SEBASTIAN
Powoli wsadziłem go do wypełnionej wodą wanny, po czym wycofałem się do drzwi.
-Jak będziesz potrzebował pomocy, nie wstydź się mnie zawołać- powiedziałem spokojnie, po czym wycofałem się z pomieszczenia, przymykając drzwi.
Biedny dzieciak, żeby nawet nie mieć siły wejść samodzielnie do wanny, albo chociażby zdjąć z siebie ubrań... Przejmujące współczucie ogarnęło moje serce gdy ponownie pomyślałem, o tym jak musi się czuć. Gdyby mój syn znalazł się w podobnej sytuacji.. nie .. Nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić...
Wzdychając usiadłem na pobliskim krześle, żeby w razie potrzeby usłyszeć wołanie Damiana.
-Sebastian..- po mniej więcej piętnastu minutach, usłyszałem jego cichy głos dochodzący zza drzwi.
Szybko podniosłem się i bez wahania wkroczyłem do pomieszczenia.
Chłopak siedział zawstydzony w wannie, z której wcześniej spuścił już wodę.
-Mógłbyś mi podać ręcznik?- zapytał unikając mojego spojrzenia.
Wiedziałem, że czuje się niezręcznie. W końcu siedzi kompletnie nagi przy parę lat starszym mężczyźnie, już pomijając fakt, że jestem jego nauczycielem... Patrzyłem więc tylko na jego twarz, próbując powstrzymać się od puszczenia zmartwionego spojrzenia w kierunku jego posiniaczałego ciała. Trzeba będzie go później od nowa wysmarować maśćmi przeciwbólowymi...
-A dasz radę się w ogóle nim wytrzeć?- zapytałem powiątpiejąco, zbliżając się do niego z ręcznikiem w dłoni. Nie otrzymałem jednak żadnej odpowiedzi. I tak nie musiałem.. "Nie da rady..." dobrze to wiedziałem..- Podniosę cię i postawie na posadzce- powiedziałem szybko wyjmując go z wanny.- Spróbuj się nie chwiać i stać prosto, a ja cię wytrę.
Damian posłusznie wyprostował się, opierając się jedną ręką o ścianę i wlepił wzrok w kafelki pod nogami, aby nie musieć na mnie patrzeć. Dokładnie wysuszyłem jego ciało, próbując zrobić to równocześnie jak najszybciej, po czym zawiązałem na nim ręcznik i podniosłem go wynosząc z łazienki.
*********************************************************************************
DAMIAN
Wstydziłem się choć wiedziałem, że on i tak nie patrzy na moje ciało w sposób w który chciałbym aby na nie patrzył. Gdy tylko położył mnie spowrotem na łóżku, podszedł do pobliskiej szafy i wyjął kilka ubrań, w które następnie mnie ubrał. Z bielizną co prawda poradziłem sobie sam, pośród miliona jęknięć i stęków... Chciałem przynajmniej jedną rzecz zrobić samodzielnie. Później wyjął dobrze mi już znane maście i bandaże, po czym już drugi raz dzisiejszego dnia począł zajmować się moimi siniakami, podwijając moją bluzkę do góry.
-Dziękuję- wyszeptałem, gdy po chwili skończył już opatrywanie i po prostu siedział koło łóżka, wpatrując się we mnie badawczo.-Coś się stało?- zapytałem gdy po dłuższej chwili w pomieszczeniu nadal panowała tylko głucha cisza.
-Czy...- odezwał sie lecz nagły pisk odwrócił naszą uwagę.
Do pokoju wpadł roześmiany Kamilek z trzema dużymi misiami w ręku. Chichocząc
wskoczył na łóżko oddając nam po jednym misiu.
-Pobawmy się!!- krzyknął siadając koło mnie z zadowoleniem.- Skoro nie możesz sie ruszać bo masz kuku, możemy się pobawić tutaj..
-A w co chcesz się bawić?-zapytałem z ciekawością wpatrując się w podarowanego mi misia.
