Jesteś moim światłem
Rozdział 3
Rozdział 3
NATHANIEL
Obudziłem się dość wcześnie. Gdy tylko jasne słońce przebiło się przez delikatne zasłonki do pokoju, zerwałem się dość gwałtownie. Miotany dopiero co przyśnionym koszmarem. Znowu śnił mi się ojciec. Śnił mi się prawie codziennie i za każdym razem scenariusze snu stawały się jeszcze gorsze. Tym razem mnie zabił. Widziałem to tak realistycznie..
Jego ręce zaciskające się na mojej szyi, pełne pogardy spojrzenie i twarz wykrzywiona w grymasie największego gniewu. Bałem się... Wręcz trzęsłęm się ze strachu jeszcze chwilę po przebudzeniu.
Kilka minut zajęło mi upewnienie się, że na pewno nie jestem w swoim domu a zszargane snem nerwy sprawiały iż w przez dłuższą chwilę miałem wrażenie jakby mój ojciec miał wejsć do pokoju i sprawić, że sen stanie się jednak rzeczywistością.
Na szczęście tak się nie stało i gdy przypomniałem sobie, że tutaj w tym domu jestem tylko ja i Xavier. Moje ciało zalała fala ulgi.
Powoli zgramoliłem się z łóżka i lekko sycząc z bólu, skierowałem się do mojej torby chcąc ubrać się w coś wygodnego. Gdy wyszperałem wreszcie moją flanelową koszulę w kratę i białe dresy. Ubrałem się i postanowiłem zejść na dół.
Chciałem sprawdzić jak się trzyma Xavier. Z tego co pamiętałem mówił, że będzie spał na kanapie. Trochę mnie to zmartwiło..W końcu to jego dom. Głupio mi było zajmować jego jedyne łóżko.
Tak więc zeszłem po schodach na parter i zerknąłem do salonu w którym ujrzałem jego czarne zmierzwione włosy wystające zza oparcia. Podszedłem do niego powoli.
Na dole było niesamowicie zimno, przez co zastanawiałem się czy ta cienka kołdra którą się okrył była wystarczająca. Dla pewności sięgnąłem po koc leżący na fotelu obok i okryłem go lekko. Następnie kierując się do kuchni, postanowiłem go na razie nie budzić i skorzystać z faktu iż mogę w samotności sobie pomyśleć.
Wiedziałem, że broniąc mnie samoistnie wyparł się swojej rodziny jak i także naraził memu ojcu i na prawdę byłem mu za to ogromnie wdzięczny. Ale nie miałem jak sprawić aby ta moja wdzięczność zamieniła się w czyny i w czymś mu pomogła. Dał mi schronienie, poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli chwilowego... A ja? A ja nie miałem co dać mu w zamian.
Postanowiłem więc, że przyjmę przynajmniej pewne domowe obowiązki. Chciałem być do czegoś przydatny, nawet jeśli miałoby to być tylko gotowanie jedzenia.
A właśnie co do jedzenia. Od dawna nie jadłem zbyt dużo wiec teraz kiszki praktycznie grały mi marsza, jesli można tak to powiedzieć. I coś czułem że jak Xavier się obudzi także będzie głodny. Więc czas zacząć być potrzebnym, pomyślałem zaglądając do lodówki i zastanawiając się co by tu upichcić. Były jajka, boczek, mleko, parówki, zamrożona pizza, jogurty i kawałek sera. Hmm..sprawdziłem jeszcze kilka półek obok lodówki i znalazłem makaron, kaszę gryczaną, słoiczek leczo, przyprawy i płatki.
W sumie do wyboru była jajecznica na bekonie, płatki z mlekiem, pizza albo kasza gryczana z leczo. Po namyśle wybrałem jednak to ostatnie. Bardzo lubiłem sos leczo a skoro znalazł się w tej kuchni. Xavier też musiał za nim przepadać. Tak więc postanowione. Wstawiłem wodę z kaszą w opakowaniach na gaz a obok położyłem patelnię aby podgrzać olej. Gdy tylko olej się podgrzał wlałem zawartość słoiczka i powoli mieszałem upajając się ładnym zapachem. Następnie gdy sos był już zrobiony. Wyjąłem z wrzącej wody opakowania z kaszą, odcedziłem je nad zlewem i rozerwałem wysypując zawartość na dwa talerze, potem polewając je wyśmienitym leczo. Mniam, pomyślałem patrząc na smakowicie wyglądające danie. Po czym zgarnąłem dwa widelce i postawiłem wszystko na stole.
Nie pytajcie mnie dlaczego umiem gotować. Po prostu umiem. Lubię to robić. Jest to chyba jedyna z czynności która umie całkowicie zająć moje myśli i dać mi chwilę odpoczynku.
