czwartek, 17 lipca 2014

Jesteś moim światłem- Rozdział 14

 Betowane przez Nanni <3<3<3
 ___________________
NATHANIEL

Przyciągnął mnie gwałtownie w swoją stronę, i ponownie przylgnął do mnie ustami. Z namiętnością ssał moje wargi, bawił się z językiem, i lizał podniebienie. Czułem jego dłonie, wolno wędrujące po moim ciele. Widziałem spojrzenie utkwione w mojej twarzy. Byłem jednym wielkim kłębkiem emocji, które rozrywały mnie od środka. 

Całowałem, dotykałem, pieściłem, rozpływałem się pod jego gorącym ciałem. Jego dłonie tak gorące, na mojej zimnej skórze. Jego usta tak spragnione, wewnątrz mych warg. Jego męskość, tak słodko prężąca się na mojej. Tak bardzo pozbawiająca mnie tchu... 


-X..avie..r.-jęknąłem, podczas gdy fala przyjemności uniosła mnie, i wyrzuciła gwałtownie w powietrze. 


*****


Raptownie zerwałem się z łóżka, rozglądając wokół nieprzytomnym wzrokiem. To było, takie prawdziwe... Czując coś lepkiego na swoim brzuchu, powoli uchyliłem kołdrę i w ustach zdusiłem przekleństwo.


Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się dojść w trakcie snu, jakikolwiek by on nie był. A tym bardziej nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się mieć bardziej intensywnego snu, albo w ogóle jakiegokolwiek z mężczyzną w tle. Mógłbym przysiąc, że nadal czuję na sobie jego dotyk.


Załamany schowałem twarz w swoich dłoniach.
I co ja teraz zrobię?, pomyślałem. To wszystko kompletnie wyrwało się spod kontroli. O ile wcześniej, byłem ledwie zaniepokojony swoim dziwnym zachowaniem, o tyle teraz byłem nim chorobliwie przerażony.

Jakim cudem to doszło do takiego miejsca?

Nigdy nie chciałem, żeby to tak wyglądało. Nie chciałem ani tego uczucia, ani tych wszystkich obaw które mnie nawiedzają... Wiedziałem, że nigdy nie pocałowałby mnie umyślnie. On po prostu... dał się ponieść impulsowi. A ja... Nie miałem zamiaru cierpieć z tego powodu, robić sobie głupich nadziei. Że niby co? Nagle mu się odmieni i zapragnie być z kimś takim jak ja? Z jego wrzodem na dupie, przez który musiał porzucić swoje poprzednie życie, znajomych...


Już i tak wystarczająco chore jest, że nie potrafię nawet zaprzeczyć, że cieszyłbym się gdyby jednak było inaczej.
Co się ze mną porobiło? Czemu nie mogłem okazać się jednak normalny? No ja się pytam, czemu?! 

Nie mam zamiaru słuchać jego wyrzutów sumienia, tłumaczeń. Zrobił to, trudno. Zapomnę. Po prostu udam, że nic się nie stało. Wątpię żeby z własnej woli poruszył ten temat. A nawet jeśli... Udam głupiego. Jakbym nie wiedział o czym mówi.. W końcu sam się domyśli, że po prostu nie chce o tym rozmawiać. Z pewnością mu ulży. A ja...


Nie ważne. Koniec! Nie będę więcej o tym myślał. Jestem głodny, i zamierzam iść na śniadanie.

Szybko wyskoczyłem z łóżka, z zamiarem pójścia na dół, gdy nagle przypomniałem sobie o moim nie za ciekawym "wyglądzie". Klnąc pod nosem, wyjąłem z szafki pierwsze lepsze rzeczy i trzymając je przed sobą, jak najciszej przemknąłem do łazienki.


_________________________________


XAVIER


Byłem podenerwowany. Nie! To za mało powiedziane! Czułem się, jakbym szedł na ścięcie. Dokładnie! Bardzo trafne porównanie sytuacji. Kompletnie nie wiedziałem, jak mam się zachować, ani jakiego zachowania mam się spodziewać.


Z braku innych zajęć, gdy tylko wstałem zeszedłem do kuchni, aby zrobić śniadanie. Nie zostało zbyt dużo jedzenia, tak więc postanowiłem się trochę napracować i zrobić naleśniki. Starając się już więcej o niczym nie myśleć, rozlewałem masę naleśnikową na patelnię, co jakiś czas przekręcając ciasto na drugą stronę. Gdy było już odpowiednio zarumienione, zdejmowałem i układałem je na leżącym obok talerzu. Gdy skończyłem, postawiłem talerz z naleśnikami na środku stołu, pomiędzy dwoma mniejszymi talerzami, ustawiając wokół słoik z dżemem, czekoladę i serek waniliowy.


