środa, 16 kwietnia 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 9

XAVIER

Odkąd obudziliśmy się dzisiejszego ranka, niemal cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie niezręczności. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem przebywać w jego towarzystwie nie czując przy tym skrępowania. Obawiając się swoich własnych myśli, postanowiłem zrobić sobie trochę wolnego od jego towarzystwa i tuż po śniadaniu, zostawiając mu klucze, wyszedłem z domu chcąc zapoznać się trochę z okolicą.

Dzisiejszego dnia temperatura na zewnątrz była na wyjątkowo znośna.

Powolnym krokiem skręciłem w boczną uliczkę, z zaciekawieniem rozglądając się po fasadach pobliskich domków. Różniły się od tych przy głównej drodze, które zdążyłem już zobaczyć dzień wcześniej.

Nie były ani podobnych rozmiarów, ani kolorystyki. Każdy miał swój własny charakter nadany z pewnością przez właściciela. Jeden dom sprawiał wrażenie wręcz ubogiego, podczas gdy kawałek dalej drugi świecił przepychem. Inny był utrzymany w pastelowych tonacjach, podczas gdy jeszcze inny w przyprawiających o ból głowy, jaskrawych kolorach.

Nie powiem, że nie.. Miało to w sobie jakiś specyficzny urok.

Już miałem skręcić w boczną przecznice, gdy na końcu ulicy dostrzegłem małą kawiarenkę, a tuż obok kosmetyczny i aptekę.A jednak, wreszcie jakaś cywilizacja, uśmiechnąłem się.

Szybko skierowałem się w tamtą stronę. Już niemal traciłem nadzieję, że po tej stronie miasta jest coś poza spożywczakiem do którego wczoraj zawitaliśmy z Nathanielem. Najwyraźniej jednak troszkę się pomyliłem. Na szczęście... Bo nie wiem co bym zrobił gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nie możność pójścia nigdzie indziej niż do spożywczaka, o zgrozo! Zbyt przerażające, aby choćby o tym pomyśleć.

Z uśmiechem na ustach wkroczyłem do wnętrza przyjaźnie wyglądającej kawiarenki. Bladoróżowe ściany, z tu i ówdzie wiszącymi portretami przedstawiającymi przepysznie wyglądające ciastka i torty dodawały lokalowy przytulności, a ciemnobrązowe meble fajny klimacik. Nawet znośne..

Powoli podszedłem do szklanej lady, dyskretnie rozglądając się dokoła. Dwa z pięciu stolików, zajęte były przez osoby mniej więcej w moim wieku, o ile nie młodsze. Kilka spojrzeń skupiło się na mojej osobie, lecz zręcznie je zignorowałem naciskając okrągły przycisk przywołujący obsługę.

Niecałe kilka sekund później, zza oszklonych drzwi wychynęła serdecznie wyglądająca staruszka z notesem w dłoni.

-Dzień Dobry. W czym mogę służyć?- zapytała obdarzając mnie promiennym uśmiechem.

W zamyśleniu przyjrzałem się wywieszonemu nieopodal menu. Zdziwiłem się zauważając, że nie podawali tu jedynie deserów. Mnogością dań przypominali raczej restaurację. Można było zjeść zarówno porządny obiad, kolację, jak i pizzę, lody. Po chwili zastanowienia zdecydowałem się jednak tylko na ciastko i cappucino, dodatkowo biorąc na wynos kawałek tiramisu. Miałem nadzieję, że Nathanielowi posmakuje. Może jeszcze dzisiaj wybralibyśmy się tutaj na kolację, zamiast cały czas siedzieć w domu, pomyślałem.

Mimowolnie przypomniałem sobie moje wczorajsze rozmyślenia na jego temat. Szybko potrząsając głową, aby pozbyć się niepożądanych myśli skierowałem swoje kroki do stolika stojącego najbliżej drzwi. Powoli przegryzając ciastko, sięgnąłem po leżącą na blacie gazetę. Ukradkiem zerknąłem na zegarek zauważając, ze nie ma mnie w domu zaledwie pół godziny. Ten czas zdecydowanie leci zbyt wolno, burknąłem pod nosem.

