czwartek, 24 lipca 2014

Jesteś moim światłem - Rozdział 15

 NATHANIEL

-No dobrze..-Odezwała się Mito, gdy tylko każde z nas skończyło już swoje jedzenie.- Czy teraz powiecie mi, o co poszło wam z Samuelem?

Nie spodziewałem się, że zada akurat TO pytanie. Instynktownie zacisnąłem rękę na oparciu krzesła, podenerwowany i zawstydzony tym, że ktokolwiek mógłby się dowiedzieć, co wydarzyło się na tamtej imprezie. 

O mało co nie zacząłem panikować, gdy nagle poczułem dłoń Xaviera na swoim kolanie, ściskającą je lekko. Spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem, w myślach prosząc, aby pominął sprawozdanie o moją osobę. 

-Powiedzmy, że Samuel powiedział o kilka słów za dużo, i nie za bardzo mi się to spodobało- odezwał się po chwili, spoglądając na Mito spokojnym wzrokiem. 

Świetnie! Zbagatelizował wydarzenie do zwykłej bójki... Najwidoczniej zrozumiał, o co mi chodzi.... Z wdzięcznością wyciągnąłem moją rękę pod stołem, i delikatnie ścisnąłem jego dłoń, aby wiedział, że dziękuję za jego kłamstwo. 

Mito jeszcze przez chwilę spoglądała na nas swoim podejrzliwym wzrokiem, lecz najwyraźniej postanowiła nie drążyć tematu. 

-Dobra, w takim razie co robiliście, jak wróciliście do domu?- zapytała z czystej ciekawości. 

W ostatniej chwili udało mi się nie zakrztusić powietrzem, czego nie można było powiedzieć o Xavierze. Szybko cofnąłem swoją rękę i klepnąłem go mocno w plecy, starając się nie zwracać uwagi na gorąco, które zawładnęło moimi policzkami. Z pewnością byłem teraz czerwony jak burak...

-Uhuhu teraz to dopiero jestem ciekawa waszej odpowiedzi.- Mito zaśmiała się nie odrywając od nas wzroku. -A czemuż to reagujecie w tak przedziwny sposób, co? Może robiliście coś... zakazanego?

-Nie!

-Nic z tych rzeczy!- odpowiedzieliśmy jednocześnie, spoglądając na siebie z zażenowaniem.

Mito niewinnie zamrugała oczkami.

-Z jakich rzeczy? 

-Zakazanych.. O jakiekolwiek by ci nie chodziło...- wymamrotałem starając się wyglądać normalnie.

-W sumie to.. od razu poszliśmy spać..- dopowiedział Xavier, wyjątkowo szybko się ogarniając. 

Przynajmniej tyle mogłem stwierdzić po jego głosie, ponieważ nie miałem zamiaru patrzeć w jego stronę. Nie wtedy, gdy w mojej pamięci ponownie odtworzyła się wczorajsza sytuacja. 

Dziewczyna nie wiedzieć czemu...nie skomentowała tego, lecz było widać, że miało na to wielką ochotę. Coś jednak ją powstrzymało, a sądząc po dziwnym błysku w oku, było to coś, co niekoniecznie mogło się nam spodobać. 

-Powiedzmy, że wam wierzę... I z dobrego serca postanowię o nic więcej nie pytać...

Widząc jej diabelny uśmieszek, niemal przewidziałem jej następne zdanie.

-Ale w zamian za to... wy musicie zrobić mi pewną przysługę. 

Razem z Xavierem spięliśmy się nieznacznie, zastanawiając się, czego ów przysługa, może dotyczyć. 

-Pozwólcie mi zostać u siebie na noc.

_______________

XAVIER

Razem z Nathanielem spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, kompletnie zapominając o wcześniejszym temacie rozmowy.

-Dlaczego miałabyś chcieć zostać u nas na noc?- zapytałem, spoglądając na nią z zaskoczeniem.

Dziewczyna westchnęła jedynie, składając swoje dłonie na blacie, i opierając o nie podbródek. 

-Nikogo dzisiaj u mnie nie będzie... Matka z ojcem wyjechali w nagłej sprawie, a brat nocuje u swojego chłopaka, nie za bardzo chce mi się siedzieć samej w pustym domu. 

Pokiwałem głową w zrozumieniu, zanim dotarł do mnie pełny sens jej wypowiedzi.

-Zaraz, zaraz.. Chłopaka?!- wykrzyknąłem zdumiony. 

Mito zmierzyła mnie dziwnym spojrzeniem.

-A bo co? Masz coś do homoseksualistów?- zapytała z poważnym wyrazem twarzy. 

-Nie! Nie! Absolutnie!- zapewniłem szybko.

Jeszcze chwilę mierzyła mnie wzrokiem, zanim skierowała swe spojrzenie na Nathaniela.

-A ty? Masz coś przeciwko?

Nathaniel nawet nie mrugnął, uśmiechając się jedynie delikatnie.

-Nie mi oceniać, kto kogo pokocha.

"..Hmmm..Ładnie powiedziane.." pomyślałem. Nie całkiem świadomie, ponownie zawieszając na nim spojrzenie. Mito najwyraźniej spodobała się jego odpowiedź, ponieważ teraz zarzucała go także innymi pytaniami, najprawdopodobniej sprawdzając poziom jego tolerancji. 

Zajęty rozmową nawet nie zauważył, że się na niego patrzę, więc mogłem chwilę dłużej lustrować jego oblicze. Podobał mi się sposób w jaki jego oczy błyszczały się, gdy się uśmiechał. Podobało mi się, jak przechyla głowę, gdy wsłuchuje się w czyjąś opowieść, jak gestykuluje, gdy próbuje coś wyjaśnić. Zastanawiałem się, jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem. 

Sposobu w jaki światło odbija się w jego blond włosach.. Oczu, których błękit bez problemu może konkurować z błękitem nieba. Delikatnej, smukłej szyi, której alabastrowy odcień sprawia, że wydaje się tak delikatny. Pełnych ust, które pod wpływem pocałunków stają się rozkosznie czerwone i nabrzmiałe... 

Szybko potrząsnąłem głową, wiedząc, że jeśli moje myśli zabrną dalej, może się to dla mnie źle skończyć. Czując się trochę wykluczonym z rozmowy, chrząknąłem głośno, a gdy wreszcie zwrócili na mnie swoją uwagę, kiwnąłem głową w stronę schodów. 

-Skoro ustaliliśmy już, że u nas zostajesz, może chciałabyś zobaczyć swój pokój?

Mito uśmiechnęła się promiennie, i w podskokach podążyła za nami, gdy wspinaliśmy się na piętro. 

Szybko otworzyłem pokój do dwuosobowej sypialni, która pozostała pusta po naszym przyjeździe, i uśmiechnąłem się widząc jej zadowoloną minę. 

-Ujdzie w tłoku- stwierdziła wchodząc do środka, i zostawiając swoją torbę na łóżku.-Na szczęście wcześniej przygotowałam się na waszą zgodę, i zabrałam kilka swoich rzeczy.- Powiedziała wyciągając z torby piżamę, ciuchy na zmianę, kosmetyki i bliżej nieokreślone pudełko.- Mam nadzieję, że macie DVD? Przyniosłam ze sobą kilka filmów, żebyśmy się nie nudzili. 

Kiwnąłem głową na znak, że się nie pomyliła, i zamykając drzwi, w trójkę zeszliśmy do salonu. 
Gdy tylko znalazłem pilota do DVD, oddałem go w jej ręce, a sam zająłem się opuszczaniem żaluzji w oknach, aby zrobić "kinową" atmosferę. Podczas gdy Nathaniel zajął sobie miejsce na kanapie, a Mito gorączkowo szukała jakiejś płyty w swoim pudełku, ja poszedłem do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia i picia. 

Pogrzebałem po szafkach, i zadowolony wyjąłem torebkę z popcornem, oraz butelkę  Dr. Pepper'a. Szybko włączyłem mikrofalę, wrzucając do niej torebkę, i przygotowałem sobie miskę.  Po kilku minutach, gotowy popcorn wrzuciłem do miski, i zabierając ze sobą zarówno miskę, jak i butelkę, wróciłem do salonu. 

-No dobra, to co takiego ciekawego wybraliście?- zapytałem, zajmując miejsce pomiędzy Mito, a Nathanielem. 

-Grave Encounters*!- odpowiedziała wniebowzięta dziewczyna.- Zawsze chciałam to obejrzeć, ale jakoś nie miałam czasu. 

Nazwa nic mi nie mówiła, więc wzruszyłem ramionami, i podałem jej miskę z popcornem. Gdy tylko zaczęły się napisy, wiedziałem już, że będzie to jakiś horror. Nathaniel chyba także dopiero wtedy się zorientował, bo poruszył się niespokojnie. 

-Nie możemy obejrzeć jakiejś komedii?-zapytał, dziwnie drżącym głosem.

-Nie- powiedziała Mito, wpychając do buzi garść popcornu.- Co jet sajibiste.

Nathaniel raczej nie wyglądał na przekonanego, jednak więcej nie protestował. Powoli zlustrowałem go ostrożnym spojrzeniem, i widząc jak mimowolnie wciska się głębiej w kanapę, nie za bardzo zastanawiając się nad tym co robię, delikatnie zaplotłem palce na jego dłoni. 

Blondynek spojrzał na mnie zaskoczony, lecz ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie, i położyłem palec na ustach wskazując na siedzącą obok dziewczynę. 

-Szz...

______________

NATHANIEL

Nie przepadałem za horrorami. A już w szczególności, za tymi o duchach... Gdy byłem mały, wystarczająco często ojciec straszył mnie potworami mieszkającymi pod moim łóżkiem, po czym zamykał mnie na klucz, gasząc światło, abym przypadkiem nie zechciał ze strachu pobiec do jego pokoju. Chyba odczuwał satysfakcję słysząc nocą mój przerażony płacz... 

Czasami nawet, gdy przyzwyczaiłem się już do pokoju, dla zabawy zamykał mnie na kilka godzin w piwnicy. Zazwyczaj usprawiedliwiając się, że to moja kara za nieposłuszeństwo. W tamtych czasach, przynajmniej mnie nie bił...

Może i czułem się lekko zażenowany, ale nie miałem zamiaru puszczać ręki Xaviera, tym bardziej, że sam mi ją zaoferował. Poczułem dziwne ciepło na sercu, gdy przy strasznych momentach delikatnie ściskał moje palce, i śmiał się z dziwnych twarzy duchów, aby mnie rozweselić. Mito wyjątkowo mu w tym dorównywała, wyśmiewając biegające po korytarzach baby w długich kitlach. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszystko było zrobione komputerowo, jednakże i tak, film okazał się być dosyć straszny. 

Zastanawiałem się, jak dzisiaj zasnę, sam w swoim pokoju. 

Gdy tylko film się skończył, i zaczęły się napisy, Mito wyłączyła płytę, i wstała z kanapy przeciągając się z westchnieniem. 

-W sumie nie był taki zły. Nawet straszny.. Jeśli nie liczyć ich dziwnych twarzy..- stwierdziła w zamyśleniu pocierając podbródek.- Jednak innym razem obejrzymy jakąś komedię. Może znajdę coś śmiesznego.. 

-Taa- zgodziłem się, ukradkiem puszczając już rękę Xaviera.- Komedia, może być dobrym pomysłem.

Także podniosłem się szybko, i przeciągnąłem ziewając** lekko. Nie chciałem, aby zauważył z jaką niechęcią przerwałem nasz kontakt. Gdyby nie obecność Mito, z chęcią potrzymałbym go jeszcze dłużej. NIE! Nie powinienem tak myśleć, przecież sobie obiecałem...

