piątek, 15 lutego 2013

One Shot Arigatou


*********************************************************
Delikatnie opierając głowę na swojej dłoni siedziałem w własnej ławce nie mogąc powstrzymać się przed wpatrywaniem w jego profil. Jak każdego dnia z lekko pochyloną głową obserwował zza delikatnych okularów bzdury wypisywane na tablicy.

Mój słodki Jacob, kochany kumpel i najbliższy przyjaciel. Każdy jego uśmiech i każde słowo skierowane do mnie przyprawiało mnie o palpitacje serca. Pewnie już się domyśliliście, że jestem w nim szaleńczo zakochany.

Ale nie jest to żadne głupie, szczeniackie zauroczenie to akurat mogę wam przysiąc. Jeszcze przed paroma miesiącami mógłybym szczerze powiedzieć, że nie darze go żadnym uczuciem wykraczającym poza przyjaźń.

Lecz wszystko zmieniło się tego jednego, jedynego dnia. Gdy zdałem sobie sprawę, że kiedyś on może zniknąć. Że tak na prawde może zniknąć w każdej chwili... Że mogę go nigdy więcej nie zobaczyć.

Pamiętam ten dzień jak dzisiaj...

"-Czemu nigdy nie wchodzisz do wody?-zapytałem chyba po raz setny i tym razem nie otrzymując żadnej odpowiedzi.
Jedyne czym zostałem obdarzony było spojrzenie pełne poirytowania. Westchnąłem zrezygnowany i spowrotem położyłem się na swoim ręczniku wyciągając twarz ku słońcu.
Jacob bo tak miał na imię mój przyjaciel, jak zwykle leżał obok trzymając w ręku obowiązkową książkę, próbując przeczytać coś poprzez odbijające się w okularach słońce. Jasne kosmyki blond włosów delikatnie opadały na jego policzki słodko poruszając się pod wpływem lekkiego wietrzyku. Wpatrywałem się przez chwilę w ich swobodne poruszanie, dopóki zirytowane spojrzenie nie przywróciło mnie do rzeczywistości.
Lekko zawstydzony odwróciłem się zdając sobie sprawę iż mogło to wyglądać dość dziwnie, po czym przeciągając się z głośnym pomrukiem wstałem na równe nogi, a do głowy nagle przyszedł mi pewien pomysł.
-Może chociaż przeniśmy się na molo?-zapytałem patrząc na niego błagalnie.- Nie lubię jak ten wkurzający piasek wdziera mi się we wszystkie zakamarki ciała- westchnąłem zerkając cierpiętniczo dookoła.
-Jakoś nigdy wcześniej nie zwracałeś na to uwagi- stwierdził mróżąc podejrzliwie oczy.
-Oj no weź- jęknąłem udając całkowicie zdołowanego
Jacob przypatrywał mi się jeszcze przez chwilę jakby próbując zgadnąć o co mi chodzi, po czym bardzo wolnym ruchem podniósł się ze swojego ręcznika i trzymając pod pachą książkę ruszył w kierunku mola.
-Niech ci będzie, ale spróbuj mnie choćby ochlapać a będzie po tobie.
Uśmiechnąłem się lekko pod nosem i powoli ruszyłem za nim. 
Ochlapać mówisz, pomyślałem nie mogąc powstrzymać cichego chichotu.
Gdy tylko doszliśmy do końca mola. Z przyjemnoscią rozłożyłem nasze ręczniki i pochyliłem się, aby ułożyć resztę moich rzeczy, gdy nagłe zamieszanie odwróciło moją uwagę.
