Oto druga i ostatnia część tej historii mam nadzieję, że końcówka was nie rozczaruje.
*********************************************************************************************************
-Coś się stało?-zapytał, gdy przez dłuższy czas siedziałem w ciszy wpatrując się w swoje dłonie.
"Muszę to zrobić" przekonywałem samego siebie."Muszę mu powiedzieć". Powoli wypuszcając z płuc, wcześniej wciągnięte powietrze, podniosłem głowę i z bólem utkwiłem spojrzenie w jego oczach.
-Muszę ci coś powiedzieć.
"Błagam tylko nie zostawiaj mnie po tym samego" pomyślałem zanim złapałem go za rękę zmuszając aby uważnie się na mnie patrzył.
-Przepraszam, że nie powiedziałem tego wcześniej. Ale nie przewidziałem takiego obrotu wydarzeń...Nie przewidziałem, że poznam kogoś w kim się zakocham... Ja...-następny głęboki oddech- ...ja umieram...-widząc jego nic nie rozumiejące spojrzenie mocniej zacisnąłem palce na jego dłoni i ignorując łzy spływające po mojej twarzy, jeszcze raz otworzyłem usta.- Mam raka...Zostało mi najwyżej dziewięć miesięcy życia.
Widziałem jak jego ciało zastyga w kompletnym szoku. Z rozpaczą obserwowałem jego oczy widząc w nich mnóstwo uczuć któe same w sobie sprawiały mi ból. Niedowierzenie, ból, winę, oskarżenie, jeszcze więcej bólu....cierpienie. To wszystko po kolei odbijało się w jego oczach, a ja nic nie mogłem zrobić. Nie mogłem go przytulić, nie mogłem go pocałować... Tylko czekałem aż wreszcie coś powie. Coś, cokolwiek... Czekałem aby dowiedzieć się czy mi przebaczy?
Lecz na pewno nie spodziewałem się tego, że powoli zabierze swoje dłonie które tak kurczowo trzymałem i wstanie nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?-przeraźliwie ciche zdanie dobiegło do moich uszu.- Czy ty ...- jego głos załamał się a ja nawet z boku mogłem zauważyć spływajace po jego twarzy łzy.- ... wogóle masz pojęcie jak bardzo ważną rzecz przede mną ukryłeś?!- tym razem krzyk wydostał się z jego ust a jego błękitne jak niebo oczy wbiły się w moje z gniewem.
-Przepraszam..- to było jedyne na co było mnie stać.- Nie chciałem już na początku sprawić abyś patrzył na mnie przez aspekt choroby. Ja... ja chciałem żyć normalnie przynajmniej przez te kilka miesięcy ostatni raz poczuć, że żyję jak każda inna osoba. Proszę zrozum mnie- błagałem wstając z piasku aby móc go dotknąć. Aby móc stanąć koło niego i złapać go za rękę.
-Ja..- widziałem jak miotał się jakby próbujac coś powiedzieć ale nie móć dobrać tego w słowa. I te łzy które nadal ciurkiem leciały po jego twarzy.- Ja musze iść..- powiedział po chwili, bez pożegnania odwracając się i odchodząc.
Po prostu odchodząc...
Z niedowierzeniem wpatrywałem się w jego powoli znikającą postać, czując jak moje serce eksploduje na miliony kawałeczków. Nie powiedział do zobaczenia jutro.. nic nie powiedział.. Po prostu odszedł....
Pamiętam nadal ten ból gdy zdałem sobie sprawę z tego iż on moze już nigdy nie wrócić. Że to mogło być nasze ostatnie spotkanie. Ostatni raz gdy widziałem go i miałem szansę dotknąć. Ostatni raz gdy miałem okazję patrzeć w te jego błękitne oczy. Ostatni raz...
Czułem się jakbym już umierał. Łkając z rozpaczy niemal biegiem skierowałem się do swojego domu, wpadając do swojego pokoju i kładąc się na łóżko z twarzą schowaną w poduszkę. Jeszcze nigdy nie czułem sie tak źle. Jeszcze nigdy nie czułem się jakby ktoś gołą ręką wyrwał mi serce prosto z piersi. Jeszcze nigdy nie płakałem tak rozpaczliwie. Nawet nie pamiętam ile czasu minęło gdy pierwszy raz usłyszałem pukanie do drzwi.