Spokojnym krokiem podszedłem do niego, i schyliłem się, sięgając po butelkę leżącą u jego stóp. Wziąłem kilka głębokich łyków, i podałem mu napój, obserwując, jak jego jabłko adama porusza się, gdy sam pije. Mimowolnie przyszło mi do głowy, że to prawie jak pośredni pocałunek. W końcu moje usta wcześniej dotykały tego samego miejsca. 

Nie wiedzieć czemu, zarumieniłem się i szybko odwróciłem wzrok. Nawet nie zauważyłem spoglądającej na nas z małym uśmieszkiem, Mito. 

-No to co teraz robimy, chłopcy? Macie jakieś pomysły?

Xavier zamyślił się, a ja wzruszyłem ramionami. 

-W sumie.... Mamy konsolę, możemy w coś zagrać- stwierdził, wskazując głową na urządzenie leżące koło DVD. 

Mito wręcz wniebowzięta przeglądała stojące obok gry, aż w końcu wybrała jedną z nich. 

-Mam! Zagramy w Medieval Moves.

Gra wyglądała całkiem obiecująco. Oczywiście konsola była sterowana ruchem, więc każdy z nas po kolei stawał przed telewizorem, i skakał, machał rękoma, nogami.. W sumie wyglądało to całkiem idiotycznie, ale była niezła zabawa. Chodziło się jakimś ludkiem po królestwie, spełniając zadania, i eliminując wrogów. Do tego była nawet ładna grafika. 

Później, gdy każdy z nas zginął przynajmniej dziesięć razy, zagraliśmy w grę Sport Champions, w której wybieraliśmy swoją postać, upodabnialiśmy ją do siebie, i wybieraliśmy dziedzinę sportową. Ja wybrałem koszykówkę, robiąc uniki, rzucając do kosza, i w ogóle wyglądając jakbym miał atak downa. Mito wybrała tenisa, i omal nie rozwaliła Xavierowi nosa, gdy mocno zamachnęła się na jedną piłkę, a Xavier wybrał piłkę nożną, przy której niechcący kopnął w stertę gier leżących obok na podłodze, i wszystkie rozsypał. 

Ogólnie nigdy wcześniej nie bawiłem się, aż tak dobrze. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, i kompletnie nie zwracaliśmy uwagi na płynący czas. Dopiero około dwudziestej drugiej powoli się uspokoiliśmy. 

-Chyba najwyższy czas zrobić kolację- usłyszałem głos Xaviera, który właśnie zrzucał ze swoich pleców roześmianą dziewczynę. 

-Dobry pomysł- stwierdziła, ścigając się z nami do kuchni. 

Uśmiechnięty, i lekko zdyszany usiadłem przy stole naprzeciwko dziewczyny, wpatrując się w krzątającego się wokół Xaviera. Jego zielone oczy błyszczały łobuzersko, a przydługie czarne włosy, były bardziej roztrzepane, niż kiedykolwiek. Jego koszulka delikatnie się podwinęła ukazując kawałek płaskiego brzucha, pokrytego małymi włoskami tuż nad linią dżinsów.  Mimowolnie poczułem, że temperatura w pomieszczeniu trochę się podniosła. 

-To co takiego dobrego nam przygotowujesz?- zapytała zaciekawiona Mito, wyskakując z miejsca i zaglądając mu przez ramię. 

_____________

XAVIER

W sumie to nie bardzo wiedziałem co takiego mam ugotować, więc zdecydowałem się po prostu zrobić jakiś szybki posiłek. I tak było już wystarczająco późno, jak na kolację. 

Wyjąłem z lodówki dwa jajka, mleko, oliwki i pomidorki koktajlowe, stawiając wszystko na blacie. Wyłożyłem na wierzch jeden głębszy talerz, patelnię, nóż, widelec i deskę, po czym z szafki wyciągnąłem potrzebne przyprawy (sól, pieprz) i ułożyłem obok kawałek szczypiorku. 

Dwa jajka wbiłem do talerza, dolewając jedną łyżeczkę mleka, i dosypując jedną łyżkę mąki pszennej. Doprawiłem odrobiną soli i pieprzu, po czym roztrzepałem widelcem. Następnie położyłem na gaz patelnię, wlewając do niej trochę oleju. Podczas gdy olej się podgrzewał, posiekałem na drobno szczypiorek, i pokroiłem na paseczki oliwki, oraz pomidorki. 

Gdy patelnia była już rozgrzana, wylałem na nią jajeczną masę, układając połówki pomidorków skórką do dołu, i dokładając na wierzch oliwki. Całość posypałem szczypiorkiem i zakryłem pokrywką, czekając aż jajka się zetną. Pięć minut później omlet był już gotowy, więc zdjąłem go na talerz i pokroiłem na trzy duże części, następnie podając po jednym talerzu każdej osobie.***

-Boziuniu mój ty kochanienki- zapiszczała Mito, po spróbowaniu pierwszego kawałka.- To jest po prostu niebiańskie! Twoje dania nie mogą się marnować tylko dla dwóch osób.- Postanowiła z zawziętym wyrazem twarzy.- Od dzisiaj będę do was wpadać na obiad. I nie obchodzą mnie słowa protestu!! Mhmm takie pyszne...

Zaśmiałem się pogodnie nie mogąc wytrzymać patrzenia na jej rozanielony wyraz twarzy, i przechyliłem głowę wpatrując się w Nathaniela. 

-A jak tobie smakuje?- zapytałem miękkim głosem. 

Chyba wejdzie mi to w nawyk.

Nathaniel spojrzał na mnie oblizując usta, po dopiero co zjedzonym kawałku, i uśmiechnął się delikatnie.

-Jak zawsze idealne- odpowiedział, z rozkoszą na twarzy zanurzając w ustach kolejny kawałek. 

Czując jak COŚ, aż nazbyt dobrze zareagowało na ten widok, szybko odwróciłem wzrok i wziąłem się za swoją porcję.  Trzeba było przyznać, że dzisiaj omlet wyszedł mi wyjątkowo pysznie. W rekordowym tempie skończyłem swoją porcję, dopiero teraz odczuwając głód z powodu całodniowych aktywności. 

W sumie, każdy z nas wyglądał już na nieźle zmęczonego. Do tego była już prawie jedenasta w nocy. Zgarniając talerze do zlewu, postanowiłem, że umyję je rano i machnąłem na resztę aby wstali od stołu.

-Nie wiem jak wy, ale ja bym już poszedł spać- stwierdziłem, ziewając przeciągle. 

Nathaniel pokiwał głową na zgodę, choć zauważyłem, że niemal od razu zesztywniał, a całe wcześniejsze rozbawienie szybko z niego uszło. Mito jednak, zdawała się nic nie zauważyć.

-Macie rację. Jestem już zmęczona, pójdę przodem- powiedziała, i czym prędzej skierowała się do schodów. Już po chwili usłyszeliśmy dźwięk otwieranych, i zamykanych drzwi, po czym zaległa cisza....

Momentalnie zrobiło się niezręcznie. 

-Ym..- zacząłem, próbując znaleźć jakieś odpowiednie słowa, aby zapytać go, dlaczego wydaje się być przygnębiony, albo chociaż życzyć dobrej nocy.


_____________

NATHANIEL

Dopóki byliśmy wszyscy razem, we trójkę, nie myślałem o tym, że już niedługo będę musiał iść do swojego pokoju... I zostać tam... SAM. Naprawdę nie paliłem się na to, aby iść już spać. Jednak... Każdy z nas był już zmęczony, i gdy Mito zniknęła w swojej sypialni, a ja zostałem na dole z Xavierem, poczułem irracjonalną potrzebę, aby zapytać go, czy mógłbym dzisiaj spać u niego.

W końcu ostatnim razem nie było tak źle... Chociaż.. To było zanim zdarzył się TEN "wypadek". Stałem naprzeciwko niego, i nie wiedziałem od czego zacząć, a moja niepewność najwidoczniej udzieliła się także jemu, ponieważ robił dosłownie to samo. Stał i gapił się, co chwilę otwierając usta, i zamykając.

-Czy...- zacząłem, jednak od razu przerwałem zastanawiając się, czy dobrze robię. 

Bo niby po co miałbym mu się naprzykrzać, i tak dużo dla mnie zrobił. Nie mogłem przecież oczekiwać, że zrobi jeszcze więcej. Daj mu żyć, człowieku, pomyślałem.

-Coś się stało?- zapytał przyglądając mi się dziwnym wzrokiem.

Zamrugałem oczami, i chwilę walcząc sam ze sobą, uśmiechnąłem się jedynie i pokręciłem głową. 

-Nie, nic.. Dobranoc- powiedziałem, po czym nie oglądając się więcej za sobą, ruszyłem do swojego pokoju. 

Wyglądało na to, że dzisiaj nie zgaszę światła.
__________________
 * Horror o duchach, demonach.



** Przyznać się kto ziewnął :) Ja zawsze ziewam, słysząc coś z ziewaniem xD
Ziew, ziewać, ziewam, ziewasz, aaaaaaa :)



*** Tak, tak ten przepis także jest prawdziwy. Będę tu dodawać tylko takie :p
Smacznego, jeśli ktoś się skusi.

Zauważyłam, że niektórym nie podoba się to, że wstawiłam przepisy. Nie żebym się tym przejmowała, w końcu robię to bo sama tak chciałam. Było mi to potrzebne do tych dwóch rozdziałów, i nie zamierzam tego więcej powtarzać. Wiadomo... opowiadanie to opowiadanie, ale chciałam połączyć coś przyjemnego, z czymś pożytecznym. A że akurat przez te dwa rozdziały nic szczególnego się nie działo, stwierdziłam, że nic nie szkodzi jeśli choć raz dodam dokładniejszy opis posiłku. W końcu wy na tym też możecie skorzystać. A to była ostatnia okazja, aby zrobić coś takiego, ponieważ od kolejnego rozdziału, planuję pogonić akcję.. 

Nasi bohaterowie nie zostaną dłużej nieświadomi.

czwartek, 17 lipca 2014

Dziękuję !

Dziękuję wam za wszystko! Za to że jesteście, że lubicie moje opowiadania, choć robię mnóstwo błędów, i nadal jestem zaledwie początkującą w pisaniu! I za wasze "plusy" dla moich rozdziałów. Nie sądziłam nawet, że jest was tak wiele.


Za wasze komentarze, za podnoszenie mnie na duchu.

Dziękuję wam!

Jesteś moim światłem- Rozdział 14

 Betowane przez Nanni <3<3<3
 ___________________
NATHANIEL

Przyciągnął mnie gwałtownie w swoją stronę, i ponownie przylgnął do mnie ustami. Z namiętnością ssał moje wargi, bawił się z językiem, i lizał podniebienie. Czułem jego dłonie, wolno wędrujące po moim ciele. Widziałem spojrzenie utkwione w mojej twarzy. Byłem jednym wielkim kłębkiem emocji, które rozrywały mnie od środka. 

Całowałem, dotykałem, pieściłem, rozpływałem się pod jego gorącym ciałem. Jego dłonie tak gorące, na mojej zimnej skórze. Jego usta tak spragnione, wewnątrz mych warg. Jego męskość, tak słodko prężąca się na mojej. Tak bardzo pozbawiająca mnie tchu... 


-X..avie..r.-jęknąłem, podczas gdy fala przyjemności uniosła mnie, i wyrzuciła gwałtownie w powietrze. 


*****


Raptownie zerwałem się z łóżka, rozglądając wokół nieprzytomnym wzrokiem. To było, takie prawdziwe... Czując coś lepkiego na swoim brzuchu, powoli uchyliłem kołdrę i w ustach zdusiłem przekleństwo.


Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się dojść w trakcie snu, jakikolwiek by on nie był. A tym bardziej nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się mieć bardziej intensywnego snu, albo w ogóle jakiegokolwiek z mężczyzną w tle. Mógłbym przysiąc, że nadal czuję na sobie jego dotyk.


