TSUICHI
Widocznie nie dane mi było jednak ujrzenie Keriego, gdyż zanim dotarłem do Dworca moja komórka rozdzwoniła się przeraźliwie, a ja zerkając na nią niemal od razu rozpoznałem numer telefonu.
-Zaraz będę na Dworcu- wykrzyknąłem do słuchawki próbując usłyszeć coś poza jadącymi samochodami.
-Malutki już za późno... za późno- głośny szloch rozlegający się po drugiej stronie sprawił, że zatrzymałem się gwałtownie nie mogąc pojąć wypowiedzianych przed sekundą słów.
-Jak to za późno?!- wrzasnąłem czując jak całe moje ciało zaczyna drżeć z przerażenia.
-On odszedł.. Keri odszedł..on..
Nie mogłem tego słuchać. Czemu nie zadzwonili do mnie wcześniej?! Czemu dopiero teraz się o tym dowiedziałem? Akurat gdy jest już za późno. Czemu nie dane mi było przynajmniej ujrzenie go po raz ostatni?
Czułem, że w moich oczach wzbierają się łzy. Że moje ciało spina się jak po otrzymaniu ciosu. Ze złością skończyłem połączenie i skierowałem się w stronę domu. Zostawiłem w przedpokoju moje rzeczy i poszedłem do kuchni po szklankę wody. Cały czas próbując powstrzymać cisnące się do oczu łzy, z trudem połknąłem kilka łyków płynu i przygnębiony usiadłem przy stole opierając rozgrzane czoło na zimnej powierzchni blatu.
Nawet jeśli nie widziałem go długi czas, ból po jego stracie nie mógłby być silniejszy. A jednak, w tej chwili nie tylko to miałem na głowie. Teraz musiałem się zająć Kaoru.. I pomyśleć, że jeszcze przed chwilą byłem gotów wyjechać zostawiając go, nawet jeśli na krótką chwilę, po tym co przeżył samego w domu. Gdzie znikło moje rozsądne myślenie? Wyparowało? A może zastąpiła je totalna głupota?
Westchnąwszy podniosłem się i skupiłem na zajęciu myśli czymś innym.
Trzeba zrobić coś do jedzenia. Nawet nie pamiętam czy dzisiaj jadłem cokolwiek oprócz małego jabłka po południu. Miałem takie urwanie głowy, że całkowicie zapomniałem o potrzebach swojego organizmu, co zresztą jest teraz dosyć głośno sygnalizowane przez mój burczący brzuch.
Nawet nie zadbałem o to, czy Kaoru także coś jadł. Zajęty innymi sprawami kompletnie o tym zapomniałem. A teraz już nawet za późno na cokolwiek, ponieważ nie mam zamiaru go budzić.
Po prostu jutro na śniadanie zaserwuję mu tyle żarcia, że nie będzie mógł się ruszyć, pomyślałem z lekkimi wyrzutami sumienia wpatrując się w leżące przede mną kanapki tuńczykiem. Jednak głód wziął swoje i już po chwili pochłaniałem cały talerz kanapek w niemal błyskawicznym tempie.
Chwilowo cały cykl myślenia o czymkolwiek został zawieszony, przez zwykłą czynność pożywania się. I dobrze, wolę sobie jutro wszystko na spokojnie przemyśleć. A teraz przydałoby się wypocząć, pomyślałem pakując talerz do zlewu kierując się na górę do swojego pokoju.
Chciałbym wiedzieć czy kiedykolwiek wszystko się ułoży.
**************
Gdy tylko rano uchyliłem swoje powieki, przypomniało mi się, że miałem zadbać o posiłek dla Kaoru. Niemal biegusiem wskoczyłem w swoje spodnie i ruszyłem na dół, do kuchni.
Poruszając się płynnie po kuchni, wstawiłem wodę na herbatę i podgrzałem patelnię na której następnie usmażyłem pożywną jajecznicę z cebulką i bekonem. Przełożyłem wszystko na dwa talerze i udekorowałem kolendrą po czym nalałem zielonej herbaty do dwóch stojących obok kubków. Po środku na talerzu spoczęło pieczywo i przyprawy.