Jacyś debile rechocząc się przemierzali całą długość mola po kolei wrzucając do wody każdą napotkaną panienkę. Prychnąłem pod nosem widząc jak dziewczyny po chwili wychodzą z wody i chichocząc wracają na swoje miejsca. Spod grzywki zerkając na wygłupiających się chłopaków. Tymczasem oni coraz bardziej zbliżali się w naszym kierunku.
Ignorując hałas który wywoływali praktycznie w promieniu kilkuset metrów. Walnąłem się na ręcznik i zasłoniłem ręką twarz z rozkoszą czując jak ciepłe promienie słońca ogrzewają moje ciało.
Lecz nie dane mi było cieszyć się nawet chwilą spokoju gdyż już po chwili słońce zasłonił mi czyjś uporczywy cień. Z powrotem odsłoniłem twarz i zirytowany zerknąłem na stojących nad moim kumplem dryblasów.
Już chciałem zapytać się ich niezbyt grzecznie po chuj tu stoją, gdy nagle jeden z nich złapał Jacoba za ramię i z całej siły pchnął go z mola. Zszokowany wpatrywałem się jak zaraz po wpadnięciu Jacoba do wody z rechotem skierowali się dalej chcąc wrzucić do wody stojącą nieopodal dziewczynę.
Zerknąłem na błękitną taflę mimowolnie zaśmiałem się z tej sytuacji. Jeszcze nigdy nie udało mi się go namówić do wejścia do wody, a tu proszę.. Został do niej po prostu wrzucony. Siedzałem więc i wpatrywałem się, i wpatrywałem lecz on nadal sie nie wynurzał.
Po chwili już naprawdę spanikowany zerwałem się na równe nogi i dopiero wtedy dostrzegłem delikatny zarys ciała pod wodą.
-Jacob?!
Przerażony wskoczyłem do wody i już po chwili zamknąłem dłoń wokół jego nadgarstka wyciągając go do góry.
-Pomocy! On nie oddycha! Pomóżcie mi go wyciągnąć!!- wrzeszczałem z całych sił starajac się utrzymać go na powierzchni i zblizając się jak najbardziej do mola.
Pierwszy podbiegł mniej więcej trzydziestoletni mężczyzna wyciągając rękę w moim kierunku i starając się jakoś złapać Jacoba aby móc go wciagnąć. Już po chwili udało się i obaj wylądowaliśmy na twardym drewnie.
Ze łzami w oczach zerwałem się szybko i przyłożyłem palec do jego tętnicy ale puls był ledwo wyczuwalny. Z paniką rozejrzałem się dookoła ale nikt z zebranych nie wyglądał na osobę która wiedziała by co robić. Że też dzisiaj na plaży nie było żadnego ratownika, pomyślałem i zerknąłem na jego twarz.
Miał sine usta... wyglądał jakby już nie żył.
Odchyliłem jego głowę do tyłu i zatkałem mu nos biorąc głęboki wdech, który po chwili wduchnąłem w jego wargi. Kilka razy nacisnąłem jego klatkę piersiową, po czym ponownie wdmuchnąłem mu w usta powietrze. Gdy po kilku minutach traciłem już nadzieję, że się obudzi. Zadrżał i przewrócił się na bok krztusząc się wodą.
-Boże Jacob!- krzyknąłem i przycisnąłem go do siebie z całej siły chowając zapłakaną twarz w jego mokrych włosach."

