Jesteś moim światłem
Rozdział 4
XAVIER
Wybiła pierwsza a ja nadal leżałem bez ruchu wpatrując się w sufit i próbując przetrawić wcześniej usłyszane słowa. Wiedziałem, że zadzwonią prędzej czy później. Miałem jednak nadzieję, że nie nastąpi to tak szybko....Nadal po głowie chodziły mi ich słowa.
"Jak śmiałeś przygarnąć tego bachora, zachowałeś się jak kompletny idiota. On nie zasługuje na twoją litość, jest śmieciem rozumiesz?! Czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś? Jeśli w ciągu tygodnia nie wyrzucisz go na zbity pysk, gorzko tego pożałujesz. Daliśmy jego ojcu twój adres jeśli za siedem dni te ścierwo do niego nie wróci sam po niego przyjedzie."
Kurwa, jak oni mogą być takimi debilami?! Wiedzieli.. od początku wiedzieli jak go traktował!! A nadal zachowują się jakby był śmieciem, niczym tylko po prostu śmieciem... Gdybym wiedział, gdybym wiedział, że są takimi pieprzonymi cwelami... boże ?! Nie wierzę, że to są moi rodzice..
Zdenerwowany ze złością potargałem swoje włosy, wzdychając bezsilnie. I co ja miałem teraz zrobić? Przecież oczywistym było, że nie wyrzucę Nathaniela. Nie było nawet takiej opcji.
-Ehh..
Pozostawało w takim razie wymyślić coś aby móc przekonać jego ojca. Tylko co? Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy..."Chyba już dzisiaj nie zasnę" westchnąłem powoli podnosząc się do siadu i z roztargnieniem zerkając na zegarek. "No pięknie, dopiero wpół do drugiej.. I co ja mam robić o tej porze?"
Zdecydowałem jednak że, kłaść sie spać w dalszym ciągu nie ma sensu, więc może przynajmniej wezmę prysznic, wypije kawę i ogarnę trochę chatę. Do tego czasu powinien już nastać ranek.
Chwytając jakąś tam koszulkę i bokserki, skierowałem się więc do łazienki.
*********************************************************************
NATHANIEL
Znowu.. znowu czułem jego obecność... Biegłem w środku nocy przez mroczny las za sobą słysząc jego głośny oddech. Wiedziałem, że daleko nie ucieknę. Zawsze prędzej czy później mnie łapał... Biegłem i biegłem czując jak coraz większy strach ściska moje gardło. Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa a oddech stawał się coraz płytszy.. Nie wytrzymam ani chwili dłużej..
Przeskoczyłem nad sterczącym korzeniem i nagle zahaczyłem o coś upadając na ziemię. "Dogonił mnie", wiedziałem to zanim poczułem na sobie zaciskające się ręce, a z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.
**********************************************************************
XAVIER
Dopiero co wyszedłem z łazienki, i właśnie miałem zamiar skierować się do kuchni, gdy niezmąconą ciszę domu, rozdarł przeraźliwy krzyk. Wystraszony szybko skierowałem się do pokoju Nathaniela. Gdy tylko wbiegłem do środka, mój wzrok niemal od razu padł na ciało szamoczące się na łóżku. Stłumione jęki bólu wydobywały się z wykrzywionych płaczem warg, wymieszane z cichym szlochem. Ciało rzucało się na wszystkie strony objęte całunami śniącego się koszmaru.
-Nathaniel..- szepnąłem przestraszony podchodząc do łóżka i delikatnie ujmując go za ramię.- Nathaniel...- powtórzyłem głośniej, starając się wybudzić go tak aby równocześnie za bardzo go nie przestraszyć.
-Niee, nie ... proszę!- jęczał odpychając moje dłonie.
-Ćśśś, to tylko ja.. Nic ci nie zrobię..- starałem się mówić wyraźnie, potrząsając jednocześnie jego ramionami. Lecz gdy nadal nie reagował, potrząsnąłem nim o wiele mocniej nie zastanawiając się już czy go wystraszę czy nie. Ważne było tylko to aby wybudził się z koszmaru. Na szczęście tym razem podziałało.
Niemal od razu otworzył szeroko oczy i po chwili rozpoznając moją twarz, z ulgą przytulił się do mnie całym ciałem, chowając zapłakaną twarz w mojej koszulce.
-Ćśśś już wszystko w porządku- wyszeptałem delikatnie głaszcząc go po spiętych plecach.