Tata wrócił z pracy. Szybko zrywając się z łóżka podbiegłem do drzwi i otworzyłem je przytulając się do niego jak za czasów dzieciństwa. Nadal płakałem choć moje oczy były już tak mocno spuchnięte, że ledwo mogłem je otworzyć a gardło bolało od ciągłego łkania.
Tata nieporadnie odwzajemnił uścisk i zaniepokojony pogłaskał mnie po głowie. W tym momencie miałem tylko jego. Pragnąłem aby ktoś zrozumiał więc powiedziałem mu. Powiedziałem mu wszystko.. Od momentu w którym po raz pierwszy spotkałem Gabriela.. Aż do momentu w którym powiedziałem mu prawdę. Powiedziałem mu jak bardzo go kocham.. Powiedziałem mu, że nie mogę nawet wyobrazić sobie tego aby dalej żyć bez niego. A on zrozumiał.. On zrozumiał ponieważ już kiedyś kochał w taki sam sposób. Kochał moją matkę, nadal kocha i raczej nigdy nie przestanie.
Przytulił mnie do siebie i gdy poczułem, ze brak mi na dzisiaj sił aby dalej płakać. Powoli zaprowadził do łóżka, troskliwie przykrywając mnie kołdrą.
-Tato dziękuje za to, ze jesteś- szepnąłem zasypiajac i jedynie podświadomością odnotowując smutny uśmiech który ukazał się na jego twarzy.
Następnego dnia nie wstałem rano aby iść na plaże. Nie miałem siły sprawdzić czy czeka tam na mnie, czy może zniknął na zawsze. Leżałem tylko w łóżku próbując przekonać swoje głupie serce aby ponownie zaczęło funkcjonować.. aby przeraźliwa pustka znikła a oczy przestały wylewać fale łez.
Do dzisiaj moje serce kłuje lekko gdy wspominam tamten ból. Jednak koło południa zdarzyło się coś dziwnego. Akurat, gdy tata przyszedł przynosząc mi rumianek na bolące gardło, domofon rozdzwonił się po całym domu przerywając zalegającą w nim cisze.
-Zobaczę kto to..- powiedział tata i stawiając kubek na szafce ruszył do drzwi.
Nie obchodziło mnie kto przyszedł. Jedyna osoba którą chciałem właśnie mnie opuściła. Nie miałem więc zamiaru zawracać sobie głowy resztą. Zwinąłem się więc w kłębek chowając twarz w miękką kołdrę i odwracając się do drzwi plecami.
-To do ciebie..- cichy głos taty rozległ się tuż w progu drzwi lecz ja nawet się nie odwróciłem.
-Nie mam ochoty z nikim rozmawiać-powiedziałem dając tym do zrozumienia, aby ta osoba sobie poszła.
-Chris- moje ciało zesztywniało słysząc tak dobrze znajomy głos, który miałem okazję słuchać przez ostatnie dwa miesiące prawie codziennie.
-Gabriel?- niedowierzający szept wyrwał się z moich ust a ciało wyrwało się do góry samoistnie odwracając w stronę źródła tego głosu. Tego pięknego głosu, który mógł należeć tylko do niego.
Stał tu w progu mojego pokoju ze zdenerwowania zaciskając dłoń na małej paczuszce, którą trzymał w dłoni. A w jego oczach tym razem odbijała się tylko tęsknota i ciepło.
-Ja przepraszam, że tak nagle odszedłem.. Ja musiałem wszystko przemyśleć i ja wiem, że może już być za późno, ale.... Kocham Cię i obiecuję, że już nigdy nie odejdę- powiedział z szybkością karabinu wyrzucajac z siebie słowa i słodko rumieniąc się pod wpływem spojrzenia, które posłał mu mój ojciec.
"Kocham Cię" tylko tyle usłyszałem z całego tego potoku słów. Właśnie powiedział, że mnie kocha!! Czułem jak moje serce budzi się do życia, bijąc na nowo szaleńczym rytmem, a oczy wilgotnieją pod wpływem łez. Nie zostawił mnie.. Nie zostawił mnie wiedząc, że tak naprawdę niedługo mnie straci...
Nie mogę ująć w słowach uczucia które zakwitło w moim sercu gdy podbiegłem do niego niemal rzucając mu się na szyję. Nie mogę opisać szczęścia, które mnie ogarnęło, gdy jego silne ramiona objęły mnie tak mocno jakby już nigdy nie miały mnie puścić. Kochałem. Po raz pierwszy tak mocno kochałem i do tego najwidoczniej ten ktoś czuł dokładnie to samo. Bez względu na wszystko także darzył mnie uczuciem. Chyba nie mógłbym być bardziej szczęsliwy, właśnie tak myślałem w tamtym momencie, lecz później okazało się, że jednak mogę.