 To właśnie wtedy tak mocno uświadomiłem sobie to iż w każdej chwili mogę go stracić. Że kiedyś może nie przyjść gdy będę go potrzebował.. Że może go wtedy po prostu nie być.. I zacząłem czuć coś dziwnego.
Bałem się kogokolwiek do niego dopuszczać, chciałem ciągle być przy nim, zacząłem łapać się też na tym iż czasami potrafiłem się wpatrywać w niego przez wiele minut z chorą fascynacją.  Szukałem najmniejszego kontaktu z jego ciałem. Chciałem cały czas czuć go przy sobie i raz po raz przyłapywałem się na niby przypadkowych dotykaniach jego dłoni, twarzy... Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Zacząłęm się wściekać gdy zamiast gadać ze mną, rozmawiał z kimś innym. Stawałem się zazdrosny za byle gówno. 
Ale to nadal było mało. Nadal nie wiedziałem o co mi chodzi.
Dopóki pewnego dnia nie zaprosił mnie do siebie na noc. Siedzieliśmy do późna grając na jego komputerze, zjedliśmy kolację. A potem Jacob stwierdził, że chce mu się już spać i poszedł na swoje łóżko. 
Miałem do skończenia ostatnią rundę więc  zanim ją przeszedłem on już słodko spał. Po cichu wyłączyłem komputer i zbliżyłem się do niego z ciekawością wpatrując się w jego twarz... I właśnie wtedy po raz pierwszy naszła mnie TA myśl.
Po raz pierwszy pomyślałem jak by to było gdybym go pocałował. W te jego pełne, delikatne usta. 
I to właśnie ta myśl spowodowała, że jak lawina spadły na mnie kolejne.  I już wiedziałem, czemu wcześniej czułem się tak dziwnie.
Zakochałem się....
Zakochałem się w moim najlepszym przyjacielu do kurwy nędzy. I nie miałem już jak z tego wybrnąć..
Przeklęty dzwonek przerwał jednak moje dalsze rozmyślenia na ten temat. Wszyscy jeden za drugim wybiegali z klasy i z uśmiechem na ustach szli do domu. Tak.. koniec nauki na dziś, pomyślałem i przywołując na twarz jak zwykle przyjacielski uśmiech podszedłem do niecierpliwie stojącego w drzwiach Jacoba.
-Musisz się tak zawsze wlec?- warknął zirytowany gdy wreszcie do niego doszedłem.
-A co śpieszy ci się gdzieś?- zapytałem uśmiechając się najszerzej jak potrafiłem.
Jacob tylko przewrócił oczami na znak irytacji i ruszyliśmy do domu. W sumie to mieszkaliśmy koło siebie tak więc zawsze wracaliśmy ze szkoły razem. 
Dzisiejszy dzień był wyjątkowo piękny. Błekitne niebo nie skażała nawet najmniejsza chmurka. A lekki wietrzyk mile ochładzał ciało przed wszechobecnym gorącem. 
-Jacob czy myślałeś kiedykolwiek o tym co będzie kiedy powiesz komuś, że go lubisz?-wyrwało mi się.
Jacob spojrzał na mnie jakoś dziwnie a ja speszony szybko odwróciłem wzrok. Gdy po paru minutach nadal nie odpowiadał przez cały czas sie we mnie wpatrując. Zacząłem zastanawiać się jak wybrnąć z tej sytuacji. Rozejrzałem się i z ulgą dostrzegłem, że stoimy już koło mojego domu.
-W sumie to już nie ważne- powiedziałem machając nieporadnie rękoma.- Musze już iść. To do zobaczeni jutro!- krzyknąłem i odwróciłem się chcąc biegiem znaleźć się w swoim pokoju lecz jego delikatna rączka zacisnęła sie na moim ramieniu, powstrzymując mnie przed jakimkolwiek ruchem.
Zaskoczony spojrzałem w jego stronę i dostrzegłem coś co mnie jeszcze bardziej zszokowało. Jacob rumienił się.. Rumienił się patrząc na mnie tymi swoimi zielonymi oczami i z zaciętym wyrazem twarzy nadal nie puszczał mojej ręki.
-Myślałem o tym- wyszeptał.
A mi zajęło jedną długą chwilę zrozumienie o co mu chodzi.
-Ale doszedłem do wniosku, że nie warto o tym myśleć. Co będzie to będzie, a nawet jeśli ona się nie zgodzi to nie jest koniec świata, prawda?-stwierdził i z uśmiechem puścił mnie kierując się do domu obok.
"..jeśli ona się nie zgodzi.." czyli jednak nie mam żadnych szans. Nawet w kontekście bierzy pod uwagę tylko dziewczyny, westchnąłem. Czy on wie jak bardzo rani mnie czasami swoimi słowami?