Załamany schowałem twarz w swoich dłoniach.
I co ja teraz zrobię?, pomyślałem. To wszystko kompletnie wyrwało się spod kontroli. O ile wcześniej, byłem ledwie zaniepokojony swoim dziwnym zachowaniem, o tyle teraz byłem nim chorobliwie przerażony.

Jakim cudem to doszło do takiego miejsca?

Nigdy nie chciałem, żeby to tak wyglądało. Nie chciałem ani tego uczucia, ani tych wszystkich obaw które mnie nawiedzają... Wiedziałem, że nigdy nie pocałowałby mnie umyślnie. On po prostu... dał się ponieść impulsowi. A ja... Nie miałem zamiaru cierpieć z tego powodu, robić sobie głupich nadziei. Że niby co? Nagle mu się odmieni i zapragnie być z kimś takim jak ja? Z jego wrzodem na dupie, przez który musiał porzucić swoje poprzednie życie, znajomych...


Już i tak wystarczająco chore jest, że nie potrafię nawet zaprzeczyć, że cieszyłbym się gdyby jednak było inaczej.
Co się ze mną porobiło? Czemu nie mogłem okazać się jednak normalny? No ja się pytam, czemu?! 

Nie mam zamiaru słuchać jego wyrzutów sumienia, tłumaczeń. Zrobił to, trudno. Zapomnę. Po prostu udam, że nic się nie stało. Wątpię żeby z własnej woli poruszył ten temat. A nawet jeśli... Udam głupiego. Jakbym nie wiedział o czym mówi.. W końcu sam się domyśli, że po prostu nie chce o tym rozmawiać. Z pewnością mu ulży. A ja...


Nie ważne. Koniec! Nie będę więcej o tym myślał. Jestem głodny, i zamierzam iść na śniadanie.

Szybko wyskoczyłem z łóżka, z zamiarem pójścia na dół, gdy nagle przypomniałem sobie o moim nie za ciekawym "wyglądzie". Klnąc pod nosem, wyjąłem z szafki pierwsze lepsze rzeczy i trzymając je przed sobą, jak najciszej przemknąłem do łazienki.


_________________________________


XAVIER


Byłem podenerwowany. Nie! To za mało powiedziane! Czułem się, jakbym szedł na ścięcie. Dokładnie! Bardzo trafne porównanie sytuacji. Kompletnie nie wiedziałem, jak mam się zachować, ani jakiego zachowania mam się spodziewać.


Z braku innych zajęć, gdy tylko wstałem zeszedłem do kuchni, aby zrobić śniadanie. Nie zostało zbyt dużo jedzenia, tak więc postanowiłem się trochę napracować i zrobić naleśniki. Starając się już więcej o niczym nie myśleć, rozlewałem masę naleśnikową na patelnię, co jakiś czas przekręcając ciasto na drugą stronę. Gdy było już odpowiednio zarumienione, zdejmowałem i układałem je na leżącym obok talerzu. Gdy skończyłem, postawiłem talerz z naleśnikami na środku stołu, pomiędzy dwoma mniejszymi talerzami, ustawiając wokół słoik z dżemem, czekoladę i serek waniliowy.


Nie chciałem wchodzić na górę, krzyknąłem więc głośno "Śniadanie gotowe!" z nadzieją, że Nathaniel już nie śpi i sam zejdzie na dół.  Sam zaś, zasiadłem na jednym miejscu obficie smarując swój naleśnik czekoladą. Dwie minuty później gdy miałem zamiar wstać i ponownie go zawołać, usłyszałem kroki i zobaczyłem jak wkracza do kuchni.


-Dzień dobry- powiedziałem, starając się brzmieć normalnie.


-Dobry- odpowiedział, jak gdyby nigdy nic siadając naprzeciwko, i przekładając na swój talerz jednego naleśnika.


Wyglądało na to, że nie miał zamiaru poruszać tematu mojego wczorajszego wybryku. W myślach odetchnąłem z ulgą, jednak mogliśmy wrócić do normalności.


-Co dzisiaj zamierzasz robić?- zapytałem, tak jak to miałem ostatnio w zwyczaju.


Nathaniel przełknął kawałek naleśnika, obdarzając mnie dziwnym spojrzeniem.


-Jeszcze nie wiem, a ty?


-Myślałem żeby pójść zrobić jakieś zakupy. Chciałbym ugotować coś dobrego na obiad, Mito dzwoniła, że wpadnie.- odpowiedziałem bawiąc się swoim widelcem.


Nathaniel kiwnął głową w zamyśleniu.


-Jeśli chcesz, możesz iść ze mną...- powiedziałem powoli, ryzykując krótkim spojrzeniem w jego kierunku.


Jego twarz nie wyrażała niczego, tylko oczy ciągle wpatrywały się we mnie, jakby próbując przejrzeć mnie na wylot.


-W sumie... I tak nie mam nic innego do roboty- stwierdził, na co ja delikatnie się uśmiechnąłem.


-W takim razie, jak skończysz jeść, od razu możemy wychodzić. 


To dziwne, że taka głupia rzecz, jak zgoda na pójście na zakupy, niemal od razu poprawiła mi humor. W zastraszającym tempie, skończyłem swoją porcję i czekając na niego wsadziłem naczynia do zlewu.


-Później pomyjemy- powiedziałem i skierowałem się z nim do przedpokoju.


Szybko ubraliśmy buty, kurtki, szaliki i rękawiczki, po czym zamknęliśmy dom na klucz, i wolnym krokiem ruszyliśmy w dół ulicy.


__________________


NATHANIEL


Właściwie, nie wiem czemu zgodziłem się z nim iść, ale nie żałowałem swojej decyzji. Niby udawałem, że wszystko jest w porządku, ale postanowiłem, że w między czasie poobserwuję go i wybadam jego własne zachowanie. Nie uszło mojej uwadze, że praktycznie całą drogę spoglądał na mnie ukradkiem, jakby lustrując mnie wzrokiem. Gdy po raz któryś z kolei jego spojrzenie powędrowało wzdłuż całej mojej postaci, mimowolnie poczułem się nieswojo.


-Kghm..- chrząknąłem, gdy dłuższą chwilę, natarczywie przyglądał się mojej twarzy.


Szybko odwrócił się w drugą stronę, a ja kątem oka mogłem zauważyć jego czerwieniące się policzki.
Co tu do cholery się dzieje?

-Co właściwie chcesz ugotować?- zapytałem, chcąc przerwać ciążącą wokół ciszę.


Xavier jakby chwilę zastanawiał się nad swoimi słowami, zanim w końcu odpowiedział.


-Placki w zapiekanym serze z papryką i szynką, posypane świeżym szczypiorkiem.


Na sam opis poczułem zbierającą się w ustach ślinę.


-Serio? I naprawdę potrafisz to zrobić?


Xavier spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem, przez który poczułem, jak moje wnętrzności skręcają się delikatnie.


-Wątpisz w moje umiejętności kulinarne?- zapytał.


-Gdzież bym śmiał- powiedziałem, po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechając.


Wyglądało na to, że nawet jego zaskoczyła ta nagła zmiana na mojej twarzy. Widziałem jak jego wzrok ześlizguje się powoli na moje usta i dłuższą chwilę na nich zostaje. Mimowolnie poczułem, jak moje tętno przyśpiesza odtwarzając w myślach wczorajszy "wypadek". Zauważyłem w wyrazie jego twarzy, że on także pomyślał o tym samym. Już chciałem coś powiedzieć, gdy tuż za nami rozległy się głośne okrzyki.


-XAVIER!


-NATHANIEL!


Mając złe przeczucia, powoli odwróciłem się do tyłu i niemal od razu utonąłem w objęciach jakichś dwóch dziewczyn. Kątem oka zauważyłem, że Xavier także został schwytany przez jakąś brunetkę.


Po chwili, gdy wreszcie się wycofały, dowiedziałem się czemu ich głosy wydawały się takie znajome. To były te same dziewczyny, które dzieliły z nami przedział w pociągu. Nawet nie pamiętałem imienia żadnej z nich... Jakby instynktownie przysunąłem się bliżej Xaviera, aby mieć go cały czas na wyciągnięcie ręki.


-Wiedziałyśmy, że wreszcie was spotkamy- powiedziała brunetka, która w pociągu  pocałowała Xaviera.


Trochę mi się zrobiło głupio, gdy przyłapałem się na chęci odpowiedzenia im, że ich odczucia nie są odwzajemnione, i że najchętniej, to nigdy w życiu więcej bym ich nie spotkał.


-My także, mieliśmy taką nadzieję- odpowiedziałem jedynie, uśmiechając się do nich wymuszenie.


Zaskoczony poczułem, jak Xavier zawiesza rękę na moich ramionach, opierając się o mnie nonszalancko.


-Więc co tam u was słychać?- zapytał oddechem drażniąc mój policzek.


Dziewczyny z podekscytowaniem zaczęły opowiadać, co takiego "ciekawego" porabiały przez ostatnie dni, a ja udawałem, że je słucham, chociaż tak naprawdę zastanawiałem się co ma znaczyć te nagłe spoufalanie się Xaviera.


-...No i wtedy zorientowałyśmy się, że nie mamy żadnej odpowiedniej sukienki, więc szybko pojechałyśmy do jakiegoś butiku....


Nie zapowiadało się, żeby szybko miały skończyć. Jedna przerywała drugiej, druga trzeciej i tak w kółko. Do tego każda z nich posyłała nam kokieteryjne spojrzenia i uśmieszki, które z pewnością mi się nie podobały.


-....Pomyślałyśmy, że to jakaś pomyłka! Sukienki  za mniej niż sto dolarów!!! Najpewniej była z jakiegoś szmateksu, stanowczo stwierdziłyśmy, że jej nie kupimy i kazałyśmy pokazać droższe. Rozumiecie to? Jak w ogóle mogła nam zaproponować coś tak taniego!


-Oburzające..- skomentowałem z krzywym uśmieszkiem.


Jeśli dla nich sto dolarów, to cena dla ciuchów ze szmateksu, to boję się myśleć, ile one na te swoje ciuszki wydają...

-No właśnie!- przytaknęły entuzjastycznie.-Na czym my to....? A! No i dała nam takie za dwieście, to pomyślałyśmy, że możemy przymierzyć, chociaż zazwyczaj kupujemy za przynajmniej pięćset, i.....


Naprawdę nie wiem, ile jeszcze wytrzymam słuchając ich paplaniny, pomyślałem wzdychając mimowolnie. Chyba przyjęły to jako westchnięcie podziwu w ich kierunku, bo uśmiechnęły się jeszcze szerzej i zaczęły opowiadać jeszcze szybciej. Powoli zaczynała mnie boleć głowa, gdy nagle usłyszałem głos Xaviera tuż przy swoim uchu.

-Naprawdę cieszymy się, że was spotkaliśmy, ale śpieszymy się do sklepu. Mamy gości na obiad, tak więc....


Dziewczyny natychmiast zamilkły wpatrując się w nas rozmarzonym wzrokiem.


-Możemy wam towarzyszyć jeszcze chwilę, albo nawet odprowadzić do domu.- powiedziała najwyższa z nich, blondynka.


Zarówno Xavier, jak i ja byliśmy bardziej niż przerażeni taką opcją. Całą drogą ich paplania i najpewniej uwieszanie się ciągle na naszych ramionach... Nie. Stanowczo nie była to zbyt przyjemna wizja, jeśli nie mówić, że wręcz przerażająca. 


-Widzicie... Wolelibyśmy pójść sami, umówiliśmy się jeszcze z kolegami na miejscu... Może spotkamy się innym razem? Dacie nam swoje numery, a my po prostu zadzwonimy...- powiedział Xavier, a ja widząc ich zadowolone spojrzenia, wiedziałem już, że udało mu się je przekonać.


