czwartek, 14 lutego 2013

Pan od Historii - Rozdział 2




Pan od Historii- Rozdział 2
DAMIAN

Gdy obudziłem się następnego dnia, czułem się jakby ramię i połowę twarzy zgniotła mi koparka. Może myślicie, że przesadzam ale każda nawet najmniejsza rana dla osoby tak drobnej jak ja jest raczej bolesna.

Miałem jakieś 168 centymetrów wzrostu, białe włosy sięgające trochę poza ramiona które zazwyczaj nosiłem spięte w kucyk oraz duże błękitne oczy które upodobniały mnie do zaciekawionego kota. Byłem dosyć chudy i zgrabny.

Sycząc z bólu podparłem się moim zranionym ramieniem i szybko wstałem z łóżka aby przy lustrze sprawdzić jak się ma moja twarz.

Bywało lepiej, stwierdziłem gdy dostrzegłem na wpół przymkniętą powiekę z wielkim fioletowym siniakiem ciągnącym się przez cały łuk brwiowy, powiekę i trochę pod okiem. W sumie wyglądało to tak jakbym dostał w oko całkiem sporą piłą od tenisa.

Żaden krem tego nie ukryje stwierdziłem i z westchnieniem ściągnąłem gumkę z włosów. Zaczesując je na lewą część twarzy. W sumie jak trochę się pochyliło głowę, to nic nie było widać. I tak nikt się raczej nie spyta co się stało. Szkoda tylko, że dzisiaj nie będę mógł zagadać do Sebastiana( nie mówi do nauczyciela na pan). W szkole nie mogą się dowiedzieć o moich rodzinnych problemach bo wtedy to ojciec najprawdopodobniej serio by mnie ukatrupił.

No trudno.. Trzeba już iść do szkoły, pomyślałem zerkając na zegarek. Po drodze chapnąłem tylko kromkę chleba i kawałek sera po czym wyszedłem z domu.


************************************************************
SEBASTIAN


Czasami ten dzieciak mnie wkurzał. Ale z doświadczenia wiedziałem, że z takimi osobami nie można sobie pozwolić aby dać im choć cień szansy. Gdy zacząłem uczyć w tej szkole miałem niecałe 23 lata. Od pierwszego dnia, od pierwszej lekcji zauważyłem jak się na mnie patrzy. Na początku to zignorowałem w końcu fascynacja nowym młodym wychowawcą była normalna. Lecz gdy po okresie dwóch lat on nadal wpatrywał się we mnie jak w obrazek, nie zdziwiłem się gdy zaczął zachowywać się bardziej perwersyjnie. Nawet ten wczorajszy wypad z siedzeniem na biurku wytrzymałem z zimną arogancją.

Lecz nie sposób było zauważyć, że dzisiaj coś było nie tak. Pierwsza lekcja która mi wypadała to była historia razem z moją klasą. Spokojnie prowadziłem temat dzisiejszej lekcji, gdy do klasy spóźniony wszedł Damian.

-Masz spóźnienie-oznajmiłem.

-Na co on przepraszająco kiwnął głową i usiadł w swojej ławce ani na chwilę nie podnosząc na mnie wzroku.

Czyżby się czuł zawstydzony swoim zachowaniem? Zastanawiałem się ukradkowo mu przyglądając. W jakiś dziwny sposób pochylał głowę w prawo aby włosy zakrywały jej lewą część.

I to był następny fenomen ponieważ dotychczas nigdy nie rozpuszczał włosów na mojej lekcji. Coś tu jest nie tak, pomyślałem gdy nawet do kolegi z ławki nie raczył się odwrócić twarzą. Z dziwnym zniecierpliwieniem czekałem do końca lekcji licząc na to, że dam radę zapytać się co go dręczy gdy niespodziewanie Damian podniósł się i wyszedł z klasy jako jeden z pierwszych.