Był średniej wielkości, brązowy z małą ciemną łatą na lewym oku. Za to miś którego otrzymał Sebastian, był cały czarny, aż dziwne jak bardzo do niego pasował. Zafascynowany patrzyłem jak z uśmiechem tarmosi misia i macha nim Kamilkowi tuż przed twarzą, na co Kamilek śmieje się i chowa za moją ręką.
-W dom- zachichotał ponownie gdy Sebastian zamachał mu misiem przed nosem.-Ty będziesz mamą, tata będzie tatą a ja synkiem- powiedział i usiadł mi na kolanach udając, że wspina się misiem na wielką górę z kołdry.
Usmiechnąłem się i skinąłem głową przyłączając się do zabawy. Kamilek naprawdę był wspaniałym dzieckiem. Gdybym kiedykolwiek chciał związać się z dziewczyną co jest raczej niemożliwe, i mieć dzieci.. Chciałbym mieć syna takiego jak on.
******************************************************
SEBASTIAN
Po zabawie położyłem Kamilka spać w jego pokoju, i zostawiłem śpiącego już Damiana w swojej sypialni. Po czym poszedłem do salonu i położyłem się na kanapie.
Z samego rana wstałem i zrobiłem jajecznicę oraz spokojnym krokiem skierowałem się w stronę reszty domu obudzić swoich podopiecznych. Damian nadal ledwo stał na nogach, lecz widać było że czuje się lepiej niż wczoraj. W sumie jeśli chodził powoli, to nie miał problemu z utrzymaniem równowagi.
Dzisiejsza pobudka była bardzo przyjemna. Śniadanie jedliśmy w miłej atmosferze żartów i chichotów Kamilka, gdy nagle dosyć brutalne walenie w drzwi przerwało nam naszą sielankę.
-Pójdę sprawdzić kto to...- stwierdziłem, szybko podnosząc się z miejsca i kierując w kierunku drzwi wejściowych.
Z głębokim westchnieniem otworzyłem drzwi mierząc przybyłego mężczyznę spojrzeniem.
-Z kim ma..?-zapytałem urywając w połowie gdy rozpoznałem stojącego naprzeciwko mnie mężczyznę.- Czemu zawdzięczam przyjemność pana obecności?- zapytałem zdenerwowany patrząc na widocznie wkurzonego grubego mężczyznę.
Bez wątpienia osobą właśnie przede mną stojącą był nie kto inny a ojciec Damiana.
-Niech pan nie udaje kretyna..- warknął na co ja otworzyłem szerzej oczy wielce zszokowany jego postawą.
Nie zdążyłem nawet w pełni wyjść z szoku gdy poczułem jak odepchnął mnie w bok i szybkim krokiem wszedł do mojego domu.
-Co pan robi?!- wrzasnąłem zdenerwowany gdy rozjuszony wpadł do kuchni stając przed przestraszonym Damianem.
-Gówno to cię obchodzi!-wrzasnął na mnie, po czym brutalnie złapał Damiana za ramiona i cisnął nim w pobliską ścianę, przygniatając go do niej swoim ciężarem.
Nawet z odległości kilku metrów czuć było od niego wyraźną woń alkoholu...Stałem jak sparaliżowany obserwując wydzierającego się mężczyznę..
-Ty kurewska cioto!! Czy nie nauczyłem cię przez te lata, że masz się kurwa nigdzie nie szlajać?! Co ty sobie myślisz?! Że znajdziesz sobie jebanego frajera, dasz mu dupy, a on cię przede mną ukryje?!-widziałem jak ponownie wali jego ramionami w ścianę i nagła fala wściekłości jaka mnie ogarnęła widząc jego skrzywioną z bólu twarz i słysząc te wszystkie wulgarne słowa ze strony jego własnego ojca, podbiegłem do nich i gwałtownym ruchem odsunąłem faceta na bok.
-To jest pański syn! Jak pan śmie tak się do niego zwracać!- wrzasnąłem nie mogąc pojąć jak można tak bardzo nienawidzić własnego syna.
-Odpierol się!!- krzyknął chcąc jeszcze raz doskoczyć do Damiana.
Lecz tym razem nie pozwoliłem mu zrobić nawet małego kroku w jego stronę. Sam pchnąłem go dość brutalnie na ścianę i wlepiłem w jego twarz wkurzone spojrzenie.