******************************************************************************

Przyjaźniliśmy się praktycznie od piaskownicy. Lubiłem jego towarzystwo, jego uśmiech. To jak zawsze chronił mnie przed innymi dziećmi, które się ze mnie nabijały. A zdarzało się to dosyć często. No bo jak nie nabijać się z małego okularnika, który non stop siedzi z nosem w jakiejś książce i nawet z wyglądu bardziej przypomina kobietę niż faceta.
Był dla mnie starszym bratem, kumplem i no cóż... pierwszą miłością. Tak właśnie..miłością. Zawsze był miły, śmieszny i pomocny. To właśnie to sprawiło, że mogłem na nim zawsze polegać. To ja byłem tym który jest wiecznie ponury. Zaczęło się od pewnego wydarzenia w podstawówce.
Byliśmy w szóstej klasie i codziennie trzymaliśmy się razem jak zwykle. Ale tego dnia on nie pokazał się w szkole. Gdy pisałem, nie odpisywał i nie odbierał też telefonów. 
Bałem się, ze może coś się stało. Więc uciekłem ze szkoły po trzeciej lekcji i pobiegłem do niego do domu. Brama jak i drzwi od domu były otwarte. Wszedłem do środka i zawołałem go po imieniu, ale nie usłyszałem żadnej odpowiedzi. Zaglądałem do każdego pomieszczenia aż w końcu go znalazłem. Siedział na podłodze w łazience, z płaczem zaciskając dłoń na zakrwawionej ręce. W odległości kilku kroków od niego leżała zakrwawiona żyletka.
-Boże, David co ty odpierdalasz?-wrzasnąłem doskakując do niego i łapiąc w dłonie jego rękę.
Wyglądała strasznie. Na szczęście część cięć nie była zbyt głęboka. Szybko wsadziłem jego rękę pod bierzącą wodę i obmyłem ją następnie zawiązując na niej kawałek tkaniny, która akurat była pod ręką.
-Co się stało? Boże, czemu to zrobiłeś?-zapytałem przytulając jego duże ciało do swojego. 
Moze i trochę śmiesznie to wyglądało bo w końcu był ode mnie o dwie głowy wyższy, ale w tej chwili nic mnie to nie obchodziło. Pragnąłem schować każdy kawałek jego ciała w moich ramionach. Ochronić go.
-Dzwonili z policji- wyszeptał głosem pełnym bólu i silnie ścisnął mnie w pasie. Przymknąłem oko na to iż praktycznie nie mogłem oddychać i uspokajająco głaskałem go po plecach.- Był wypadek i moi rodzice.. oni...
Już wiedziałem co się stało. Mocniej wcisnąłem twarz w jego klatkę piersiową i zacisnąłem palce na jego plecach. Czułem jak każda część jego ciała drży pod wpływem szlochu wydostającego się z jego piersi."
Od tamtej pory wiedziałem, że nawet on ma swoje mroczną stronę. Stronę bólu i samotności. Że nawet jeśli na co dzień jest osobą pogodną i tryskającą entuzjazmem, w głębi serca cierpi tak jak każdy. A ja aby wszystko mu ułatwić. Sam zacząłem dbać o siebie, aby nie musiał już mnie bronić. 
Stałem się też nieco ironiczny, ale to tylko dlatego że wiedziałem iż nie chciałby mojego współczucia, żalu i litości. No więc za każdym razem jak się załamywał przytulałem go klepiąc po tych szerokich plecach i patrząc z irytacją kazałem mu się ogarnąć i wziąźć  w garść.
A on niemal od razu to robił. Aż pewnego dnia zauważyłem, że już od dawna nie widziałem go smutnego. Obserwowałem go i obserwowałem... gdy wtem zdałem sobie sprawę, że on po prostu zapomniał o tym bólu który przeżył. Nie wspominał go i już nigdy się nie załamywał. Nigdy aż do tego wydarzenia nad plażą. 
Gdy ledwo udało mi się przeżyć. Uratował mnie... i jeszcze przez długi czas siedział z płaczem trzymając mnie w ramionach i w kółko powtarzając jedno zdanie.
"-Błagam tylko nie ty.. tylko nie ty.. Nie możesz mnie opuścić. Nigdy... błagam.."

