czwartek, 1 maja 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 12


Mam do was małą prośbę. Mój stary kolega wraz z koleżanką założył bloga :) Chciałabym was poprosić abyście w wolnej chwili zajrzeli i skomentowali ich twórczość. Myślę, że wam się spodoba. Strasznie zależy mi też abyście pozostawili choć kilka komentarzy :D  Przeczytałam wszystkie opowieści i są naprawdę ciekawe, choć szczerze mówiąc stanowczo nie moje klimaty, ale wiem, że większości z was mogą się spodobać. Tak więc...

Klikajcie    TUTAJ
xD
_______________________

XAVIER

Bez pukania wkroczyłem do jego pokoju stojąc w odległości kilku kroków od jego łóżka. Zauważyłem moment w którym zaskoczony podniósł na mnie swoje spojrzenie, po czym niemal natychmiast uciekł wzrokiem.


-Mam do Ciebie jedno małe pytanko...-Powiedziałem starając się opanować wzbierającą we mnie falę irytacji.


Nathaniel kiwnął tylko głową całą swoją uwagę skupiając na trzymanym w dłoni zeszycie. Urażony, że nawet w tej chwili nie zwraca na mnie uwagi, postąpiłem kilka kroków do przodu.


-Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego mnie ignorujesz?-Wypaliłem próbując ukryć urazę z pewnością brzmiącą w moim głosie.


Jakby z przymusu zerknął w moim kierunku, udając zaskoczenie.


-Nie rozumiem, o co ci chodzi...


Zacisnąłem szczękę wpatrując się w niego w skupieniu i tak jak się spodziewałem, po chwili ponownie odwrócił wzrok.


-Zrobiłem coś złego?- zapytałem zdesperowany aby poznać odpowiedź.


-Nic nie zrobiłeś- odpowiedział po chwili trochę rozdrażnionym tonem głosu.- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś... Wcale Cię nie ignoruje...


Przecież to widać gołym okiem, miałem ochotę krzyknąć lecz powstrzymałem się. Skoro ma zamiar brnąć w to dalej, niech będzie. Jego wybór... Nie miałem zamiaru się mu naprzykrzać skoro najwyraźniej nie miał ochoty na moje towarzystwo. Mimowolnie poczułem jak mój żołądek zaciska się w supeł, a nieprzyjemne uczucie temu towarzyszące powoli podchodzi mi pod gardło.


Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Że zaczęliśmy nimi być. Najwyraźniej się myliłem.


-W porządku- wymamrotałem przywołując na twarz nieprzeniknioną maskę.-Mam nadzieję, że nie rozmyśliłeś się co do jutra?


Nie chciałem iść sam, nawet jeśli byliśmy tak jakby pokłóceni.. To byłoby równoznaczne z... nie wiem... Miałem wrażenie, że jeśli jutro pokaże się bez niego przed Samuelem,w jakiś sposób przegram.. Ale co? Tego nie wiedziałem, miałem po prostu dziwne przeczucie.


Nathaniel nie spojrzał na mnie, lecz niepewnie pokiwał głową.


-Nie.. Chcę iść jutro. Dobrze byłoby się trochę rozerwać-powiedział, a ja miałem wrażenie, że dzisiejszego dnia to najdłuższe zdanie jakie z niego wyciągnąłem.


Pewnie chce iść ze względu na nowego znajomego, pomyślałem kąśliwie, lecz kiwnąwszy jedynie głową na znak, że zrozumiałem. Szybko wycofałem się z pokoju.


Nie wiedząc co z sobą zrobić, bez celu błąkałem się po domu, po jakimś czasie kładąc się na kanapie w salonie. Moje myśli dryfowały daleko, a apetyt całkowicie mnie opuścił. Nie zjadłem więc kolacji próbując znaleźć coś ciekawego w telewizji.  Nawet nie zauważyłem momentu w którym moje powieki się zamknęły i powoli zapadłem w głęboki sen. Pilot delikatnie wysunął się spomiędzy moich rozluźnionych palców, z głuchym "pum" opadając na podłogę. 


______________________________


NATHANIEL


Od razu po wyjściu Xaviera odrzuciłem w bok trzymany w ręce zeszyt. Tak naprawdę, gdy tylko zauważyłem wcześniej, otwierające się drzwi po prostu chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, aby móc zająć się czymkolwiek, byle nie patrzyć na niego. 


Naprawdę nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy, nie wyobrażając sobie przy tym dziwnych rzeczy. Czasami przeklinałem wręcz mój pęcherz, przez który nie mogłem żyć dalej w błogiej nieświadomości... O ile byłoby to bardziej proste. Do tego, te głupie poczucie winy..


Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja nie mogę zrobić nic prócz unikania go. Oczywiście dla jego dobra, ale on o tym nie wie. Nie chce żeby poczuł się niezręcznie zauważając, że wpływa na mnie w dość niezwykły sposób. I tak ma już dużo zmartwień.. Nie powinien przejmować się jeszcze tym, że pod jego dachem mieszka osobnik nim zainteresowany. Tym bardziej, że takie zainteresowanie raczej nie spotkałoby się z jego aprobatą. 


Z jękiem pocierając lekko skronie, padłem plecami na łóżko. 


Została jeszcze sprawa Samuela. Nie do końca wiedziałem, czy podoba mi się jego zachowanie.. Miałem wrażenie, że coś knuje. I że niekoniecznie mi się to spodoba. Myślałem już nawet o tym aby nie pójść na jego imprezę, ale nie mogłem tego zrobić Xavierowi. Wiedziałem, że chce iść i że beze mnie pewnie z tego zrezygnuje. W końcu stara się być dla mnie miły. Traktuje mnie jak brata, przyjaciela. A przynajmniej traktował dopóki tego nie zjebałem. 