Nie chciałem wchodzić na górę, krzyknąłem więc głośno "Śniadanie gotowe!" z nadzieją, że Nathaniel już nie śpi i sam zejdzie na dół.  Sam zaś, zasiadłem na jednym miejscu obficie smarując swój naleśnik czekoladą. Dwie minuty później gdy miałem zamiar wstać i ponownie go zawołać, usłyszałem kroki i zobaczyłem jak wkracza do kuchni.


-Dzień dobry- powiedziałem, starając się brzmieć normalnie.


-Dobry- odpowiedział, jak gdyby nigdy nic siadając naprzeciwko, i przekładając na swój talerz jednego naleśnika.


Wyglądało na to, że nie miał zamiaru poruszać tematu mojego wczorajszego wybryku. W myślach odetchnąłem z ulgą, jednak mogliśmy wrócić do normalności.


-Co dzisiaj zamierzasz robić?- zapytałem, tak jak to miałem ostatnio w zwyczaju.


Nathaniel przełknął kawałek naleśnika, obdarzając mnie dziwnym spojrzeniem.


-Jeszcze nie wiem, a ty?


-Myślałem żeby pójść zrobić jakieś zakupy. Chciałbym ugotować coś dobrego na obiad, Mito dzwoniła, że wpadnie.- odpowiedziałem bawiąc się swoim widelcem.


Nathaniel kiwnął głową w zamyśleniu.


-Jeśli chcesz, możesz iść ze mną...- powiedziałem powoli, ryzykując krótkim spojrzeniem w jego kierunku.


Jego twarz nie wyrażała niczego, tylko oczy ciągle wpatrywały się we mnie, jakby próbując przejrzeć mnie na wylot.


-W sumie... I tak nie mam nic innego do roboty- stwierdził, na co ja delikatnie się uśmiechnąłem.


-W takim razie, jak skończysz jeść, od razu możemy wychodzić. 


To dziwne, że taka głupia rzecz, jak zgoda na pójście na zakupy, niemal od razu poprawiła mi humor. W zastraszającym tempie, skończyłem swoją porcję i czekając na niego wsadziłem naczynia do zlewu.


-Później pomyjemy- powiedziałem i skierowałem się z nim do przedpokoju.


Szybko ubraliśmy buty, kurtki, szaliki i rękawiczki, po czym zamknęliśmy dom na klucz, i wolnym krokiem ruszyliśmy w dół ulicy.


__________________


NATHANIEL


Właściwie, nie wiem czemu zgodziłem się z nim iść, ale nie żałowałem swojej decyzji. Niby udawałem, że wszystko jest w porządku, ale postanowiłem, że w między czasie poobserwuję go i wybadam jego własne zachowanie. Nie uszło mojej uwadze, że praktycznie całą drogę spoglądał na mnie ukradkiem, jakby lustrując mnie wzrokiem. Gdy po raz któryś z kolei jego spojrzenie powędrowało wzdłuż całej mojej postaci, mimowolnie poczułem się nieswojo.


-Kghm..- chrząknąłem, gdy dłuższą chwilę, natarczywie przyglądał się mojej twarzy.


Szybko odwrócił się w drugą stronę, a ja kątem oka mogłem zauważyć jego czerwieniące się policzki.
Co tu do cholery się dzieje?

-Co właściwie chcesz ugotować?- zapytałem, chcąc przerwać ciążącą wokół ciszę.


Xavier jakby chwilę zastanawiał się nad swoimi słowami, zanim w końcu odpowiedział.


-Placki w zapiekanym serze z papryką i szynką, posypane świeżym szczypiorkiem.


Na sam opis poczułem zbierającą się w ustach ślinę.


-Serio? I naprawdę potrafisz to zrobić?


Xavier spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem, przez który poczułem, jak moje wnętrzności skręcają się delikatnie.


-Wątpisz w moje umiejętności kulinarne?- zapytał.


-Gdzież bym śmiał- powiedziałem, po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechając.