Gdy wszystko już ładnie poustawiałem doszedłem do wniosku, że już chyba czas obudzić Xaviera i zawołać go do stołu na śniadanie. Właśnie odwracałem się w stronę drzwi gdy z zaskoczeniem stwierdziłem, że stał w nich nie kto inny jak sam Xavier. Przyglądając mi się z uwagą, stał oparty ramieniem o futrynę patrząc się na mnie tajemniczym wzrokiem.
-Nie zauważyłem, że wstałeś- stwierdziłem zaskoczony.- Od kiedy tu tak stoisz?
-Od paru minut. Nie chciałem ci przerywać, wyglądałeś na bardzo zaapsorbowanego tym co robisz- powiedział powoli podchodząc do stołu i wreszcie uśmiechając się delikatnie.
-Zrobiłem dla nas śniadanie- powiedziałem cicho obawiając się iż może odrzucić taki gest z mojej strony albo wkurzyć się, że bez pytania korzystam z jego kuchni.
Nie znałem go jeszcze tak do końca. W sumie w ogóle go nie znałem i nie chciałem zbyt szybko wmawiać sobie, że skoro mnie uratował musi być zawsze dobry i miły.
-Właśnie widzę, to nie było konieczne. Sam bym coś ugotował... Ale dzięki. Widziałem, że się starałeś. To co jemy?- zapytał uśmiechając się lekko i powoli siadając na jednym miejscu.
-Jemy- uśmiechnąłem się i z zadowoleniem usiadłem na przeciwko niemal od razu wpychając do buzi pożądną porcję kaszy.
*************************************************************************
XAVIER
Obudziło mnie delikatne skierczenie dochodzące z kuchni. Ktoś gotuje coś na patelni, pomyślałem szybko otwierając oczy. Powoli wstałem z sofy krzywiąc się lekko z powodu bolących mięśni. Ten mebel stanowczo nie nadaje się do spania ehh.. Przejeżdżając lekko dłonią po swoich zmierzwionych włosach, po cichu skierowałem się do kuchni z zaskoczenia stając w progu i obserwując krzątającego się po niej Nathaniela.
Sprawnie mieszając coś na patelni, drugą ręką lekko zmniejszył gaz pod bulgoczącym garnkiem rozglądając się przy okazji w poszukiwaniu talerzy. Gdy tylko wyłączył gaz pod patelnią z uwagą obserwowałem jego skupioną twarz pochylającą się nad garnkiem.
Wyglądał jakby był na prawdę zaabsorbowało go to co robi. Oparłem się o framugę drzwi i z lekkim zafascynowaniem obserwowałem jego ruchy. W tej chwili wyglądał jak najzwyklejszy chłopak. Nikt nie domyśliłby się jak ciężkie brzmienie jeszcze do wczoraj na nim ciążyło. Widząc go robiącego tak naturalną czynność w kompletnym skupieniu i oddaniu.
Nie miałem serca mu teraz przeszkadzać. Czekałem więc skupiając się tylko i wyłącznie na obserwowaniu. Aż wreszcie nałożył dania na talerz i położył je na stole wraz z sztućcami odwracając się w moim kierunku. Widziałem jak jego oczy rozszerzają się lekko z zaskoczenia.
-Nie zauważyłem, że wstałeś- stwierdził.- Od kiedy tu tak stoisz?
-Od paru minut. Nie chciałem ci przerywać, wyglądałeś na bardzo zaapsorbowanego tym co robisz- powiedziałem powoli podchodząc do stołu i nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu.
-Zrobiłem dla nas śniadanie-powiedział cicho a ja zerknąłem na niego zauważając w jego oczach lekką obawę.
Wyglądał jakby trochę bał się, że zrobił coś złego. O nie, nie mogłem pozwolić na to aby czuł się w mojej obecności niepewnie.
-Właśnie widzę, to nie było konieczne. Sam bym coś ugotował... Ale dzięki. Widziałem, że się starałeś. To co jemy?-zapytałem, siadając po prawej stronie stołu nadal z delikatnym uśmiechem na twarzy.
-Jemy- odpowiedział siadając na przeciwko i niemal od razu wpychając do buzi dużą łyżkę kaszy.
Zachichotałem cichutko porównując jego zachowanie do zachowania małego dziecka. Wydawał się w tym momencie naprawdę słodki. Jak taki mały niewinny chłopiec.. Zauroczony tym widokiem oparłem podbródek na dłoni i z uśmiechem przypatrywałem się jak je.