Nie uśmiechało mi się błąkanie bez celu po okolicy, a na powrót do domu było o wiele za wcześnie, zdecydowałem więc, że pobędę w kawiarence trochę dłużej. Nawet jeśli miałoby to oznaczać zamówienie drugiego kubka cappucino i ciastka.

Powoli siorbiąc zawartość kubka pobieżnie przejrzałem rubryki towarzyskie zatrzymując się na miejscowych aktualnościach. Kilka biurokratycznych ciekawostek, ale tak poza tym nic godnego uwagi. Już miałem przekręcić na drugą stronę w poszukiwaniu jakichkolwiek fascynujących, bądź nawet mniej fascynujących artykułów, gdy nagłe chrząknięcie odwróciło moją uwagę. Powoli uniosłem wzrok znad czytanego czasopisma pochwycając spojrzenie średniego wzrostu ciemnej blondynki. Gdy po dłuższej chwili nadal stała w miejscu wpatrując się we mnie badawczo bez słowa, uśmiechnąłem się lekko ironicznie machając w jej kierunku głową. 

-Tak?- zapytałem chcąc ułatwić jej sprawę. 

No niech się wreszcie odezwie, nie mam wieczności, pomyślałem. Bynajmniej wcale dziwnie nie wygląda, gdy tak stoi jakby ktoś ją spetryfikował.

Dziewczyna potrząsnęła głową jakby wychodząc z letargu i niemal od razu przyodziała swą twarz w przyjazny uśmiech.

-Jestem Mito- przedstawiła się wyciągając w moim kierunku drobną rączkę. 

Niepewnie uścisnąłem jej dłoń zastanawiając się co z tego wyniknie.

-Xavier.. A przedstawiasz mi się, bo...?

Blondynka bez pytania odsunęła sobie krzesło i ku mojemu ogromnemu zdumieniu, usiadła naprzeciwko mnie zdrowo łyknąwszy sobie mojego cappucino.

-Zobaczyłam was wczoraj, jak się wprowadzaliście- powiedziała zdając się nie zauważać moich ciskających błyskawicami spojrzeń.-Naprawdę cieszę się, że będę miała nowych sąsiadów- uśmiechnęła się promiennie, a mi zrobiło się trochę głupio z powodu mojego wręcz nieuprzejmego zachowania.- Na długo się przeprowadziliście?

-Mam nadzieję, że tak..- mruknąłem momentalnie przypominając sobie z jakiego powodu w ogóle musieliśmy się przeprowadzać. 

Powoli zmierzyłem dziewczynę badawczym spojrzeniem. Na pierwszy rzut oka ciemnoblond włosy okazały się być nie do końca ciemnoblond, tu i ówdzie jasne pasemka nadawały im lekko jaśniejszy odcień. Oczy które na początku wziąłem po prostu za niebieskie, też nie były nimi do końca, bez trudu można było dostrzec w nich też trochę zieleni. Wyglądała na sympatyczną osobę, a skoro od dzisiaj miała być także naszą sąsiadką, wypadałoby się zaprzyjaźnić. 

-Nie ma tu za bardzo co robić, prawda?- westchnąłem wpatrując się w widniejący za oknem śnieżny krajobraz. 

Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie zerkając w tą samą stronę.

-Nie o tej porze roku- przytaknęła stukając delikatnie paznokciami w blat stołu. 

Chwilę jeszcze wpatrywałem się w widok za oknem, by po chwili spojrzeniem wrócić do dziewczyny siedzącej naprzeciwko. 

-Mito to chyba nie jest twoje prawdziwe imię?- odważyłem się zapytać, przy okazji wyciągając rękę i przywłaszczając sobie z powrotem moje cappucino. 

-Śmiesz wątpić w jego prawdziwość?- zapytała unosząc lekko brwi. 

-Skądże- odparłem mając nadzieję, że wyglądam na szczerego. Może i wyglądała na aniołka, ale lepiej nie kusić losu, nie chciałem żeby opacznie mnie zrozumiała i myślała, że nie podoba mi się jej ksywa, bądź imię, jeśli faktycznie jest prawdziwe. Ze wzrokiem utkwionym w suficie pociągnąłem spory łyk zbawiennego napoju. 

Dziewczyna przyglądała mi się jeszcze dłuższą chwilę podejrzliwie, po czym najwyraźniej udobruchana osunęła się na oparcie swojego krzesła z chytrym uśmieszkiem. 

