łazienki. 

Gdy zamknąłem za sobą drzwi, po raz pierwszy odetchnąłem z ulgą i nie śpiesząc się, ubrałem się powoli i zerknąłem w lustro. W sumie ujdzie, pomyślałem zerkając na moje odbicie i jeszcze chwilkę zwlekałem zanim wreszcie zdecydowałem się wyjść.

Na szczęście chyba tym razem postanowił zostawić mnie w spokoju. Bo gdy wyszedłem nie było go w pokoju. Pewnie zszedł już na śniadanie, pomyślałem krzywiąc się lekko. Będę musiał jakoś przeżyć ten miesiąc inwazji na moją prywatność. W sumie taki najazd na mój dom nie byłby straszny, gdyby sprawcą najazdu był ktoś inny. Ale gdy przyczyną jest ten chłopak odczuwam coraz większy niepokój. No i jeszcze ten głupi sen.. Związać się z nim przed urodzinami? Co to ma niby znaczyć? I dlaczego przed urodzinami, które nawiasem mówiąc będą już za dwa tygodnie. 

Ostatnio wszystko wywraca mi się do góry nogami.. No i jeszcze ta sprawa z Taisho.. Nie wiem co zrobić aby go nie urazić i nie zniszczyć naszej przyjaźni. Chciałbym móc odwzajemnić jego uczucia, ale coś mi na to nie pozwala... Nie, nie powinienem na razie o tym myśleć. Dał mi czas.. Teraz najważniejszą sprawą na której powinienem się skupić jest to jak przeżyć w jednym pokoju ze zboczonym debilem, którego każde spojrzenie przyprawia mnie o dreszcze. Tak.. Teraz to jest najbardziej priorytetowa sprawa.

Złapałem w rękę plecak z książkami i szybko skierowałem się w stronę kuchni. Tak jak się spodziewałem, matka niemal od razu zrobiła mi wyrzuty, że to nie przystoi cały czas kazać "gościowi" na siebie czekać. I że kulturalna osoba powinna pojawić się na śniadaniu albo równo z gościem, albo przed nim. Skinąłem głowa przepraszającą i burcząc coś pod nosem usiadłem do stołu.

-Zrobiłam dzisiaj naleśniki z polewą karmelową- oświadczyła po chwili w o wiele lepszym humorze, stawiając przed nami ogromny talerz pełen naleśników.- Szybko zjedzcie i pamiętajcie żeby nie spóźnić się do szkoły.

-Tak mamo..

-Tak proszę pani- powiedzieliśmy jednocześnie i w ciszy zabraliśmy się do jedzenia.

Albo przynajmniej ja się zabrałem. Bo Kaoru nawet nie machnął palcem w kierunku jedzenia. Wyciągnął tylko jakąś metalową butelkę wyglądem przypominającą termos i pociągnął z niej porządnego łyka, krzywiąc się przy tym lekko.

Postanowiłem jednak o nic nie pytać. Ze smakiem zajadałem się naleśnikami próbując całkowicie zignorować fakt, że gapi się na mnie, w ten sam sposób jak ja na moje jedzenie. Po dłuższej chwili jednak nie mogłem już tego znieść.

-Przestań się na... -warknąłem podnosząc wzrok, lecz nagle zamilkłem wpatrując się prosto w jego oczy.

Były takie... dziwne. Chwilowo ogarnęło mnie straszne uczucie deja vi. Jakby ta sytuacja wydarzyła się już wcześniej... Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w jego twarz. Zdawałem sobie sprawę z tego co robię, ale nie mogłem przestać. Jedyne co mogłem, to patrzeć jak powoli zbliża twarz w moim kierunku,  łapczywie oblizując usta...

Co?? Cooo??Momentalnie oprzytomniałem cofając się do tyłu. Co to było?! Kompletnie zszokowany tym, że prawie pozwoliłem aby Kaoru mnie pocałował. Prawie pozwoliłem mu na coś, czego nie chciałem. I nawet nie kiwnąłem palcem, aby się sprzeciwić. Z szybkością światła założyłem na ramię leżący koło stołu plecak i wybiegłem z kuchni próbując jak najszybciej wydostać się z domu. 

Nie mogłem dłużej przebywać w jego pobliżu, nie w tej chwili gdy prawdopodobnie mógłbym pozwolić mu na coś czego później bym żałował. Nie teraz gdy sam nie wiem co się stało...

**************************************************************************************
KAORU

Już prawie się udało. Prawie go miałem, gdyby tylko nie wyrwał się z hipnozy, pocałowałbym go. A wtedy wszystko by sobie przypomniał, przypomniałby sobie co trzeba zrobić. A wtedy już tylko kwestią czasu byłoby zanim zgodziłby się na związanie. 

