czwartek, 2 maja 2013

Szkoła Życia - Rozdział 1


**************************************************************************************

KATSUKO

'' No pięknie '' pomyślałem ironicznie. Jakby nie mogli mnie ignorować tak jak zawsze to robili. Oczywiście musieli wreszcie zdać sobie sprawę ze swoich rodzicielskich obowiązków. A ich pierwszą wspólną decyzją, było wysłanie mnie do internatu.

'' Zajebiście nie no lepiej być już nie może ''  wkurzony pakowałem swoje rzeczy rozmyślając, co by zrobić żeby mnie z tego  internatu jak najszybciej wyrzucili. Ale jak na złość nic dobrego nie przychodziło mi na myśl. A taksówka, która miała mnie zawieść wprost pod samą bramę miała przyjechać już za kilka  minut.

Dobrze przynajmniej, że to internat dla dziewczyn i chłopaków. Zawsze będę miał do kogo zarywać. Może nawet  uda mi się tam nie zwariować. Westchnąłem ciężko i wyszedłem z pokoju niosąc dwie torby po jednym na każdym ramieniu. Rodzice stali już przed drzwiami i wpatrywali się we mnie swoimi udającymi  smutek oczami.

- Spakowałeś wszystko ? - zapytała mama strzepując z mojego ramienia niewidzialny pyłek.

Wzdrygnąłem się z obrzydzeniem wpatrując się w jej pomalowane długie pazury i cofnąłem się parę kroków tak żeby już do mnie nie podchodziła.

Tak naprawdę '' rodzice'' nie byli moimi biologicznymi rodzicami. Adoptowali mnie, gdy miałem 8 lat. Czyli całe 10 lat temu. I tylko dlatego myśleli, że jestem im wdzięczny i że nigdy ich nie zawiodę. Ale mało mnie znali.

- Tak spakowałem - warknąłem mierząc ich nienawistym spojrzeniem.

A szczególnie ''ojca''. Wszystkie problemy zaczęły się od niego. Gdyby tamtej nocy się nie upił, nie upokorzył by mnie przy swoich znajomych i tym samym nie stałbym się tym kim jestem teraz. Nawet nie chce wspominać co wtedy zrobił...

Kiedyś niewinny chłopiec, a dziś ciągle przywożony przez policję pod wpływem alkoholu lub po zdewastowaniu jakiegoś sklepu.. huligan. Taa tak by mnie nazwali. Zasłużyli sobie na to, żeby płacić wszystkie moje grzywnę. Ale chyba dopiero teraz zdali sobie sprawę, że mogą się ode mnie uwolnić dlatego od razu z tego skorzystali.

Właśnie zbierałem się żeby powiedzieć im coś po czym byłoby wielce prawdopodobne, że wspomogli by mnie kopniakiem do wyjścia z domu, gdy z podwórka dobiegł głośny dźwięk klaksonu.

- No powodzenia kochanie- szepnęła '' matka''wciskając mi do ręki pieniądze na taksówkę i wypychając mnie lekko za drzwi.

Nie obdarzając ich już żadnym spojrzeniem ruszyłem do samochodu żegnając się z tym miejscem na najbliższe kilka miesięcy. '' Może to nawet i lepiej  '' pomyślałem '' teraz nie będę musiał znosić ich obecności dzień w dzień ''. Nawet zapalić człowiekowi nie dadzą w spokoju. O byle co się czepiają. A sami przecież wcale nie są święci.

Gdybym chciał jednym słowem rozwaliłbym im tą boską rodzinkę. Znam tyle ich sekretów, że sam się sobie dziwię. Może kiedyś je wykorzystam?

Uśmiechnąłem się podle i wpakowałem torby do środka siadając koło nich.

- Do Hameston Collequage - podałem nazwę internatu i zamknąłem oczy opierając głowę o szybę.

'' Ciekawe czy pokoje też mamy z dziewczynami ? Raczej wątpię, ale można pomarzyć..'' uśmiechnąłem się i zmęczony zasnąłem.

- Jesteśmy na miejscu - obudził mnie głos kierowcy - Trzydzieści sześć dolarów - powiedział i wyciągnął rękę w niemym oczekiwaniu.