Tępym wzrokiem wpatrywałem sie w sufit nade mną, śledząc ostatnie promienie słońca wpadające przez firankę i zostawiające kwiatowe wzory na białym sklepieniu. 


Może tak będzie lepiej? Powoli oddalamy się od siebie i wtedy te chore wyobrażenia po prostu znikną? On znajdzie sobie kogoś, a ja wynajmę sobie jakąś stancję, gdy tylko znajdę pracę. I nie będzie musiał się mną więcej przejmować. Kiedyś odpłacę mu się za pomoc.. I będziemy kwita.


Nawet nie zauważyłem, gdy ostatni promień słońca zniknął pozostawiając pokój w półmroku. Z letargu wybudziło mnie dopiero nieprzyjemne uczucie w żołądku. Zgłodniałem.. W sumie nie jadłem dzisiaj nic prócz śniadania.  Powoli gramoląc się z wyra, wstałem i wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. 


Szurając po drodze stopami ze zmęczenia, otworzyłem lodówkę przeglądając zawartość. Wyjąłem dwa jajka, zamknąłem drzwiczki i położyłem je na blacie, zdejmując ze ściany patelnię. Włączyłem gaz i wlałem olej na patelnię czekając, aż sie należycie nagrzeje po czym rozbiłem na niej dwa jajka. 


Szybki i pożywny posiłek pomyślałem obserwując ścinające się białko.  Gdy jajka był odpowiednio wysmażone, łopatką zdjąłem je z patelni opuszczając na podsunięty talerz. Posoliłem, popieprzyłem i łapiąc za widelec usiadłem przy stole, aby spałaszować danie. 


W ciszy przerzuwałem kolejne kawałki następnie myjąc talerz i chowając go do szafki. Byłem zmęczony, więc postanowiłem od razu położyć się spać. Gasząc światło w kuchni wolnym krokiem ruszyłem w kierunku schodów, gdy moja uwagę przykuła poświata dochodząca z salonu. Pewnie telewizor... Nie widziałem żeby ktokolwiek przebywał teraz w salonie, więc bez sensu byłoby zostawić go włączonego. Skręcając w stronę salonu zbliżyłem się do stojącej nieopodal kanapy zastygając w bezruchu. 


Myliłem się, ktoś jednak tu był. Badawczym wzrokiem zmierzyłem postać leżącą na kanapie.  Jedna ręka wystawała bezwładnie poza oparcie kanapy, podobnie jak jedna noga. Miałem wrażenie, że w każdej chwili leżąca postać może sturlać się na podłogę. Co z pewnością nie byłoby to zbyt przyjemne. Druga ręka delikatnie zarzucona na twarz zasłaniała oczy     na widok wystawiając jedynie lekko uchylone wargi i podbródek. 


Momentalnie poczułem ochotę dotknięcia tych delikatnych ust palcami. Przełykając ślinę potrząsnąłem głową starając się przegonić nieprzyjemne myśli. Cofnąłem się chcąc po prostu odejść, lecz nagle owładnęły mną wątpliwości. Gdybym to ja był na jego miejscu, z pewnością obudziłby mnie żebym rano nie skarżył się na ból pleców z powodu takiej niewygodnej pozycji. Jeśli po prostu odejdę.. to będzie naprawdę chamskie z mojej strony. 


Wzdychając głęboko postąpiłem kilka kroków do przodu delikatnie łapiąc go za ramię. Starałem się nie patrzyć na jego twarz tylko na moje palce zaciśnięte na jego ramieniu. 


-Xavier?- Lekko nim potrząsnąłem.- Xavier wstawaj. 


Niewyraźny jęk wyrwał się spomiędzy jego ust paraliżując mnie na krótki moment. 


-Xavier, zasnąłeś w salonie. Wstawaj.- Powtórzyłem nieco głośniej i trochę gwałtowniej poruszyłem jego ręką. 


Nie zdążyłem jednak przewidzieć jego reakcji, gdy przestraszony nagle poderwał się do góry.


-AUŁAA- jęknąłem opadając do tyłu na pośladki i z grymasem na twarzy trąc boleśnie pulsujące czoło. 


Xavier rozejrzał się zaskoczony, dopiero po chwili dostrzegając moją postać zalegającą na podłodze. 


-Co ty tu robisz?


Krzywiąc się lekko szybko podniosłem się do góry i powoli ruszyłem ku wyjściu z salonu.


-Postanowiłem cię obudzić, żebyś nie musiał spać całą noc na tym niewygodnym meblu- powiedziałem na odchodnym nawet nie odwracając się w jego kierunku. Nie chciałem żeby rozpraszały mnie jego roztrzepane włosy i zaspane spojrzenie tych intensywnie zielonych oczu.-Jestem zmęczony, idę spać. Dobranoc- dokończyłem znikając za rogiem. 


Szybkim krokiem dostałem się do swojego pokoju i wskakując w piżamę ległem na swoim łóżku, już po chwili słysząc jak drzwi do pokoju obok otwierają i zamykają się za swoim właścicielem.  


Zasypiając nadal zastanawiałem się, co przyniesie jutro.


~o~
Gdzieś po południu Mito napisała do nas wiadomość, że mamy spotkać się o siedemnastej na niedalekim przystanku.  Dzień minął bardzo szybko, w większości na omijaniu Xaviera szerokim łukiem i udawaniu, że nie robię tego specjalnie. Ogólnie rzecz biorąc, starałem się być w ciągłym ruchu. Mniej więcej godzinę przed umówionym spotkaniem zamknąłem się w pokoju, zastanawiając się w co się ubrać. 