Wiedziałem, że czasami Kaoru lubi trochę ubarwić swoją jajecznicę więc pieprz, sól lub zioła prowansalskie zawsze musiały leżeć w pobliżu. Zostało mi tylko ułożenie wokół talerzy sztućców i ruszyłem wolnym krokiem na piętro, wprost do jego pokoju.
Zapukałem delikatnie i wkroczyłem do środka niemal od razu widząc jego zaplątaną w kołdrę postać. Zbliżyłem się powolutku i nie mogłem nie zauważyć jego ściągniętych brwi i wykrzywionych w grymasie ust. Widziałem jak jego ciało drga konwulsywnie wijąc się w okowach sennego koszmaru.
Troska niemal zmiażdżyła moje serce, gdy delikatnie dotknąłem jego ramienia czując jak ucieka przed moim dotykiem.
-Kaoru?- szepnąłem próbując go obudzić.- Kaoru?- powtórzyłem głośniej.
Z przestrachem otworzył oczy, lecz gdy tylko mnie rozpoznał, rzucił się na mnie mocno mnie przytulając. Czułem jak jego ciało nadal drży po minionym koszmarze, ale nic nie mogłem na to poradzić. Mogłem jedynie przytulić go i modlić się aby przeszło.
-Wszystko już w porządku?- zapytałem zatroskany.
-Tak.. już jest dobrze- odpowiedział lekko zdławionym głosem, po chwili wycofując się z delikatnym uśmiechem.
-Zrobiłem śniadanie- poinformowałem nie poruszając tematu.- Przepraszam ale wczoraj z tego wszystkiego nawet nie pomyślałem czy cokolwiek jadłeś.
-Nie byłem głodny.
Głośnie burczenie wydobywające się z jego brzucha mówiło same za siebie.
-Ale teraz na pewno jesteś- stwierdziłem i delikatnie ujmując jego dłoń, wywlokłem go z łóżka.- Ubierz się i zejdziemy na dół.
-W porządku- szybko wciągnął na siebie jakiekolwiek jeansowe spodnie i pierwszą lepszą koszulkę po czym stanął przede mną niepewnie i chwycił ponownie moją dłoń w objęcia.
-Możemy już iść.
Uścisnąłem lekko jego rękę i wolno skierowaliśmy się do kuchni. Nie mogłem nie zauważyć, że zachowywał się kompletnie inaczej niż kiedyś. W tej chwili czułem jakbyśmy zamienili się miejscami, jakbym to ja był tym starszym, poważniejszym, bardziej ironicznym opiekunem. A on małym, bezbronnym, skrzywdzonym dzieckiem.
Prawie nic z jego charakteru nie pozostało. Zero wiecznej ironii, zbyt dużej pewności siebie, patrzenia na wszystko z góry. Z jednej strony to było na prawdę przerażające.. Sposób w jaki się zachowywał, to wszystko... Jakim cudem jedna tak straszna rzecz zmienia człowieka w własny cień samego siebie?
Nie podzieliłem się jednak moimi spostrzeżeniami. Tak na prawdę nie obchodziło mnie to, że się zmienił. Ważne, że nadal tu jest, ze mną. Że nie stało się nic gorszego. Kocham go i najważniejsze dla mnie w tej chwili jest to że żyje, że nic poważniejszego się nie stało. Psychiczne bariery mogą kiedyś zniknąć, a nawet jeśli nie, nic to nie zmieni.
Zawsze będę przy nim, gotów go wspierać.
W ciszy wpatrywałem się jak pałaszuje jajecznicę, zgarniając ją chlebem z talerza.
Samemu ledwie dziobałem własny talerz. Wraz z rozmyśleniami odszedł także mój apetyt.
Gdy jego talerz już był pusty, podsunąłem mu mój własny z uśmiechem obserwowałem jak niemal od razu zabiera się ponownie za jedzenie.
-Dobre- sapnął po chwili klepiąc się delikatnie po płaskim brzuchu.
