czwartek, 14 lutego 2013

Pan od Historii - Rozdział 1

DAMIAN

Obserwowałem go tak jak zawsze. Siedząc z przodu w środkowym rzędzie i delikatnie obejmując ustami skuwkę od pióra, przyglądałem się całej jego postaci. Miał całkiem niezłą lekką umięśnioną figurę. Z tego co wiedziałem miał dwadzieścia pięć lat. Zaczesane do tyłu ciemne włosy, okulary w delikatnej czarnej oprawce pod którymi lśniły zdeterminowane zielone oczy. 

O tych oczach mógłbym opowiadać przez wieczność. Były tak piękne, że wystarczyło mi tylko jedno ich spojrzenie abym utonął w ich głębinach.

Dzisiaj był pierwszy tydzień mojego trzeciego i ostatniego roku w tej szkole. I przysiągłem sobie, że choćbym miał się skompromitować. Muszę wreszcie zwrócić na siebie jego uwagę.

Postanowiłem, że z całym planem zaczekam do przerwy. Gdy wszyscy zdążą szybko wylecieć z klasy a ja mozolnie się pakując zostanę z nim sam na sam.

Tak więc zrobiłem. Gdy tylko ostatnia osoba wyszła z sali pewnym siebie krokiem podszedłem do jego biurka i oparłem się o nie lekko biodrem.

-Czy coś się stało Damianie?- usłyszałem chłodne pytanie a te jego piękne oczy wreszcie spoczęły na mojej postaci.  

-Własnie zastanawiałem się nad tym co mówił pan na dzisiejszej lekcji- wymruczałem i delikatnie przygryzając wargę wślizgnąłem się na blat tuż przed nim.

Serce waliło mi jak oszalałe ale nie dałem tego po sobie poznać. 

-A dokładnie nad czym się tak zastanawiałeś?-zapytał i nawet okiem nie mrugnął na moją pozycję. 

-Nad teoriami bitewnymi. Dlaczego zazwyczaj podczas walki zołnierze atakują od tyłu zamiast od frontu?-zapytałem delikatnie rozsuwając nogi odziane w krótkie białe spodenki. 

-Chodzi o efekt zaskoczenia- wyjaśnił nauczyciel na mój gest reagując tylko lekkim skrzywieniem warg.

-Ale czyż nie każdy wie, że zawsze wróg chce atakować od tyłu? Efektem zaskoczenia w takim razie powinno być natarcie od przodu- stwierdziłem wpatrując się w niego najbardziej kuszącym wzrokiem na jaki było mnie stać.

-Właściwie to o co dokładnie ci chodzi? Dobrze wiemy Damianie że nie przyszedłeś gadać tu o żadnych teoriach bitewnych-zniecierpliwił się  patrząc znacząco w stronę drzwi.

Nie chciałem żeby mnie teraz spławił. Naprawdę pragnąłem żeby wreszcie jakoś zwrócił na mnie uwagę. Żeby wreszcie odpowiedział na moje uczucia. Pragnąłem mieć przy sobie kogoś i tak się składało, że najbardziej pragnąłem jego.

Sam nie wiedząc co robię złapałem jego dłoń i dotknąłem nią mego uda szybko kierując ją pod moje spodenki. Ledwie zdążyłem jednak poczuć jego palce na mojej delikatnej skórze, a już wyrwał się i wycofał rękę.

-Co ty robisz?- powiedział cały czas panując nad tym aby nie unieść głosu.

-Nie denerwuj się kochanie- wymruczałem słodkim głosikiem zahaczając ręką o jego krawat. 

Niby przypadkowo lekko go odwiązując. 

-Lepiej żebyś już wyszedł- jego lodowaty acz spokojny głos sparaliżował moje serce.

Lecz nie zwracając na to uwagi podniosłem się i szybko składając na jego policzku całusa, wycofałem się do drzwi. 

-Jeszcze cię zdobędę- powiedziałem na odchodnym  i gdy stałem już tyłem do niego. Pozwoliłem mojemu uśmiechowi zniknąć. 

Chyba trochę przesadziłem, pomyślałem biorąc pod uwagę fakt że mógł mnie wziąść  za łatwego. Ale co ja poradzę na to, że nie mogę już wytrzymać tej samotności? 

Lekko przygnębiony poprawiłem torbę na ramieniu i ruszyłem w kierunku wyjścia ze szkoły. W sumie nie mieszkałem zbyt daleko. Dwie przecznice od szkoły tuz przy okolicznym placu zabaw i parku. 