Po kilkunastu minutach przebierania tych szmat mających czelność nazywać się moimi ubraniami, wybrałem jeansowy błękitny sweterek z brązowymi podszywkami na łokciach, do tego odziałem się w najzwyklejsze ciemne dżinsy. Wyczesałem swoje blond włosy i postawiłem je lekko. Od razu lepiej, gdy grzywka nie zakrywa mi twarzy, pomyślałem przeglądając się w lustrze. Na odchodnym spryskałem się swoimi perfumami z Bruno Banani, które dostałem od mojej starej przyjaciółki na święta i starając się sprawiać wrażenie zadowolonego zszedłem na dół do czekającego na mnie Xaviera. 

Ledwo udało mi się powstrzymać zaskoczone sapnięcie, gdy omiotłem go wzrokiem. Intensywnie zielona koszulka delikatnie opinała jego nieźle wyrobioną klatkę piersiową, a ja mimowolnie przypomniałem sobie jego ciało pod prysznicem. Na ramiona narzuconą miał czarną skórzaną kurtkę, a nogi opinały mu tego samego koloru spodnie.  Ślicznie harmonizowały z jego włosami i oczami. Wzdrygnąłem się, gdy po chwili podniósł wzrok omiatając mnie spojrzeniem. 

Widziałem jak jego oczy zabłyszczały przez krótki moment, lecz już po chwili najzwyczajniej w świecie podawał mi moją kurtkę, a z jego twarzy nie dało się odczytać nic więcej poza obojętnością. Najwidoczniej zamierzał zachowywać się w stosunku do mnie tak samo jak ja do niego. Nie miałem mu tego za złe. Zasłużyłem... Szybko wziąłem od niego kurtkę i w pośpiechu naciągnąłem ją na ramiona wychodząc przodem. 

_____________

XAVIER

Przez większość dnia moje myśli wędrowały do dzisiejszej imprezy. Odkąd się obudziłem miałem wrażenie, że to zły pomysł. Że powinniśmy zostać w domu. Ale przecież to byłoby głupie... Przejmować się jakimiś chorymi przeczuciami.. Co takiego strasznego mogło się wydarzyć? Mogliśmy się najwyżej za bardzo uchlać... Nic strasznego. 

A jednak.. Miałem złe przeczucia. Idąc obok Nathaniela w stronę migoczącej w oddali postaci, miałem ochotę złapać go za fraki i spowrotem zaciagnąć do domu. Naprawdę chyba zbyt poważnie wziąłem się za opiekowanie nim. Nawet jeśli najwyraźniej mnie unikał i ogólnie rzecz biorąc ignorował, ciągle martwiłem się o niego i napawało mnie lekkim lękiem na myśl, że podczas imprezy stracę go z oczu i odwali coś głupiego. Nie znaliśmy przecież wszystkich osób, które będą tam obecne. Eh.. czas przestać zachowywać się jak rozhisteryzowana matka. 

-Cześć wam!- Wesoły pisk rozległ się tuż koło mojego ucha, gdy mała postać zawisła przez chwilę na mojej szyi. 

-No hejka- uśmiechnąłem się, przyjacielsko klepiąc ją po plecach. 

Gdy tylko oderwała się ode mnie, z tym samym zapałem wskoczyła na Nathaniela mówiąc, jak to się cieszy, że go widzi. Naprawdę zadziwiała mnie jej pogoda ducha. Zawsze gdy ją widziałem tryskała energią i z każdym swoim znajomym witała się jak z największym przyjacielem. Była naprawdę pozytywną osobą. 

-To którym jedziemy?- zapytałem zerkając na rozkład jazdy. Nazwy ulic nic mi nie mówiły. 

-306- odpowiedziała, wskazując na prawidłowy rozkład.-Na Huber Doller Dr* to trochę na obrzeżu miasta. Będziemy jechać jakieś czterdzieści minut.

W zrozumieniu pokiwałem głową sprawdzając za ile minut będziemy musieli czekać na odpowiedni autobus. Jest 18:15, tak więc przyjedzie za jakieś dwadzieścia minut. Udając, że nie widzę zaskoczonego spojrzenia Mito, stanąłem po jej prawej stronie, aby być jak najdalej Nathaniela. Nie mogłem wytrzymać jego obojętnego spojrzenia postanowiłem więc, odpłacić mu takim samym zachowaniem. Wymagało to ode mnie naprawdę dużego wysiłku. Chcąc zachować przynajmniej pozory normalności wciągnąłem się w przyjemną pogawędkę z nową przyjaciółką, która co kilka minut próbowała wciągnąć do rozmowy także Nathaniela. Jednak gdy po kilku próbach nadal odpowiadał jedynie półsłówkami, poddała się poświęcając całą uwagę naszej rozmowie na temat zwierząt. 

Gdy tylko podjechał nasz autobus, podszedłem do kierowcy i kupiłem nam dwa bilety, następnie je kasując. Zdziwiło mnie, że w wolne od szkoły i na dodatek o tej porze zajęte były praktycznie wszystkie miejsca. Przymierzałem się właśnie do zajęcia miejsca przy starszym panie. Gdy Mito złośliwie mnie wyprzedziła wskazując na ostatnie wolne miejsce po mojej lewej stronie. Miejsce koło Nathaniela.. Nie chcąc stać jak debil w przejściu, bez słowa zająłem miejsce obok niego, zauważając mimochodem, że te przesunął się w bok niemal całkowicie wgniatając w szybę. Czy naprawdę, aż tak bardzo nie mógł znieść mojej obecności? Poczułem się źle. Bardzo źle. Miałem ochotę zatrzymać autobus i uciec spowrotem do domu. 