Szybko przeliczyłem kasę i zgarniając torby wyszedłem z pojazdu. Pierwszy raz patrząc na wielki budynek, ogrodzony dużą bramą. Imponujący, pomyślałem powoli przekraczając wejście bramy. Nawet dobre miejsce, żeby wyżyć tu kilka miesięcy. I całkiem sporo miejsc, aby ukryć się i zajarać papieroska bez obawy, że ktoś zauważy.

Bez zbędnych oględzin znudzonym krokiem wszedłem przez mosiężne drzwi do holu, który akurat był prawie opustoszały.  Tylko mała grupka dziewczyn stłoczona koło jakiegoś tlenionego blondyna zasłaniała mi  widok na ścianę naprzeciwko. Zmierzyłem ich drwiącym spojrzeniem i poklepałem najbliższą dziewczynę w ramię.

- Wiesz może gdzie jest biuro dyrektora ? - zapytałem, a uwaga wszystkich w promieniu paru metrów  skierowała się prosto na mnie.


**************************************************************************************************

 AKIRA


Właśnie próbowałem odgonić od siebie parę dziewczyn, które jako cel wymierzyły sobie rzucenie mi się na szyję. Gdy usłyszałem czyjś głęboki głos.

Odwróciłem się i ujrzałem czarnowłosego chłopaka, z wielkimi zielonymi oczami które ściśle mówiąc nadawały mu słodkiego wyglądu i z pełnymi wiśniowymi wargami wykrzywionymi w wyrazie irytacji. Ubrany był  w czarne rurki i białą bluzkę świetnie komponującą z jego włosami oraz czarną skórzaną znoszoną kurtkę.

- Wiesz może gdzie jest biuro dyrektora ?- zapytał dziewczynę stojącą obok.

Dziewczyna spojrzała na niego i spłonęła płomiennym rumieńcem nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Przecież ona nawet słowa z siebie nie wydusi, westchnąłem patrząc na tę żenującą scenę. Dostrzegłem jednak w tej sytuacji jeden plus. Mogłem chwilowo wydostać się z łap tych nachalnych dziewuch.

- Mogę cię zaprowadzić - powiedziałem uwalniając się z uścisku babskich łap.

I bez słowa ruszyłem korytarzem, aby po chwili odwrócić się i spojrzeć na nadal stojącego chłopaka.

- Rusz tyłek. Nie mam na to czasu - warknąłem i szedłem dalej. Miałem dzisiaj dosyć paskudny humor. Byle głupota mogłaby mnie prawdopodobnie wyprowadzić dzisiaj z równowagi.

Już po chwili usłyszałem szybkie kroki i chłopak zrównał się ze mną.

- Coś taki spięty lalusiu ? - zapytał kpiąco.

- Lalusiu ?! - zaskoczony spojrzałem na niego zatrzymując się akurat pod gabinetem.

Nawet nie mogłem się porządnie wkurzyć zaskoczony jego bezczelnością.

- Że niby ja jestem pieprzonym lalusiem?- warknąłem po chwili uzmysławiając sobie, że mnie obraził.

- No właśnie, kurde bardzo szybko myślisz, wiesz? - powiedział.- Swą inteligencją naprawdę dorównujesz stawonogom.

Zacisnąłem zęby i złapałem go za kurtkę.

- Jeszcze raz coś takiego powiesz, a uwierz, że na własnej skórze dowiesz się jak bije laluś.

Mówiąc to zbliżyłem się do jego twarzy tak, że dzieliło nas kilka centymetrów. Nawet tego nie zauważyłem dopóki jego słodki oddech nie owiał mi twarzy. Poczułem dziwną chęć przybliżenia się o te kilka centymetrów, więc odskoczyłem jak oparzony.

Chłopak zamrugał szybko jakby otrząsając się z czegoś.

- Oj, uważaj bo moja marna piąstka też może ci nieźle przywalić - powiedział i mrugając do mnie prowokacyjnie wszedł do gabinetu.

- Jeszcze zobaczymy - mruknąłem i wkurzony ruszyłem w kierunku dziedzińca.

Nie miałem ochoty znosić teraz tych wszystkich dziewczyn. Pewnie ich głównym tematem teraz byłby nowy chłopak . Bo w  końcu jest niczego sobie. Nawet przystojny, co ja gadam ? Nawet bardziej niż przystojny.

Cóż wygląda  na to, że teraz mogę stracić kilka fanek.