Ku**a, teraz będę musiał zaczynać wszystko od nowa. A czasu naprawdę nie mam za wiele. Jeśli nie zdążę w ciągu dwóch tygodni... Nie nawet nie chce, myśleć co wtedy się stanie...

Wzdychając podniosłem się od stołu biorąc w rękę torbę pełną tych bezwartościowych książek, wychodząc z domu i kierując się w stronę szkoły, w której spędzę większość czasu marnując na słuchanie gówno wiedzących nauczycieli, zamiast zajmować się sprawą większej wagi. Zdenerwowany  przyśpieszyłem chcąc jak najszybciej znaleźć się znowu obok Tsukume, aby od nowa móc obmyślić jakiś plan. I zobaczyć czy mały pokaz sprzed chwili chociaż w najmniejszym stopniu na niego podziałał. 

Dobrze przynajmniej, że po szkole nie będzie miał jak się przede mną ukryć. Bo w końcu jakby mógł, skoro mieszkam z nim w tym samym domu. Właśnie, pomyślałem uśmiechając się ironicznie. A skoro mowa o mieszkaniu, siedząc w tym samym pokoju nadarzy się raczej dużo znakomitych okazji aby zakończyć to co niedawno zacząłem. 

Cierpliwości, niedługo będzie po wszystkim, pomyślałem i uśmiechając się pod nosem wkroczyłem do swojej klasy. 


Szkoła Życia - Rozdział 1


**************************************************************************************

KATSUKO

'' No pięknie '' pomyślałem ironicznie. Jakby nie mogli mnie ignorować tak jak zawsze to robili. Oczywiście musieli wreszcie zdać sobie sprawę ze swoich rodzicielskich obowiązków. A ich pierwszą wspólną decyzją, było wysłanie mnie do internatu.

'' Zajebiście nie no lepiej być już nie może ''  wkurzony pakowałem swoje rzeczy rozmyślając, co by zrobić żeby mnie z tego  internatu jak najszybciej wyrzucili. Ale jak na złość nic dobrego nie przychodziło mi na myśl. A taksówka, która miała mnie zawieść wprost pod samą bramę miała przyjechać już za kilka  minut.

Dobrze przynajmniej, że to internat dla dziewczyn i chłopaków. Zawsze będę miał do kogo zarywać. Może nawet  uda mi się tam nie zwariować. Westchnąłem ciężko i wyszedłem z pokoju niosąc dwie torby po jednym na każdym ramieniu. Rodzice stali już przed drzwiami i wpatrywali się we mnie swoimi udającymi  smutek oczami.

- Spakowałeś wszystko ? - zapytała mama strzepując z mojego ramienia niewidzialny pyłek.

Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem wpatrując się w jej pomalowane długie pazury i cofnąłem się parę kroków tak żeby już do mnie nie podchodziła.

Tak naprawdę '' rodzice'' nie byli moimi biologicznymi rodzicami. Adoptowali mnie, gdy miałem 8 lat. Czyli całe 10 lat temu. I tylko dlatego myśleli, że jestem im wdzięczny i że nigdy ich nie zawiodę. Ale mało mnie znali.

- Tak spakowałem - warknąłem mierząc ich nienawistym spojrzeniem.

A szczególnie ''ojca''. Wszystkie problemy zaczęły się od niego. Gdyby tamtej nocy się nie upił, nie upokorzył by mnie przy swoich znajomych i tym samym nie stałbym się tym kim jestem teraz. Nawet nie chce wspominać co wtedy zrobił...

Kiedyś niewinny chłopiec, a dziś ciągle przywożony przez policję pod wpływem alkoholu lub po zdewastowaniu jakiegoś sklepu.. huligan. Taa tak by mnie nazwali. Zasłużyli sobie na to, żeby płacić wszystkie moje grzywnę. Ale chyba dopiero teraz zdali sobie sprawę, że mogą się ode mnie uwolnić dlatego od razu z tego skorzystali.

Właśnie zbierałem się żeby powiedzieć im coś po czym byłoby wielce prawdopodobne, że wspomogli by mnie kopniakiem do wyjścia z domu, gdy z podwórka dobiegł głośny dźwięk klaksonu.

- No powodzenia kochanie- szepnęła '' matka''wciskając mi do ręki pieniądze na taksówkę i wypychając mnie lekko za drzwi.

Nie obdarzając ich już żadnym spojrzeniem ruszyłem do samochodu żegnając się z tym miejscem na najbliższe kilka miesięcy. '' Może to nawet i lepiej  '' pomyślałem '' teraz nie będę musiał znosić ich obecności dzień w dzień ''. Nawet zapalić człowiekowi nie dadzą w spokoju. O byle co się czepiają. A sami przecież wcale nie są święci.