Wcześniejsze ignorowanie było jeszcze do zniesienia. Ale gdy odsunął się ode mnie jakbym był jakiś trędowaty.. nie.. To nie było już tylko ignorowanie. On naprawdę nie mógł znieść mojej obecności. Starając się opanować gwałtowne pieczenie w oczach, czekałem aż zatrzymamy się na następnym przystanku. Gdy tylko to nastąpiło zerwałem się z miejsca ustępując go starszej pani która właśnie weszła do autobusu. Nie miałem zamiaru dręczyć go swoją obecnością. Jak naprawdę tego chce to mogę zacząć go unikać. Nawet jeśli na samą myśl o tym, dziwnie boli mnie serce.  

____________

NATHANIEL

Nie mogłem powstrzymać odruchu obronnego, gdy Xavier usiadł tak blisko mnie. Czułem ciepło jego ciała tuż obok i przerażony cofnąłem się prawie wgniatając w szybę. On najwyraźniej chyba jednak inaczej to zrozumiał bo, gdy zerknąłem na niego kątem oka, niemal od razu pożałowałem swojej reakcji. Jego zawsze pełne dziwnych emocji spojrzenie, przepełnione było czymś na wzór bólu. Dłonie ciasno zwinął w dwa kłębki i gdy tylko zatrzymaliśmy się na następnym przystanku, wyskoczył z miejsca udostępniając je komuś innemu. 

Chcąc kogoś chronić trzeba czasami go odepchnąć. Czułby się gorzej gdyby wiedział z jakiego powodu się odsunąłem, pomyślałem na powrót zagapiając się w widok za oknem. 

Podróż minęła szybciej niż się spodziewałem, gdy wyszliśmy z autobusu, na przystanku czekał już na nas Samuel. Z uśmiechem podszedł do nas witając się z Mito przyjaznym uściskiem. Miałem dziwne wrażenie, że także mnie chce tak przywitać więc zawczasu wyciągnąłem do siebie rękę w geście przywitania. Nic nie mówiąc uścisnął ją przytrzymując na mój gust trochę za długo, po czym jedynie skinął głową Xavierowi. 

-Będziemy musieli podejść kawałek, mam nadzieję, że to nie problem?- zapytał obdarzając nas jakby przepraszającym uśmieszkiem.

-Żaden- odparł Xavier wskazując ręką, aby prowadził. 

Miałem nadzieję, że Samuel preferuje milczące wycieczki jednak, moje nadzieje okazały się być płonne. Już po chwili zrównał ze mną krok, zerkając na mnie z dziwnym uśmiechem. 

-Jak Ci minął dzień Nathanielu?

Nie wiedząc co odpowiedzieć po prostu wzruszyłem ramionami.

-Jak zwykle.

-Czyli pewnie niezaciekawie- mruknął, a ja poczułem nagłą ochotę aby zaprzeczyć. Nie zrobiłem tego jednak wiedząc, że dziwnie by to wyglądało. 

Starając się nie zauważać jego dziwnych spojrzeń omiatających moją osobę, starałem się usłyszeć o czym rozmawiają idący kilka kroków za nami Mito i Xavier. Jednak spośród wszystkich słów wyłapałem tylko kilka nic nieznaczących typu"naprawdę?" " tak i wtedy" "może" z których nie mogłem złożyć nic zrozumiałego. Wzdychając starałem się zapamiętać drogę którą szliśmy. 

Wokół było naprawdę dużo drzew. Mito miała rację mówiąc, że Samuel mieszka na obrzeżach miasta. Praktycznie nie było tu żadnych zabudowań. Po drodze minęliśmy tylko kilka rozwidleń drogi prowadzących między wysokie, gęste drzewa i krzewy. Szliśmy poboczem pustej asfaltowej drogi coraz bardziej zagłębiając się w  (przynajmniej na mnie to tak wyglądało) las.

-Mieszkasz na środku pustkowia, czy jak?- usłyszałem nagłe pytanie z tyłu. 

Odwróciłem się zerkając na patrzącego w stronę Samuela Xaviera. Nawet jeśli zauważył moje spojrzenie, sam nie spojrzał w moją stronę. Naprawdę zaczynało mi tego brakować. 

-Można tak powiedzieć- stwierdził Samuel skręcając nagle w żwirową drogę prowadzącą gdzieś wgłąb drzew.-To dzielnica willowa. Wszystkie domy położone są w pewnej odległości od drogi, a posesje otoczone są dosyć masywną bramą.- Wyjaśnił nawet nie próbując udawać, że zauważył nasze zaskoczone spojrzenia na wiadomość o tym, że mieszka w willi. 

Już po kilku minutach mogliśmy samodzielnie dowiedzieć się co miał na myśli. Kilka metrów przed nami żwirowa droga kończyła się tuż pod ogromną bramą z kutego żelaza,wzdłuż której ciągnął się wysoki mur ginący gdzieś w ciemności lasu. 

Nawet nie próbowałem ukryć swojego pełnego podziwu spojrzenia, gdy brama  uchyliła się przed nami ukazując przepiękny ogród z przystrzyżonymi żywopłotami i wielką fontanną w centrum. A tuż za nią w oddali widniał wielki budynek w staroangielskim stylu wyglądem przypominający miniaturowy pałac. 

Samuel spojrzał się na mnie zauważając moją reakcję i z lekkim uśmieszkiem poprowadził nas do wejścia. 

-Czujcie się jak u siebie w domu- powiedział, gdy tylko przekroczyliśmy próg stając w wielkim holu którego sklepienie zdobił  monstrualny kryształowy żyrandol.

-To będzie raczej trudne- stwierdziłem wymownie spoglądając wokół.

Samuel roześmiał się jedynie, delikatnie kładąc mi dłoń na ramieniu. 

-Kwestia przyzwyczajenia- mrugnął do mnie okiem na co ja ponownie poczułem się niezręcznie. 

