niedziela, 12 stycznia 2014

Wróg z dzieciństwa 06

Na szczere prośby odwieszam to opowiadanie. Mam nadzieję, że was tym oszczęśliwię. 
*****************

KYOJI

Rozmyślając w jaki sposób mam pokazać Haruce, że naprawdę się zmieniłem zgarnąłem ze stołówki dwa zestawy śniadaniowe, przypominające bardziej BiSmarty z KFC niż normalne śniadanie i wolnym krokiem zawróciłem w drogę powrotną. 


Czy on nie zauważył, że naprawdę się staram? Czy nie może zrozumieć, że nigdy nie chciałem taki być? Nawet gdybym mu teraz powiedział czym się kierowałem te kilka lat temu, nie zrozumiałby. On jest tak cholernie uparty, westchnąłem jedną ręką otwierając sobie drzwi do pokoju.


-Trzymaj.

Podszedłem do jego łóżka i wręczyłem mu jeden zestaw uśmiechając się uprzejmie, po czym usiadłem na własnym łóżku, kątem oka obserwując co teraz zrobi.

Haruka wpatrywał się przez chwilę w swoje śniadanie, widocznie nie dowierzając, że naprawdę mu je przyniosłem, po czym podejrzliwe zerknął pod wieczko, jakby chcąc się upewnić, że nic tam nie wrzuciłem. 

-Nie bój się, nic tam nie ma- warknąłem, nie mogąc się powstrzymać. 

Jak w ogóle mógł pomyśleć, że mogłem mu coś tam wrzucić?! Ja tu staram się być miły, a on co? Myśli, że chce go otruć. Smutnie pokręciłem głową wlepiając wzrok w swoją porcję. Widząc, że nadal ma wątpliwości przed dotknięciem swojej kompletnie straciłem apetyt. Czy w jego oczach zawsze będe jedynie potworem? 

Poczułem się jak bydlak. Tak podle, że wnętrzności ściśnęły mi się w niemym proteście. 

****************
HARUKA

Zdziwiło mnie, że naprawdę przyniósł te śniadanie. Tym bardziej podświadomie doszukiwałem się w tym jakiegoś podstępu. Nie potrafiłem zareagować inaczej niż ukradkiem zaglądając pod  pokrywkę. W sumie wyglądało normalnie..

-Nie bój się, nic tam nie ma- usłyszałem urażone warknięcie ukradkiem oka zerkając w jego kierunku. 

Wyglądał tak jakoś dziwnie.. Jakby.. był smutny? W sumie było mi trochę głupio, że przyłapał mnie na sprawdzaniu, czy przypadkiem nie chce mnie otruć. W końcu ostatnio zachowywał się dosyć grzecznie.. Przynajmniej w większej mierze, pomyślałem przypominając sobie jeden mały incydent. No może, nie taki mały. 

Mentalnie walnąłem się z plaskacza powracając myślami z powrotem do mojego śniadania. Zaryzykować i zjeść, czy może jednak nie? Z jednej strony jeśli zjem, może pomyśleć, że mu wybaczam i jestem skory do przyjaźni.. Z drugiej jednak jak nie zjem, zachowam się jak kompletny cham. I cóż tu teraz zrobić, westchnąłem wpatrując się w jedzenie, jakby miało mi dać odpowiedź.

-Nie chcesz to nie jedz, nie zmuszam cię.

Wyrwany z zamyślenia zerknąłem w stronę wpatrującego się we mnie smutno Kyojiego.

-To nie tak, że nie chce- wymamrotałem zakłopotany.

Pierwszy raz widziałem go takiego.. zrezygnowanego. Nie wiem jak nazwać to w jaki sposób wyglądał. Od momentu w którym weszłem do tej szkoły, cały czas naprzykrzał się, szczerzył te swoje zęby w różnego rodzaju uśmiechach, ale nigdy wcześniej nie był.. smutny.

-Nigdy mi nie wybaczysz, prawda?- usłyszałem prawie bezgłośny szept wyrywający się z jego ust i nie wiedzieć czemu zdawało mi się, że jego oczy trochę się zaszkliły.

-Ja..- nie wiedziałem co mam powiedzieć. 