Pod wpływem dziwnego impulsu złapałem najbliżej idącego chłopaka za ramię i patrząc lekko przepraszająco zapytałem się czy może wie, dlaczego Damian dzisiaj się dziwnie zachowuje.

-Pewnie znowu go stary pobił-stwierdził chłopak obojętnie po czym z gronie znajomych wyszedł z klasy.
Zszokowany wpatrywałem się przez chwilę w miejsce w którym przed chwilą stał. "Pewnie stary go znowu pobił"... Mówił to z taką obojętnością jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

Zaniepokojony zabrałem swoją czarną skórzaną teczkę i zamknąłem klasę kierując się do korytarza w którym miałem prowadzić dyżur. Tak, się składało, że było to akurat ta część w której moja klasa czekała na następną lekcje.

Nie mogłem uwierzyć, że pod moim nosem mojemu wychowankowi działo się coś takiego. A reszta uważała to za coś naturalnego. Nawet jeśli nie za bardzo przepadałem za tym chłopakiem, nie mogłem dopuścić aby takie coś obyło się bez konsekwencji. Ale najpierw musiałem się upewnić czy tamten chłopak miał rację. Tylko jak ja miałem to zrobić gdy Damian nawet nie raczył podnieś twarzy tak aby ktokolwiek mógł dostrzec co kryje pod włosami.

Zdecydowałem więc, że muszę sam jakoś go do tego przekonać. Powoli podszedłem do tłoczących się pod salą uczniów i puknąłem go w ramię aby zwrócił na mnie uwagę.

-Tak panie profesorze?- zapytał używając regulaminowej formułki tak jak każdy uczeń.

-Zostań dzisiaj po wychowawczej w klasie muszę z tobą o czymś porozmawiać- powiedziałem i starając się nie zwracać uwagi na natrętne spojrzenia innych uczniów ruszyłem do gabinetu nauczycielskiego.

-Zrobiłeś coś złego?- na odchodnym usłyszałem jeszcze zdziwione głosy jego koleżanek z klasy.

A teraz pozostaje mi pomyśleć jak zacząć tą rozmowę.


********************************************************

DAMIAN

Cały dzień źle się czułem nie mogąc spojrzeć na Sebastiana. Lecz wiedziałem, że nie mogę sobie na to pozwolić bo wtedy się zdradzę. Z klasy wyszedłem jako jedna z pierwszych osób ignorując na swoich plecach zdziwione spojrzenie.

Lecz nie udało mi się uciekać zbyt długo. Pod koniec przerwy poczułem jak ktoś puka mnie w ramię i od razu wiedziałem kto to jest.

-Tak, panie profesorze?- zapytałem grzecznie nadal nie podnosząc twarzy.

-Zostań dzisiaj po wychowawczej w klasie muszę z tobą o czymś porozmawiać-powiedział zimnym tonem po czym szybko odszedł a ja zostałem sam pod ostrzałem kilkudziesięciu spojrzeń.

-Zrobiłeś coś złego?- zapytała jedna z dziewczyn a ja nic nie odpowiedziałem starając się wymyślić jak wybrnę z tej sytuacji.

***

Gdy w końcu dobiegł czas ostatniej lekcji czyli godziny wychowawczej. Powoli spakowałem książki do torby lecz zamiast wyjść cały czas siedziałem na miejscu w swojej ławce czekając aż ostatnia osoba opuści klasę.

-O czym chciał pan porozmawiać?- zapytałem nie ruszając się z miejsca.

-Dlaczego zakrywasz twarz?- zadał bezpośrednie pytanie a ja szybko zacząłem szukać w głowie odpowiedzi.

-Nie zasłaniam twarzy-palnąłem najgłupszą głupotę jaką mógłbym powiedzieć.

-Tak w takim razie zwiąż włosy.

-Tak mi wygodniej- odpowiedziałem spokojnie podnosząc lekko głowę i przechylając ją w prawą stronę aby nic nie odkryła.