Przez następne miesiące każdy dzień spędzałem razem z nim. Gdy wstawałem widziałem nad sobą jego oczy. Gdy zasypiałem czułem jego delikatne ramiona obejmujące moje ciało. Codziennie zabierał mnie w różne miejsca a ja cieszyłem się jak głupi nie zwracając uwagi na ludzi dookoła. Dumnie unosząc głowę trzymałem go za rękę spacerując wśród miejskich uliczek.
Po raz pierwszy czerpałem radość z pójścia do kina, wesołego miasteczka czy może zwykłego powolnego spaceru ze splecionymi dłońmi. Odkrywałem się na nowo, przy nim. Godzinami opowiadaliśmy sobie jakieś ciekawe historie, denne żarty, które swoją głupotą doprowadzały do łez, albo po prostu siedziałem na jego kolanach przyjmując delikatne pocałunki. Nie posunęliśmy się dalej, nie było potrzeby.
Gdy z czasem stawałem sie coraz słabszy, on udawał, że wszystko w porządku chcąc mnie pocieszyć abym do konca nie myślał o chorobie. Czasami widziałem łzy w jego oczach gdy musiał mnie na rękach wnosić do domu z braku sił. Ostatni miesiąc spędziliśmy we trzech. Ja, Gabriel i mój tata który zrobił sobie jakis czas wcześniej dwa miesiące urlopu. Praktycznie nie ruszałem się w łóżka więc większość czasu spędzaliśmy na siedzeniu w moim pokoju.
I wtedy tydzień tuż przed terminem poczułem się znacznie gorzej. Paskudna gorączka nie chciała opuścić mojego ciała a ból głowy praktycznie rozsadzał mi czaszkę. Trafiłem do szpitala.. Znowu leżałem na tej samej sali w tym samym łóżku, a obok stał ten sam lekarz. Jedyną różnicą były dwie postacie koło mojego łóżka. Mój tata i Gabriel.
Lekarz dał mi leki przeciwbólowe i coś na gorączkę po czym wyszedł zostawiając nas samych. Byłem szczęśliwy, że mogli być tu ze mną. Tak bardzo szczęśliwy.. Tylko jedna rzecz mnie martwiła. Czułem, że to właśnie dzisiaj nastąpi koniec. Nie wiem skąd to wiedziałem lecz każda komórka mego ciała mówiła mi, że nastąpi to niedługo. Choć niby został mi jeszcze ten tydzień, wiedziałem, że to właśnie dzisiaj odejdę.
Nie chciałem ich martwić choć pewnie zauważyli, że coś jest nie tak.. Byłem im wdzięczny, że o to nie pytali siedzieli tylko trzymając mnie delikatnie za ręce a mnie mimowolnie przypomniał się dzień śmierci matki. Wszystko wyglądało niemal identycznie. Ukochana osoba i rodzina tuż przy boku.
-Tato..- odezwałem się niepewnie lekko ściskajšc jego dłoń.- Możesz mi coś obiecać?
Tata spojrzał na mnie zaskoczony lecz szybko skinął głową odwzajemniając uścisk ręki.
-Obiecasz mi, że nawet jeśli umrę zostaniesz taki jaki jesteś teraz? Że nigdy więcej nie zamienisz się w tą zimną osobę którą byłeś po śmierci mamy? Proszę, obiecaj, że będziesz się uśmiechał.. Choćby nie wiem co zawsze się uśmiechaj, nigdy nie wiesz komu ten uśmiech moze pomóc.- powiedziałem patrząc mu z uwagą prosto w oczy.
-Obiecuję- przyrzekł po czym ze łzami w ozach podniósł się z miejsca i wymówiając się przyniesieniem napojów, zostawił mnie sam na sam z Gabrielem.
Tym razem spojrzałem w jego kierunku i ze smutnym uśmiechem wyciągnąłem ręce w niemej prosbie o przytulenie. Niemal od razu czułem jego oplatające mnie ciało.
-Kocham Cię- wyszeptałem mocno wtulając nos w jego obojczyk.- Zawsze o tym pamiętaj.
-Będę- odszepnął przeczesując palcami pasemka moich włosów.- Ale ty też nie zapominaj.