I wtedy wiedziałem, że nie ma opcji iż kiedykolwiek go opuszczę.  Nie mogłem.. dlaczego? Ponieważ wtedy gdy moje  życie wisiało na włosku jedyne o czym myślałem to on. Ostatnia myśl zanim zachłysnąłem się wodą była życzeniem aby jemu nic się nie stało. Abym ja sam przeżył i mógł szybko do niego wrócić.. Abym po wynurzeniu mógł przytulić go i pocałować.. Abym nigdy go już nie wypuścił z własnych ramion.
 Kochałem go. Kochałem tak mocno że mnie samego to przeraziło. 
No i do tego jeszcze jego dzisiejsze dziwne zachowanie gdy wracaliśmy ze szkoły.
-Jacob czy myślałeś kiedykolwiek o tym co będzie kiedy powiesz komuś, że go lubisz?-zapytał dziwnie skrępowany a mój żołądek skręcił się pod wpływem złego przeczucia.
Spojrzałem na niego chcąc wybadać o co mu chodzi. Czyżby zakochał się w jakiejś dziewczynie? I bał się jej tego wyznać.. Czyli że oczekuje iż wesprę go na duchu, tak? Ha.. bądź dobrym przyjacielem Jacobku i powiedz że wszystko będzie dobrze, pomyślałem. Widziałem jak speszony rozgląda się dokoła jakby chciał uciec.
-W sumie to już nie ważne- powiedział machając dziwnie rękoma.- Musze już iść. To do zobaczenia jutro! 
Już się odwracał gdy złapałem lekko za jego ramię czerwieniąc się nieco przy tym. Nie przywykłem dotykać go od czasu uświadomienia sobie, że najwyraźniej interesuje mnie nie tylko pod względem przyjaźni.
-Myślałem o tym-wyszeptałem starajac się dobrać słowa.
To było takie trudne patrząc na w te jego duże niebieskie oczy i wiedząc, że po moich słowach najprawdopodobniej pobiegnie do obiektu swoich westchnień i wyzna jej miłość.
-Ale doszedłem do wniosku, że nie warto o tym myśleć. Co będzie to będzie, a nawet jeśli ona się nie zgodzi to nie jest koniec świata, prawda?-stwierdziłem i wymuszając serdeczny uśmiech, puściłem go kierując się do swojego domu.
Gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi do swojego domu poczułem jak uśmiech spływa z mojej twarzy i a wkurzające łzy zbierają się pod powiekami.
Dlaczego akurat on? Dlaczego to w nim musiałem się tak głupio zakochać, jęknąłem w myślach i widząc wychodzącą zza rogu matkę. Szybko wytarłem twarz i pobiegłem do swojego pokoju. Ale byłem zbyt wolny. Zdążyła już zauważyć, że coś jest nie tak i szybko ruszyła za mną. 
Boże, nawet chwili spokoju nie można mieć w tym domu... 
Zostawiłem otwarte drzwi i skończyłem na swoje łóżko już dłużej nie mogąc się powstrzymać i nie zwracając uwagi na wszystko dookoła ponownie zaniosłem się płaczem.
-Jacob skarbie co się stało?- usłyszałem jej delikatny głos tuż przy mnie i poczułem jak łóżko zapada się lekko pod czyimś ciężarem. 
Jej delikatna zapracowana dłoń gładko spoczeła w moich wlosach głaszcząc je pieszczotliwie.
-Coś cię gryzie? Może chcesz mi powiedzieć?
Podniosłem na nią zapłakane oczy a moje usta zadrgały lekko przez wzbierajacy szloch.
-Mamo czemu ja go muszę tak bardzo kochać?- jęknąłem dopiero po chwili zdając sobie sprawę, ze właśnie się zdradziłem.
Z obawą spojrzałem na swą matkę lecz ona tylko lekko poklepała mnie po plecach. 
-Tak to już bywa z miłością. Nie zawsze jest taka jakbyś chciał aby była- powiedziała spokojnie i przytulając mnie mocno, powoli wstała i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. 
 Zaakceptowała to. W swój dziwny ale kochany sposób zaakceptowała to, że kocham się w chłopaku. Cżęściowa ulga zalała moje serce. Ale tylko częściowa bo skoro mowa o chłopaku.. On teraz pędzi pewnie do tej swojej ukochanej, pomyślałem i ponownie schowałem twarz w poduszce płącząc ze swojej beznadziejności.