Dopiero wtedy dostrzegłem jego wzrok. Wpatrywał się we mnie przenikliwie z lekkim zdenerwowaniem.
-Słyszałem, że twój ojciec podniósł na ciebie rękę Damianie.

Przerażony otworzyłem szerzej prawe oko i mocniej zacisnąłem palce na swojej torbie. Nie mogę mu przyznać racji. Wtedy to już na pewno zdechnę. Skąd on o tym wie?

-Mój ojciec mnie nie bije- powiedziałem z całej siły zaciskając zęby aby skłamać.

-Ach tak?- zapytał i zanim się spostrzegłem podszedł do mnie i odgarnął moje włosy na bok.-To w takim razie kto to zrobił?- zapytał dotykając mojego obitego oka.

Zaskoczony cofnąłem się pozwalając aby włosy z powrotem opadły na moją twarz.

"To nie był mój ojciec" chciałem powiedzieć ale nie miałem już siły kłamać. Trudno mogę tego później pożałować ale musiałem powiedzieć prawdę.

- Tak to był mój ojciec- przyznałem się w końcu i szybko zawieszając torbę na ramię wstałem z ławki chcąc wyjść z klasy.- Skoro już pan to wie możemy zakończyć tą rozmowę- stwierdziłem gdy nagły ból w ramieniu zatrzymał mnie w miejscu.

Przez moją głupią nieuwagę, zamiast na zdrową rękę. Torbę powiesiłem na tej okaleczonej co poskutkowało tym, że jęcząc z bólu osunąłem się pod jej ciężarem na podłogę. Czemu muszę być tak głupi?

*********************************************
SEBASTIAN
Wiedziałem, że osoby krzywdzone w jakikolwiek sposób boją się swoich oprawców ale byłem zdeterminowany aby dowiedzieć się prawdy. Więc naciskałem na niego po czym bez zastanowienia podszedłem do jego ławki i odgarnąłem pasma białych jak śnieg włosów na bok.

I tak jak się spodziewałem, dostrzegłem dość mocno podbite oko.

-To w takim razie kto to zrobił?- zapytałem dotykając fioletowej skóry.

Niemal od razu cofnął się ponownie skrywając twarz za włosami lecz tym razem po jego oczach widziałem, ze się z czymś zmaga.

-Tak to był mój ojciec. Skoro już pan to wie możemy zakończyć tą rozmowę- powiedział w końcu i zakładając szybko torbę na ramię wstał z miejsca kierując się ku drzwiom.

Lecz nagle jęk bólu wydobył się z jego ust i stając w miejscu opadł na podłogę.

Przestraszony podbiegłem do niego delikatnie łapiąc go za ramię, lecz po chwili szybko je puściłem widząc cień bólu na jego twarzy.

-CO się stało?- zapytałem zaniepokojony.

-Skaleczyłem się w ramię i niechcący o tym zapomniałem- wyjaśnił ponownie nie patrząc mi w oczy.

-Ty się skaleczyłeś , czy on cię skaleczył?- spytałem rzeczowo wsłuchując się w cisze po moim pytaniu.

Lecz zamiast odpowiedzi na moje pytanie usłyszałem cichy szloch.

-Czemu pan musi o to wszystko pytać, przecież doskonale domyśla się pan prawdy?- wyjąkał patrząc na mnie zapłakanymi oczami.

Przestraszony zbliżyłem się do niego i delikatnie położyłem dłoń na jego ramieniu.

-Przepraszam, że o to spytałem ale nie jest to sprawa która można tak po prostu zignorować. Niedopuszczalnym jest aby ojciec bił własnego syna.

-Może i niedopuszczalne ale właśnie tak się dzieje. I co ty możesz z tym zrobić?

-Mógłbym pogadać z twoim ojcem i wytłumaczyć mu, że bicie nie jest sposobem na wychowanie. A picie tylko je utrudnia.

Damian przestraszony spojrzał się na mnie cofając przed dotykiem mojej ręki.