Widziałem jak wreszcie skupia uwagę wyłącznie na mnie, a jego oczy błyszczą od ledwie wstrzymywanej furii. Kątem oka zauważyłem przestraszonego Kamilka chowającego się za kuchennym stołem.
-Pan niech się lepiej nie wtrąca- warknął widocznie powstrzymując się od użycia wulgaryzmów.- Jeśli za chwilę, nie pozwoli mi pan wyjść z moim synem z tego domu. Po prostu zadzwonię na policję i oskarżę pana o przytrzymywanie mego syna wbrew jego woli.
Powieka drgnęła mi niebezpiecznie, gdy powstrzymałem odruch uderzenia tego frajera.
-Niech Pan lepiej mnie posłucha. Nie ma prawa pan wzywać na mnie policji, to ja raczej mogę wezwać ją na pana. Za wtargnięcie bez zgody do mojego mieszkania i napadnięcie mojego podopiecznego....- warknąłem powoli przybliżając się do jego twarzy.- A już na pewno to JA mogę wezwać na pana policję... za katowanie dziecka. Ile lat grozi za takie przestępstwo hmmm osiem? A może się mylę?!
Facet drgnął zaskoczony, ale nie trwało to zbyt długo. Już po chwili spowrotem patrzył się na mnie kompletnie wkurwiony, zaciskając dłonie w pięści.
-Aha no dobrze.. Więc tak tu pogrywamy? W porządku, jeszcze zobaczymy kto tu będzie mądrzejszy..-warknął z kolei znowu odwracając wzrok w kierunku siedzącego pod ścianą Damiana.- A ty gówniarzu, nigdy więcej nie waż się pokazywać w moim domu.. Jeśli pewnego dnia spotkamy się przypadkiem na ulicy, możesz być pewny, że wyjdziesz na tym gorzej niż kiedykolwiek.. W sumie i tak nic nie straciłem, byłeś jedynie pierdolonym ciężarem, który czasem odwdzięczał się tym, że mogłem czasami porządnie skopać mu dupę. Zdychaj sobie tutaj pieprzona cioto..- wysyczał i po drodze waląc mnie z bara, wymaszerował z mojego domu.
****************************************************************************************
DAMIAN
Bałem się, tak przeraźliwie bałem się, że mój ojciec zapragnie skrzywdzić kogoś poza mną. Kamilka, Sebastiana.. Czułem woń alkoholu gdy swoim potężnym cielskiem przygniatał mnie do ściany, a jedyne co widziałem to jego duże przekrwione oczy wpatrujące się we mnie z furią. Nienawidziłem go, tak bardzo nienawidziłem, a równocześnie nie mogłem nic poradzić na to, że raz po raz walił mną w ścianę wykrzykując te wszystkie słowa. Jeśli kiedykolwiek miałbym szansę mu dokopać, z przyjemnością bym z niej skorzystał. Odwdzięczył się za te wszystkie lata poniżania i udręki...
Z niedalekiej odległości, słyszałem przestraszony płacz Kamilka, i tak bardzo żałowałem, że nie mogę go w tej chwili przytulić. Słyszałem kłótnię i wrzaski Sebastiana oraz mojego ojca jak przez mgłę. Nie zwracałem na nie uwagi, skupiając się na płynących po mojej twarzy łzach. Niby jego słowa do mnie nie trafiały, a jednak czułem przeraźliwy ból za kazdym razem jak otworzył usta.
-Zdychaj sobie tutaj pieprzona cioto..- usłyszałem jego ostatnie słowa i trzask wejściowych drzwi.
Z jękiem zwinąłem się pod ścianą, słysząc jak spanikowany Sebastian zaczyna uspokajać zaszlochanego Kamilka.. Biedny maluch, musiał być świadkiem całego zdarzenia.. To moja wina, że płacze. To moja wina, że się przestraszył i to moja wina, że Sebastian musiał kłócić się z ojcem...Wszystko moja wina..
-Damian?- usłyszałem ostrożny głos Sebastiana gdzieś w moim pobliżu.