-Wątpię żebym miał czas się przyzwyczaić- powiedziałem starając się zmienił temat i strząsnąć jego dłoń ze swojego ramienia.

-Zawsze możesz przychodzić do mnie częściej. Z pewnością znajdzie się tu dużo ciekawych rzeczy do zrobienia- wyszeptał tuż przy moim uchu, a ja pomyślałem, że nie miał na myśli zbyt niewinnych rzeczy. 

Jeszcze raz spojrzałem na niego badawczo. Wcześniej na to nie wpadłem, ale trochę zbyt często niepotrzebnie mnie dotykał. Kładł rękę na ramieniu, opierał się o mnie niby po koleżeńsku, przejeżdżał palcami po moim nadgarstku gdy chciał zwrócić moją uwagę i do tego patrzył się na mnie tak jak.... Tak jak chłopcy na dziewczyny w mojej klasie, zanim szczęśliwym zbiegiem okoliczności wylądowałem pod opieką Xaviera... Z pożądaniem...

Ale przecież on nie może być... I na dodatek do mnie... Ja mu się... Nawet nie chciałem o tym myśleć. Mimowolnie cofnąłem się niepostrzeżenie, aby zachować między nami trochę większy dystans. Nawet nie wie, czy ja też jestem... A już wziął mnie na celownik. 

-W następne imprezy? Jasne, ja i Xavier mamy dużo czasu- powiedziałem specjalnie udając, że nie pojąłem jego aluzji.

Samuel skrzywił się ledwo zauważalnie, lecz już po chwili ponownie skupił sie na oprowadzaniu nas po domu. 

-Na resztę gości zaczekamy w salonie kilka osób już zdążyło dojść, ale większość zameldowała, że trochę się spóźni- powiedział otwierając przed nami wysokie drzwi prowadzące do ogromnego pomieszczenia w którym przebywało już kilkanaście osób. 

Nie było ich wcale tak mało i jeśli naprawdę dla Samuela to było tylko kilka osób, a prawdziwa większość jeszcze nie przyszła, wolałem nie myśleć jak dużo osób tu będzie. Liczyłem raczej na małą imprezę w gronie najbliższych, ale jak widać troszkę się przeliczyłem. Czując na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się w tamtym kierunku przez ułamek sekundy przytrzymując spojrzenie Xaviera. Poczułem jak moje serce gwałtownie przyśpiesza, nie miałem nawet siły odwrócić wzroku, choć wiedziałem, że musze to zrobić. Po prostu czułem się jakbym od wieków nie spojrzał mu prosto w oczy, potrzebowałem tego. Gdy po chwili Xavier odwrócił wzrok ponownie udając, że mnie nie widzi poczułem się zarówno podle, jak i samotnie. Był jedyną osobą która mnie naprawdę rozumiała, którą naprawdę obchodziłem i przez moje bezmyślne uczucia nie mogę się do niego zbliżyć. Nie moge zrobić nic, prócz oddalenia się od niego i zostawienia za sobą jedynej osoby na której mi zależy. 

Wzdychając ciężko nawet nie dostrzegłem badawczego wzroku utkwionego we mnie niemal od kilku minut. 

-Możecie się zapoznać z resztą, ja w tym czasie idę podzwonić po spóźnialskich.- Samuel wskazał nam dłonią rozproszonych po pomieszczeniu ludzi, po czym zerkając na mnie przelotnie skierował się ku wyjściu. 

Nie wiedząc od czego zacząć po prostu stałem w miejscu starając się zachować obojętny wyraz twarzy pod ostrzałem kilkunastu wbitych w moją postać spojrzeń. Kilka osób kojarzyłem. Czarnowłosą dziewczynę i blondynkę stojącą niedaleko widziałem już wcześniej w kawiarence. Rudego chłopaka stojącego teraz w grupie kilku innych dziewczyn i chłopaków, tak samo. Idąc za przykładem Xaviera i Mito skierowałem się właśnie w kierunku tej drugiej grupki.

-Cześć- Rudy pomachał w naszą stronę jednocześnie przytulając na powitanie naszą koleżankę.-Myślałem już, że nie przyjdziecie.

Razem z Xavierem uśmiechnęliśmy się jedynie. Powabna brunetka stojąca z bliskiej odległości z rudzielcem spojrzała znacząco na Xaviera, gdy witaliśmy się z nowymi osobami przy okazji wymieniając się imionami. W życiu nie zapamiętam ich wszystkich, pomyślałem po prostu machinalnie ściskając każdą wyciągniętą w moją stronę rękę i jak robot powtarzając swoje imię. Jedna osoba jednak zapadła mi w pamięć. Gabrielle, wcześniej wspomniana brunetka, która niemal od razu po przestawieniu się, nie opuszczała  Xaviera na krok, trzepocząc w jego kierunku swoimi długimi rzęsami. 

Próbując stłumić w sobie falę zazdrości, wciągnąłem się w rozmowę z przypadkową dziewczyną. Jak się okazało była naprawdę bystra i zabawna. Opowiadała mi właśnie jakąś ciekawą historię, gdy poczułem obejmujące mnie w pasie ramiona. Zaskoczony odwróciłem głowę z dość nieznacznej odległości dostrzegając twarz Samuela, który oparł głowę na moim ramieniu. 

-I jak tam zapoznanie?-zapytał patrząc na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem. 

-Co ty odwalasz?-syknąłem w odpowiedzi chcąc wydostać się z pomiędzy jego ramion. 

Dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie wyglądała na nieźle skonfundowaną. Samuel zaśmiał się jedynie szybko mnie puszczając i stając tuż obok.

-Na żartach się nie znasz?- zapytał tylko, tarmosząc delikatnie moje włosy. 