****************************************************************************

Stałem jeszcze przez chwilę wpatrując się w drzwi jego domu aż w końcu zdecydowałem się skirować do siebie.
Może to wszystko nie ma sensu? Może gdybym umówił się z jakąś dziewczyną, może by mi przeszło? Zastanawiałem się choć znałem odpowiedź. Nic by nie przeszło... Nic..
Przybity skierowałem się ku schodom na piętro aby zamknąć się w czeluściach własnego pokoju. Lecz właśnie wtedy z przedpokoju dało się usłyszeć głuche dzwonienie telefonu.
-Akurat teraz- jęknąłem szybko zmieniając kierunek marszu i łapiąc za wiszącą słuchawkę.- Słucham?
-Tu mama Jacoba- odezwał się przemiły głos pani Martinson.- Chciałam cie prosić kochaniuteńki o małą przysługę. 
-Coś się stało?-zapytałem nagle zaniepokojony.
-Jacob zamknął się w pokoju i chyba planuje zrobić jakąś głupotę- skłamała, choć ja oczywiście o tym nie wiedziałem.
Żołądek ścisnął mi się z przerażenia. Przecież jak rozstawaliśmy się wszystko było w porządku. A moze coś go dręczy a ja tego nie zauważyłem i postanowił to zakończyć?
-Czy mógłbyś...
-...poczeka pani ja już idę !- krzyknąłem w słuchawkę i wybiegłem z domu nie zdając sobie sprawy że urwałem jej w pół zdania. 
 Jak z procy wbiegłem do jego domu i skierowałem się do sypialni Jacoba, z rozpędu prawie wbijając się w drzwi.
-Jacob!- krzyknąłem myśląc, że przyłapie go na jakiś próbach samobójstwa lub coś  lecz zamiast tego zobaczyłem zszokowaną twarz unoszącą się znad opuszczonych ramion  i wpatrującą się we mnie bez zrozumienia. 
Strużki łez delikatnie spływały po jego policzkach a oczy wydawały się być jeszcze większe i bardziej błyszczące pod wpływem zbierających się w nich potoków łez. Z jednej strony mi ulżyło bo nie robił nic groźnego lecz z drugiej było mi smutno ponieważ  wydawał się być załamany.
-Co się stało?- zapytałem podchodząc powoli do łóżka i siadając delikatnie na jego rogu. 
-Czemu tu przyszedłeś ?- jęknął z powrotem chowając twarz w poduszkę przez co jego głos był prawie całkowicie zagłuszony.
-Twoja matka zadzwoniła do mnie, bo się o ciebie martwiła- westchnąłem z obawą wpatrując się w jego drżące ciało.
Czekałem aż z własnej woli coś powie. Lecz nic takiego nie nastąpiło. Jeszcze raz westchnąłem i położyłem się obok niego na łóżku obejmując te drżące ciało ramionami.

-C..cco robisz?-przestraszony szept rozległ się tuż koło mojego ucha, a ciało koło mnie niespodziewanie znieruchomiało.

-Pocieszam cię...- uśmiechnąłem się i uniosłem głowę spoglądając prosto w jego zdziwione oczy.

-Nie prosiłem cię o to- odparł odwzajemniając moje spojrzenie.

-Nie musiałeś prosić- stwierdziłem obdarzając go jeszcze jednym uśmiechem.