Gdybym chciał jednym słowem rozwaliłbym im tą boską rodzinkę. Znam tyle ich sekretów, że sam się sobie dziwię. Może kiedyś je wykorzystam?

Uśmiechnąłem się podle i wpakowałem torby do środka siadając koło nich.

- Do Hameston Collequage - podałem nazwę internatu i zamknąłem oczy opierając głowę o szybę.

'' Ciekawe czy pokoje też mamy z dziewczynami ? Raczej wątpię, ale można pomarzyć..'' uśmiechnąłem się i zmęczony zasnąłem.

- Jesteśmy na miejscu - obudził mnie głos kierowcy - Trzydzieści sześć dolarów - powiedział i wyciągnął rękę w niemym oczekiwaniu.

Szybko przeliczyłem kasę i zgarniając torby wyszedłem z pojazdu. Pierwszy raz patrząc na wielki budynek, ogrodzony dużą bramą. Imponujący, pomyślałem powoli przekraczając wejście bramy. Nawet dobre miejsce, żeby wyżyć tu kilka miesięcy. I całkiem sporo miejsc, aby ukryć się i zajarać papieroska bez obawy, że ktoś zauważy.

Bez zbędnych oględzin znudzonym krokiem wszedłem przez mosiężne drzwi do holu, który akurat był prawie opustoszały.  Tylko mała grupka dziewczyn stłoczona koło jakiegoś tlenionego blondyna zasłaniała mi  widok na ścianę naprzeciwko. Zmierzyłem ich drwiącym spojrzeniem i poklepałem najbliższą dziewczynę w ramię.

- Wiesz może gdzie jest biuro dyrektora ? - zapytałem, a uwaga wszystkich w promieniu paru metrów  skierowała się prosto na mnie.


**************************************************************************************************

 AKIRA


Właśnie próbowałem odgonić od siebie parę dziewczyn, które jako cel wymierzyły sobie rzucenie mi się na szyję. Gdy usłyszałem czyjś głęboki głos.

Odwróciłem się i ujrzałem czarnowłosego chłopaka, z wielkimi zielonymi oczami które ściśle mówiąc nadawały mu słodkiego wyglądu i z pełnymi wiśniowymi wargami wykrzywionymi w wyrazie irytacji. Ubrany był  w czarne rurki i białą bluzkę świetnie komponującą z jego włosami oraz czarną skórzaną znoszoną kurtkę.

- Wiesz może gdzie jest biuro dyrektora ?- zapytał dziewczynę stojącą obok.

Dziewczyna spojrzała na niego i spłonęła płomiennym rumieńcem nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Przecież ona nawet słowa z siebie nie wydusi, westchnąłem patrząc na tę żenującą scenę. Dostrzegłem jednak w tej sytuacji jeden plus. Mogłem chwilowo wydostać się z łap tych nachalnych dziewuch.

- Mogę cię zaprowadzić - powiedziałem uwalniając się z uścisku babskich łap.

I bez słowa ruszyłem korytarzem, aby po chwili odwrócić się i spojrzeć na nadal stojącego chłopaka.

- Rusz tyłek. Nie mam na to czasu - warknąłem i szedłem dalej. Miałem dzisiaj dosyć paskudny humor. Byle głupota mogłaby mnie prawdopodobnie wyprowadzić dzisiaj z równowagi.

Już po chwili usłyszałem szybkie kroki i chłopak zrównał się ze mną.

- Coś taki spięty lalusiu ? - zapytał kpiąco.

- Lalusiu ?! - zaskoczony spojrzałem na niego zatrzymując się akurat pod gabinetem.

Nawet nie mogłem się porządnie wkurzyć zaskoczony jego bezczelnością.

- Że niby ja jestem pieprzonym lalusiem?- warknąłem po chwili uzmysławiając sobie, że mnie obraził.

- No właśnie, kurde bardzo szybko myślisz, wiesz? - powiedział.- Swą inteligencją naprawdę dorównujesz stawonogom.

Zacisnąłem zęby i złapałem go za kurtkę.

- Jeszcze raz coś takiego powiesz, a uwierz, że na własnej skórze dowiesz się jak bije laluś.

Mówiąc to zbliżyłem się do jego twarzy tak, że dzieliło nas kilka centymetrów. Nawet tego nie zauważyłem dopóki jego słodki oddech nie owiał mi twarzy. Poczułem dziwną chęć przybliżenia się o te kilka centymetrów, więc odskoczyłem jak oparzony.

Chłopak zamrugał szybko jakby otrząsając się z czegoś.

- Oj, uważaj bo moja marna piąstka też może ci nieźle przywalić - powiedział i mrugając do mnie prowokacyjnie wszedł do gabinetu.

- Jeszcze zobaczymy - mruknąłem i wkurzony ruszyłem w kierunku dziedzińca.