Powstrzymałem się od strzepnięcia jego ręki, mrucząc jedynie coś pod nosem. Powoli zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie lepiej było zostać w domu. Ten chłopak naprawdę dziwnie się zachowywał, a ja powoli zaczynałem mieć coraz gorsze przeczucia.

_________________

XAVIER

Gdybym wiedział, że niemal na starcie przyczepi się do mnie tyle dziewczyn, wątpię czy kiedykolwiek bym się tu pojawił. Starając się zniechęcić zarywającą teraz do mnie brunetkę odpowiadałem jej jedynie monosylabami, nie reagując także na żadny przejaw podrywu. Nie miałem ochoty na kręcenie z jakąkolwiek dziewczyną, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Wszystko o czym teraz myślałem, to to że straciłem osobę która mogłaby stać się moim naprawdę dobrym przyjacielem. O wilku mowa, jeśli chodzi o niego.. 

Powoli odwróciłem się w jego kierunku dostrzegając, że wciągnął się w rozmowę z jakąś dziewczyną. Korzystając z tego, że nie może mnie teraz zauważyć, obserwowałem jego twarz i oczy ożywione przeprowadzaną właśnie dyskusją. I w tym momencie, dostrzegłem jego.

Szedł powoli w kierunku Nathaniela uśmiechając się podejrzanie i niezbyt grzecznie wlepiając spojrzenie w tył jego spodni. Gdy wtem otoczył go nagle rękoma opierając głowę o jego ramię. W ostatniej chwili powstrzymałem się od ruszenia w ich kierunku i odklejenia go od niego siłą. Co to miało znaczyć? Jak on się w ogóle zachowuje? Czemu dotyka w ten sposób Nathaniela? 

Widziałem jak Nathan zastyga zaskoczony, po czym powoli zerka na wiszącego na nim chłopaka. Ich twarze znalazły się wtedy tak blisko, że mimowolnie wstrzymałem powietrze. Niemal uśmiechnąłem się z ulgą, gdy usłyszałem pełne złości pytanie wychodzące z jego ust i zauważyłem jak próbuje się wycofać spod jego rąk. Samuel potulnie puścił go i uśmiechając się bezczelnie obrócił wszystko w żart. 

Widząc wzburzone spojrzenie Nathaniela, nie miałem wątpliwości czy mu uwierzył. Po tej sytuacji mogłem być trochę spokojniejszy, wiedziałem bowiem, że Nathaniel nie pozwoli aby Samuel sobie na coś pozwolił. Już wcześniej zauważyłem jak na niego patrzy. Teraz nie miałem wątpliwości, co z nim jest nie tak... Ale Nathan da sobie radę, a w razie czego ja będę obserwował go cały wieczór, żeby w razie potrzeby przyjść z pomocą. 

Około dwudziestej pierwszej dotarli już wszyscy goście i wtedy zabawa zaczęła się na dobre. Wszędzie przewijali się jacys ludzie z beczkami piwa lub butelkami wódki. Cały alkohol wylądował na stole w salonie i co chwilę nowi ludzie podchodzili do niego, aby się upić. Powoli sącząc swojego drinka starałem się nie spuszczać z oczu ani Nathaniela, ani kręcącego się w pobliżu Samuela. 

-A co ty tu taki samiuteńki siedzisz, co?

Czyjś przesłodzony głos dotarł do mnie wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę znad zajmowanego przeze mnie fotela dostrzegając stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę.  Długie kręcone blond włosy spięte miała w wysoki kucyk odsłaniając swoją smukłą szyję na światło dzienne. Duże, krągłe piersi niemal wyskakiwały z przyciasnej sukienki w kolorze zmysłowej czerwieni. Oczy miała podkreślone eyeliner'em,a usta w krwistoczerownym kolorze wyglądały jakby ktoś napompował je botoksem. Była seksowna, ale naprawdę nie miałem nastroju na podryw. O ile kiedykolwiek go miałem, zawsze była jakaś kryjówka. W sumie moimi jedynymi wspomnieniami jakiejkolwiek intymności z dziewczyną, były wakacje trzy lata temu. Gdy pijany straciłem swój pierwszy raz z chudą brunetką o prawie zerowym biuście, która wyglądem nie za bardzo przypominała kobietę. 

-Jaki tam sam...Po prostu czekam na koleżankę, właśnie poszła do toalety- powiedziałem starając się ją spławić. 

Dziewczyna nie była jednak taka głupia. Uśmiechając się jedynie, przysiadła na prawym podłokietniku prawie zgniatając moją rękę. Najwyraźniej myślała, że  w tej pozie wygląda naprawdę seksownie, bo zatrzepotała lekko rzęsami pochylając się w moim kierunku, przez co jej biust prawie całkowicie wypadł z sukienki. 

-Mogę zastąpić ci jej towarzystwo w między czasie- wyszeptała dotykając swoim sztucznym szponem mojego ramienia.

Wzdrygnąłem się mimowolnie.

-Nie jestem zainteresowany- powiedziałem jedynie odsuwając się w inną stronę.

Dziewczyna zamrugała oczami zaskoczona.

-Jesteś pedałem?

Zaskoczony otworzyłem usta wpatrując się w nią w kompletnym szoku. 

-Skąd ty w ogóle wzięłaś ten wniosek?- zapytałem marszcząc brwi ze złości.

Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem.

-Praktycznie zaproponowałam ci seks,a ty nie jestes zainteresowany. Jaki normalny chłopak by   mnie olał po takiej propozycji? 

-Najprawdopodobniej taki który bałby się złapać jakiegoś syfa z dziewczyną która najwyraźniej ma już dużo numerków na koncie- odpowiedziałem przyciszonym głosem obserwując jak jej twarz zmienia stopniowo zmienia odcień na purpurowy i jak zrywa się nagle szybko odchodząc tylko w sobie znanym kierunku.