************************************************************************
NATHANIEL
Ze smakiem zajadałem się ciepłym daniem gdy nagle zdałem sobie sprawę,że przez dłuższy czas czuje na sobie jego spojrzenie. Przełknąłem następny kęs i uniosłem wzrok spoglądając na jego twarz. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem śledząc każdy mój ruch. Momentalnie poczułem się niezręcznie gdy dostrzegłem, że sam jeszcze nie tknął swojego jedzenia. Szybko odwracając wzrok ukradkiem wytarłem twarz w obawie iż się pobrudziłem po czym z zawstydzeniem wpatrzyłem się w swój talerz. Nie mogę jeść gdy widzę, że ktoś się tak uparcie we mnie wpatruje.
-Nie smakuje ci?-zapytałem próbując zwrócić jego uwagę na coś innego.
Niemal od razu spojrzenie jego zielonych oczu przeniosło się na własny talerz a ręka złapała widelec i uniosła do ust.
-Smakuje, smakuje- wymruczał szybko zjadając to co nabrał na widelec.
-To czemu przed chwilą nie jadłeś?- zapytałem ponownie unosząc na niego wzrok.
-Za bardzo się na ciebie zapatrzyłem- powiedział najzwyklejszym tonem na świecie nie zdając sobie sprawy, że przyprawił mnie tym zdaniem o szybsze bicie serca.
-A co takiego ciekawego we mnie widziałeś, że przez prawie kilka minut siedziałeś jak wmurowany?- zapytałem z lekką kpiną w głosie. Z ciekawością przechylając głowę lekko na bok.
Zielone spojrzenie uniosło się i spoczęło prosto na mojej twarzy.
-Siedziałem jak wmurowany bo podziwiałem to, że możesz być taki słodki- powiedział spokojnie i z powrotem wrócił do jedzenia. Na szczęście nie zobaczył wikwitającego gwałtownie na mojej twarzy rumieńca.
"Głupek! Takie rzeczy powinno się mówić do dziewczyny!''pomyślałem szybko wpychając sobie do buzi następne kęsy jedzenia. "Ja mu dam słodki"warknąłem w myślach, buntując się przeciwko takim porówananiom.
Reszta śniadania minęła jednak bez żadnych dalszych ekscesów. W sumie po posiłku zebrałem naczynia i umyłem je chowając z powrotem do szafki po czym zdecydowaliśmy włączyć telewizję i obejrzeć jakiś film. W skrócie cały dzień minął nam wyjątkowo spokojnie, na wylegiwaniu się, oglądaniu telewizji oraz wspólnej grze w karty. Nauczyłem się grać w pana i już za pierwszym razem całkowicie go ograłem :). Ma się to szczęście.
Komplikacje zaczęły się jednak tuż po kolacji. Ledwo zdążyliśmy posprzątać talerze, a w całym domu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.
-Wiedziałem, że w końcu zadzwonią- westchnął Xavier i powoli ruszył do wiszącego w przedpokoju automatu.
-Kto?- zapytałem zdezorientowany.
-Moi kochani rodzice- powiedział z ironią, po czym jednym ruchem zdjął ze ściany słuchawkę i przyłożył ją do ucha.- Halo?
Zaniepokojony oparłem się tuż obok o ścianę próbując wyłapać jakiekolwiek słowo z bełkotu dochodzącego ze słuchawki lecz nie byłem w stanie rozróżnić żadnego wyrazu. Z obawą wpatrywałem się w powoli blednącą twarz Xaviera.
-Nawet nie ważcie się tego robić- warknął po chwili totalnie rozwścieczony chłopak siniejąc na twarzy ze złości.- Jeśli tylko spróbujecie możecie zapomnieć, że kiedykolwiek byłem waszym synem!- krzyknął w słuchawkę i jednym szybkim ruchem odłożył ją na miejsce ze złością wbijając pięść w ścianę.
Przestraszony odskoczyłem kawałek ze strachem nie mogąc zrozumieć co się właściwie wydarzyło. Czyżby nadszedł koniec mojej wolności? Czyżby wszystko miało skończyć się właśnie teraz?
-Co oni chcą zrobić?-zapytałem po chwili przełykając ze zdenerwowania ślinę.
Xavier spojrzał na mnie uważnym wzrokiem prawdopodobnie zauważając moją pobladłą ze strachu twarz i drżące ramiona.
-Nic co powinno cię martwić. Wszystkim się zajmę- wyszeptał i podszedł do mnie delikatnie mnie obejmując.- Nie przejmuj się tym- powiedział mocniej mnie do siebie przytulając.
Nie wierzyłem w jego słowa ale doceniałem to iż nie chce mnie martwić. Spokojnie odwzajemniłem jego uścisk delikatnie kładąc głowę na jego ramieniu.
-Dobrze, nie będę- obiecałem przysięgając sobie, że w tym jednym jemu bezgranicznie zaufam.