-Jako przeprosiny za te pytanie pozwalam Ci postawić mi szklankę gorącej czekolady- stwierdziła po chwili błyskając do mnie zębami w szerokim uśmiechu.

-Cóż za subtelność- mruknąłem pod nosem, po kilku minutach stawiając przed nią upragniony napój. 

Ma dziewczyna charakterek. 

-W sumie...

-Hmm?- burknąłem widząc, jak zamyślona pociera chwilę podbródek taksując mnie spojrzeniem.

-W sumie to może wykombinowałabym coś ciekawego- odpowiedziała po chwili, a ja nie rozumiejąc o co chodzi zagapiłem się na nią unosząc lekko brwi. 

Dziewczyna przewróciła swoimi niebiesko-zielonymi oczami.

-Niby nie ma co tu robić o tej porze roku, przynajmniej na zewnątrz...-odparła uśmiechając się tajemniczo.- Jednakże z tego co mi wiadomo, pojutrze mój przyjaciel robi imprezę. Nic by się nie stało gdybyś wraz ze swoim przyjacielem do nas wpadli. Samuel, wręcz błagał mnie abym ogarnęła więcej ludzi.. Co ty na to?

-W sumie nie taki zły pomysł-przyznałem.- Zapytam się Nathaniela, i dam ci znać- uśmiechnąłem się, czując do tej dziewczyny coraz większą sympatię. 

-Jasne!- wykrzyknęła zadowolona.- Mieszkam w domu naprzeciwko, jakby co zawsze możecie wpaść na herbatkę czy coś..- uśmiechnęła się zerkając na zegarek.- Będę musiała już spadać, do następnego!

Ledwo mignęła mi, szybko zrywając się z miejsca i wychodząc na zewnątrz. W zadziwiająco dobrym humorze wytarłem usta i delikatnie biorąc w dłoń pudełko z ciastem dla Nathaniela, w ślad za nią opuściłem kawiarnię, powoli kierując się w stronę domu. 

**********************************************

NATHANIEL

Po wyjściu Xaviera nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić, tak więc postanowiłem skupić się na dokładniejszym poukładaniu swoich rzeczy. Dzień wcześniej zaledwie wrzuciłem je po szafkach jak popadnie. 

Dopiero teraz dostrzegając, jaki chaos tym wywołałem, powoli acz metodycznie wziąłem się do porządków.

Starając się nie myśleć o niczym innym prócz własnych rzeczy, posprzątałem wręcz w rekordowym tempie. Gdy skończyłem niemal od razu moje myśli powędrowały do osoby obecnie przebywającej poza domem. O nie. Tak nie będzie, jęknąłem w myślach. Szybko zabierając się za coś innego. Musiałem coś robić, byleby moje myśli nie wracały co rusz do Xaviera. Nie wiedzieć czemu sprawiało to, że zaczynałem się rumienić ilekroć choćby pomyślałem jego imię. Co jest ze mną nie tak?

W następnej kolejności postanowiłem zrobić obiad. Manewrując tak, aby bardziej obciążać zdrową rękę, obrałem i ugotowałem ziemniaki, po czym w piekarniku usmażyłem kurczaka. Następnie wziąłem się za surówkę, gdy wtem usłyszałem odgłos domofonu. 

Zerkając na zegar, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest już zdrowo po południu. Powoli gramoląc się z krzesła, ruszyłem do drzwi otwierając je przed przybyszem, którym okazał się być Xavier we własnej osobie. 

-Nie uwierzysz, ale w okolicy mamy nawet kawiarnie- powiedział na przywitanie i wymijając mnie, wcisnął mi w łapy średniej wielkości pudełko.

-Co to?- zapytałem zaciekawiony czekając, aż zdejmie kurtkę i buty, po czym razem z nim skierowałem się w stronę kuchni. 

-Tiramisu, pomyślałem, że wezmę ci coś smacznego- wyjaśnił uśmiechając się lekko w moją stronę.- A co tu tak pięknie pachnie?- zapytał po chwili, śmiesznie węsząc w powietrzu.

-Zrobiłem obiad.

Xavier spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie musiałeś, mogłeś poczekać na mnie razem byśmy coś upichcili.

Powoli wzruszyłem ramionami.