No wreszcie, pomyślałem zerkając w miejsce w którym jeszcze chwilę temu widziałem Nathaniela. Nigdzie go jednak nie dostrzegłem, lekko zaniepokojony wstałem rozglądając się dokoła, lecz nadal nic. Wiedziony jakąś myślą rozejrzałem się za Samuelem. Jego także nie było, szybko wyszedłem z salonu po kolei zaglądając do innych zajętych pomieszczeń. Z każdym kolejnym pomieszczeniem, w którym ich nie było czułem się coraz bardziej rozzłoszczony i zmartwiony. Miałem naprawdę złe przeczucia. Stanąłem pod schodami prowadzącymi do części prywatnej i postąpiłem pierwszy krok do przodu. Miałem nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne, pomyślałem wspinając się na górę. 

_________________________

NATHANIEL

Atmosfera panująca na imprezie była naprawdę przyjazna, wszyscy ludzie byli strasznie mili i rozgadani. Popijając powoli swoje piwo wdałem się w dyskusję z kilkoma osobami starając się nie obserwować Xaviera. Naprawdę trudno mi było opanować niektóre odruchy. Przynajmniej jedno miałem z głowy. Towarzystwo Samuela...

-No i jak się podoba impreza?

O wilku mowa....

-Całkiem spoko- odpowiedziałem odwracając się do czarnowłosego chłopaka.- Już nie zajęty zabawianiem gości?-zapytałem uprzejmie. 

Samuel spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem, co u niego stanowiło teraz nawet jakiegoś rodzaju normę, wzruszając ramionami.

-Nie za bardzo- stwierdził posyłając mi tajemnicze spojrzenie.-Jeden z moich znajomych chciałby cię bardzo poznać- dodał po chwili.

Zdziwiłem się lekko, bo skoro naprawdę chciał mnie poznać to czemu nie przyszedł.

-No i co w związku  z tym?- zapytałem po chwili, gdy nie powiedział nic więcej. 

-Nie za bardzo chciało mu się ze mną iść bo nie chciał zostawiać samej swojej dziewczyny, więc powiedziałem mu, że ciebie przyprowadzę- wyznał po chwili spoglądając na mnie przepraszająco. 

Miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. 

-Nie mógł przyjść tu z swoją dziewczyną?-zapytałem.

-Problem w tym, że jak tańczyła złamał jej się obcas i stwierdziła, że kategorycznie nie ruszy się z miejsca. Siedzi tylko na kanapie i narzeka, a że akurat wspomniałem o nowych nabytkach naszego miasteczka, mój kolega pomyślał, że jeśli cię przyprowadzę, przynajmniej na chwile zmieni płytę. 

Nadal nie mając pewności co do prawdziwości jego słów, nerwowo wypiłem łyk swojego piwa.

-To jak idziemy?-zapytał po chwili uśmiechając się podejrzliwie zbyt pogodnie.

-No nie wiem- wymamrotałem starając się znaleźć jakikolwiek powód dzięki któremu nie będę musiał ruszać się z miejsca. 

-Chodź- Samuel złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć ku wyjściu z salonu. 

Poddając się ruszyłem za nim. W końcu ci znajomi nie mogą być tacy źli. 

-Na pewno dobrze idziemy?-zapytałem widząc, że w miarę gdy zbliżamy się do schodów ludzi jest coraz mniej. 

-Tak, tak- powiedział jedynie ciągnąc mnie na górę. 

W momencie w którym przekroczyłem próg najbliższego pokoju, aż nazbyt świadomy zamykających się za mną drzwi, poczułem, że mogłem jednak zostać na dole. W pokoju nie było nikogo więcej, oprócz nas dwóch. 

Rozejrzałem się chcąc mieć pewność, lecz nikogo nie dostrzegłem. Do tego zauważyłem, że nie był to zwykły pokój, lecz sypialnia. 

-Nikogo nie widzę, co tu jest grane?-warknąłem wpatrując się w stojącego tuż przy mnie Samuela.

Chłopak zaśmiał się wprawiając mnie w osłupienie.

-Przecież nie powiesz mi, że nie wiedziałeś od początku po co tu idziemy- powiedział po chwili tylko pogłębiając złe przeczucie kłębiące się w moim brzuchu.- Widziałem jak na mnie patrzysz..

Stałem kompletnie zdębiały. Że niby ja Co?

-Wręcz pożerasz mnie wzrokiem- kontynuował niezrażony postępując kilka kroków w moim kierunku.

Jakby dopiero teraz wyrywając się z otępienia szybko cofnąłem się do tyłu plecami napotykając przeszkodę. Drzwi... Szybko wyciągnąłem za siebie rękę chcąc złapać za klamkę, lecz Samuel okazał się być szybszy doskakując do mnie i jednym ruchem szybko zatrzaskując uchylone drzwi. Drugą ręke położył mi na ramieniu pochylając się nad moją twarzą. 

-Zostaw mnie- warknąłem strząsając jego rękę z ramienia i ponownie chwytając za klamkę. 

Samuel zaśmiał się tylko spoglądając mi prosto w oczy. 

-Nawet o tym nie myśl. Ja zawsze dostaje to czego chce- wyszeptał gwałtownie przybliżając swoją twarz do mojej. Wiedząc co nastąpi odepchnąłem go gwałtownie, aż potknął się i wylądował zadem na podłodze.

-Powiedziałem, żebyś dał mi spokój chory zboczeńcu- powiedziałem już nie za żarty i odwróciłem się chcąc wyjść. Nie przewidziałem jednak, że Samuel podniesie się tak szybko. Już po chwili poczułem gwałtowne szarpnięcie w ramieniu i spowrotem stałem odwrócony do niego twarzą. 