Wyglądało na to, że nawet jego zaskoczyła ta nagła zmiana na mojej twarzy. Widziałem jak jego wzrok ześlizguje się powoli na moje usta i dłuższą chwilę na nich zostaje. Mimowolnie poczułem, jak moje tętno przyśpiesza odtwarzając w myślach wczorajszy "wypadek". Zauważyłem w wyrazie jego twarzy, że on także pomyślał o tym samym. Już chciałem coś powiedzieć, gdy tuż za nami rozległy się głośne okrzyki.


-XAVIER!


-NATHANIEL!


Mając złe przeczucia, powoli odwróciłem się do tyłu i niemal od razu utonąłem w objęciach jakichś dwóch dziewczyn. Kątem oka zauważyłem, że Xavier także został schwytany przez jakąś brunetkę.


Po chwili, gdy wreszcie się wycofały, dowiedziałem się czemu ich głosy wydawały się takie znajome. To były te same dziewczyny, które dzieliły z nami przedział w pociągu. Nawet nie pamiętałem imienia żadnej z nich... Jakby instynktownie przysunąłem się bliżej Xaviera, aby mieć go cały czas na wyciągnięcie ręki.


-Wiedziałyśmy, że wreszcie was spotkamy- powiedziała brunetka, która w pociągu  pocałowała Xaviera.


Trochę mi się zrobiło głupio, gdy przyłapałem się na chęci odpowiedzenia im, że ich odczucia nie są odwzajemnione, i że najchętniej, to nigdy w życiu więcej bym ich nie spotkał.


-My także, mieliśmy taką nadzieję- odpowiedziałem jedynie, uśmiechając się do nich wymuszenie.


Zaskoczony poczułem, jak Xavier zawiesza rękę na moich ramionach, opierając się o mnie nonszalancko.


-Więc co tam u was słychać?- zapytał oddechem drażniąc mój policzek.


Dziewczyny z podekscytowaniem zaczęły opowiadać, co takiego "ciekawego" porabiały przez ostatnie dni, a ja udawałem, że je słucham, chociaż tak naprawdę zastanawiałem się co ma znaczyć te nagłe spoufalanie się Xaviera.


-...No i wtedy zorientowałyśmy się, że nie mamy żadnej odpowiedniej sukienki, więc szybko pojechałyśmy do jakiegoś butiku....


Nie zapowiadało się, żeby szybko miały skończyć. Jedna przerywała drugiej, druga trzeciej i tak w kółko. Do tego każda z nich posyłała nam kokieteryjne spojrzenia i uśmieszki, które z pewnością mi się nie podobały.


-....Pomyślałyśmy, że to jakaś pomyłka! Sukienki  za mniej niż sto dolarów!!! Najpewniej była z jakiegoś szmateksu, stanowczo stwierdziłyśmy, że jej nie kupimy i kazałyśmy pokazać droższe. Rozumiecie to? Jak w ogóle mogła nam zaproponować coś tak taniego!


-Oburzające..- skomentowałem z krzywym uśmieszkiem.


Jeśli dla nich sto dolarów, to cena dla ciuchów ze szmateksu, to boję się myśleć, ile one na te swoje ciuszki wydają...

-No właśnie!- przytaknęły entuzjastycznie.-Na czym my to....? A! No i dała nam takie za dwieście, to pomyślałyśmy, że możemy przymierzyć, chociaż zazwyczaj kupujemy za przynajmniej pięćset, i.....


Naprawdę nie wiem, ile jeszcze wytrzymam słuchając ich paplaniny, pomyślałem wzdychając mimowolnie. Chyba przyjęły to jako westchnięcie podziwu w ich kierunku, bo uśmiechnęły się jeszcze szerzej i zaczęły opowiadać jeszcze szybciej. Powoli zaczynała mnie boleć głowa, gdy nagle usłyszałem głos Xaviera tuż przy swoim uchu.

-Naprawdę cieszymy się, że was spotkaliśmy, ale śpieszymy się do sklepu. Mamy gości na obiad, tak więc....


Dziewczyny natychmiast zamilkły wpatrując się w nas rozmarzonym wzrokiem.


-Możemy wam towarzyszyć jeszcze chwilę, albo nawet odprowadzić do domu.- powiedziała najwyższa z nich, blondynka.


Zarówno Xavier, jak i ja byliśmy bardziej niż przerażeni taką opcją. Całą drogą ich paplania i najpewniej uwieszanie się ciągle na naszych ramionach... Nie. Stanowczo nie była to zbyt przyjemna wizja, jeśli nie mówić, że wręcz przerażająca. 