Nie miałem ochoty znosić teraz tych wszystkich dziewczyn. Pewnie ich głównym tematem teraz byłby nowy chłopak . Bo w  końcu jest niczego sobie. Nawet przystojny, co ja gadam ? Nawet bardziej niż przystojny.

Cóż wygląda  na to, że teraz mogę stracić kilka fanek.

**************************************************************************************************

 KATSUKO

Dokładnie to nie wiem co mnie napadło przed tym chłopakiem. Ale po prostu miałem wielką chęć żeby się na kimś wyżyć, co i tak do końca mi nie wyszło. No i ten moment w którym złapał mnie za kurtkę i przybliżył się żeby powiedzieć mi w twarz jak mi przywali. Przez przynajmniej jedną sekundę miałem tak absurdalną myśl, że sam nie chcę się do tego przyznać.

Ale trudno... Myślałem, że on chce mnie pocałować. Taaak wyrzuciłem to z siebie.. Więc nie chce już dłużej o tym myśleć.

Rozmowa u dyrektora poszła całkiem nieźle. Co prawda doszedłem do szkoły w czasie trwania już pierwszego semestru. Ale powiedział, że z pewnością to nadrobię. Taa stary głupiec... 

Wielkie mi rzeczy. A co do dyrcia. Dał mi klucz i powiedział, że Karolina ( dziewczyna którą wysłał żeby przyszła ) odprowadzi mnie do mojego pokoju. Głupszej dziewczyny to chyba nigdy nie widziałem. Cały czas kręciła tyłkiem i zawijała na palec pasek włosów rzucając mi niby kuszące spojrzenia spod rzęs całkowicie posklejanych tuszem. ŚCIŚLE MÓWIĄC wyglądało to jakby miała jedną grubą rzęsę. I na dodatek miała twarz jak spaniel. Kompletnie nie w moim typie. Ja wole blondynki z błękitnymi oczkami.

Instynktownie wyskoczył mi obraz tego chłopaka. Kurwa nie o to mi chodziło, pomyślałem i wstałem z łóżka.

Miałem straszną ochotę zapalić, więc wyciągnąłem papierosa i usiadłem na parapecie w oknie  wydmuchując dym na zewnątrz.

Mam nadzieje, że mój nowy lokator przyjdzie dzisiaj później, pomyślałem i jak na złość drzwi otworzyły się z wielkim hukiem.

-Denerwujecie mnie, nie rozumiecie co znaczą słowa " idę spać" ? Nie wcale nie znaczy, że idę spać z wami... Zostawcie mnie już w spokoju - usłyszałem znajomy głos i pisk dziewczyn, gdy zatrzasnął im drzwi przed nosem.

Uśmiechnąłem się pod nosem zeskakując z parapetu i ostatni raz zaciągając się papierosem, który wyrzuciłem po chwili przez okno.

- Hejka mój nowy współlokatorze - powiedziałem wydmuchując dym prosto w jego twarz.

Zabawnie wyglądał jak zaczął się krztusić. Zaskoczony i zły wpatrywał się we mnie przez chwilę, to zaciskając, to rozluźniając pięści.

- Jeszcze tego brakowało, żebym teraz musiał mieszkać z jakimś przygłupem - syknął rezygnując z zamierzenia się na mnie pięścią.

I źle zrobił, bo za przygłupa nie zamierzam darować. Złapałem najbliższą poduszkę i z premedytacją walnąłem go nią prosto w twarz.

- Sorry, ale nikt nie będzie mnie nazywał przygłupem. Jas.... - dalsze słowa zaginęły pod puchową chmurką którą oberwałem prosto w głowę.

Szybko złapałem ją i zaczęła się bitwa. Trudno było mi to przyznać, ale już dawno nie zrobiłem czegoś równie głupiego i na dodatek tak odprężającego. Raz po raz obrywałem poduszką, w zamian waląc gdzie popadnie byle tylko trafić. Nawet nie zauważyłem jak zaczął się śmiać. A trzeba było przyznać miał śliczny śmiech.

Skoczyliśmy na łóżko, żeby mieć jako taki ring i waliliśmy się z całej siły byle tylko zwalić przeciwnika. Uderzyłem go poduszką  w brzuch i uśmiechnąłem się ironicznie  z jego wyrazu twarzy.

- I co poddajesz się maminisynku ? - zapytałem wykrzywiając się groźnie.

- W życiu!- powiedział i rzucił się na mnie waląc mnie poduszką w nogi.

Zaskoczony zachwiałem się i złapałem go za rękę równocześnie padając na łóżko, po chwili już czułem jak jego ciężar przygniata mnie do pościeli.

- Boże... co ty żresz ? Jesteś cięższy niż przypuszczałem- sapnąłem nie mogąc się ruszyć.

***************************************************************************************