Uśmiechnąłem się na ten widok przypominając sobie jak za każdym razem po jedzeniu odchylał się na krześle i szczerząc przeraźliwe poklepywał po brzuchu. Niektóre zwyczaje się nie zmieniają, stwierdziłem.
************************************************************************************
KAORU
Cały czas zdawałem sobie sprawę z jego zatroskanego spojrzenia, widziałem z jaką delikatnością się mną obchodzi. Przez jedną krótką chwilę chciałem się zbuntować, chciałem powiedzieć, że przecież już jest w porządku, nie potrzebuje opieki. Ale dobrze zdaje sobie sprawę, że to byłoby tylko okłamywanie samego siebie. Nic nie jest w porządku.
Widzę i czuję, że zachowuje się jak inna osoba. Znam powody przez który taki jestem, ponieważ nawet sen nie przynosi mi otuchy, cały czas wszystko przypominając. Chciałbym zasnąć bezpiecznie w jego ramionach, ale po moich wczorajszych wybrykach, wątpię czy nie wziął by tego za ponowną próbę wykorzystania.
Głupio się czuję z tym że próbowałem użyć go aby zapomnieć, w tak podły sposób.
Podniosłem się chcąc wsadzić talerz do zlewu, lecz on mnie wyprzedził. Sprzątnął mi go sprzed nosa i wskazał palcem kanapę.
-Siadaj tam, zmyję i zaraz do ciebie przyjdę.
Bez słowa sprzeciwu usiadłem na tym miękkim meblu i już po chwili on siedział tuż obok.
-Pomyślałem, że nie chcę dzisiaj z tobą gadać o poważnych sprawach, na razie na to wszystko za wcześnie- usłyszałem i poczułem jak delikatnie przyciąga moją głowę na swoje kolana, tak że leżałem na boku, lekko skulony a jego ręce delikatnie przeczesywały moje włosy.
-Więc co będziemy robić?- spytałem przymykając delikatnie oczy, próbując skupić się tylko i wyłącznie na jego dotyku.
-Co powiesz na obejrzenie jakiejś komedii?- uśmiechnął się szeroko dodając mi tym otuchy.
-Brzmi dobrze- przyznałem i odprężyłem się całkowicie rozkładając nogi na kanapie.
-Tak więc postanowione- zatwierdził sięgając obok po pilota i włączając wypożyczalnię filmów.
Na chybił trafił nacisnął pierwszą lepszą komedię i już po chwili film się rozpoczął.
****************************************************************************************
TSUICHI
Film był na prawdę zabawny, nie raz czułem jak jego ciało drży od powstrzymywanego śmiechu. Sam jednak nie za bardzo wiedziałem co w nim było. Zwracałem uwagę tylko wtedy gdy słyszałem jego cichy śmiech, tak na prawdę cały czas po prostu się w niego wpatrywałem delikatnie głaszcząc jego włosy.
Czułem, że się odprężył, widziałem że to jedna z chwili gdy zapomina o wszystkim i po prostu jest sobą. A jednak nie straciłem go do końca, pomyślałem wpatrując się w jego uśmiechniętą twarz i pełne skupienia oczy śledzące akcje na ekranie.
Moje serce objęła przeogromna fala ulgi. On wróci, czuję to. Kiedyś zapomni i na powrót będzie sobą.
Nie mogąc się powstrzymać pochyliłem się i mocno go przytuliłem. Zaskoczony obrócił głowę w moim kierunku, a ja po prostu tuliłem go z całych sił przygarniając do swojej piersi.
-Nawet nie wiesz jaką czuję ulgę, gdy widzę cię takim jaki jesteś w tej chwili- szepnąłem.- Tak bardzo cię kocham...
Widziałem jak jego oczy błyszczą ze wzruszenia i złożyłem na jego ustach delikatny pocałunek, nadal nie wypuszczając z objęć jego ciała.
-Nigdy więcej nie pozwolę żeby cokolwiek ci się stało. Nigdy..- wyszeptałem i po prostu wtuliłem twarz w jego szyję.
Jedyne o czym teraz myślałem to po prostu trzymanie go w ramionach, tak żeby nigdy więcej już go nie wypuszczać.
Teraz będzie już tylko lepiej..