Gdy wreszcie dotarłem do po schodach do drzwi mojego mieszkania uderzyło mnie dziwne przeczucie. Przeczucie, że coś jest nie tak.

Po cichu wlazłem do mieszkania i niemal od razu dowiedziałem się o co chodzi. Mój ojciec widocznie pijany stał w drzwiach mojego pokoju lustrując ze zdenerwowaniem jego wnętrze. Starając się być cicho przemknąłem przez przedpokój lecz zdążyłem tylko dojść do salonu gdy się zaczęło.... 

Odwrócił się w moim kierunku a jego twarz wykrzywił grymas gniewu.

-I gdzieś się tak długo włóczył?-warknął powoli zbliżając się do niedalekiego kredensu.

-W szkole - odpowiedziałem starając się zachować spokój.

-Nie kłam mi w żywe oczy ścierwo! -wrzasnął zamachując się małą filiżanką która stała najbliżej niego.

Przerażony pisnąłem odskakując i patrzyłem na niego coraz bardziej przestraszony.

-Jesteś śmieciem! Słyszysz mnie?! Jesteś jednym pierdolonym śmieciem którego mam ochotę zatłuc za każdym razem gdy cię widzę!!!

Szklane kubki i małe ozdobne posążki co chwilę przelatywały przez pokój rozbijając się na ścianie przy której  z płaczem się kuliłem.

-Przestań..- jęknąłem gdy mały posążek słonia rozbił się tuż koło mojej głowy raniąc mnie odłamkiem w policzek.

-Zamknij ryj kundlu czy ty myślisz, że masz prawo się do mnie odzywać?! Nie otwieraj tej swojej parchatej gęby!!! Kurwa gdybym mógł urwałbym ci ten przeklęty łeb smarkaczu!- wrzeszczał na przemian rzucając wyzwiskami i rzeczami które znalazły się w zasięgu jego ręki. 

Krzyk bólu rozległ się w moich ustach gdy dość spory wazon uderzył mnie w ramię, rozpryskując się i wbijając kilka odłamków w moja delikatną skórę. Przerażony załkałem widząc skapującą z dłoni krew.

-I czego się smarkasz kundlu?

Dopiero po chwili skapnąłem się, że przeraźliwy syk mego ojca rozległ się z dość małej odległości. Przestraszony uniosłem wzrok i jedyne co zdążyłem zauważyć to szybko opadającą ręka. 

Z jękiem upadłem na podłogę przykładając dłoń do twarzy. Walnął mnie prosto w oko. Piękna będzie jutro śliwa, pomyślałem krzywiąc się mocno.  Na szczęście gdy zobaczył, że mnie pokonał szybko stracił mną zainteresowanie i z powrotem wrócił na swoje stałe miejsce czyli kanapa przed telewizorem. Z piwem w ręku oglądając jakiś badziewny serial.

Cały obolały i upokorzony z trudem uniosłem się na nogach i skierowałem się do swojego pokoju, zamykając go na klucz. Po czym powoli usiadłem na taborecie tuż przed lustrem i zdjąłem koszulkę patrząc na rany od szkła. 

Delikatnie wyjąłem każdy widoczny odłamek i polałem skórę woda utlenioną która była od zawsze stałym elementem mojego pokoju.  Miałem już dość tego ciągłego bicia, tych jego wyzwisk i pomiatania. Ale co ja mogłem zrobić? Przecież nie skończyłem szkoły i nie miałem pracy aby móc kupić sobie własne mieszkanie. Pozostawało więc tylko przeżyć jeszcze trochę w tym domu.

Wykończony położyłem się na swoim łóżku i zapatrzyłem się za wiszące nad moją głową okno. Niebo usiane było mnóstwem błyszczących gwiazd rozjaśniających jego mrok.

Bo niebo było tak naprawdę mrokiem który za dnia rozjaśniało słońce a nocą gwiazdy i księżyc. Chciałbym aby moim słońcem, gwiazdami i księżycem był Sebastian. Aby rozjaśnił moją dusze i zabrał mnie z tej przenikającej kości ciemności. Oplatając mnie swymi męskimi ramionami i przytulając mnie do siebie za każdym razem gdy będę czuł się niepewnie.

Aby jego zielone oczy wpatrywały się w moje z miłością , zarezerwowaną tylko dla mnie.
Mieć ta świadomość, że on się o mnie troszczy, że mnie kocha, że się mną przejmuje. To jest coś czego pragnę najbardziej, pomyślałem gdy oczy powoli przestały być mi posłuszne i wreszcie zapadłem w błogosławiony sen.