-Nie zapomnę- powiedziałem czując, że oczy zamykają mi się powoli ze zmęczenia.
Ale nie było to zwykłe wyczerpanie. Powoli czułem jak moje ciało opuszcają wszystkie siły i wręcz zwiotczałem w jego ramionach.
-Czas na mnie- wyszeptałem akurat, gdy mój ojciec wkroczył do srodka.
Czułem jak oczy powoli zamykają się i choć próbowałem je otworzyć jeszcze przynajmniej na chwilkę, nie miałem siły. Czułem jak Gabriel zszokowany opuszcza moje ciało na poduszki, próbując mnie ocucić.
-Już czas- szepnąłem ostatni raz zbierając w sobie siły aby cokolwiek powiedzieć.- Tak bardzo was kocham...
Ostatni szept, ostatni uścisk rąk, ostatni oddech, ostatnie puknięcie serca.. I koniec.. Wiedziałem, że umarłem niemal od razu gdy poczułem jakbym powoli unosił sie nad własnym ciałem. Widziałem jak tata podbiega do łóżka chwytajac moje ciało w mocny uścisk, widziałem jak Gabriel rozpaczliwie płacze wtulając twarz w poduszkę tuż koło mojej głowy. Kocham Cię,pomyślałem kładąc rękę na sercu i powoli z uśmiechem patrząc w górę. W te niebiańsko białe światło, które wręcz zapraszało mnie do siebie, do góry.
Żegnajcie, pomyślałem ostatni raz patrząc się na najukochańsze dla mnie osoby, po czym dzielnie uniosłem się do góry.
****
Stałem koło wielkiej błękitnej bramy lecz coś wzbraniało mnie przed przejściem dalej. Jakbym musiał coś zrobić jeszcze przed przekroczeniem progu...
Nie wiedziałem jednak, o co mogło chodzić. Wzdychając oparłem się o te mosiężne drzwi i nagle na horyzoncie coś zamigotało. Jakby cień jakieś osoby.. Czyżby ktoś jeszcze odszedł w tym samym czasie co ja? Czyżby właśnie na tą osobę czekała brama?
Cień zbliżał się w zastraszającym tempie, a czym był bliżej tym bardziej wydawał mi się znajomy. Wreszcie zatrzymał sie, stał tuż przede mną.. Twarzą w twarz..
-Gabriel?!
-Cześć słonko, znowu się widzimy- jego promienny głos sprawił, że nie mogłem się ruszyć. Wpatrywałem się w niego zszokowany, nie mogąc zrozumieć jakim cudem się tu znalazł.
-A..ale..- wyjąkałem gdy zdałem sobie sprawę co musiał zrobić aby być tu gdzie właśnie stał.
-..Cii czyżbym nie mówił ci kiedyś, że zawsze będę z tobą. Choćby nie wiem co? Nie mogłem przecież pozwolić abyś gdziekolwiek ruszył się beze mnie- wyszeptał zblizając się i z czułością przeciągając dłonią po moim policzku.
Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Umarł.. dla mnie. Tylko po to aby zostać ze mną już na zawsze..
-Gabriel- wyjąkałem rzucając mu się na szyje i wyciskając na jego ustach delikatny pocałunek.- Kocham Cię, boże tak bardzo cię kocham.
Te piękne błekitne oczy usmiechajace się do mnie z miłością, te ciepłe dłonie obejmujące moje ciało.. Tylko tyle potrzebne mi było do szczęścia.
-Też cię kocham Chris.. Kocham cię ponad własne życie- wyszeptał odwzajemniając pocałunek.
Śmierć wcale nie jest końcem, pomyślałem przytulajac do siebie jego duże ciepłe ciało. Śmierć jest zaledwie początkiem.. początkiem nieskonczoności..
Błękitna brama powoli otworzyła się z melodyjnym skrzypnięciem, a ja dumnie trzymając go za rękę, wkroczyłem w światłość bijącą zza przejscia.
Zdecydowanie dobrym początkiem...
Każdy ma do przebycia
Swoją podróż życia
Mijamy stacje życiowe
jedne szare
Inne zaś kolorowe
Poznajemy ludzi
Którzy wsiadają i wysiadają
Lub też do końca podróży
Przy nas pozostają
Każdy z nas wybiera
Swój przedział życiowy
Jednym wystarcza zwykły
Innym zaś luksusowy
Lecz nie ważny jest luksus
W życiu człowieka
Bo sensem tej podróży
Jest miłość do drugiego człowieka.