Wiedząc, że nie zabrał swojego telefonu, szybko wyciągnąłem mój, wręczając go i czekając aż każda z nich zapisze swój numer. Nie miałem wątpliwości, że nigdy z nich nie skorzystam...


Chyba tylko dzięki temu, że Xavier nadal był uwieszony na moich ramionach, powstrzymały się przed rzuceniem na nas, składając tylko pocałunki na naszych policzkach. Szybko pomachaliśmy im i zanim zdążyły zmienić zdanie, ruszyliśmy szybko w kierunku widocznego już spożywczaka.


-One są przerażające- skomentowałem, gdy zniknęły nam z oczu, zrzucając wreszcie jego rękę z moich ramion.


Nie miałem zamiaru pytać, dlaczego w ogóle się tam znalazła. Mój mózg i tak już zdążył wygłosić swoje własne, irracjonalne powody, próbując przekonać mnie, że może Xavier jest o mnie trochę zazdrosny.

Moim zdaniem, po prostu zrobił to odruchowo, nawet tego nie zauważając. Przyjaciele często stoją w ten sposób. To że ja żadnych nigdy nie miałem, nie znaczy, że on też. Najprawdopodobniej dla niego to coś normalnego. W końcu tylko zawiesił na mnie rękę. Jednak dla mnie... Taki mały gest wystarczył, żeby żołądek podskoczył mi do góry, a tętno przyśpieszyło.

-Nie wiem, czy są głupie, czy po prostu puste.-stwierdził Xavier otwierając przede mną drzwi.


W głowie zaświtała mi czerwona lampka. Byłem facetem, nie babą... Miałem ręce, sam sobie mogłem otworzyć, jednak nie skomentowałem tego, po prostu przechodząc pod drzwi. Wziąłem w rękę koszyk i odwróciłem się do niego, pytająco unosząc brwi.


-No więc, co kupujemy?


Xavier nie zważając na moje oburzone spojrzenie, wyrwał mi koszyk i ruszył między regały, dyktując potrzebne składniki.


-Mąka pszenna, jajka, mleko, dwie papryczki, 25 dag sera żółtego, 20 dag szynki, przyprawa do pizzy, proszek do pieczenia... I to chyba będzie na tyle.


Posłusznie pakowałem wszystko do koszyka, po czym stanęliśmy w kolejce, aby kupić szynkę i ser. Wzięliśmy zwykłą goudę i jakąś pieczoną szynkę, kierując się następnie do kasy. Podczas gdy ja wszystko pakowałem, Xavier zapłacił za zakupy i przejmując ode mnie torbę, wyszedł ze sklepu. Oczywiście szybko podążyłem za nim.


-Ty płaciłeś, więc to ja powinienem nieść- stwierdziłem niezadowolony.


-Nie kombinuj, może i już cię ręka nie boli, ale w każdej chwili może się pogorszyć- odpowiedział jedynie, nawet nie zerkając w moim kierunku.


Nie odpowiedziałem, ponieważ nie znalazłem żadnego dobrego argumentu.


-O której dokładnie wpadnie Mito?- Zapytałem, nie chcąc iść w kompletnej ciszy.


-Nie wiem dokładnie, mówiła, że będzie po południu.


Szybko zerknąłem na wyświetlacz swojej komórki. Była 12:30


-Już jest po południu- stwierdziłem.-To znaczy, że pewnie pojawi się niedługo.


-Nie niedługo, tylko już teraz!- Usłyszałem głośny okrzyk, i poczułem jak drobne ramiona dziewczyny oplatają mnie w talii. 


Chyba wszystkie dziewczyny, mają to w genach, pomyślałem, szybko odwzajemniając uścisk. Akurat do niej nic nie miałem. Wiedziałem, że patrzy na nas tylko jako przyjaciół. Obserwowałem jak przytula także Xaviera, po czym wycofuje się, abyśmy mogli otworzyć drzwi. 

-Widzę, że byliście na zakupach. Co takiego ciekawego chcecie upichcić?- zapytała przyjaznym tonem.


-To będzie niespodzianka- odpowiedział Xavier, uśmiechając się do niej delikatnie, na co moje serce znowu podskoczyło.-Już ja się postaram, żeby wam smakowało.- dodał, patrząc także na mnie. 


-Xavier będzie sam gotował, ja w tym czasie dotrzymam ci towarzystwa.- powiedziałem, widząc jej pytające spojrzenie.


____________________


XAVIER


Widząc jak Mito posłusznie kieruje się za Nathanielem do salonu, wraz z zakupami zniknąłem w kuchni.

Przygotowałem deskę, noże i miskę do wyrobienia ciasta, po czym szybko wypakowałem składniki. 

Paprykę pokroiłem w drobną kostkę, ser starłem na tarce z dużymi oczkami, szynkę pokroiłem na kawałki. Do miski wlałem trzy szklanki mleka, wsypałem trzy i pół szklanki mąki pszennej, wbiłem dwa jajka, wsypałem dwie łyżki proszku do pieczenia i wlałem dwie łyżki wyjętego wcześniej z lodówki octu. Doprawiłem solą i przyprawą do pizzy, następnie wrzuciłem resztę wcześniej pokrojonych składników i porządnie wymieszałem. 


Łyżką nakładałem na rozgrzaną wcześniej patelnię, smażąc z dwóch stron.* Gdy wszystkie już były gotowe, rozłożyłem je na trzy talerze i przyozdobiłem odrobiną pozostałej papryki, i kolendrą.


Pachniało smakowicie. Wszystkie talerze, wraz z sztućcami rozłożyłem na stole i głośno ich zawołałem. 


-Wow, świetnie wygląda- pochwaliła Mito, zasiadając przy jednym z miejsc, i z wielkim uśmiechem próbując kawałek.- Przepyszne!- wykrzyknęła robiąc duże oczy i uśmiechając się do mnie dowcipnie.- Gdybym wiedziała, że tak świetnie gotujesz, już wcześniej bym do was wstąpiła na obiad.


Uśmiechnąłem się mile połechtany, spoglądając na zajmującego swoje miejsce Nathaniela. Szybko usiadłem koło niego i oparłem głowę na dłoni, wpatrując się w niego badawczo.


-A tobie jak smakuje?- zapytałem dziwnie miękkim głosem. 


Nathaniel patrzył na mnie przez chwilę, po czym odkroił kawałek, i wolno wsadził do ust. Mimowolnie podążałem za nim wzrokiem, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego warg, gdy zniknął w nich kawałek placuszka. Mito z pewnością dziwnie się teraz na mnie patrzyła...




- Pyszne- odpowiedział Nathaniel uśmiechając się do mnie tak szczerze, jak jeszcze nigdy. 

Nasze oczy spotkały się, i przez dłuższą chwilę zapomniałem, gdzie się tak właściwie znajduję, tonąc w jego spojrzeniu. Jego uśmiech kompletnie pozbawił mnie myśli. Delikatnie zaczerwienione wargi kusiły aby ponownie przykryć je własnymi. Najprawdopodobniej był to zrobił, gdyby nie głośne chrząknięcie.


Szybko odwróciłem wzrok, niemal z żalem zrywając te dziwne połączenie i z zapałem zabrałem się za swoją porcję. 


-No dobrze..-odezwała się Mito, gdy tylko każde z nas skończyło już swoje jedzenie.- Czy teraz powiecie mi, o co poszło wam z Samuelem?


___________________________________

* Przepis jak najbardziej prawdziwy. Sami możecie spróbować upichcić coś takiego. Polecam, palce lizać :D






Udało się! Powiem tak... opóźnienie było duże, ale to tylko dlatego, że cały... CAŁY ROZDZIAŁ mi się usunął. Zawiesiła mi się myszka i po prostu zaczęłam machać nią w tą i z powrotem cały czas klikając, i nagle BUM! Nie ma rozdziału. No więc zabrałam się do pracy, i zaczęłam pisać od nowa. A był naprawdę długi...Ten tutaj jest o wiele krótszy...

Tak więc, mam nadzieję, że jakoś ujdzie.Dzisiaj jeszcze nic nie jadłam, chcąc wyrobić się z wstawieniem i po prostu od rana pisałam, pisałam... Bez przerwy. A jeszcze ten opis placuszków *.*. No po prostu zwariować można. Idę zjeść cokolwiek, bo nie wyrobię xD

Z góry dzięki za komentarze, i cierpliwość.


wtorek, 1 lipca 2014

Pan od Historii - Rozdział 9

SEBASTIAN

Punkt szósta rano zerwałem się z łóżka i dzwoniąc po opiekunkę Kamilka upewniłem się, że zjawi się dokładnie o siódmej trzydzieści aby się nim zająć. Po cichu ominąłem jego pokój nie chcąc go budzić przed jej przyjściem i skierowałem się do pokoju Damiana. 

-Czas wstawać!- zawołałem już na wejściu czując się równocześnie trochę głupio. Tak jakoś dziwnie było, przyzwyczaić się do myśli, że w domu oprócz mnie i Kamilka jest ktoś jeszcze. 


Jedynymi osobami, które dotychczas budziłem, był mój syn i zmarła żona. Nawet jeśli miałem już kilka dni na przywyknięcie, zdawało się to być co najmniej dziwaczne. A zrobiło się to jeszcze bardziej kłopotliwe, gdy zdałem sobie sprawę, że ten ktoś nie jest mi do końca obojętny... Choć nie miałem zamiaru nic robić w tym kierunku... Źle by się to dla mnie skończyło, gdybym wdał się w jakiekolwiek relacje z własnym uczniem. 


Nie widząc reakcji ze strony śpiącego, szybkim krokiem podszedłem do łóżka i delikatnie potrząsnąłem jego ramieniem. 


-Damian?


Chłopak odkręcił się do mnie plecami mrucząc jedynie coś pod nosem. 


-Damian, wstawaj- powtórzyłem tym razem głośniej, ponownie potrząsając jego ramieniem.


Tym razem przyniosło to odpowiedni skutek. Chłopak zerwał się nagle i wpatrzył we mnie z zaskoczeniem. 


-Sebastian?


-Ubierz się i zejdź na śniadanie. Muszę być dzisiaj wcześniej w szkole, mam kilka spraw do załatwienia. 


Chłopak posłusznie pokiwał głową i szybko zerwał się z łóżka podchodząc do szafki, którą mu wczoraj odstąpiłem, wyjął ubrania na zmianę i poszedł do łazienki podczas, gdy ja powoli skierowałem się do kuchni, aby zrobić śniadanie. 


Akurat, gdy kładłem na stole talerz kanapek i herbatę, do kuchni wkroczył Damian. Wolnym krokiem zbliżył się do stołu, z pewnością nawet nie zdając sobie sprawy z tego jak wygląda. Słodko roztrzepane włosy, zaspany wzrok i lekko podwinięta koszulka... Siłą zmusiłem się do szybkiego odwrócenia wzroku. Czemu nie mogło pozostać tak jak dawniej? Gdy żyłem w błogiej nieświadomości dotyczącej atrakcyjności tego chłopaka. 


-Siadaj i jedz, wychodzimy za piętnaście minut.-powiedziałem zabierając się za najbliższą kanapkę. 


Damian usiadł posłusznie naprzeciwko mnie i także zabrał się za jedzenie, powoli przeżuwając każdy kawałek. Czując dziwną ochotę, aby znowu na niego popatrzeć sięgnąłem po gazetę dusząc chęć w zarodku. Starając się skupić na treści artykułów nawet nie zauważyłem jego badawczego spojrzenia utkwionego w mojej twarzy.