Tak, wybaczam ci? To nawet nie wchodzi w grę. Nie mówię czegoś czego nie czuję, nie mam zamiaru kłamać nawet jeśli mam mieć później wyrzuty sumienia. Boże, do czego to doszło.. Wyrzuty sumienia przez tego dupka, który z dzieciństwa zrobił mi piekło. 

-Nie ważne- odezwał się po chwili głosem kompletnie wyzutym z emocji, podnosząc się i odstawiając nietknięte śniadanie na szafkę.- Nie będę się już narzucał. Najwyraźniej sama myśl żeby przyjaźnić się ze mną napawa cię obrzydzeniem. W sumie nie dziwię się.. Sam pewnie postąpiłbym tak samo.. Przepraszam, że ci zawracałem głowę- skończył i rzucając mi ostatnie, trudne do zidentyfikowania spojrzenie wyszedł z pokoju. 

Momentalnie zrobiło mi się głupio, więc chcąc zdławić jakoś te uczucie zabrałem się za jedzenie. Moze z pełnym żołądkiem wymyśle co teraz zrobić...

Wyglądało na to, że dostałem to co chciałem. Kyoji udczepił się ode mnie raz na zawsze. Skoro powiedział, że nie zamierza się narzucać, na pewno to zrobi. Zawsze spełniał swoje groźby, to pewnie i tak samo z obietnicami. Wreszcie się go pozbyłem, a jednak.. Nie wiedziałem, że będę się przy tym czuł tak podle. 

Dosłownie jakbym skrzywdził małe dziecko. Wzdychając skończyłem jeść śniadanie i zerknąłem na zegar. Było jeszcze dosyć wcześnie, a dzisiaj i tak nie mieliśmy nic ciekawego do roboty. Ciekawe gdzie on poszedł? I kiedy wróci? Nawet nie zjadł śniadania.. Wyrzuty sumienia ponownie się we mnie odezwały, gdy zrozumiałem, że nie zjadł go przeze mnie. 

Wzdychając podniosłem się postanawiając jedną rzecz. Przynajmniej pójdę za nim i utwierdzę się, że tak naprawdę poszedł do znajomych i świetnie się bawi. Wtedy moje wyrzuty sumienia przejdą i tylko potwierdzę to, że wcale nie jestem mu potrzebny jako przyjaciel.

Powolnym krokiem zacząłem przechadzać się po szkolych korytarzach dyskretnie poszukując wśród ludzi znajomej blondwłosej czupryny. Gdy po przejściu wszyskich korytarzy nigdzie go nie  dostrzegłem, wniosek nasunął się sam. Pewnie siedzi u znajomych w pokoju. 

Lekko upokojony postanowiłem przejść się jeszcze na dziedziniec, aby do końca utwierdzić się w swojej teorii. Właśnie mijałem dosyć spory krzew, gdy kilka metrów dalej dostrzegłem stojącą przy drzewie postać. 

Już miałem zamiar się wracać, bo w końcu znalazłem go i jak na dłoni widać było, że nic mu nie jest, gdy usłyszałem serie głuchych odgłosów i zobaczyłem jak raz po raz uderza pięścią w drzewo. Z każdym ciosem z jego ust wyrywało się coraz więcej słów, w które nie mogłem uwierzyć. 

-Czemu.... - uderzenie - on.... - następnie- nie..- i jeszcze jedno-...potrafi zrozumieć?!

Krwisto czerwona plama zdobiła białą jak kreda korę drzewa.

-Czy tak trudno zrozumieć, że jest mi przykro?!- prawie krzyknął opierając się czołem o zimną korę.- Przecież widać, że się staram.. Przecież tak naprawdę nigdy nie chciałem mu dokuczać.. gdyby nie mój ojciec..- postać westchnęła wymierzając korze jeszcze jeden nieporadny cios.- Ja chce tylko, żeby mi wybaczył- powiedział dużo ciszej i powoli odwrócił się najwyraźniej z zamiarem odejścia. 

Odzyskując wreszcie władzę w nogach, niepostrzeżenie cofnąłem się i szybkim krokiem odszedłem niemal wbiegając do szkoły. 

Nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. Najwyraźniej ON naprawdę chciał się ze mną zaprzyjaźnić. W końcu nie mógłby tego robić na pokaz, nie wiedział, że za nim pójdę. Problem w tym, że ja nie chce się z NIKIM przyjaźnić. Mam dość, ludzie zawsze po czasie zdradzają.. A tym bardziej on, JEMU mam zaufać? Nawet jeśli teraz chce się przyjaźnić, co będzie potem? Co będzie jeśli później kopnie mnie w dupę? 

Z burzą w myślach wpadłem do pokoju zastanawiając się co teraz zrobić. Nie chciałem być chamski, ale na przyjaźń pozwolić sobie też nie mogę. Może usatysfakcjonuję go pozycja dobrego kolegi? Tylko tyle jestem w stanie mu zaoferować.. Choć nawet takie ustępstwo w moim postanowieniu nie napawa mnie optymizmem, nie chce być podły. Widząc jego szczerość nie mogę jej po prostu zignorować. Może On naprawde się zmienił? Nie przekonam się jeśli nie dam mu szansy. 

Wzdychając usiadłem na swoim łóżku czekając na jego powrót. W końcu kiedyś będzie musiał wrócić, nie? 

Jednak jak na razie nikt nie wchodził do pokoju, a tymczasem zbliżała się pora obiadu. Poszedłem do stołówki, myśląc, że może tam go spotkam, lecz nigdzie go nie było. Pewnie nadal gdzieś się włóczy.. Sytuacja tak samo ponowiła się w porze kolacji. Nigdzie go nie było. Zmartwiony leżałem na łóżku, przebrany już w piżamę odliczałem miuty do ciczy nocnej. 

Jakieś pół godziny przed dwudziestą drugą drzwi otworzyły się, a do środka wszedł Kyoji chowając za sobą swoją prawą rękę.

-Poczekaj- poprosiłem widząc, że ten ma zamiar od razu wejść do łazienki, najpewniej chcąc zmyć krew ze swojej ręki, którą teraz trzymał poza moim widokiem. 

-Możemy porozmawiać?- zapytałem krzywiąc się lekko, gdy usłyszałem jak dziwnie zabrzmiał mój głos. 

-Dziwne, nagle chcesz ze mną rozmawiać?- zapytał, lecz bez żadnej złośliwości w głosie. 

Powoli przełknąłem ślinę chcąc wykrztusić to co miałem do powiedzenia. 

- Nie mówię, że chce się z tobą przyjaźnić..albowiem nie uznaje czegoś takiego jak przyjaźń- zacząłem, a on skierował na mnie swój nic nierozumiejący wzrok.- Ale możemy się zakolegować..- dokończyłem odwracając wzrok i szykując się na odmowę. 

No bo, kto by chciał się kolegować ze mną po tym jak chamsko go wcześniej zbywałem. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Oględniej rzecz mówiąc nic się nie wydarzyło. Przedłużająca się cisza powoli zaczęła mi ciążyć, więc postanowiłem wreszcie skierować na niego swój wzrok. 

I właśnie w tej chwili poczułem obejmujące mnie ramiona, a przy uchu usłyszałem zadowolony głos. 

-Jasne, że możemy się zakolegować. Hah wreszcie możemy puścić w niepamięć to co było wcześniej.

Nie wiedząc czemu poczułem, jak moje serce trochę przyśpiesza swoje bicie. Poklepałem go lekko po plecach i spróbowałem wycofać się z jego objęć, lecz przytulał mnie zbyt mocno. 

-Mógłbyś mnie już puścić- stwierdziłem czując się dziwnie z powodu takiej bliskości. Momentalnie przypomniała mi się sytuacja, gdy leżał na mnie, jak nasze krzesło się wywróciło. 

Poczułem, że głęboka czerwień powoli wkrada mi się na policzki, więc z ulgą powitałem moment w którym cofnął się i wreszcie mnie puścił. Szybko odwróciłem się podchodząc do swojej szafki i wyciągając z przenośnej apteczki bandaż rzuciłem go w jego kierunku. 

-Przyda ci się- skwitowałem zerkając na jego poranioną dłoń, po czym nie zwracając uwagi na jego dziwne spojrzenie położyłem się na łóżku, z zamiarem pójścia spać. 

Zmęczenie niemal natychmiast wzięło nade mną górę.