-Widzicie... Wolelibyśmy pójść sami, umówiliśmy się jeszcze z kolegami na miejscu... Może spotkamy się innym razem? Dacie nam swoje numery, a my po prostu zadzwonimy...- powiedział Xavier, a ja widząc ich zadowolone spojrzenia, wiedziałem już, że udało mu się je przekonać.


Wiedząc, że nie zabrał swojego telefonu, szybko wyciągnąłem mój, wręczając go i czekając aż każda z nich zapisze swój numer. Nie miałem wątpliwości, że nigdy z nich nie skorzystam...


Chyba tylko dzięki temu, że Xavier nadal był uwieszony na moich ramionach, powstrzymały się przed rzuceniem na nas, składając tylko pocałunki na naszych policzkach. Szybko pomachaliśmy im i zanim zdążyły zmienić zdanie, ruszyliśmy szybko w kierunku widocznego już spożywczaka.


-One są przerażające- skomentowałem, gdy zniknęły nam z oczu, zrzucając wreszcie jego rękę z moich ramion.


Nie miałem zamiaru pytać, dlaczego w ogóle się tam znalazła. Mój mózg i tak już zdążył wygłosić swoje własne, irracjonalne powody, próbując przekonać mnie, że może Xavier jest o mnie trochę zazdrosny.

Moim zdaniem, po prostu zrobił to odruchowo, nawet tego nie zauważając. Przyjaciele często stoją w ten sposób. To że ja żadnych nigdy nie miałem, nie znaczy, że on też. Najprawdopodobniej dla niego to coś normalnego. W końcu tylko zawiesił na mnie rękę. Jednak dla mnie... Taki mały gest wystarczył, żeby żołądek podskoczył mi do góry, a tętno przyśpieszyło.

-Nie wiem, czy są głupie, czy po prostu puste.-stwierdził Xavier otwierając przede mną drzwi.


W głowie zaświtała mi czerwona lampka. Byłem facetem, nie babą... Miałem ręce, sam sobie mogłem otworzyć, jednak nie skomentowałem tego, po prostu przechodząc pod drzwi. Wziąłem w rękę koszyk i odwróciłem się do niego, pytająco unosząc brwi.


-No więc, co kupujemy?


Xavier nie zważając na moje oburzone spojrzenie, wyrwał mi koszyk i ruszył między regały, dyktując potrzebne składniki.


-Mąka pszenna, jajka, mleko, dwie papryczki, 25 dag sera żółtego, 20 dag szynki, przyprawa do pizzy, proszek do pieczenia... I to chyba będzie na tyle.


Posłusznie pakowałem wszystko do koszyka, po czym stanęliśmy w kolejce, aby kupić szynkę i ser. Wzięliśmy zwykłą goudę i jakąś pieczoną szynkę, kierując się następnie do kasy. Podczas gdy ja wszystko pakowałem, Xavier zapłacił za zakupy i przejmując ode mnie torbę, wyszedł ze sklepu. Oczywiście szybko podążyłem za nim.


-Ty płaciłeś, więc to ja powinienem nieść- stwierdziłem niezadowolony.


-Nie kombinuj, może i już cię ręka nie boli, ale w każdej chwili może się pogorszyć- odpowiedział jedynie, nawet nie zerkając w moim kierunku.


Nie odpowiedziałem, ponieważ nie znalazłem żadnego dobrego argumentu.


-O której dokładnie wpadnie Mito?- Zapytałem, nie chcąc iść w kompletnej ciszy.


-Nie wiem dokładnie, mówiła, że będzie po południu.


Szybko zerknąłem na wyświetlacz swojej komórki. Była 12:30


-Już jest po południu- stwierdziłem.-To znaczy, że pewnie pojawi się niedługo.


-Nie niedługo, tylko już teraz!- Usłyszałem głośny okrzyk, i poczułem jak drobne ramiona dziewczyny oplatają mnie w talii. 


Chyba wszystkie dziewczyny, mają to w genach, pomyślałem, szybko odwzajemniając uścisk. Akurat do niej nic nie miałem. Wiedziałem, że patrzy na nas tylko jako przyjaciół. Obserwowałem jak przytula także Xaviera, po czym wycofuje się, abyśmy mogli otworzyć drzwi. 

-Widzę, że byliście na zakupach. Co takiego ciekawego chcecie upichcić?- zapytała przyjaznym tonem.