*

DAMIAN

Gdy tylko wyszedłem z łazienki umyty i przebrany, wolnym krokiem ruszyłem na dół do kuchni. Byłem śpiący. Przez pół nocy nie mogłem zasnąć męczony najróżniejszymi koszmarami. W niektórych Sebastian zabił mojego ojca trafiając za kratki, a w innych to mój ojciec zabił Sebastiana i rozpaczałem nad jego grobem. A później spotykałem Kamilka, który stał samotnie w pustce. Wielkiej, czarnej, pochłaniającej duszę pustce. Wzdrygnąłem się zajmując miejsce przy stole i sięgając po kanapkę z szynką i ogórkiem.


Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że w zachowaniu Sebastiana coś się nie zgadza. Jakby unikał patrzenia w moim kierunku.. Mogło mi się wydawać, ale... Może on także doszedł do takich samych wniosków? Może dopiero zauważył czym ryzykuje pomagając mi? Mimowolnie się wzdrygnąłem. Tak jak wcześniej postanowiłem, nie miałem zamiaru utrudniać mu życia. Wystarczająco ryzykowne było opiekowanie się mną. Nie chciałem, aby musiał zamartwiać się także moimi niezbyt niewinnymi uczuciami względem jego osoby. Nigdy więcej mu się nie narzucę. Nie będę też próbować zwrócić na siebie jego uwagi. Wiem, że będzie to strasznie trudne, ale zrobię wszystko, aby tylko nie musiał pożałować decyzji o opiekowaniu się mną.


-Skończyłeś już?- głęboki głos wyrwał mnie z zamyślenia. Podniosłem wzrok napotykając jego błyszczące tęczówki wpatrujące się we mnie pytająco.  


Powstrzymując dziwny dreszcz, który przebiegł wzdłuż mojego kręgosłupa kiwnąłem głową i szybko podniosłem się od stołu ruszając w kierunku drzwi. Wsunąłem na stopy swoje sfatygowane buty i czekając na Sebastiana rzuciłem spojrzenie w kierunku schodów prowadzących na piętro nagle sobie o czymś przypominając. 


-A co z Kamilkiem?


Sebastian spojrzał na mnie najwidoczniej nie rozumiejąc, o co mi chodzi. 


-Zostawimy go tak samego?- zapytałem zaniepokojony.


-Damian, czy ty uważasz, że jestem aż tak lekkomyślny?- zapytał z lekkim niedowierzaniem.- Za kilka minut powinna pojawić się niania, która zajmie się nim do naszego powrotu.


Jakby dla potwierdzenia jego słów, w tej samej chwili rozbrzmiał dźwięk domofonu. Sebastian podszedł do drzwi i wpuścił do środka niziutką, starszą kobietę. Miała na oko może z pięćdziesiąt lat. Włosy gdzieniegdzie przyprószone siwizną, delikatne zmarszczki wokół oczu i ust, promienny uśmiech, lekko pulchna sylwetka. Wyglądała naprawdę sympatycznie, gdybym miał babcię, pewnie byłaby podobna do niej. Albo i nie. Równie dobrze mogłaby być tak samo podła jak ojciec. Mała poprawka... Gdybym wyobraził sobie swoją babcię, byłaby do niej podobna.


-Przyjedziemy o szesnastej, niech pani pamięta, aby nie dawać mu za dużo słodkiego.- upomniał ją Sebastian uśmiechając się do niej przyjaźnie, po czym wyszliśmy na zewnątrz.


Tym razem nie miałem problemów z zapięciem pasa. Gdy tylko dojechaliśmy do szkoły zgarnąłem swoją torbę i szybko się żegnając popędziłem pod swoją salę. Co z tego, że byłem przynajmniej trzydzieści minut przed czasem... Poczekam sobie, nigdzie mi się nie śpieszy.


Ku mojemu zaskoczeniu, gdy tylko dotarłem pod salę zauważyłem, że nie jestem jedyną osobą, która dotarła tak wcześnie. 


Angelika, dosyć wysoka, chuda, długowłosa klasowa piękność, stała właśnie koło okna przypatrując mi się spod lekko opuszczonej grzywki.  Wyjątkowo dziwna sytuacja jak na mój gust, jednak nie miałem zamiaru się nad nią zastanawiać. Wyjąłem z torby podręcznik od historii i społeczeństwa i zacząłem powtarzać sobie ostatnie tematy w razie gdyby profesorka postanowiła zrobić jakąś niezapowiedzianą kartkówkę. Kątem oka widziałem, że dziewczyna nadal wpatruje się w moją osobę. Olałem to czytając pierwszy temat
:" II Wojna Światowa na froncie Zachodnim".



Temat był nawet ciekawo opisany, więc po kilku chwilach wbrew oczekiwaniom wciągnąłem się i przestałem zwracać uwagę na otoczenie, dopiero lekkie walnięcie w ramię odwróciło moją uwagę od podręcznika. 

-Coś się stało?- zapytałem się uprzejmie stojącej przede mną dziewczyny. Gdzieś tam w głębi mózgu zastanawiałem dlaczego właściwie do mnie podeszła.


-Nie.. Ja tylko.. Ty jesteś Damian, prawda?




Pierwszy raz usłyszałem, aby panna pięknotka zająknęła się w towarzystwie jakiegoś chłopaka. Dziwne, bardzo dziwne.



-No tak.



Dziewczyna uśmiechnęła się ukazując swoje równe ząbki i myśląc zapewne, że w ten sposób wydaje się seksowniejsza. Jakby wyćwiczonym ruchem odgarnęła ręką włosy za ramię, po czym wyciągnęła ją w moim kierunku mrugając trochę nazbyt entuzjastycznie. 



-Jestem Angelika. Wiem, że właściwie to się znamy, bo chodzimy do tej samej klasy. Ale jakoś tak nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji porozmawiać. 



"A raczej mieliśmy ich aż mnóstwo, ale nigdy wcześniej się tym nie kłopotałaś." pomyślałem.



-Zmieniłeś się nieco. Ładną masz teraz fryzurę i nawet fajnie się ubierasz.- dodała po chwili przemykając po mnie spojrzeniem. 



"A więc to o to chodzi?" Uśmiechnąłem się przymuszenie udając, że spodobał mi się jej komplement. Naprawdę miałem gdzieś jak teraz wyglądałem. I tak nie mogłem mieć osoby której chciałem najbardziej, więc czemu miałby mnie obchodzić mój wygląd. "Przejdź do rzeczy dziewczyno." pomyślałem.



-Chciałbyś może wyjść gdzieś ze mną po szkole?



Tego się nie spodziewałem. 



Stałem przez chwilę zszokowany, po czym szybko zdałem sobie sprawę, że ona czeka na moją odpowiedź. Już chciałem powiedzieć, że nie... W końcu to było ewidentne zaproszenie na randkę, ale przypomniałem sobie to, co sobie obiecałem. Zapomnieć o Sebastianie. Nie było żadnej przyszłości dla naszego związku, o ile kiedykolwiek zaistniałoby coś innego niż relacja uczeń-nauczyciel. Oczywiście na pewno nie zapomnę o nim przy tej pustej laluni, nawet mnie kobiety nie interesują... ale trzeba od czegoś zacząć. Z drugiej strony jeśli się nie zgodzę, może się na mnie solidnie zemścić. W końcu jest w tej szkole jedną z najpopularniejszych i najtrudniejszych do zdobycia dziewczyn. 

Pozostaje jeszcze ostatnia kwestia. Co taka dziewczyna jak ona, nagle chce od kogoś takiego jak ja? Nie rozumiałem tego i wątpię żebym miał zrozumieć. Z tego co pamiętam Sebastian nie mówił czy po szkole wracamy razem, czy nie... Nic nie szkodzi jeśli na jeden dzień zapomnę o wszystkich zmartwieniach, nawet jeśli miałbym łazić po mieście z tą wkurzającą panienką.


- W sumie może być...- zgodziłem się wzdychając lekko, co pewnie wzięła za objaw uwielbienia do jej osoby. 


- W takim razie do zobaczenia po ostatniej lekcji!- krzyknęła i po raz kolejny zarzucając włosami odwróciła się na pięcie, na odchodne w śmieszny sposób kręcąc biodrami. 


Co też inni w niej widzieli? Nie miałem pojęcia. Nie zwracając uwagi na głośne szepty osób, które zdążyły się zgromadzić dokoła w trakcie naszej rozmowy, wróciłem do swojego podręcznika. 


Nawet nie wiedziałem jak bardzo zmieni się moje życie po tym spotkaniu. 


_________________________



Dzisiejszego dnia nie miałem żadnych lekcji z Sebastianem. W sumie i dobrze, jeśli mam się w stosunku do niego normalnie zachowywać muszę się na to przygotować psychicznie. Moja zmiana nie może być też zbyt drastyczna, aby inni nie zwrócili na nią uwagi. Jak zwykle będę się w niego wpatrywać, ale bez tego rozmarzonego spojrzenia jak kiedyś, gdy chciałem zostać zauważony. 



Nie mogłem sprawiać mu problemów. Moje uczucia wszystko by skomplikowały. A on jest zbyt dobry... Nie zasługuje na kogoś takiego jak on. Powinien zakochać się w jakiejś kobiecie, tak żeby świat nie tępił jego związku. Żeby Kamilek miał szczęśliwą rodzinę. Żeby nikt nie wytykał ich palcami.



Nie mogę odebrać mu takiej możliwości. Nie mogę sprawić, aby przez całe życie był nieszczęśliwy, wytykany palcami... 

Po ostatniej lekcji zamyślony zatrzymałem się przy wyjściu ze szkoły czekając na Angelikę. W duchu modliłem się, aby jednak się rozmyśliła i anulowała spotkanie, jednak los bywa kapryśny. Kilka chwil później stanęła u mego boku z grupą chichoczących za jej plecami koleżanek. 


-Witaj Damian- zaszczebiotała i jak gdyby nigdy nic wspięła się na palce wyciskając na moim policzku soczystego całusa. - Idziemy?


Powstrzymałem się przed wzdrygnięciem i wpychając ręce do kieszeni kiwnąłem głową na zgodę. Raz kozie śmierć... Od jednego spotkania na pewno nie umrę.  Przepuściłem ją przodem podtrzymując drzwi, (tak jak wypada) słysząc z tyłu głośne piski jej koleżanek. Doprawdy... jarają się takimi rzeczami jak uprzejmość... Nigdy ich nie zrozumiem. To całkowicie odrębny gatunek, jak chociażby... małpa. Niby nasz przodek, a za nic się nie dogadasz. Tylko jej w głowie te banany.


Dziewczyna korzystając z okazji, że wyciągnąłem jedną rękę z kieszeni szybko chwyciła ją i splotła nasze palce prowadząc mnie za sobą. Już chciałem wyszarpnąć rękę, gdy zauważyłem jego. Stał kilka metrów dalej przy samochodzie i wpatrywał się we mnie z zagadkowym wyrazem twarzy. 


Początkowa panika została po chwili zastąpiona przez zimną kalkulację. Jeśli uwierzy, że moje zadurzenie już minęło, będzie mógł żyć spokojniej... Jestem mu to winny po tym jak się mną zajmował.. Nie powinien się obawiać, że każdy jego gest w moim kierunku zrozumiem inaczej. Teraz będzie miał wreszcie spokój. 


Mocniej ścisnąłem dłoń dziewczyny i zrównałem z nią krok pochylając się lekko w jej kierunku.




-Poczekasz tutaj chwilę, muszę zamienić jedno słowo z wychowawcą?- zapytałem starając się uśmiechnąć jak najbardziej czarująco.



Angelika przez chwilę wyglądała jakby ktoś ją zaczarował. Stała prosto wpatrując się we mnie zamglonymi oczami z rozmarzonym wyrazem twarzy. 



-Ach... jasne, jasne...Poczekam.



Posyłając jej jeszcze jeden uśmiech, powoli odwróciłem się i wolnym krokiem skierowałem się w kierunku auta Sebastiana.