-Damian??
Nie mogłem odpowiedzieć, ledwo starczało mi sił na krztuszenie się własnymi łzami.
Czułem jego dłoń klępiącą mnie pocieszająco po plecach.
-Nie masz czym się martwić, on juz tu nie wróci..
-.....
-Już nigdy nie będziesz musiał go znosić, wreszcie będziesz miał normalne życie..
-Normalne życie?! Co ty nazywasz normalnym życiem?? Bycie bezdomnym? Nie rozumiesz?! Ja nie mam ani domu, ani pieniędzy ani nawet własnych rzeczy! Dla mnie to koniec..- wykrzyczałem z trudem przełykając łzy.- Nie mam innej rodziny, nie mam gdzie iść..
Czułem jak silne dłonie zaciskają się niemal boleśnie na moim ramieniu, zmuszając mnie do podniesienia wzroku.
-Przecież masz gdzie mieszkać.. Dopóki nie wyjdziesz na swoje, zostaniesz u mnie. W końcu jestem twoim opiekunem.
"Opiekunem, właśnie.. Problem jest w tym że dla mnie się na niego nie nadajesz, bo wcale na ciebie tak nie patrzę"pomyślałem krzywiąc się lekko.
-I jak ty to sobie wyobrażasz?! Nie zarabiasz dużo, pewnie masz problem z opiekowaniem się własnym synem, a teraz na karku będziesz miał jeszcze mnie.. To nie jest takie proste- wyjąkałem czując ponownie zbliżające się łzy.- Tak się nie da, będę dla was tylko ciężarem...
Słyszałem głuche pacnięcie gdy czyjeś ciało usiadło koło mnie na podłodze i poczułem jak silne ramiona unoszą mnie i kładą na swoich kolanach. Doceniałem jego pocieszenie, choć za każdym razem gdy mnie dotykał, czułem przeszywający mnie ból.
-Jesteś zwykłym dzieckiem, a nie ciężarem.. Przecież nie mogę ci pozwolić mieszkać na ulicy.. Zostaniesz tutaj i koniec, a poza tym twoja obecność nie jest problemem. Kamilek często musi zostawać sam na dłużej, gdy ja zostanę w szkole, ty mógłbyś się nim opiekować. To byłoby bardzo pomocne..A o pieniądze nie ma co się martwić, bo wcale aż tak mało nie zarabiam.. Rozumiesz?
Wziąłem głęboki wdech powoli trawiąc jego słowa.
-Dobrze mogę tu zostać, ale muszę zacząć pracować, przynajmniej płaciłbym wam za wynajem jakiegoś pokoju albo coś...
Sebastian zmierzył mnie zimnym spojrzeniem.
-Chyba sobie kpisz?! Nie będziesz pracował, nie ma nawet takiej opcji. Zostajesz tu i opiekujesz się Kamilkiem tyle wystarczy, zrozumiałeś?
-Tak zrozumiałem- odparłem po części zadowolony, a po części dziwnie smutny.
Tak dużo dla mnie zrobił, a ja nawet nie mam jak się odwdzięczyć.
-Zostajesz?- usłyszałem cichy głosik po mojej drugiej stronie.
-Wygląda na to, że tak- powiedziałem z lekkim poczuciem winy patrząc na zaschnięte już ślady łez na policzkach malca.
Kamilek jednak tym razem nic nie powiedział. Zdziwiło mnie to trochę, bo zazwyczaj paplał jak najęty, ale tym razem stał tylko a jego oczy stawały się coraz bardziej szkliste.
-To dobrze, nie wracaj już do tego złego pana- wyszlochał pocierając małymi piąstkami zapłakane oczy.- Nigdzie nie odchodź- zawył wieszając mi się na szyi.
Moje serce zabiło szybciej ogarnięte czułością gdy czułem przy sobie te małe kochane ciałko, które chciało abym z nimi został. Chciało abym ich nie opuszczał. Po raz pierwszy czułem, że ktoś naprawdę pragnie abym istniał. Że ktoś naprawdę pragnie mojej obecności. Po raz pierwszy poczułem, że może wszystko się jeszcze ułoży.