-Nie możesz z nim o tym rozmawiać! Nikt nie może, prędzej by mnie zabił niż się ciebie posłuchał- powiedział patrząc na mnie twardym wzrokiem.- Nikomu nie może pan o tym powiedzieć. Pan w ogóle nic nie rozumie mój ojciec nigdy się nie zmieni. Lepiej żeby pan po prostu o tym zapomniał. Żyje tak od osiemnastu lat i jakoś nadal się trzymam. Nic się nie da z tym zrobić.

Zszokowany wpatrywałem się w jego drobną postać. Jak z tak wielką łatwością mógł mówić o takich rzeczach? Powiodłem wzrokiem po jego blond włosach, drobnym ciele i błękitnych oczach przed oczami widząc obraz niewinnego chłopaka krzywdzonego przez własnego ojca. Tak nie powinno być, Rodzice nie powinni katować swoich dzieci.

-Takiej sprawy nie można przemilczeć- warknąłem zdenerwowany. - Powinno się iść na policję i od razu to zgłosić.

Poczułem jak drobna acz silna dłoń zaciska się na rękawie mojej koszuli lekko mnie ciągnąć do przodu.

-Proszę nic nie mów, błagam- prosił spanikowanym głosem patrząc mi prosto w oczy załzawionymi ślepkami.-Przysięgnij, że nic nie powiesz, proszę....

Przez chwilę jeszcze wpatrywałem się w niego badawczym wzrokiem po czym delikatnie wyswobodziłem się spod jego ręki i wstałem kierując się do drzwi.

-Pomyślę nad tym- powiedziałem choć już wiedziałem, że nikomu o tym nie powiem. A przynajmniej nie do czasu, dopóki nie będę miał stu procentowej pewności, że nic mu się przez to nie stanie.

Wyszedłem więc i zostawiłem go już samemu aby przemyśleć wszystko na spokojnie.

Następnego dnia gdy wróciłem do szkoły wszystko wydawało się być takie jak kiedyś. Gdy stałem przy tablicy objaśniając dlaczego dwunasty kwietnia 1926 jest datą którą powinni zapamiętać. Ukradkiem zerknąłem na Damiana lecz on tak jak zwykle siedział opierając brodę  o rękę wpatrując się we mnie z chorym zafascynowaniem.

Z jednej strony mi ulżyło a z drugiej lekko się zmartwiłem. Nie potrafiłem być  dla niego tak samo zimny jak wcześniej, wiedząc jak traktują go w jego własnym domu. A ulżyło mi ponieważ dość szybko wrócił do siebie i choć musiałem znowu znosić jego nachalne podchody to  tym razem bardziej na nie przymykałem oko. I nie traktowałem go jak  zwykłego natrętnego robaka.

Przez kolejne kilka dni  starałem się zbytnio go nie odpychać ale też nie dopuszczałem do sytuacji w której mógłby pomyśleć, że w jakikolwiek sposób akceptuje jego zaloty. Gdy po lekcji tak jak wcześniej podszedł do mojego biurka  i złapał mnie za krawat prowokująco mrucząc dziwne komplementy i podejrzane wnioski co do mojej lekcji. Aż sam się wtedy zdziwiłem że byłem taki spokojny. Ledwie zmarszczyłem brwi i poczochrałem jego włosy spokojnie wychodząc z klasy. Tak właśnie! Zachowywałem się trochę jak strofujący starszy brat. I miałem nadzieję, że niedługo przestanie z tymi swoimi głupotami i także zacznie mnie traktować nie jako obiekt swoich westchnień, ale jako nauczyciela lub starszego brata. Przynajmniej trochę mogłem mu ułatwić życie, będąc dla niego miłym i tolerancyjnym.