_________________



SEBASTIAN



Dziękowałem bogom, że nie miałem dzisiaj żadnych lekcji ze swoją klasą. Moje odkryte niedawno uczucia całkowicie zakrzywiły mój dotychczas uporządkowany świat, zostawiając po sobie niezły burdel. Gdyby jeszcze przynajmniej wyglądał tak jak wcześniej... Może i dało by się je ignorować, ale...

Ściął te przeklęte włosy i wygląda, jak wygląda. Absolutnie czarująco... Samo przyznanie tego kosztuje mnie ból głowy. Jak mam wytrzymać z nim pod jednym dachem, gdy za każdym razem jak na niego patrzę nawiedzają mnie dawno ukryte pragnienia? 


Się porobiło... Przez cały dzień nie mogłem się skupić na prowadzonych lekcjach, moje myśli błądziły w stanowczo złym kierunku, więc jedynym co mi pozostało to danie dzieciakom jakiegoś zajęcia. Z każdą klasą zorganizowałem zajęcia grupowe i rozdając po kilka zagadnień, kazałem zrobić im plakat. Materiały zostały rozdzielone pomiędzy grupy, a ja w spokoju mogłem usiąść za biurkiem i porozmyślać. 


Co jeśli któregoś dnia nie wytrzymam? Taka pokusa po tak długim czasie celibatu jest niemal nie do zniesienia. Wykorzystam zagubionego dzieciaka, który tak naprawdę sam nie wie czego chce? Jestem pewny, że jego zachowanie to była tylko próba zwrócenia na siebie uwagi ze względu na jego trudną sytuację rodzinną. Odkąd udało mi się go uratować spod rąk jego ojca, nie zauważyłem, aby zachowywał się w jakiś dziwny sposób. Najwidoczniej uświadomił już sobie, że tak naprawdę nigdy mnie nie pragnął... W końcu zakocha się w jakiejś dziewczynie i o wszystkim zapomni. A jak na razie to ja muszę się teraz powstrzymywać... Albo zrobię coś czego później będę żałować...


Dzisiejszego dnia mieliśmy tyle samo godzin, tak więc założyłem, że pewnie wrócimy do domu razem. Moglibyśmy najpierw zajechać do supermarketu po jakieś zakupy dla Kamilka, a później obejrzeć we trójkę jakiś film... Obiecując sobie, że postaram się zachowywać jak najbardziej profesjonalnie oparłem się o swój samochód i obserwowałem wychodzących uczniów. 


Jednak w żaden sposób nie mogłem przygotować się na to co zobaczyłem po chwili. 


Damian szedł za rękę z inną uczennicą mojej klasy, Angeliką Bones o ile pamiętam. Najwidoczniej zmierzali gdzieś poza tereny szkoły, ponieważ nie od razu zauważył mnie stojącego na parkingu. Starając się jak najbardziej opanować emocje, przywołałem obojętny wyraz twarzy i spod przymrużonych powiek obserwowałem jak uśmiecha się do niej, i po chwili kieruje się w moją stronę. Najwidoczniej kazał jej na siebie zaczekać ponieważ stała w miejscu, z rozanielonym wyrazem twarzy śledząc jego plecy. 


Nie wiedziałem, że znalezienie dziewczyny pójdzie mu tak szybko. To tylko potwierdziło moje przypuszczenia, że tak naprawdę był zagubiony i nic do mnie nie czuł. Poczułem się dziwnie, jakby mój żołądek oplotły ciężkie łańcuchy ciągnące go w dół. 


-Przepraszam, że wcześniej Cię nie uprzedziłem, ale wyszło tak jakoś niespodziewanie... Wrócę dzisiaj sam.. Idę teraz na spacer z Angeliką.


Udawałem, że nie ruszyła mnie jego wiadomość, choć w głębi serca warczałem z poirytowania. Gdyby jeszcze wybrał jakąś normalną dziewczynę, a nie ta pustą lalunię obdarzoną wątpliwym IQ. 


-Nic nie szkodzi. Właściwie to czekałem na Ciebie, żeby powiedzieć, że mam coś jeszcze do załatwienia. Ale.. nie wiedziałem, że masz dziewczynę. Gratuluję- dodałem nie mogąc się powstrzymać, aby zobaczyć jego reakcję. 


Przez dosłownie sekundę po jego twarzy przebiegł trudny do zidentyfikowania cień, jednak już po chwili wyglądał tak jak wcześniej. 


-Dziewczynę? Na razie nie sądzę aby można było to tak ująć. Poprosiła mnie abym zgodził się gdzieś z nią wyjść, więc... W sumie nigdy nic nie wiadomo, może mi się spodoba. Tak więc, do zobaczenia wieczorem.- powiedział i machnąwszy mi na pożegnanie, odwrócił się i podbiegł do dziewczyny niemal od razu łapiąc ją za rękę, i prowadząc w tylko sobie znanym kierunku. 


Miałem ochotę przeklinać moją głupotę. Po co w ogóle wyjechałem z tym tekstem? Nie ważne... Wpakowałem się do samochodu i wycofałem z parkingu jadąc prosto do domu. Było coś jeszcze w lodówce, więc będziemy mieli co jeść. Nie miałem nastroju na zakupy, poza tym musiałem wrócić przed wyjściem opiekunki. Nie mogłem przecież zostawić Kamilka samego, był zbyt mały, jeszcze zrobiłby sobie krzywdę. 


Zaparkowałem przed domem i wszedłem do środka niemal od razu czując oplatające moje nogi ramionka. 


-Tata!




-No witaj mały- uśmiechnąłem się podnosząc go i usadzając sobie na biodrze. 



Pani Marysia przyglądała się nam z dobrodusznym uśmieszkiem, zakładając na siebie płaszcz i biorąc w ręce swoją brązową torebkę. 



-Kamilek był dzisiaj naprawdę grzeczny. Cały czas opowiadał o tym młodym chłopcu, który był tu dzisiaj rano. Wyjątkowo za nim przepada... Będę już szła, do zobaczenia jutro Sebastianie.



-Tutaj masz proszę dzisiejszą zapłatę- zatrzymałem ją szybko wręczając jej kilka banknotów.- Do zobaczenia jutro, pozdrowi pani swoje wnuczki- powiedziałem na odchodne i zamknąłem za nią drzwi. 



Kamilek uśmiechnięty wtulił się w moją szyję chichocząc wesoło. 



-Tato, a gdzie jest Damian? 



Nieprzyjemne uczucie ponownie ścisnęło moje wnętrzności. Czemu na każdym kroku muszę o nim myśleć?

-Przyjdzie wieczorem Kamilku. Masz na coś ochotę? Zrobić Ci coś do jedzenia?


Chłopczyk zrobił smutną minkę i zwinął swoje dłonie w piąstki na mojej koszuli. 


-Nie. Pani Marysia zrobiła mi płatki... 


-W takim razie o co chodzi?- zapytałem sadzając go na kanapie w salonie. 


Kamilek podniósł się do siadu i wykrzywił usta w podkówkę. 


-Chcę pobawić się z Damianem- powiedział buńczucznie, na co ja tylko westchnąłem głęboko. 


Znałem ten wyraz twarzy, teraz za nim nie zmieni tematu dopóki Damian nie wróci. Z drugiej strony podsunęło mi to pewien pomysł.




-Jeśli chcesz możemy przejść się na spacer do parku i przy okazji zobaczyć, czy nie będzie tam Damiana. Co ty na to? 

-Tak!!!- wykrzyknął zadowolony i przytulił się do mnie radośnie. 



Najwyżej ich nie spotkamy, pomyślałem i szybko ubrałem go w kurteczkę i buty, po czym złapałem go za rączkę, i razem wyszliśmy z domu. 



_____________________



DAMIAN



Najpierw poszliśmy do sklepu i kupiłem nam po gorącej czekoladzie, w sam raz na taką pogodę, po czym skierowaliśmy się do pobliskiego parku. Angelika chyba wzięła sobie za punkt honoru aby opowiedzieć mi wszystkie szkolne anegdotki, bo gęba jej się nie zamykała. W spokoju udawałem zainteresowanego chłepcząc moją czekoladę i próbując zdusić nieprzyjemne zimno, które ogarnęło mnie po rozmowie z Sebastianem. Jakby nie mogło być jeszcze gorzej, pogratulował mi dziewczyny. 

On naprawdę nic a nic do mnie nie czuje... I dobrze. W końcu miałem dać mu spokój... Na co mu dzieciak z patologicznej rodziny. Już i tak za dużo robi w ogóle się mną zajmując. 


-A wiesz, że Ania z naszej klasy potajemnie buja się w tym kujonie Igorze? Pff... dobrali się. Hahaha. Szara myszka z pryszczulem. Pewnie zapomniałby języka w gębie gdyby się do niego odezwała. Nawet taka dziewczyna jest powyżej ich standardów. Kujonów w sensie.


Powoli zaczynała mnie boleć głowa od jej paplania. Dyskretnie spojrzałem na wyświetlacz komórki i sapnąłem przejęty.


-O Boże kompletnie zapomniałem!




-Co? Coś się stało?- spytała zaniepokojona. 



-Miałem być o piątej w domu, moja matka prosiła mnie żebym pomógł jej z czymś- skłamałem starając się wyglądać na przejętego.- Chyba będę musiał już iść.



Angelika westchnęła zmartwiona. 



-Trudno, możemy się umówić innego dnia. Daj mi swój numer telefonu, zadzwonię jak będę wolna.



"Mam nadzieję, że nie nastąpi to w najbliższym czasie" pomyślałem walcząc z pokusą aby podać jej fałszywy. Podyktowałem numer i zanim zdążyłaby mnie wyręczyć, pocałowałem ją w policzek i odbiegłem machając jej ręką na pożegnanie. 

"
Nigdy więcej." przysiągłem w myślach, przyśpieszając kroku aby oddalić się od tamtej części parku. 

Nigdy wcześniej nie byłem tak zadowolony z powodu spławienia kogoś. Westchnąłem z ulgą i skierowałem się w pobliże niedalekiego placu zabaw, gdy nagle usłyszałem głośny pisk i poczułem, że coś uczepiło się mojej nogawki. 


Zaskoczony spojrzałem na szczerzącego się do mnie Kamilka. 


-Znalazłem!- wykrzyczał, a ja kompletnie nie wiedziałem o co mu chodzi. 


-Cześć Kamilku- uśmiechnąłem się i widząc jego wyciągnięte ręce, podniosłem go i przytuliłem do siebie uśmiechając się, gdy zachichotał wesoło. - Co tutaj robisz? Gdzie pani opiekunka?- zapytałem zaciekawiony. W końcu maluch nie mógł tutaj sam.


-Przyszedłem z tatą- powiedział z dumą pokazując palcem stojącą nieopodal osobę. 


Przełykając ślinę odwróciłem się w tamtym kierunku i zamarłem widząc jego spojrzenie wbite w moją postać. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby wpatrywał się we mnie w ten sposób... Tak dziwnie intensywnie. Wzdrygnąłem się i szybko odwróciłem wzrok stawiając Kamilka z powrotem na ziemi. 




-Daaamian pobawisz się ze mną w piratów?- zapytał patrząc na mnie błyszczącymi oczami.



Jak mogłem mu odmówić? Nie zerkając w stronę Sebastiana złapałem małego za rączkę i skierowałem się do pobliskiej zjeżdżalni, która miała mi służyć za łódź piracką... Kompletnie się zapomniałem, całkowicie oddając się zabawie z maluchem, nie zauważyłem więc jego spojrzenia, które śledziło każdy mój ruch. Ani nawet wyrazu twarzy który mu wtedy towarzyszył. 