-To będzie niespodzianka- odpowiedział Xavier, uśmiechając się do niej delikatnie, na co moje serce znowu podskoczyło.-Już ja się postaram, żeby wam smakowało.- dodał, patrząc także na mnie. 


-Xavier będzie sam gotował, ja w tym czasie dotrzymam ci towarzystwa.- powiedziałem, widząc jej pytające spojrzenie.


____________________


XAVIER


Widząc jak Mito posłusznie kieruje się za Nathanielem do salonu, wraz z zakupami zniknąłem w kuchni.

Przygotowałem deskę, noże i miskę do wyrobienia ciasta, po czym szybko wypakowałem składniki. 

Paprykę pokroiłem w drobną kostkę, ser starłem na tarce z dużymi oczkami, szynkę pokroiłem na kawałki. Do miski wlałem trzy szklanki mleka, wsypałem trzy i pół szklanki mąki pszennej, wbiłem dwa jajka, wsypałem dwie łyżki proszku do pieczenia i wlałem dwie łyżki wyjętego wcześniej z lodówki octu. Doprawiłem solą i przyprawą do pizzy, następnie wrzuciłem resztę wcześniej pokrojonych składników i porządnie wymieszałem. 


Łyżką nakładałem na rozgrzaną wcześniej patelnię, smażąc z dwóch stron.* Gdy wszystkie już były gotowe, rozłożyłem je na trzy talerze i przyozdobiłem odrobiną pozostałej papryki, i kolendrą.


Pachniało smakowicie. Wszystkie talerze, wraz z sztućcami rozłożyłem na stole i głośno ich zawołałem. 


-Wow, świetnie wygląda- pochwaliła Mito, zasiadając przy jednym z miejsc, i z wielkim uśmiechem próbując kawałek.- Przepyszne!- wykrzyknęła robiąc duże oczy i uśmiechając się do mnie dowcipnie.- Gdybym wiedziała, że tak świetnie gotujesz, już wcześniej bym do was wstąpiła na obiad.


Uśmiechnąłem się mile połechtany, spoglądając na zajmującego swoje miejsce Nathaniela. Szybko usiadłem koło niego i oparłem głowę na dłoni, wpatrując się w niego badawczo.


-A tobie jak smakuje?- zapytałem dziwnie miękkim głosem. 


Nathaniel patrzył na mnie przez chwilę, po czym odkroił kawałek, i wolno wsadził do ust. Mimowolnie podążałem za nim wzrokiem, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego warg, gdy zniknął w nich kawałek placuszka. Mito z pewnością dziwnie się teraz na mnie patrzyła...




- Pyszne- odpowiedział Nathaniel uśmiechając się do mnie tak szczerze, jak jeszcze nigdy. 

Nasze oczy spotkały się, i przez dłuższą chwilę zapomniałem, gdzie się tak właściwie znajduję, tonąc w jego spojrzeniu. Jego uśmiech kompletnie pozbawił mnie myśli. Delikatnie zaczerwienione wargi kusiły aby ponownie przykryć je własnymi. Najprawdopodobniej był to zrobił, gdyby nie głośne chrząknięcie.


Szybko odwróciłem wzrok, niemal z żalem zrywając te dziwne połączenie i z zapałem zabrałem się za swoją porcję. 


-No dobrze..-odezwała się Mito, gdy tylko każde z nas skończyło już swoje jedzenie.- Czy teraz powiecie mi, o co poszło wam z Samuelem?


___________________________________

* Przepis jak najbardziej prawdziwy. Sami możecie spróbować upichcić coś takiego. Polecam, palce lizać :D






Udało się! Powiem tak... opóźnienie było duże, ale to tylko dlatego, że cały... CAŁY ROZDZIAŁ mi się usunął. Zawiesiła mi się myszka i po prostu zaczęłam machać nią w tą i z powrotem cały czas klikając, i nagle BUM! Nie ma rozdziału. No więc zabrałam się do pracy, i zaczęłam pisać od nowa. A był naprawdę długi...Ten tutaj jest o wiele krótszy...

Tak więc, mam nadzieję, że jakoś ujdzie.Dzisiaj jeszcze nic nie jadłam, chcąc wyrobić się z wstawieniem i po prostu od rana pisałam, pisałam... Bez przerwy. A jeszcze ten opis placuszków *.*. No po prostu zwariować można. Idę zjeść cokolwiek, bo nie wyrobię xD

Z góry dzięki za komentarze, i cierpliwość.