Dzisiaj jednak po lekcji z moją klasą miałem jeszcze dwie z klasami trzecimi więc  kończyłem o godzinę później niż oni.  Gdy tylko zabrzmiał dzwonek, wyszedłem z klasy i skierowałem się do pokoju nauczycielskiego aby odnieść dziennik. Lecz głośne wrzaski dochodzące z niedalekiego korytarza sprawiły iż odezwał się we mnie nauczycielki zew i szybko ruszyłem w ich kierunku.

-Co wy robicie?- warknąłem wychodząc zza załomu korytarza po chwili z  szokiem wpatrując się w to co zastałem.

Trzech dość wysokich dryblasów stało na Damianem na przemian wyzywając i bijąc go po całym ciele. Jeden trzymał go za ręce i wyzywał, drugi bił go i kopał a trzeci stał trochę na poboczu i z drwiącym uśmiechem nagrywał to wszystko telefonem komórkowym.

-Co tu się do cholery dzieje?!- wrzasnąłem na co trzeci dryblas zareagował lekkim skrzywieniem mordy.
-Nie przeszkadzaj nam w nagrywaniu lamusie.

Odezwał się do mnie jak do zwykłego kurdupla. Uczyłem tu trzy lata i nigdy nie widziałem takiej sytuacji aby ktoś odezwał się do nauczyciela kompletnie bez szacunku. A tym bardziej aby na szkolnym korytarzu katował  bezbronnego ucznia.

-Zostawcie go- warknąłem groźnie podchodząc do kręcącego wszystko ucznia.

-A bo co nam zrobisz? Przecież nic nie możesz- powiedział szyderczym głosem patrząc na mnie lekceważąco.- Jeśli byś mnie uderzył to byś wyleciał.

Miał rację.. Ale przecież nie wezwę policji zanim zdążą przyjechać ci debile zakatują Damiana na śmierć. Gdy przerażający krzyk rozbrzmiał spod dużych łap walących w klatkę piersiową Damiana, bez zastanowienia wyrwałem trzeciemu komórkę i mocnym ciosem powaliłem go na ziemię z wściekłością idąc w stronę pozostałej dwójki. Może i wylecę, ale nie zamierzam pozwolić aby na moich oczach jakiemukolwiek uczniowi stała się krzywda. Szybko podszedłem do stojących przy ścianie osób i gwałtownym ruchem pociągnąłem jednego z nich do tyłu dając mu prosty czysty cios w szczękę po którym niemal od razu padł na ziemię, po czym sięgnąłem do ostatniego chłopaka i mocno walnąłem go w podbrzusze. Tak, że skulony padł na ziemię.

Gdy byłem już pewny, że żaden z nich nie wstanie. Pochyliłem się i podniosłem jęczącego chłopaka z posadzki starając się utrzymać go na nogach.

-Musimy jechać do szpitala- powiedziałem po chwili podnosząc go jednak na ręce.

Lekko wystraszony patrzyłem na jego siniejącą skórę.

-N..nie możemy do szpitala- wyjęczał łapiąc się za bolący brzuch.

-Dlaczego?- zapytałem zdziwiony szybko pokonując drogę na parking tuż przed szkołą.

-Bo zobaczą wcześniejsze rany i będę miał problemy- wyszeptał krzywiąc się z bólu gdy pakowałem go na siedzenie i zapinałem pasy.- Nikt nie może się o tym dowiedzieć pamiętasz?

-Ale tu chodzi o twoje zdrowie- zaprotestowałem włączając silnik i wycofując z parkingu.

-Wystarczy kilka plastrów, bandaży i maść przeciwbólowa- powiedział patrząc na mnie z nadzieją w oczach.

Lekko wciągnąłem przez nos powietrze i jeszcze raz na niego zerknąłem. Skoro naprawdę prosił mnie aby nikt się nie dowiedział. Choć martwiłem się przysiągłem sobie, że jeśli odkryję że stało mu się coś poważniejszego od razu pojedziemy do szpitala nie bacząc na to co powie.

-Dobrze , w takim razie jedziemy do mnie.