Powoli kołysałem się lekko do przodu i do tyłu, przypominając sobie co robiła moja mama w sytuacji gdy wybudzała mnie kiedyś z koszmaru. Chyba tylko tą jedną rzecz umiała zrobić w stosunku do mnie z czułością, bo innej sytuacji w której by mi pomogła raczej nie pamiętam.
-Dzięki- usłyszałem po dłuższej chwili, gdy jego oddech stał się spokojniejszy, a ciało przestało być aż tak spięte.
Przemilczałem to, tylko delikatnie głaszcząc go po głowie.
-Co ci się śniło?- zapytałem choć dobrze znałem odpowiedź.
-Ojciec..- odparł zgorzkniałym głosem mocniej zaciskając dłonie na mojej koszulce.- Z resztą to nic nowego..
-Chciałbyś żebym dzisiaj z tobą tu został?- zapytałem z jakiegoś dziwnego powodu, przełykając ze zdenerwowaniem ślinę.
-Jeśli by ci to nie przeszkadzało..- wymamrotał obojętnie, acz zdradził go wyraz ulgi widoczny na jego twarzy.
-Niby czemu miałoby mi przeszkadzać?- zapytałem zdziwiony, lokując sobie miejsce po prawej stronie łóżka i z przyjemnością kryjąc się pod miękką kołdrą.
Nathaniel chrząknął zażenowany.
-A czemu miałoby nie przeszkadzać? Musisz niańczyć chłopaka, który nie dość, że zajmuje ci twój pokój. To jeszcze jest w tym samym wieku co ty, a boi się koszmarów sennych.
-Nie uważam cię za jakiś problem, który nagle spadł mi na głowę...Więc to, że muszę się tobą tak jakby opiekować wcale mi nie przeszkadza. A gdybym nie chciał dać ci swojego pokoju to bym ci go nie dał.. Więc nie szukaj dziury w całym tylko zaakceptuj to co masz, nawet jeśli sam tego nie chcesz- stwierdziłem przyciągając go ramieniem do siebie i udając, że nie widzę jego zaczerwienionych policzków, gdy powoli kładzie głowę na mojej piersi.- A teraz się zamknij i idź spać- powiedziałem nieco uszczypliwie zastanawiając się czy mnie posłucha.
Oczywiście już po chwili zamknął oczy posłusznie starając się zasnąć. "No to nici z kawki" pomyślałem, chodź nie cierpiałem raczej z tego powodu. Czułem się lepiej pomagając mu i przytulając go do siebie jak młodszego brata. Dziwne porównanie zważywszy na fakt, że jesteśmy w tym samym wieku.
Spojrzałem na niego z zainteresowaniem obserwując jego spokojną już twarz. Tym razem chyba śniło mu się coś pogodniejszego, pomyślałem gdy na jego twarzy zabłąkał się lekki uśmiech. Po raz pierwszy miałem okazję dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Małe jasno różowe usta, dosyć długie rzęsy, delikatne kosmyki opadające na gładkie czoło, smukła szczęka, mały prosty nos... Można powiedzieć, że był dosyć przystojny. Dziwne ciepło ogarnęło moje serce gdy obserwowałem jak z ufnością wtula się w moje ciało. Miejsce gdzie jego dłonie delikatnie spoczywały na moim ciele, dziwnie mrowiło. Był taki... bezbronny. Taki podatny na zranienia. A ja, ja byłem jego jedynym wsparciem, jego jedyną nadzieją. I nie mogłem go zawieść.
Momentalnie przypomniałem sobie rozmowę z moimi rodzicami. Musiałem go chronić.. Musiałem jak najszybciej wymyślić co zrobić, aby nie stała mu się krzywda. Jeszcze raz zerknąłem na jego śpiącą twarz i z nową determinacją przytuliłem mocniej jego ciało. Miałem pomysł, ale aby go zrealizować musiałem przeczekać jeszcze te kilka godzin do poranka. Dzisiaj to wszystko się skończy... Już ja dopilnuję aby był bezpieczny, pomyślałem czując jak dziwne uczucie rozprzestrzenia się po moim ciele. Nie wiedząc dokładnie dlaczego to robię, pochyliłem się lekko nad jego twarzą i odgarniając kilka kosmyków włosów, złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach.
Lecz właśnie w tym momencie, senność wreszcie wzięła nade mną górę, i kompletnie zapominając o tym co właśnie zrobiłem, zapadłem z niespokojny sen. Tak... jutro wszystko się wyjaśni...