Na to już nic nie odpowiedział. Leżał po prostu w moim objęciach i z dziwną zawziętością nie chciał odwrócić spojrzenia od moich oczu. W sumie ja też nie chciałem tego zrobić, można powiedzieć, że była to jakby mała walka pomiędzy nami. Kto dłużej wytrzyma? Ja się nie poddam i tak bardzo rzadko mam okazję znaleźć się w takiej sytuacji.

Z całej siły czerpałem przyjemność z trzymania jego drobnego ciała w moich ramionach chcąc już tak pozostać na zawsze. Myślałem o tym tak intensywnie, że dopiero po chwili zauważyłem mocne rumieńce powoli wykwitające na słodkiej twarzy Jacoba. 

-Coś się stało?-zapytałem zaciekawiony mocniej przytulając go do siebie.

I właśnie wtedy poczułem jego delikatne usta wprost na moich. To był zaledwie lekki dotyk lecz sprawił iż moje serce na sekundę zamarło po czym zaczęło bić tak szaleńczym rytmem jakbym zaraz miał dostać zawału.

-C..co t..ty?

Zaskoczony nie mogłem skleić jednego spójnego zdania. Jacob...Jacob mnie pocałował.. Mnie!! Nie żadną dziewczynę tylko MNIE!!! Jedna za drugą moją głowę bombardowały pełne niedowierzenia myśli.

Ale wyglądało na to, że tylko ja radowałem się z powodu tego pocałunku.

Jacob patrząc na mnie z przerażeniem cofnął się i chowając głowę w ramionach z całej siły począł kręcić się i wiercić aby wydostać się z moich ramion.

-Przepraszam, ja nie wiem czemu to zrobiłem.. Puść mnie, ja muszę...-tłumaczył się gorączkowo próbując ode mnie uciec.

-O nie, teraz na pewno cię nie puszczę... Nie teraz...- powiedziałem i niezbyt delikatnie pociągnąłem jego podbródek do góry gwałtownie wbijając się w jego usta.-Sam to zacząłeś- szepnąłem na sekundę odrywając się od jego ust aby po chwili ponownie się w nich zagłębić. 

Był taki słodki. Niemal od razu uchylił zapraszająco wargi i równie zachłannie bawił się ze mną językiem, wyginając swoje ciało w moją stronę. Mocno przejeżdżałem językiem po jego dziąsłach, podniebieniu na przemian bawiąc się z nim i pozwalając mu co chwilę przejąć kontrolę nad pocałunkiem. A niech się dzieciak cieszy.

Z pomrukiem zadowolenia wplotłem palce w jego włosy i oderwałem się od jego ust z rozkoszą składając pocałunek na jego smukłej szyi. Zduszony jęk wyrwał się z jego ust gdy począłem delikatnie podgryzać jego kark i lizać wrażliwą skórę. Jego skóra miała tak przyjemny zapach.. ahh... Jak czekolada z nutką cynamonu. Nie mogłem się nią w pełni napoić. Dotykałem, całowałem, lizałem, głaskałem, czułem... Tak bardzo kochałem. 

Gdy znudziło mi się już same dręczenie jego szyi. Powoli zjechałem niżej zdejmując z niego koszulkę i liżąc jego klatkę piersiową. Zafascynowany jego jękami objąłem ustami jeden z jego sutków i raz po raz ssałem go lub podgryzałem drugi pieszcząc palcami. Boże jak on pięknie jęczał! Już same odgłosy  wychodzące z jego ust sprawiły, że byłem podniecony jak nigdy wcześniej. Nie wiedziałem jakim cudem nadal udawało mi się prowadzić tą grę wstępną zamiast wejść w niego po prostu bez ostrzeżenia. 

Ale nie, nie mógłbym tego zrobić. Zabolałoby go to a wiedziałem, że mi ufa. Że oddaje mi w ręce swoje ciało i oczekuje iż będę dla niego delikatny.

Więc jestem. Nie śpieszę się chociaż moja cierpliwość powoli zbliża się do granicy. Chcąc lekko sobie ulżyć opuściłem swoje spodnie i uwolniłem nabrzmiałą męskość aby żaden materiał jej nie drażnił. Następnie wsunąłem rękę w jego bieliznę i delikatnie nacisnąłem palcem na jego wejście.