-Jak śmiesz mi się sprzeciwiać?-zapytał kompletnie nowym tonem głosu. Całkowicie chłodnym, wyniosłym, przerażającym tonem głosu. 

Uniosłem ręce żeby odepchnąć go po raz kolejny, gdy moją twarz przecięła nagle fala bólu. Jęknąłem z zaskoczenia przyciskając dłoń do policzka i ze strachem wpatrując się w jego uniesioną rękę. Teraz wcale nie przypominał Samuela. Jego wyraz twarzy i te oczy pełne pogardy.... wyglądał dosłownie jak mój ojciec. Gwałtowna fala strachu ogarnęła moje ciało i zbierając w sobie całą swoją siłę, popchnąłem Go szybko szarpiąc drzwi i wybiegając na zewnątrz. Słyszałem za sobą jego pełen złości warkot, gdy wtem, wpadłem prosto na jakąś osobę.

Nie patrząc, kto to jest starałem się wyrwać z jego rąk dopóki nie dotarł do mnie aż nazbyt znajomy głos. 

-Nathaniel? Nathaniel co się stało?

Wreszcie spojrzałem w górę dostrzegając sylwetkę Xaviera. Nie obchodziło mnie co tu robił, ważne że tu był. Przy nim byłem bezpieczny. Nie panując nad sobą przytuliłem się do jego ciała dając upust swoim emocjom. Słyszałem jak jeszcze jedna osoba wbiega na praktycznie pusty korytarz. Praktycznie pusty, ponieważ nie było na nim nikogo oprócz nas trzech. Mnie, Xaviera i Samuela który właśnie do nas dotarł. 

Mimowolnie mocniej przycisnąłem się do Xaviera nawet nie zerkając za siebie. Bałem się. Bałem się, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. W życiu nie podejrzewałbym, że Samuel okaże się być podobny do mojego ojca. Że uderzy mnie bez powodu, że będzie próbował.... Że będzie patrzył tym samym wzrokiem. Wszystkie wspomnienia gwałtownie do mnie uderzyły pod wpływem bólu w tym przeklętym policzku. 

____________________

XAVIER

Już myślałem, że na tym piętrze nikogo nie ma, gdy poczułem że zderzyłem się z jakąś osobą. Zaskoczony spojrzałem prosto w przerażoną twarz Nathaniel.

-Nathaniel? Nathaniel, co się stało?-zapytałem przestraszony widząc go w takim stanie. 

Chłopak spojrzał na mnie i gdy zobaczyłem, że mnie poznał poczułem jak jego ramiona oplatają się wokół mojej osoby. Aż nazbyt widoczny czerwony ślad na jego policzku sprawił, że moje ciało zapłonęło gwałtowną żądzą mordu. Ten biedny chłopak.. Jeśli dorwę osobę która odważyła się podnieść na niego rękę nie ręczę za siebie.

I właśnie wtedy z pobliskiego pokoju wybiegł Samuel. Spiąłem się gwałtownie widząc jego wzrok utkwiony w Nathanielu. Nie miałem już wątpliwości, kto odważył się go tknąć. Wlepiając w niego swoje nienawiste spojrzenie powoli odsunąłem od siebie Nathaniela starając się złapać jego spojrzenie. 

-Zejdź na dół i poczekaj tam na mnie- powiedziałem popychając go lekko w stronę schodów. 

Nathaniel spojrzał się na mnie spanikowany.

-Ale...

-Zejdź na dół- powtórzyłem bardziej stanowczo.- Zaraz przyjdę. 

Nathan spojrzał na mnie jeszcze raz, po czym szybko zbiegł na dół. Powoli odwróciłem się w stronę czarnowłosego. 

-CO TU SIĘ KURWA STAŁO?-warknąłem wlepiając w niego swoje mordercze spojrzenie.

Samuel uśmiechnął się kpiąco, bezczelnie opierając sie o pobliską ścianę. 

-Po prostu chciałem mu dać to na co z pewnością miał ochotę- odpowiedział nonszalandzko, a ja nie panując nad sobą walnąłem go prosto w szczękę.

-Nigdy więcej nie waż się do niego zbliżyć- wywarczałem mu do ucha, po chwili zawracając w stronę schodów. 

Nie było opcji żebyśmy tutaj zostali. Szybko schodząc ze schodów złapałem za rękę Nathaniela i wyszedłem z nim z domu, przyświecając sobie latarką w telefonie abyśmy mogli dostrzec ścieżkę prowadzącą do uchylonej bramy.  Na razie nie chciałem go o nic pytać. Gdy tylko dostaniemy się do domu, dowiem się co się tam wydarzyło. Na razie liczyło się tylko to aby Nathanielowi nic się więcej nie stało. Gdy tylko doszliśmy do przystanku wezwałem taksówkę i pocieszającą ścisnąłem jego dłoń. Nie powinienem był w ogóle pozwolić, aby zniknął mi z oczu, pomyślałem zerkając na blednący powoli ślad na jego policzku. 

Po kilku minutach czekania zauważyłem, że Nathaniel już trochę się uspokoił i próbował zabrać swoją rękę z mojej dłoni. Nie pozwoliłem mu na to, tylko mocniej ją ściskając. 

-Zostaw-powiedziałem, gdy spróbował jeszcze raz.

Nathaniel nie odpowiedział, ani też nie spojrzał na mnie lecz po chwili rozluźnił rękę, pozwalając mi trzymać swoją dłoń. Jakieś kilka minut później na horyzoncie pojawiła się żółta taksówka. Z ulgą weszliśmy do środka czekając aż dotrzemy do domu. 

___________________ * Ulica autentyczna Bainbridge Stan Georgia Kanada

Naprawdę starałam się żeby ten rozdział był dłuższy, więc proszę nie narzekać na jego długość.