-I tak nie miałem co robić- stwierdziłem otwierając pudełko i przekładając kawałek ciasta na talerz. 

Wyglądało naprawdę apetycznie. Postanowiłem podać je jako deser. Delikatnie przekroiłem je na dwa kawałki i położyłem na środku stołu, widząc, że Xavier zdążył rozstawić już resztę naczyń. Gdy tylko usiedliśmy przy stole, po raz pierwszy od rana otwarcie na siebie zerkając, skrępowanie natychmiast powróciło i to ze zdwojoną siłą. Kurde, zaczynało mnie to irytować. Niby dlaczego, miałem czuć się tak akurat w jego obecności. Nie chcąc po sobie poznać o czym myślę, w milczeniu zabrałem się za jedzenie z wdzięcznością zauważając, iż Xavier zrobił to samo. 

Gdy po jakimś czasie z pełnymi brzuchami kończyliśmy pałaszować pozostawione na deser tiramisu, Xavier podniósł na mnie wzrok i wyglądał jakby chciał się mnie o coś spytać. 

-Tak?-ponagliłem go, gdy przez dłuższy czas nadal się nie odezwał, a mnie zaczynało już irytować jego zachowanie. 

-Gdy byłem w kawiarni.. poznałem naszą sąsiadkę-powiedział po chwili, a ja nie wiedzieć czemu zacisnąłem palce pod stołem słysząc wzmiankę o jakiejkolwiek dziewczynie.- Widziała jak się wczoraj wprowadzaliśmy i zaproponowała żebyśmy wpadli pojutrze na imprezę jej przyjaciela. Wydawała się być naprawdę sympatyczna.. Chciałbyś iść tam ze mną?

Na wzmiankę o tym, że wydawała się być sympatyczna poczułem jakby żołądek zawiązał mi się na supeł. Już chciałem powiedzieć, że nie.. Nie mam ochoty. Jednak gdyby Xavier postanowił iść sam.. Z niewiadomych mi przyczyn to wydawało się być o wiele gorsze, niż perspektywa oglądania go na własne oczy. W końcu gdybym tam był wiedziałbym co robi. O boże.. Co ja jestem jego matka? Nie powinienem się przejmować z kim rozmawia. To jego sprawa..A jednak..

-W sumie nic się nie stanie jeśli pójdę- powiedziałem po chwili nawet nie zastanawiając się porządnie nad decyzją. Mentalnie walnąłem głową w ścianę. 

Xavier uśmiechnął się promiennie i zgarniając swój talerz ruszył do zlewu niemal w tym samym momencie co ja. Pod wpływem nieuwagi prawie upuściłem swój talerz, w ostatniej chwili podtrzymując go drugą ręką. Uniosłem wzrok z zaskoczeniem stwierdzając, jak bardzo blisko mnie znajdowała się twarz Xaviera. 

-Ummm..-wymamrotałem szybko odskakując do tyłu, gdy poczułem jak moje policzki ponownie zalewa fala czerwieni. Tym razem nie było ciemności, która mogłaby to ukryć. 

-Zostaw talerz na stole. Skoro zrobiłeś obiad, to ja pozmywam- odparł Xavier po dłuższej chwili, zatrzymując wzrok na ścianie za mną, jakby nie mógł patrzeć mi prosto w oczy. 

Szybko zrobiłem kilka kroków w bok wypełniając jego polecenie. 

-Tak sobie pomyślałem...- usłyszałem, gdy właśnie miałem zamiar wyjść z kuchni.- Że na kolację moglibyśmy się przejść do tamtej kawiarenki.. Nie musielibyśmy wtedy cały czas siedzieć w domu i przy okazji pokazałbym Ci gdzie się znajduje.-Nadal nie patrzył mi się prosto w oczy.

-Jasne- stwierdziłem. Naprawdę podobał mi się ten pomysł. Może i on wyszedł dziś z domu, ale ja sterczałem tu przez calutki dzień. Przydałby mi się mały spacer. 

-To fajnie- uśmiechnął się wreszcie patrząc się prosto na mnie.

Szybko pokiwałem głową i ruszyłem do swojego pokoju, starając się opanować cholernego buraka na twarzy. Miałem nadzieję, że nie skompromituje się na kolacji.



>> Rozdział 10 <<