__________________________



 Zmobilizowałam się i dodaję dzisiaj ten rozdział napisany na szybkiego. Mam nadzieję, że teraz będziecie w lepszym humorze po tak długim okresie czekania.

Dziękuję za to, że jesteście.




Betowane przez Nanni <3 <3 <3






poniedziałek, 30 czerwca 2014

Jesteś moim światłem- Rozdział 13

NATHANIEL

Przez całą drogę do domu nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem, jednak nawet na sekundę nie puściliśmy swoich dłoni... Mi było to więcej niż na rękę... Czułem się bezpieczniejszy u jego boku. Już drugi raz uratował mnie z opresji. 


Wzdrygnąłem się na wspomnienie wykrzywionej gniewem twarzy Samuela, mimowolnie podnosząc wolną dłoń i przyciskając ją do policzka. Nie bolał, nawet nie piekł... ale nadal mogłem poczuć jego uderzenie. To wstrząsnęło mną o wiele bardziej niż fakt, że chciał mnie wykorzystać, nawet bardziej niż słowa, które do mnie skierował...


Nawet nie zauważyłem momentu w którym dotarliśmy już na miejsce. Nadal tępo wpatrywałem się w widok za oknem, gdy Xavier delikatnie pociągnął mnie za rękę zmuszając mnie do skierowania na niego swojej uwagi. 


-Chodźmy do domu- powiedział, po czym wyciągnął mnie za rękę z samochodu. 


Bez słowa podążyłem za nim wspinając się po oblodzonych schodach. Gdy tylko drzwi za nami się zamknęły, puściłem jego rękę i cofnąłem się kilka kroków chcąc od razu mu podziękować za pomoc. Zanim jednak zdążyłem pisnąć chociaż słówko, Xavier odwrócił się w moją stronę wyglądając na co najmniej wkurzonego.


-Coś się stało?- zapytałem, zamiast zwyczajnie podziękować mu tak jak zamierzałem to zrobić. 


-Co ty w ogóle sobie myślałeś idąc z nim do jego sypialni?! Czy naprawdę jesteś na tyle naiwny, aby z praktycznie obcym dla siebie chłopakiem zamknąć się w odosobnionym pokoju?! Co jeśli nie skończyłoby się tylko na głupim uderzeniu?!


Przez chwilę stałem w miejscu nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. 


-Chyba nie myślisz, że jestem taki głupi aby iść z nim gdziekolwiek, bez wcześniejszego upewnienia się o co chodzi?!- wykrzyknąłem zaskoczony.- Nie miałem pojęcia, że chodzi mu o coś zupełnie innego. Powiedział, że ktoś z jego znajomych chce mnie poznać, a nie może się ruszyć z pokoju ponieważ jego dziewczyna złamała obcas. 


Xavier spojrzał na mnie z niedowierzaniem.


-Gdzie złamała obcas?! Na piętrze?! W prywatnej sypialni?! A może od razu przy wejściu, a później niepostrzeżenie udało się ją przetransportować do pokoju?! To w ogóle nie ma sensu!! Nie mów mi, że nie domyśliłeś się o co chodzi...


Teraz już przesadził, pomyślałem czując, jak całe powstrzymywane przeze mnie oburzenie wydostaje się na zewnątrz.


-Czy ty właśnie sugerujesz... ŻE POSZEDŁEM ZA NIM Z WŁASNEJ WOLI WIEDZĄC, ŻE CHCE MNIE WYDYMAĆ?!!!


-Nie ujął bym tego tymi słowami... Ale do jasnej cholery! Jesteś mężczyzną, tak? Więc, jakim cudem nie przejrzałeś, o co mu chodzi. Nawet ja to zauważyłem!




-Nawet ty zauważyłeś co?!- warknąłem ze złością.

Niedowierzanie w jego oczach osiągnęło maksymalny poziom, o ile było to możliwe. Kompletnie ogłuszony wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczami. 


-Jak to co? Od momentu w którym zobaczył Cię w kawiarni, wręcz pożerał Ciebie wzrokiem. Jakim cudem tego nie zauważyłeś? Nawet w moim kierunku rzucał aluzjami na twój temat. Przed imprezą ośmielił się nawet subtelnie zasugerować żebym nie przyszedł na nią z tobą! Ale nawet jeśli tego nie zauważyłeś, jak mogłeś być tak bezmyślny?! 


-Przestań. Nie chce tego słuchać...


Naprawdę nie miałem zamiaru słuchać ani słowa więcej. Ochota na podziękowanie mu także mi przeszła. Jedyne na co miałem ochotę, to zamknięcie się w pokoju i pójście spać. Jak pomyślałem, tak też postanowiłem zrobić więc nie zważywszy na jego tyradę, szybkim krokiem ruszyłem w kierunku schodów. 


Nie uszedłem za daleko. Już po chwili jego ręka owinęła się wokół mojego ramienia odwracając mnie w swoich kierunku. 


-Gdzie idziesz? Jeszcze z tobą nie skończyłem.


-Ach tak? A ja uważam tą rozmowę za zakończoną. NIC! Powtarzam NIC wcześniej nie zauważyłem! Ani nie prosiłem się o jego uwagę, ani też jej nie aprobowałem. Nie wiem o czym jeszcze chcesz ze mną rozmawiać... Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że idąc za nim postąpiłem lekkomyślnie, ale już tego nie zmienię. Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo wyprowadziło Cię to z równowagi?


Stałem wpatrując się w niego wyczekująco. W końcu zadałem mu pytanie, tak? Powinien na nie odpowiedzieć. W mojej głowie jedna myśl, ścigała się z drugą. Miałem ochotę strząsnąć z siebie jego rękę którą nadal trzymał na moim ramieniu, i równocześnie znowu naszły mnie dziwne myśli. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak blisko siebie stoimy. Mimowolnie poczułem, jak moje policzki oblewają się szkarłatną czerwienią. Na szczęście Xavier wydawał się tego nie zauważyć. Obserwowałem jak jego oczy zwężają się przez chwilę, podczas gdy jego twarz pochyliła się lekko w moim kierunku.


-Pytasz się dlaczego? Jestem za Ciebie odpowiedzialny! Miałem się tobą opiekować, gdybym nie zauważył twojego zniknięcia na czas, mogłoby to się skończyć o wiele gorzej.


-Nikt Cię nie prosił żebyś bawił się w niańkę!- krzyknąłem nawet nie zauważając momentu w którym moje ciało zaczęło drżeć od tłumionego gniewu.- Dla twojej wiadomości, jesteśmy w tym samym wieku. Nie ma mowy o tym abyś brał odpowiedzialność za to co robię! Nigdy nawet tego od Ciebie nie oczekiwałem! 


_______________


XAVIER

Przez całą drogę taksówką ściskałem jego dłoń, w myślach powstrzymując się przed wybuchnięciem gniewem. Jak mógł być tak lekkomyślny? Jak mógł pójść gdziekolwiek z tym palantem? Dlaczego w ogóle znalazł się tam na górze? Fakt, że nie znałem odpowiedzi na ostatnie pytanie tylko bardziej mnie rozwścieczył. Miałem ochotę zamordować tamtego bydlaka na miejscu, tylko ze względu na czekającego na mnie na dole Nathaniela zakończyło się jedynie na uderzeniu. 


Czy on nie widział jak Samuel się na niego patrzy? Czy nie dostrzegał tych wszystkich słownych aluzji? Do cholery, przecież jest mężczyzną! Powinien rozpoznać oznaki flirtu na kilometr! 


Gdy tylko weszliśmy do domu, nie wytrzymałem i wreszcie wybuchłem rozkładając całą swoją frustrację na nim. Byłem zdenerwowany, zmartwiony, zły i równocześnie czułem się tak głupi. Jak mogłem w ogóle spuścić go z oka. To przez tę przeklętą dziewczynę! Co by się stało gdybym jednak nie doszedł na górę, na czas? Co, gdyby Samuel zdążył złapać uciekającego Nathaniela i z powrotem zaciągnąć go do swojej sypialni? Nigdy bym sobie tego nie darował... Wykorzystanie go... Nie nawet nie mogłem sobie tego wyobrazić. Nigdy więcej nie mogłem do tego dopuścić.



Gdy nagle odwrócił się ode mnie i chciał odejść, nic nie myśląc złapałem go za ramię i siłą odwróciłem w moją stronę.
-Gdzie idziesz? Jeszcze z tobą nie skończyłem- powiedziałem wpatrując się w niego uporczywie. Nie miałem zamiaru tak łatwo dać mu odejść. Nie po tym, jak bardzo martwiłem się o to, czy nic więcej mu się nie stało. Nie... na pewno nie zamierzałem puścić go, zanim sobie z nim porządnie nie porozmawiam. Ta sytuacja nie ma prawa się więcej powtórzyć!


Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego takim obrotem sprawy.


-Ach tak? A ja uważam tą rozmowę za zakończoną. NIC! Powtarzam NIC wcześniej nie zauważyłem! Ani nie prosiłem się o jego uwagę, ani też jej nie aprobowałem. Nie wiem o czym jeszcze chcesz ze mną rozmawiać... Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że idąc za nim postąpiłem lekkomyślnie, ale już tego nie zmienię. Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo wyprowadziło Cię to z równowagi?


Dlaczego wyprowadziło mnie to z równowagi?! DLACZEGO?! On naprawdę był taki głupi, czy miał tylko chwilowe zaćmienie umysłu?! Jak po tym wszystkim w ogóle mógł powiedzieć coś takiego? Mimowolnie moje oczy zwężyły się, gdy powoli pochyliłem swoją głowę ku jego twarzy. 


 -Pytasz się dlaczego? Jestem za Ciebie odpowiedzialny! Miałem się tobą opiekować, gdybym nie zauważył twojego zniknięcia na czas, mogłoby to się skończyć o wiele gorzej- każde słowo wypowiadałem z pewną dozą niedowierzania, jakbym nadal nie mógł uwierzyć w to, że nic do niego nie dociera. 


Widziałem jak jego ciało zaczyna się trząść, a policzki purpurowieją ze złości. Przez moją głowę przebiegła irracjonalna myśl, że w tej chwili wygląda nawet słodko. Myślałem, że skapituluje. W końcu właśnie wszystko mu klarownie wyjaśniłem, jednak ponownie mnie zaskoczył mówiąc słowa których nigdy bym się nie spodziewał.


-Nikt Cię nie prosił żebyś bawił się w niańkę! Dla twojej wiadomości, jesteśmy w tym samym wieku. Nie ma mowy o tym abyś brał odpowiedzialność za to co robię! Nigdy nawet tego od Ciebie nie oczekiwałem!


Kompletnie mnie zamurowało. Niańkę? Niańkę? Czy on cały ten czas tak to odbierał? 


Całą siłą woli zmusiłem się, aby powstrzymać następny wybuch gniewu i przypadkiem nie zrobić czegoś, czego później bym pożałował. 


-Właściwie nadal nie wiem po co aż tak się mną przejmujesz... Teraz jestem nawet skłonny przyznać, że lepiej by było dla ciebie gdybyś już wcześniej zostawił mnie samemu sobie. Nie musiałbyś czuć się odpowiedzialnie ani za mnie, ani za moje wyczyny. Może po prostu spakuję się i wrócę tam skąd pr...


Z każdym jego słowem czułem jak moje wnętrze gotuje się z wściekłości. Nie miałem zamiaru dać mu dokończyć tego zdania. Pierwszy raz w  życiu zrobiłem coś czego całkowicie nie przemyślałem. 


Pchnąłem go na pobliską ścianę i niewiele myśląc wbiłem się gwałtownie w jego usta kompletnie zagłuszając jego ostatnie słowa. Nie chciałem patrzeć w jego oczy  z pewnością zszokowane, i pełne obrzydzenia, dlatego też po prostu zamknąłem powieki i całkowicie oddałem się pocałunkowi. Nie wiedziałem czemu to zrobiłem. Chciałem go tylko uciszyć, a podświadomość podsunęła mi właśnie ten sposób. 