-Rozluźnij się- szepnąłem lekko całując jego podbrzusze.

To było dla niego dość trudne lecz widać było, że stara się spełnić moją prośbę. Wsunąłem w niego jeden palec i począłem rozciągać go powoli drugą ręką uspokajająco kreśląc małe kółeczka na jego biodrze. Ustami ponownie wróciłem do jego warg starając się odwrócić jego uwagę podczas wsuwania drugiego palca.

Powoli acz jednak skrupulatnie kręciłem palcami starając się jak najbardziej go rozciągnąć. Gdy mieściły się już trzy delikatnie je wysunąłem i siadając pomiędzy jego nogami uniosłem delikatnie jego biodra dotykając penisem jego pośladków.

-Mogę?- szepnąłem wprost w jego usta starając się jeszcze przez chwilę pohamować.

-Tak- odszepnął i zawiesił mi swoje dłonie na szyi przyciągając do gwałtownego pocałunku.

Powoli wsunąłem się w jego wejście starając się sprawić mu jak najmniej bólu. I gdy po chwili byłem w nim już cały, a on sprawiał wrażenie jakby wszystko było  w porządku, Zacząłem się poruszać. Na początku powoli, z czasem coraz szybciej i mocniej aż nasze jęki doskonale zaczęły się odbijać w całym pomieszczeniu.

-Jacob- wyszeptałem czując, że za chwilę dojdę.- Kocham cię, tak bardzo cię kocham.

Widziałem jak jego oczy rozszerzają się w zdumieniu po czym ponownie przymykają a na twarz wpełza pełen szczęścia uśmiech. Jedyny taki uśmiech jaki kiedykolwiek u niego widziałem. Bezgranicznie szczęśliwy i szczery uśmiech..

-Też cię kocham David- wyjęczał zanim pierwsze skurcze ogarnęły jego ciało.

-Ahh- wyrwało mi się gdy z odchyloną do tyłu głową doszedłem w jego wnętrzu.

Już po chwili zmęczony opadłem na jego ciało i z błogim uśmiechem pocałowałem go lekko w usta.

-Tak długo na to czekałem- wyznałem delikatnie wychodząc z niego i z zadowolonym uśmiechem bawiąc się tymi jego słodkimi blond kosmykami.

-I się doczekałeś- stwierdził Jacob ze śmiechem odganiając moją rękę.- Przestań dobrze wiesz, że nie lubię jak ktoś bawi się moimi włosami.

-Nawet ja?- zapytałem z nadzieją patrząc się na jego główkę.

-Tak nawet ty- opowiedział jak zwykle rzucając mi zirytowane spojrzenie. 

Hahaha, mój aniołeczek nigdy się nie zmieni, pomyślałem podziwiając dziwne iskierki widoczne w jego oczach. 

-David?

-Słucham.

Jacob dla odmiany skrępowany opuścił wzrok na swoje dłonie.

-Chciałem się zapytać.. czy teraz.. czy my .. jesteśmy teraz razem?

Spojrzałem na niego czułym wzrokiem i delikatnie potarmosiłem jego włosy.

-Tak jesteśmy razem-potwierdziłem krzywiąc z rozbawienia usta.

-Ale tak naprawdę naprawdę ?

-Tak naprawdę, naprawdę :)- jeszcze raz odpowiedziałem całując go lekko w czoła.

-Kocham cię- usłyszałem tuż przy moim uchu czując jak drobne rączki ponownie obejmują moją szyję.

-Wiem- odpowiedziałem głosem pełnym zadowolenia i ze śmiechem mocno się do niego przytuliłem.- Ja ciebie też kocham.

-Wiem- odparł patrząc na mnie z tą swoją wieczną wyższością.- I nigdy nie waż się przestać.

-Nie przestanę.


*****************************************************

THE END