**************************************************************************************************

 KATSUKO

Dokładnie to nie wiem co mnie napadło przed tym chłopakiem. Ale po prostu miałem wielką chęć żeby się na kimś wyżyć, co i tak do końca mi nie wyszło. No i ten moment w którym złapał mnie za kurtkę i przybliżył się żeby powiedzieć mi w twarz jak mi przywali. Przez przynajmniej jedną sekundę miałem tak absurdalną myśl, że sam nie chcę się do tego przyznać.

Ale trudno... Myślałem, że on chce mnie pocałować. Taaak wyrzuciłem to z siebie.. Więc nie chce już dłużej o tym myśleć.

Rozmowa u dyrektora poszła całkiem nieźle. Co prawda doszedłem do szkoły w czasie trwania już pierwszego semestru. Ale powiedział, że z pewnością to nadrobię. Taa stary głupiec... 

Wielkie mi rzeczy. A co do dyrcia. Dał mi klucz i powiedział, że Karolina ( dziewczyna którą wysłał żeby przyszła ) odprowadzi mnie do mojego pokoju. Głupszej dziewczyny to chyba nigdy nie widziałem. Cały czas kręciła tyłkiem i zawijała na palec pasek włosów rzucając mi niby kuszące spojrzenia spod rzęs całkowicie posklejanych tuszem. ŚCIŚLE MÓWIĄC wyglądało to jakby miała jedną grubą rzęsę. I na dodatek miała twarz jak spaniel. Kompletnie nie w moim typie. Ja wole blondynki z błękitnymi oczkami.

Instynktownie wyskoczył mi obraz tego chłopaka. Kurwa nie o to mi chodziło, pomyślałem i wstałem z łóżka.

Miałem straszną ochotę zapalić, więc wyciągnąłem papierosa i usiadłem na parapecie w oknie  wydmuchując dym na zewnątrz.

Mam nadzieje, że mój nowy lokator przyjdzie dzisiaj później, pomyślałem i jak na złość drzwi otworzyły się z wielkim hukiem.

-Denerwujecie mnie, nie rozumiecie co znaczą słowa " idę spać" ? Nie wcale nie znaczy, że idę spać z wami... Zostawcie mnie już w spokoju - usłyszałem znajomy głos i pisk dziewczyn, gdy zatrzasnął im drzwi przed nosem.

Uśmiechnąłem się pod nosem zeskakując z parapetu i ostatni raz zaciągając się papierosem, który wyrzuciłem po chwili przez okno.

- Hejka mój nowy współlokatorze - powiedziałem wydmuchując dym prosto w jego twarz.

Zabawnie wyglądał jak zaczął się krztusić. Zaskoczony i zły wpatrywał się we mnie przez chwilę, to zaciskając, to rozluźniając pięści.

- Jeszcze tego brakowało, żebym teraz musiał mieszkać z jakimś przygłupem - syknął rezygnując z zamierzenia się na mnie pięścią.

I źle zrobił, bo za przygłupa nie zamierzam darować. Złapałem najbliższą poduszkę i z premedytacją walnąłem go nią prosto w twarz.

- Sorry, ale nikt nie będzie mnie nazywał przygłupem. Jas.... - dalsze słowa zaginęły pod puchową chmurką którą oberwałem prosto w głowę.

Szybko złapałem ją i zaczęła się bitwa. Trudno było mi to przyznać, ale już dawno nie zrobiłem czegoś równie głupiego i na dodatek tak odprężającego. Raz po raz obrywałem poduszką, w zamian waląc gdzie popadnie byle tylko trafić. Nawet nie zauważyłem jak zaczął się śmiać. A trzeba było przyznać miał śliczny śmiech.

Skoczyliśmy na łóżko, żeby mieć jako taki ring i waliliśmy się z całej siły byle tylko zwalić przeciwnika. Uderzyłem go poduszką  w brzuch i uśmiechnąłem się ironicznie  z jego wyrazu twarzy.

- I co poddajesz się maminisynku ? - zapytałem wykrzywiając się groźnie.

- W życiu!- powiedział i rzucił się na mnie waląc mnie poduszką w nogi.

Zaskoczony zachwiałem się i złapałem go za rękę równocześnie padając na łóżko, po chwili już czułem jak jego ciężar przygniata mnie do pościeli.

- Boże... co ty żresz ? Jesteś cięższy niż przypuszczałem- sapnąłem nie mogąc się ruszyć.

***************************************************************************************