Nie zważając na fakt, że osoba całowana wydaje się być całkowicie bierna, wręcz zgniatałem jego wargi w mocnym pocałunku. Czekałem tylko na dogodny moment w którym mógłbym wkraść się w jego usta. Gdy ten kilka chwil później nastąpił, najwyraźniej Nathaniel oprzytomniał na tyle, że chciał coś powiedzieć, skwapliwie wykorzystałem to i wślizgnąłem się językiem pomiędzy jego opuchnięte od pocałunku wargi. Jedną ręką przytrzymałem jego szczękę widząc, że chce się wycofać, a drugą mocniej przycisnąłem go do ściany. 


-Nie... waż... się... nigdy... więcej... nawet... tego... sugerować...-wymamrotałem w jego wargi, po czym pogłębiłem pocałunek, aby odebrać mu możliwość odpowiedzi. 


Czułem jego ręce, które próbowały mnie odepchnąć, lecz nie zamierzałem im pomóc. Władczo przesunąłem językiem wzdłuż jego podniebienia i linii zębów wyduszając z jego ust przeciągły jęk. Delikatnie zsunąłem swoją dłoń przytrzymującą mu szczękę i chwyciłem w nań jego włosy, szarpiąc lekko do tyłu, aby móc jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. Następny jęk wydarł się spomiędzy jego zaczerwienionych warg, a ja nie mogłem się oprzeć i na chwilę uchyliłem powieki nie przerywając pocałunku. 


Jego dłonie zamiast odpychać mnie, teraz kurczowo przytrzymywały się mojej koszulki. Oczy miał zamknięte, policzki zaróżowione i z coraz większą pasją zaczął odpowiadać na moje pocałunki. Gdy zobaczyłem w jak piękny sposób odchyla mocniej głowę wydając z siebie jęk pełen rozkoszy, nie byłem w stanie więcej zamknąć oczu. Nasze języki tańczyły wspólnym rytmem stając się coraz bardziej zachłanne, a ręka którą dotychczas przytrzymywałem jego ciało, teraz swobodnie badała linie jego klatki piersiowej wydobywając z mojej ofiary coraz liczniejsze jęki. Nie pozostawałem dla nich obojętny. Pozostawiając w spokoju jego miękkie kosmyki, palcami zacząłem dotykać jego karku, policzka, szyi... A gdy i to mi nie wystarczyło zastąpiłem ją własnymi ustami. Powoli odstąpiłem od jego warg znacząc miejsce od jego szczęki, przez drgające jabłko adama, po obojczyki, które obdarzyłem kilkoma małymi pocałunkami. Z przyjemnością zassałem delikatną skórę na jego szyi, witając się z następnymi jękami przyjemności. 


Moje ręce jakby samoczynnie zaczęły drażnić ukryte pod koszulką sutki Nathaniela, sprawiając, że ten prawie zjechał na dół po ścianie, gdyby nie kolano które wsunąłem mu pomiędzy uda, aby utrzymać go w miejscu. 


Czułem jak jego miękkie ciało napiera na moją nogę, podczas gdy po raz pierwszy od tego pocałunku chłopak wykazał się inicjatywą i wsunąwszy palce w moje włosy zmusił mnie do ponownego wrócenia ustami do jego rozkosznie uchylonych warg. Bez protestów porzuciłem więc jego szyję, ponownie całkowicie oddając się naszemu pocałunkowi. 


Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałbym, że znaleźlibyśmy się w podobnej sytuacji. Gdy moja męskość pulsuje bólem z powodu podniecenia, podczas gdy jego własna ociera się o moją nogę przyprawiając mnie o szaleństwo. W tej chwili byłbym gotowy pójść o wiele dalej, kompletnie nie wiedząc co tak naprawdę powinniśmy zrobić. Zatopieni w pełnym namiętności pocałunku, z niewiadomego powodu spragnieni swoich ciał, będący tak blisko spełnienia.


-"I wanna be more than friends, I wanna be more..."

Głośny dźwięk dzwonka gwałtownie wyrwał mnie z otępienia. Zszokowany nie mniej niż osoba stojąca naprzeciwko mnie, odskoczyłem do tyłu wpatrując się w niego rozszerzonymi oczami. O Boże! Co ja właściwie zrobiłem?! Czy my przed chwilą prawie się...? Nathaniel oparty o ścianę z podwiniętą lekko koszulką, zaczerwienionymi spuchniętymi ustami i wyraźnymi śladami na szyi  sprawiał sobą nad wyraz podniecający obraz. Niestety nie na długo... Gdy tylko minęła mu pierwsza fala zaskoczenia zerwał się z miejsca i biegiem wybiegł z holu kierując się zapewne do swojego pokoju. 


Jasna cholera. Co ja narobiłem?!   Nadal nieustający dźwięk dzwonka zmusił mnie wreszcie do wyjęcia z kieszeni mojej komórki i odebrania połączenia. Nawet nie spojrzałem na wyświetlacz, aby sprawdzić kto dzwoni.


-Halo?



_______________



NATHANIEL



 Gdybym wiedział jaką reakcję wywołają moje słowa, z pewnością bym ich nie wypowiedział. A może jednak nie? Może wykorzystałbym okazję i postąpił tak samo? Tylko po to, aby zasmakować najwspanialszego w moim życiu pocałunku. NIE! Przestań, nie możesz tak o tym myśleć. Przecież kompletnie nie wiesz dlaczego to zrobił! Właśnie... Dlaczego? 

Przecież to niemożliwe, abym w jakikolwiek sposób mu się podobał... W takim razie co? Zły odruch, zapomnienie, brak kobiety?


Wydawał się być całkowicie pochłonięty tym co robił, dopóki ten przeklęty telefon.... Właściwie ciekawe kto dzwonił..


Urghhh… Kompletnie ignorując potrzebujący uwagi, pulsujący przedmiot w swoich spodniach położyłem się na plecach kładąc sobie na twarz poduszkę. Miałem wrażenie jakby moje policzki płonęły żywym ogniem. Czułem się równocześnie zażenowany swoją uległością, jak i podniecony jego działaniami. Nie mogłem postąpić w żaden inny sposób, niż tylko uciec do siebie. Byłem pewny, że jeśli zwlekałbym odrobinę dłużej, skończyłoby się to czymś o wiele poważniejszym niż to co się stało. Wątpiłem abyśmy zatrzymali się wyłącznie na pieszczotach... I przerażało mnie to na równi z tym, że właściwie byłem gotowy mu się oddać... Kompletnie zapomniałem o wyrażeniu jakiegokolwiek protestu. Moje myśli zamarły, a ciało galopowało na rumaku rozkoszy machając mi wesoło ręką z oddali. Gdyby tylko wyraził jakąkolwiek chęć... nie sprzeciwiłbym mu się... Nawet jeśli później poczułbym się wykorzystany, skrzywdzony. Co najprawdopodobniej by nastąpiło, ponieważ wątpiłem aby tak naprawdę chciał to wszystko robić ze mną. 


Pewnie odbijało mu z powodu samotności, którą musiał znosić przeze mnie. Bądź był zły, że szukając mnie zaprzepaścił sobie szansę u tej dziewczyny z którą wcześniej siedział. Instynktownie chciał mi dać nauczkę, i zabrnął w trochę złym kierunku. Byłem wręcz pewien, że nawet nie był gejem.


To wszystko nie miało sensu...


Ignorując fakt, że moja męskość zaczęła pobolewać przez brak spełnienia, nawet się nie rozebrałem tylko wślizgnąłem pod kołdrę i zamknąłem oczy pozwalając swoim myślą odpłynąć.




_____________________



XAVIER



Dzwoniła Mito. 



Chciała dowiedzieć się dlaczego tak szybko wyszliśmy, i co się stało Samuelowi. Sprytna bestyjka od razu skojarzyła sobie jego podbite oko z naszym odejściem.  Nie chciałem przez telefon poruszać tego co się stało, więc obiecałem jej spotkanie następnego dnia i wyjaśnienie całej sytuacji. Pomimo iż najwidoczniej zżerała ją wielka ciekawość, o co mogło pójść, zgodziła się na ten warunek i uprzedziła, że odwiedzi nas jutro po południu. Zanotowałem sobie to w myślach, aby przypadkowo nie zapomnieć i rozłączyłem się utkwiwszy swoje tępe spojrzenie w ścianie, przy której  jeszcze przed chwilą dotykałem Nathaniela.

Nie wiedziałem skąd w ogóle wziął się u mnie pomysł, aby go pocałować. Nawet jeśli zrobiłem to kompletnie nie myśląc... To było po prostu.... 


Nigdy nie rozmyślałem nad tym czym lubię mężczyzn, czy po prostu jeszcze nie trafiłem na tą jedyną. Z pewnością nigdy nie opisałbym żadnego chłopaka mianem "piękny", "seksowny" a tym bardziej "podniecający". Dlaczego w takim razie takie myśli krążyły po mojej głowie, gdy chodziło o Nathaniela? Gdy zobaczyłem jak skwapliwie oddaje moje pocałunki nie mogłem oprzeć się, aby ich nie pogłębić, aby palcami nie badać jego ciała. Z każdym centymetrem odkrywałem więcej, i więcej, i nie mogłem przestać. Gdyby nie telefon... Gdyby nie telefon wykorzystałbym go, a on nawet by się nie sprzeciwiał. Był taki ufny w moich dłoniach. Przez tyle czasu się nim zajmowałem, pomagałem. A teraz zdradziłem jego zaufanie, jednym nieostrożnym samolubnym ruchem. 


Nie miałem zamiaru więcej powtarzać tego błędu. Miałem nadzieję, że jutro nie poruszy tego tematu z pewnością będąc zażenowanym na równi ze mną. 


Wolnym krokiem zbliżyłem się do schodów, wspinając na nie i równocześnie starając się stłumić jęki bólu. Byłem tak cholernie twardy... Gdy tylko dotarłem do łazienki, odkręciłem prysznic i stanąłem w kabinie nie zważając na ubrania, które przykleiły się do mojej skóry po zetknięciu z zimną wodą.  Stopniowo podniecenie odeszło w niepamięć, a ja szczękając zębami z zimna zerwałem z siebie ubrania i owijając się w szlafrok, jak najszybciej ruszyłem do swojego pokoju. Włożyłem na siebie byle jakie bokserki i koszulkę, po czym wślizgnąłem się do łóżka z jedną myślą kłębiącą mi się po głowie. 


Jutro będę musiał udawać jakby nic takiego się nie stało.



Nie mogłem pozwolić, aby te zajście zniszczyło całe budowane tak długo, zaufanie...

__________________________________________



Na początku, dziękuję za to, że na mnie zaczekaliście. Teraz gdy wróciłam i zobaczyłam te wszystkie komentarze, aż mi się zrobiło ciepło na serduchu, więc od razu nabazgrałam ten mały rozdzialik. 



Taki przeprosinowy :D Mam nadzieję, że jest mi wybaczone :) 



Teraz wakacje, co równa się z mnóstwem wolnego czasu ( przynajmniej w nocy, w dzień nadal mam go bardzo mało). Nie trzeba się wysypiać do szkoły, co oznacza, że można zarywać nocki dla rozdziałów. 



Ten napisałam w ciągu ostatnich dwóch godzin, gdy tylko po raz pierwszy od baaardzo dawna dorwałam się do komputera. 



Wreszcie coś zaczyna się dziać xD Dzięki wam mam wenę, więc spodziewajcie się za dwa dni następnego rozdziału. :D 
Jeszcze raz dziękuję, za to, że na mnie czekaliście. To dużo dla mnie znaczy. 

Betowane przez Nanni <3 <3 <3